Ostatnie królestwo

  • PDF
  • Drukuj
  • Email

Informacje o książce
Autor: Bernard Cornwell
Tłumaczenie: Amanda Bełdowska
Wydawca: IW Erica
Seria: Wojny Wikingów
Rok wydania: 2010
Stron: 534
Wymiary: 20,5 x 13,9 x 3,5 cm
Oprawa: miękka
ISBN: 978-83-62329-07-6

Recenzja
Dął silny wiatr ze wschodu, gdy na horyzoncie dało się dostrzec pierwsze żagle. Wkrótce, za nimi wyłoniły się kadłuby statków i rzędy wioseł rytmicznie przeszywających morską toń. Ludzie zza morza przybywali na Wyspę. Dotychczas ich nadejście znaczyły grabieże i pożogi położonych nad brzegiem wiosek. Nie wiadomo w jakim celu pojawiali się tym razem, co też sprowadzało ich w te strony. Pewne było jedynie, że nic dobrego.

Duńska inwazja na Brytanię, która rozpoczęła się w 866 roku, z początku wyglądała niegroźnie. Najeźdźcom sprzyjały jednak podziały i niesnaski wśród miejscowych. Władcy anglosascy nie potrafili ze sobą współdziałać, a w obliczu zaprawionych w walkach przeciwników szybko tracili ducha i wolę stawiania oporu. Jedno po drugim padały królestwa w północnej, środkowej i wschodniej Anglii. Była to nie tylko walka ludów, ale i starcie dwóch religii, ponieważ Dunowie (w powieści tłumaczka preferuje formę „Duńczycy”) byli poganami, czczącymi tradycyjne bóstwa skandynawskie, z Odynem i Thorem na czele, zaś mieszkańcy Brytanii, choć niektórzy dopiero od niedawna, wyznawali chrześcijaństwo.

Podbój przebiegał bardzo szybko i wkrótce niepodległe pozostało jedynie ostatnie królestwo – Wessexu. W obliczu kolejnych najazdów organizowanych przez duńskich wodzów państwo to znalazło się wkrótce na skraju zagłady. Wówczas jednak zdarzyło się coś, co odwróciło bieg dziejów i sprawiło, że Brytania nie stała się „drugą Danią”, a najeźdźcy podzielili los wielu innych ludów, których nawy w poszukiwaniu nowych siedzib los zagnał na Wyspy. Panujący wówczas w Wessexie król Alfred, któremu potomni nadali przydomek „Wielki” (jako jedynemu w dziejach Anglii) zwykł w tym upatrywać ręki Opatrzności. Obecnie historycy doceniają przede wszystkim jego mądrą politykę i zręczne przywództwo, które pozwoliło Anglosasom zachować tożsamość, a z czasem przechylić szale tego konfliktu na swoją korzyść.

Powieść Bernarda Cornwella przenosi nas w tamte odległe, mroczne czasy. Już na początku poznajemy głównego bohatera – drugiego syna eldormana Bebbanburga Uhtreda (pierwotnie nosi inne imię). Jest młody, zuchwały i szybko się uczy, a los sprawi, że w nadchodzącej konfrontacji duńsko-anglosaskiej znajdzie się na zmianę po obu stronach barykady. Wraz z Uhtredem przemierzamy ówczesną Brytanię, która w tych latach dopiero stawała się Anglią. Będziemy świadkami historycznych wydarzeń i napotkamy na swojej drodze historyczne postacie, odmalowane przez pisarza często z drobnymi szczegółami. Jako ciekawostkę można podać fakt, że wspomniany przez autora w notce historycznej zawartej w zakończeniu gród, z którego wywodził się Uhtred – Bebbanburg, (dzisiaj Bamburgh) był kiedyś we władaniu jego rodziny, pierwsze wzmianki pochodzą jednak dopiero z XIII wieku. Głównego bohatera potraktował więc poniekąd jak swego dalekiego przodka.

Znakomicie i zgoła niepoprawnie politycznie jak na tak wybitnego władcę ukazany został król Alfred Wielki. Pierwszy raz spotykamy go, gdy z płaczem opowiada swojemu spowiednikowi o słabości jaką ma wobec jednej ze swoich służących. Ksiądz tłumaczy mu, że widocznie taka jest wola Boga i że w ten sposób pragnie on go doświadczyć. Na propozycję, że oddali służącą, radzi mu też, by pozostawił ją u swego boku i mężnie opierał się pokusie, w ten sposób ćwicząc się w cnocie. Jednocześnie król pokazany został jako człowiek wielce pobożny i chorowity. Potem stopniowo odkrywamy dalsze cechy jego wybitnej osobowości. Odmalowując postać króla autor opierał się na dość szczegółowych informacjach zawartych przede wszystkim w Żywocie króla Alfreda, napisanym przez jego biografa, biskupa Assera. Zastanawiam się, czy u nas byłoby możliwe przedstawienie któregoś z władców piastowskich w podobny sposób.

Książkę czyta się świetnie. Najważniejszy jest klimat tych mrocznych wieków, który udało się autorowi z powodzeniem oddać. Mimo dość skąpych źródeł, weryfikował on starannie przedstawiane w książce wydarzenia – na końcu, jak w wielu innych jego powieściach, znajdziemy notkę na temat tego, które wydarzenia i postacie są ściśle historyczne, a które stanowią jedynie fikcję literacką.

Przeczytałem książkę „jednym tchem”. Polecam wszystkim, zwłaszcza miłośnikom średniowiecza.

Autor: Raleen

Opublikowano 10.11.2010 r.

Poprawiony: środa, 29 grudnia 2010 21:22