I Konwent Bydgoski – ogólna relacja

  • PDF
  • Drukuj
  • Email

W dniach 9 i 10 grudnia 2006 r. miał miejsce pierwszy konwent miłośników gier planszowych w Bydgoszczy. Tematem przewodnim konwentu miały być i w większości były gry wojenne, jednak dołączyli do nas także miłośnicy lżejszej rozrywki w postaci tzw. eurogier, coraz liczniej obecnie sprowadzanych z zagranicy i coraz częściej zyskujących uznanie graczy. Konwent odbył się w pomieszczeniach biurowych, udostępnionych przez naszego kolegę Krzysztofa, występującego zwykle na forach pod tajemniczym nickiem cdc9. Od strony logistycznej warto wspomnieć, że dzięki uprzejmości gospodarza miejsce na imprezę zostało nam dane za darmo, za co już na wstępie należą mu się podziękowania. Dla wielu organizatorów kwestia wynajęcia lokum na konwent jest sprawą podstawową, a i koszty jakie generuje mogą być dla niektórych potencjalnych uczestników zniechęcające. W przypadku tego konwentu udało się uniknąć opłat za uczestnictwo, za co chwała organizatorowi.

Drugą istotną kwestią było zapewnienie prowiantu, zwłaszcza w postaci różnych batoników, płatków itp. przez Maedhrosa, któremu z tego tytułu również należą się podziękowania. Ponieważ konwent organizowany był w tym roku niejako zamiast konwentu Zahcon, część sponsoringu przeznaczonego na tamtą imprezę udało się Maedhrosowi wykorzystać na rzecz konwentu bydgoskiego. Gracze mieli więc bardzo komfortowe warunki: miejsce za darmo i w zasadzie bez większych ograniczeń czasowych (można było pograć w nocy), położone blisko dworca PKP, tak że każdy, nawet na tyle ułomny w tych sprawach jak ja, mógł z łatwością samodzielnie trafić. Przy tym – tak to przynajmniej ja oceniam – było to lepsze miejsce na konwent niż szkolna klasa czy sala na uczelni, w których najczęściej odbywają się tego typu imprezy. Do tego – jak wspominałem – mieliśmy częściowe wyżywienie oraz tani, a przy tym bardzo porządny hotel w cenach nieprzekraczających 30 zł za noc, położony blisko miejsca, gdzie graliśmy. Na koniec omawiania wątku organizacyjnego serdeczne podziękowania należą się jeszcze Włodkowi (wujawowi), który wiele pomagał we wszystkich sprawach logistycznych, wspierając cdc9, jak i bezpośrednio dopomagając uczestnikom konwentu. Ogólnie od tej strony uważam, że impreza wypadła bardzo dobrze, moim zdaniem dużo lepiej niż wiele podobnych, mimo że odbywała się po raz pierwszy.

Gier do wyboru było na miejscu mnóstwo, jako że organizatorzy przywieźli swoje zapasy, więc gracze nie musieli się nawet szczególnie fatygować. Gdy więc lekko spóźniony (za sprawą niedawnych zmian rozkładu jazdy pociągów i zwykłych w takich przypadkach problemów PKP) trafiłem na miejsce, na środku w najlepsze trwała już rozgrywka Zeki i Kamila w „Charków 1942”. Równolegle grano w szereg innych gier – z góry proszę o wyrozumiałość, jeżeli coś uszło mojej uwadze. Trwały więc zacięte boje w „Normandię 1944”, która to gra rozgrywana była na konwencie dwukrotnie. Wujaw i Teufel grali w „Alezję” GMT, grane było także „Twilight Imperium”, „Memoir ‘44”, „Machina”, koledzy ze starej gwardii przymierzali się do „Ścieżek chwały”, ale chyba ostatecznie postanowili skupić się na czymś innym, z kolei ja z Maedhrosem rozegraliśmy emocjonującą partię „Wiednia 1683”, w której chrześcijanie zostali rozgromieni przez kierowanych przeze mnie wyznawców Mahometa, kapitulując w 16 etapie.

Ponieważ część rozgrywek potrwała dłużej niż przypuszczaliśmy, następnego dnia w części kontynuowaliśmy boje z dnia poprzedniego. Kolegom udało się jeszcze zagrać w „Jungle Speed”, kolejną „Normandię 1944”, ja wraz z wujawem i jeszcze jednym kolegą, którego nick pochłonęły już otchłanie mojej niepamięci, rozegraliśmy dziewiczą (dla nas dwóch) partię w „Puerto Rico”, a następnie w karciankę „Bang”. Planowane było jeszcze szereg atrakcji, między innymi rozgrywka sędziowska kierowana przez Maedhrosa w jedną z gier wojennych, ale sobotni późny wieczór zszedł nam, przynajmniej w części, na dyskusjach okołokonwnetowych, historycznych i innych. Kilka gier zostało napoczętych, ale nieukończonych. Między innymi, bardzo mieliśmy ochotę rozegrać „Bitwę na Polach Pelennoru” oraz „Tannenberg 1914”, a wujaw kolejną grę z serii GMT „Great Battles of History”. Po moim odjeździe koledzy jeszcze grali, z tego co mi wiadomo do wieczora, w różne lżejsze rzeczy, jak „Mare Nostrum”.

Warto wspomnieć, że odwiedzili nas także przedstawiciele jednego z miejscowych sklepów sprzedających planszówki, zainteresowani samą imprezą, jak i współpracą, co myślę jest dobrym prognostykiem na przyszłość.

Konwent był świetną okazją do spotkania się osób w części znających się do tej pory jedynie wirtualnie. Odnoszę wrażenie, że gospodarzowi się spodobało, na tyle, że możemy liczyć na kolejne edycje imprezy przynajmniej raz do roku, bądź częściej. Być może uda się nawet w Bydgoszczy zorganizować w oparciu o lokum cdc9 w miarę regularnie działający klub – to jednak będzie już zależało od gospodarza, na ile będzie miał na to czas i możliwości, jak i od samych graczy będących na miejscu.

Na koniec jeszcze raz chciałem podziękować wszystkim, z którymi dane mi było się spotkać przy planszy i ogólnie na konwencie, za to, że stworzyli miłą atmosferę tej imprezy. Dobrze, że w północnej części Polski pojawia się w końcu jakiś konwent gier wojennych – sądzę, że dla graczy z tej części kraju będzie to znakomita okazja do spotykania się i że współpraca bydgosko-toruńska z konwentem Zahcon będzie się rozwijać.

Sądzę, że wszystkich, którzy nie mieli jeszcze okazji spróbować, już można zaprosić na II edycję imprezy. O ile uda się zachować warunki organizacyjne, które były obecnie, widzę przed nią świetlaną przyszłość.

Autor: Raleen

Opublikowano 28.12.2006 r.