Angielski łucznik 1330-1515

  • PDF
  • Drukuj
  • Email

Informacje o książce
Autor: Clive Bartlett
Tłumaczenie: Konrad Ziółkowski
Wydawca: Napoleon V
Seria: Warrior
Rok wydania: 2019
Stron: 72
Wymiary: 24,8 x 18,4 x 0,6 cm
Oprawa: miękka
ISBN: 978-83-7889-878-8

Recenzja
Książka „Angielski łucznik 1330-1515” to krótka pozycja przybliżająca czytelnikowi sylwetkę typowego angielskiego strzelca w apogeum wojny stuletniej i okresach po niej następujących. Pozycja jest niewielkiego formatu. Całość materiału została skondensowana na 72 stronach wypełnionych licznymi opisami i zdjęciami oraz podzielonych na kilkanaście krótkich rozdziałów.

Rozdziały są napisane treściwie, wypełniają je głównie opisy, aczkolwiek nie brakuje odniesień historycznych. Pozycja nie skupia się na konkretnych wydarzeniach, ale na życiu codziennym i służbie angielskiego łucznika. Ważnym elementem są również rozdziały dotyczące produkcji wyposażenia i uzbrojenia, jego konserwacji. Autor przedstawia także informacje dotyczące charakterystyki formacji, w których skład wchodzili łucznicy z Wysp Brytyjskich, nie tylko w armii angielskiej, ale również sojuszniczych, np. burgundzkiej czy cesarskiej.

Wydaje się, że pozycję uszeregowano w trochę chaotyczny sposób, kolejność poszczególnych rozdzialików (nazwanych tak przez recenzenta z uwagi na ich objętość) budzi wątpliwości, jednak nie wpływa na ich czytanie. Na początku, po krótkim wprowadzeniu, możemy się dowiedzieć o rekrutacji, warunkach służby i zarobkach, potem autor przechodzi do informacji o łupach, by następnie skupić się na aprowizacji. W dalszej kolejności można przeczytać o organizacji oddziałów, ubiorze i uzbrojeniu ochronnym oraz zaczepnym, szkoleniu. Końcowe tematy to przemieszczanie się łuczników, medycyna oraz wierzenia. Wydaje się, że niektóre tematy (np. łupy czy warunki służby) należałoby przemieścić w inne miejsca z uwagi na ich nie do końca udane wpasowanie pomiędzy pozostałe rozdziały. Poszczególne treści są napisane sprawnie, jednak z uwagi na ich niewielką objętość stanowią raczej przykłady niż wyczerpujące opisy.

Duży podziw ze względu na objętość budzi szata graficzna, w książeczce znajduje się prawie 70 ilustracji, rycin oraz grafik. Czytelnik może odnaleźć grafiki z epoki przedstawiające łuczników, ryciny ubioru, elementów uzbrojenia czy współczesne grafiki tematycznie związane z łucznikiem angielskim. Mimo wysokiej jakości ilustracji, część z nich jest kontrowersyjna. Wydawać się może, że autor, skupiając się na łucznikach angielskich, zaprezentował w przeważającej większości bogatszych łuczników (jak sam ich nazywa – dworskich), marginalizując typowe chłopstwo, najliczniej reprezentowane w tej formacji. Wiele z ilustracji przedstawia pokaźne uzbrojenie ochronne, będące na wyposażeniu oddziałów przybocznych, także przeważająca część rycin skupia się na elitarnych oddziałach wyposażonych w cięższe pancerze. Tak obciążony łucznik nie jest w stanie wykonywać dobrze swoich czynności. Tutaj na uwagę zasługują ilustracje wykonane przez grafika, które prawdopodobnie w bliższy sposób oddają rzeczywistość. Niemniej z uwagi na objętość pozycji, warstwa graficzna jest bardzo dobrej jakości i zasługuje na wyróżnienie, mimo że w pewnych miejscach wydaje się być „wciśnięta” trochę na siłę.

Interesującą rzecz stanowi notka informacyjna z tyłu okładki. Czytelnik dowiaduje się o tym, że strzały do łuku wykorzystywanego tylko przez Anglików posiadały taką samą zdolność penetracji co współczesne naboje, a sam łuk był najbardziej szybkostrzelną bronią armii angielskich do czasu wprowadzenia do służby karabinu Lee Enfield na początku XX w. Recenzent, zapoznając się z tym opisem, zdumiał się. Jest zrozumiałe, że pozycja ta, napisana przez Anglików przede wszystkim dla Anglików, musi zawierać trochę mitów na temat łuku, ale ilość nieprawidłowych stwierdzeń w tak krótkim tekście okazuje się zatrważająca. Łucznicy angielscy używali łuków walijskich, historycznie rzecz biorąc, przez większość opisywanego okresu nie używano łuku angielskiego tylko właśnie zapożyczonego z Walii (gdzie ludność miejscowa szyła z nich przede wszystkim do Anglików). Kolejnym błędnym stwierdzeniem jest informacja o ekskluzywności tego łuku, który według autorów był swoistą wunderwaffe armii angielskiej. Tymczasem z opisów historycznych wynika jasno, że zwycięstwa odniesione przez armie angielskie późnego średniowiecza opierały się w większym stopniu na wykorzystaniu terenu, znajomości taktyki przeciwnika (lub jej „braku” w przypadku niektórych armii francuskich) oraz użyciu broni dystansowej. Trzeba oczywiście zaznaczyć, że łucznicy angielscy byli świetnie zaznajomieni ze swoim fachem oraz wyposażeniem, jednak ich obecność nie zawsze stanowiła gwarancję zwycięstwa. Przykładem może być bitwa pod Patay, gdzie francuska ciężka jazda rozgromiła mających przewagę liczebną (co dosyć rzadkie w trakcie wojny stuletniej) Anglików z uwagi na właściwe wykorzystanie przewagi manewru, a nie jakieś szczególne błędy popełnione przez przeciwnika. Kolejnym błędem, a właściwie bzdurą, jest stwierdzenie o szybkostrzelności łuku w porównaniu do broni palnej używanej do XX w. Recenzent pomija już fakt, że karabin Lee Enfield wszedł na wyposażenie armii brytyjskiej pod koniec XIX w., a nie w XX w. Jeszcze w XVIII w. wynaleziono tzw. kartaczownicę Puckla, będącą prototypem kartaczownic, w XIX w. używano kartaczownicy Gatlinga, wielokrotnie przewyższającej szybkostrzelnością wspomniany łuk. Z kolei pod koniec XIX w. w czasie powstania Mahdiego z powodzeniem używano karabinów maszynowych Maxima. Ostatnim rażącym błędem jest stwierdzenie o penetracji pocisku porównywalnej ze współczesnymi nabojami. Należy przyznać, że można porównywać ją z nabojami do Kbks-u lub pociskami pistoletowymi, niemniej współczesna amunicja bojowa posiada o wiele większą siłę przebicia niż jakakolwiek strzała wystrzelona z łuku. Z mitami o penetracji strzał rozprawiano się już wielokrotnie i recenzent nie będzie zajmować się tym na nowo. Jeżeli oceniać książkę po okładce, to ma ona tutaj wielki minus. Na szczęście wnętrze jest zdecydowanie lepsze.

„Wnętrze” książki zostało napisane dużo lepiej, aczkolwiek i tutaj autor nie ustrzegł się błędów lub celowo nagiął fakty opisując pewne kwestie. Jednym z błędów jest użycie słowa „łuk refleksyjny” (str. 45) jako klasyfikacji części łuków angielskich (walijskich) z uwagi na obecność refleksów (wygięć) na drzewcu. Angielska klasyfikacja łuków używa w tym przypadku terminu recurve bow. Zwrot ten nie został przetłumaczony na polski. Nasza terminologia posługuje się określeniem „łuk półrefleksyjny”. Nie wiadomo na ile jest to błąd tłumaczenia lub korekty, jednak o ile dla laika nie stanowi to różnicy, tak osoby zaznajomione z tematem na pewno zwrócą na to uwagę.

W książce zawarto również dyskusję na temat używania karwaszy łuczniczych. Autor wykazuje, że były one niezbędne w trakcie procesu użytkowania łuku ze względu na poprawny tor lotu strzały czy zmniejszenie naciągu łuku w przypadku braku stosowania tych akcesoriów. Recenzent stoi na stanowisku, że użycie karwaszy było przeznaczone głównie dla ludzi uczących się posługiwać łukiem, a nie dla doświadczonych łuczników. Jest to cały czas przedmiotem debaty historyków i łuczników, ciągle prowadzone są badania oraz eksperymenty dotyczące ich użytkowania. Szkoda, że autor zaprezentował tylko jeden punkt widzenia. Podobna rzecz ma się z innymi akcesoriami łuczniczymi, np. rękawicami łuczniczymi. Autor ze zdumieniem zaznacza fakt, że we wraku Mary Rose (zatopionego okrętu angielskiego, wypełnionego łukami i akcesoriami łuczniczymi) nie znaleziono żadnych rękawic, mimo prostoty konstrukcji oraz tego, że w późniejszym okresie (XVIII w.) były one powszechnie używane. Brakuje tutaj refleksji nad tym, że mityczna otoczka kształtowana wokół łucznika angielskiego może wynikać z późniejszego, XIX- i XX-wiecznego zainteresowania tematem i dostosowania sprzętu do domorosłych, hobbystycznych łuczników, dla których strzelanie bez udogodnień było bardzo trudne, jeżeli nie niemożliwe.

Kolejnym interesującym aspektem jest przedstawienie zwycięstw oraz porażek longbowa na polach bitew. Ciekawie opisana została bitwa pod Castillon, gdzie ukazano bezsilność długiego łuku wobec fortyfikacji naszpikowanych artylerią oraz wczesną ręczną bronią palną. Stoi to w jawnej sprzeczności z tym co możemy przeczytać w innych miejscach i pokazuje, dlaczego łuk „odszedł do lamusa” jako główna broń strzelecka na korzyść broni palnej.

Mimo błędów, książeczkę czyta się zaskakująco dobrze. Znakomicie napisane są części o typowym życiu codziennym strzelca. Interesujące są również fragmenty związane z systemem rekrutacji oraz szkolenia. Należy zauważyć, że autor opisał żołnierzy angielskich w służbie najemnej. Służba w Niemczech, Italii czy Hiszpanii w ramach armii sprzymierzonych niewątpliwie wpłynęła na zasięg sławy angielskiego łucznika. Zostało zawartych również wiele ciekawostek związanych z omawianą formacją, jednak przynajmniej dla części z nich wypadałoby użyć trybu przypuszczającego ze względu na ciągle toczącą się wokół nich debatę naukową. Zwraca uwagę korekta oraz tłumaczenie, które stoi na wysokim poziomie. Recenzent nie znalazł błędów językowych, a ilustracje są dobrze wkomponowane w tekst.

Pozycja nie posiada zbyt dużej bibliografii, składa się na nią jedynie czternaście pozycji, wśród których znaleźć można zarówno literaturę z epoki, jak i opracowania. Ze względu na objętość książki, można ją uznać formatowo za poprawną. Na uwagę zasługuje fakt, że autor jest, jak zaznacza, czynnym łucznikiem. W notce o autorach znajduje się informacja o jego badaniach nad armią angielską okresu późnego średniowiecza, jednak recenzent nie znalazł żadnych innych pozycji naukowych tegoż autora. Książka jest jednak na tyle biegle napisana, że dla laika będzie dobrym przybliżeniem tematu (mimo powielania mitów i wyolbrzymiania roli łucznika angielskiego), a specjalistę w dziedzinie skłoni do dalszej dyskusji na temat łuku.

Autor: Maciej Sadło

Opublikowano 11.12.2023 r.