Wojna paragwajska 1864-1870

  • PDF
  • Drukuj
  • Email

Informacje o książce
Autor: Jarosław Wojtczak
Wydawca: Bellona
Seria: Historyczne Bitwy
Rok wydania: 2011
Stron: 292
Wymiary: 19,6 x 12,5 x 1,6 cm
Oprawa: miękka
ISBN: 978-83-11-12045-7

Recenzja
Seria Bellony „Historyczne Bitwy” ma już długą historię, zdarzały się w niej książki wybitnie słabe, ale również perełki, które koniecznie należy zakupić. Niniejsza recenzja poświęcona będzie książce z tej drugiej grupy, przynajmniej w odczuciu autora recenzji.

Wojna paragwajska 1864-1870 – jestem niemal przekonany, że o tym konflikcie słyszała tylko niewielka grupka zainteresowanych, jest on praktycznie nieznany w naszym kraju. Wydarzenia tego okresu przyćmiewają znacznie większe i bliższe nam kulturowo czy geograficznie konflikty: amerykańska wojna domowa, wojna francusko-pruska czy prusko-austriacka. O ile o tych trzech dużych wojnach wiemy całkiem sporo, a wpływu ich na losy świata także jesteśmy świadomi, dzieje Ameryki Południowej są nam już niemal całkowicie obce. Osobiście uważam, że powinno się to zmienić, a wojna paragwajska mocniej zaistnieć w naszej świadomości, bo wpłynęła na losy dużych krajów kształtując dzieje całego kontynentu.

Autor książki opisuje niezwykle krwawy i brutalny konflikt, który po latach kształtowania się państw narodowych w Ameryce Południowej rozwiązał większość problemów granicznych i politycznych pomiędzy czterema uczestniczącymi w nim państwami. Rozbieżności nie zostały usunięte całkowicie, niemniej dzięki niemu ukształtowały się na trwałe granice pomiędzy Brazylią, Argentyną i Paragwajem, najmniejszy zaś terytorialnie i gospodarczo uczestnik konfliktu – Urugwaj – uniknął rozbioru przez większych sąsiadów oraz zyskał długoletnią stabilność polityczną. Nie można zapomnieć, że w wyniku wojny Brazylia utwierdziła swoją dominującą pozycję na kontynencie, zaś Argentyna stała się lokalną potęgą, choć trzeba pamiętać, że przed konfliktem, jak i po jego zakończeniu przewaga obu tych państw opierała się bardziej na czynnikach demograficznych czy gospodarczych niż sile armii.

W skrócie cała historia wygląda dość prosto: po kilku wiekach istnienia jako kolonie hiszpańskie i portugalskie tereny Ameryki Południowej przekształciły się w niepodległe państwa. Katalizatorem tych zmian był upadek Hiszpanii zapoczątkowany wojną o sukcesję hiszpańską w początkach XVIII wieku. Ostateczne ciosy zadał hiszpańskiemu imperium Napoleon Bonaparte. Zachodzące wówczas w Europie wydarzenia odbijały się echem także w koloniach. W ich wyniku ukształtowały się niepodległe państwa w Ameryce Południowej. Znaczącymi postaciami tamtych czasów byli przywódcy prowadzący miejscową ludność do wolności i własnych organizmów państwowych: Simon Bolivar, Francisco de Miranda, Antonio Jose de Sucre, Bernardo O’Higgins czy Jose Francisco de San Martin. Nieco inną drogą poszła Brazylia. Ta była kolonia portugalska stała się bowiem cesarstwem, a nie republiką, jak pozostałe państwa.

Hiszpanii trudno było pogodzić się z utratą bogatych i eksploatowanych do granic możliwości kolonii, dlatego próbowała rozgrywać nowe państwa politycznie lub interweniowała militarnie. Podobnie jednak jak angielska interwencja w Stanach Zjednoczonych w 1812 roku, działania te mogły mieć tylko jeden finał – Hiszpania przywrócić imperium już nie była w stanie.

Nowe państwa nie posiadały ściśle uregulowanych granic, silnych, centralnych rządów, zwartej armii czy aparatu biurokratycznego, za to mnóstwo problemów. Szczególnie kwestie polityczne i terytorialne musiały wcześniej czy później doprowadzić do wojen, zwłaszcza że swoje trzy grosze do polityki w tym regionie próbowały dorzucić także państwa spoza kontynentu: Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Francja, Hiszpania czy słaba już wówczas Portugalia.

Najmniej korzystne położenie wśród młodych krajów posiadał Paragwaj. Jako jedyny na kontynencie nie miał dostępu do morza (obecnie dostępu do morza nie posiada również Boliwia, która utraciła swoją nadmorską prowincję na rzecz Chile w wyniku wojny o Pacyfik 1879-1884), cały handel, transport i wymiana towarowa musiały odbywać się poprzez rzeki, a te płynęły przez terytorium Argentyny i Brazylii. Jednakże władze Paragwaju prowadziły inteligentną politykę i przez długi czas konfliktu udawało się uniknąć, kraj rozwijał się i modernizował. Należy pamiętać, że przytłaczająca większość populacji Paragwaju to Indianie, których stopień rozwoju był znacznie niższy niż przybyszów z Europy, awans i edukacja były dla nich w większości zamknięte. Jednak dzięki działalności misjonarzy, przedsiębiorców czy różnej maści awanturników nawet niezbyt przyjazne dla człowieka tereny Paragwaju zaczęły się rozwijać, a sami Indianie stali się beneficjentami i „użytkownikami” cywilizacji przyniesionej tam przez kolonizatorów.

Ustrój i władza w Paragwaju to w zasadzie dyktatura ubrana w szaty republikańskie, podobnie zresztą jak działo się to wówczas w większości krajów na kontynencie, wszelako napięcia społeczne przebiegały tam znacznie łagodniej niż gdzie indziej. Nadszedł jednak moment, w którym władze poczuły, że kraj dusi się w swych granicach i że uzyskanie dostępu do morza będzie miało ogromne znaczenie nie tylko dla jego rozwoju, ale również dalszego istnienia. Granice Paragwaju były bowiem bardzo płynne – na wschodzie nieuregulowane pozostawały kwestie prowincji Missiones, do której pretensje zgłaszała Argentyna, były tam również tereny sporne z Brazylią, granica południowo-zachodnia to tereny sporne z Argentyną, dalej na północnym-zachodzie sporna granica z Boliwią i wreszcie na północy rejon Gran Chaco – punkt zapalny z Brazylią.

Prezydent Paragwaju Francisco Solano Lopez po kilku latach przygotowywania kraju do konfliktu wykorzystał pierwszy z brzegu pretekst i wypowiedział wojnę Brazylii. Kilka słów należy poświęcić panu Lopezowi, bo barwna to figura, czczona dziś jako bohater narodowy Paragwaju. Mariscal (Marszałek) Francisco Solano Lopez był synem jednego z prezydentów Paragwaju, etnicznym Indianinem Guarani, jednak posiadał sporą ogładę, zdobył wysokie wykształcenie i w dziedzinie zarządzania gospodarką radził sobie całkiem dobrze. W dziedzinie wojskowości był bardzo słaby, choć osobiście odważny aż do szaleństwa (cecha charakterystyczna Indian Guarani). Piętę achillesową prezydenta Lopeza stanowiła dyplomacja. Jego ignorancja i upór spowodowały, że kraj przystępował do wojny osamotniony, bez przyjaciół, otoczony wrogami. Senor Lopez był również nieufnym okrutnikiem, tyranem węszącym spiski, intrygi, pozwolę sobie na opinię, że jego cechy charakteru oraz idące za tym czyny pozwalają postawić go w jednym szeregu z Hitlerem, Stalinem czy Mao. Domniemanych, rzadziej rzeczywistych, przeciwników, zdrajców, czy po prostu ludzi, którzy w niewystarczający sposób wypełniali jego wolę, kazał bezwzględnie i brutalnie likwidować, czystek takich przeprowadził zresztą w trakcie konfliktu wiele, szczególnie uderzały one w korpus oficerski bitnej armii paragwajskiej, nie zawahał się także przed zlikwidowaniem kilku członków najbliższej rodziny.

Mimo dysproporcji sił i środków, Paragwaj wcale nie stał na pozycji gorszej niż przeciwnicy. Jego ustrój oraz organizacja państwowa pozwalały na prowadzenie wojny totalnej, podczas gdy Brazylia, z wieloma problemami społecznymi i ustrojowymi, w przypadku klęsk na froncie mogła zachwiać się w swoich posadach i zostać pokonana. Senor Lopez popełnił jednak błąd zasadniczy: do wojny wciągnął neutralną i nie do końca chętną do pomocy Brazylii Argentynę. Takiej wojny wygrać nie można było. Żołnierze z Urugwaju z powodu niewielkiej liczebności nie odegrali zasadniczej roli, ale w jakimś stopniu stanowili wzmocnienie sił sojuszniczych. Cały blok nazywany był przez to trójprzymierzem.

Sama wojna opisana została w książce dość szczegółowo. Dość powiedzieć, że „męczarnie” sprzymierzonych armii Argentyny, Brazylii i Urugwaju trwały długo, nie tylko z powodu konfliktów i napięć pomiędzy dowódcami, ale także za sprawą niezwykłej dzielności i odwagi Paragwajczyków. Była to wojna totalna, która doprowadziła populację kraju na skraj egzystencji biologicznej. Rzeź zakończyła się z chwilą śmierci senor Lopeza, co zresztą było głównym celem sprzymierzonych. I tu nastąpiła zasadnicza zmiana, bowiem Brazylijczycy zdobyli sporne tereny, ale okupując Paragwaj i sterując marionetkowym rządem nie pozwolili na zupełny rozbiór kraju przez Argentynę, na co ta miała ogromną ochotę. Trzeba zaznaczyć, że żądania Brazylijczyków po miażdżącym zwycięstwie okazały się nader umiarkowane i choć Brazylia zajęła sporne tereny, to zyskała niewiele więcej ponad to, co było przedmiotem sporów. Argentyna uzyskała znacznie mniej niż oczekiwała i spora w tym zasługa Brazylii, która po wygranej wojnie z wroga zamieniła się w obrońcę Paragwaju. Jako uzupełnienie muszę dodać, że granicę z Boliwią udało się Paragwajowi uregulować dopiero w wyniku tzw. wojny o Chaco (1932-35), Paragwaj zdobył wówczas niemal 3/4 spornego terytorium.

Dla porządku dodam, że w wyniku przedstawionego w książce konfliktu sam Paragwaj został zrujnowany. Z powodu działań wojennych, chorób, przesiedleń i terroru zginęło prawie 2/3 mieszkańców. Szacuje się, że w kraju pozostało około 30 000 mężczyzn, czyli 10% liczby sprzed wojny!

Po tym wszystkim nasuwa się jednak pytanie, dlaczego warto tę książkę przeczytać? Powodów jest wiele. Zacząć należy od egzotyki – to mało znany konflikt, a publikacja zapewnia sporą dawkę rzetelnej wiedzy o przebiegu i przyczynach wojny. Druga kwestia to język – dzieło Jarosława Wojtczaka czyta się przyjemnie, znalazłem tylko jedną wpadkę, bardziej redakcyjną, odnośnie osoby brazylijskiego generała Mena Barreto, który zginął z rąk snajpera, a chwilę później dowodzi wojskami jak gdyby nigdy nic. Trzecia rzecz to klimat – nie da się zaprzeczyć, że Polacy lubią bohaterskie opowieści. „Wojna paragwajska 1864-1870” taką opowieścią z pewnością jest. Poświęcenie i odwaga Paragwajczyków na pewno na każdym zrobią wrażenie. Śmierć z okrzykiem „umieram za ojczyznę” pobudza nasze najczulsze struny, a przykładów takich widowiskowych zejść jest w książce wiele. Lubimy też kibicować słabszym i mimo osoby senor Lopeza chyba każdy poczuje sympatię do Paragwajczyków, którzy porwali się z motyką na słońce.

Autor: Rafał Kucharzyk

Opublikowano 02.07.2023 r.