XIV Podwawelskie Spotkania z Grą Historyczną i Strategiczną

  • PDF
  • Drukuj
  • Email

Wkrótce minie 10 lat od pierwszych Podwawelskich Spotkań z Grą Historyczną i Strategiczną (24-26 kwietnia 2013 roku), zorganizowanych wspólnie siłami graczy z dwu krakowskich uczelni oraz nowo powstałej Sekcji Gier Historycznych Koła Naukowego Historyków Studentów UJ. Wydarzenie to zainaugurowało cykl krakowskich konwentów, w zamierzeniu mając formułę szerszą niż zloty graczy-strategów, które zdążyłem wówczas poznać – szersza gama tytułów, wychodząca poza „klasyczne”, historyczne strategie, ale też większe otwarcie na nowicjuszy, studentów i młodzież. Z wyjątkiem pierwszego spotkania, goszczącego w salach Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej przy ul. Rajskiej, wszystkie kolejne odbywały się w Młodzieżowym Domu Kultury przy ul. Reymonta 18 – dawnym budynku Hufca Kraków-Krowodrza, między Parkiem Jordana a Stadionem Wisły. Miejsce, związane dla mnie z tyloma barwnymi wspomnieniami młodości, stało się początkiem kolejnych – tym razem tych przy planszy i nad planszą. Aż do roku 2018 Podwawelskie Spotkania odbywały się dwa razy w roku (wiosną i jesienią), w 2019 zdecydowałem (jako jedyny już w praktyce organizator) ograniczyć kolejne edycje do jesiennej, w związku z moim coraz większym zaangażowaniem w prace Fundacji „Pola Chwały” (nie tylko sam event, ale też pracę śródroczną). Tak więc po 12 konwentach lat 2013-2018 ten z listopada 2019 miał numer XIII – nie, żebym był przesądny, ale jakoś tak to wypadło…

Po trzy i pół rocznej przerwie spowodowanej „okolicznościami zewnętrznymi”, z duszą na ramieniu wznawiałem imprezę. Zanim ponownie nawiązałem kontakt z MDK nadeszła jesień 2022, a że nie chciałem czekać do następnej, zdecydowałem się zorganizować konwent już wiosną. Udało mi się z trudem wstrzelić między inne konwentowe terminy (które tej wiosny wyrosły niczym grzyby po deszczu, choć łączenie wiosny z grzybami może brzmieć nieco ryzykownie). Uwzględniłem też możliwości Gospodarzy, studenckie konferencje etc. Mimo to, napływające wiadomości nie nastrajały optymistycznie – gdzie nie zasięgnąłbym języka, gracze: czy to „starzy wyjadacze” czy nowicjusze, Goście spoza Krakowa czy Krakowianie, zazwyczaj albo otwarcie rezygnowali albo swoje „być może” obwarowywali tyloma zastrzeżeniami, że tłumacząc ich deklaracje na łacinę należałoby użyć trybu coniunctivus irrealis. Krótko mówiąc, zapowiadała się frekwencyjna klapa.

Może dlatego rezultat okazał się takim zaskoczeniem. Z jednej strony, konwentowych Bywalców, zwłaszcza tych spoza Krakowa przybyło jeszcze mniej niż spodziewałbym się w najczarniejszych snach: trójka z Warszawy (Konrad z Córką i Rafał), dwójka ze Śląska (Namek i Khamul). Łącznie naliczyłem 10 osób z dalszej i bliższej „zagranicy”, i to uwzględniając „zagranicę” tak bliską jak Skawina. Mimo to, lista obecnych okazała się dłuższa niż kiedykolwiek: 54 uczestników. W znaczącej mierze młodsze i najmłodsze pokolenie: co najmniej 13 studentek i studentów, 13 harcerzy, dwoje najmłodszych konwentowiczów to córka Konrada Alicja (świetnie operująca w roli Sukcesora macedońskiego tronu) i syn mojego Przyjaciela, Daniel. Wśród starszych wiekiem Krakusów byli tak doświadczeni gracze jak Wally, Hamilikar czy Dajmiech, ale też sporo twarzy dla mnie nowych, szczególnie budująca była obecność licznej ekipy gorlicko-krakowskiej, w sobotę rozgrywającej „War Rooma”, w piątek inaugurującej ciekawie wyglądającą, trzyosobową „Wars of Religion. France 1562-1598”.

Nie muszę dodawać, że tak duża liczba krakowskich graczy rokuje pozytywnie nie tylko pod kątem kolejnego konwentu (który mam nadzieję zorganizować w listopadzie), ale też krótszych, jednodniowych czy jednowieczornych spotkań, choćby w jednej z wielu zacnych knajp „planszówkowych”, które w ostatnich latach otwarły się w Krakowie. Parę takich spotkań, nie tylko z udziałem, ale i z inicjatywy studentów mam już za sobą, szczególnie wdzięczny jestem więc Pani Annie i Panu Markowi, że i tym razem okazali się chętnymi organizatorami rozgrywek. Wierzę, że planszówkowa wiosna nie powiedziała jeszcze w Krakowie ostatniego słowa!

Jak zwykle, nie sposób wymienić wszystkich rozgrywanych tytułów. Zacznę więc od ogólnych charakterystyk. Po pierwsze, od początku „i” w tytule konwentu traktowałem jako raczej logiczną alternatywę niż koniunkcję, strategie niekoniecznie osadzone w historycznych realiach były na krakowskich konwentach nie tylko „dopuszczalne”, ale i mile widziane – w ostatnich latach zresztą linia demarkacyjna między „historycznym” a „nie-historycznym” ulega coraz silniejszemu zatarciu. Muszę przy tym dodać, że niemal wszystkie rozgrywane na konwencie gry mieściły się przynajmniej w szeroko rozumianej historycznej konwencji, jeśli rozciągnąć pojęcie „historia” na świat mitów („Mezo”), wydarzeń w krainach fantasy („Gra o Tron”) czy historię naturalną („Dominant Species”).

Druga uwaga: zwłaszcza w sobotę po południu było nas tak dużo, że z trudem mieściliśmy się przy wszystkich dostępnych stołach, gracze przyjęli sytuację ze zrozumieniem, dominowały więc gry wieloosobowe – co miało i tę korzyść, że nowicjusze mogli zostać wciągnięci w rozgrywki (tu znów ukłon w stronę Pana Marka i Pani Anny, którzy gotowi byli takie na wpół szkoleniowe rozgrywki poprowadzić).

Rozmieszczeni byliśmy inaczej niż dotąd, w dwu dość odległych salach, co powodowało, że gracze z jednej często nie byli świadomi wydarzeń rozgrywających się w drugiej (miało to swoje dobre i złe strony). Pierwszą salę otrzymaliśmy od razu, drugą dopiero pod wieczór, kiedy zakończono cotygodniowo odbywające się tam zajęcia. Siłą rzeczy, większość rozgrywek skupiła się w tej pierwszej: wspomniana „Wars of Religion” i osadzona w atmosferze Dzikiego Zachodu „Western Legends”, „Hands in The Sea” i „Imperial Struggle”, po przybyciu Konrada na stole znalazło się nowe, pięcioosobowe wydanie „Sukcesorów” (walki o tron Aleksandra trwały aż do późnych godzin sobotnich). W sali drugiej, nieco na uboczu rozegraliśmy pięcioosobowe „Mezo”, udatną strategię area control osadzoną w mocno wyfantazjowanych kontekstach religii Majów. Łącznie rozgrywki piątkowe zgromadziły 18 uczestników.

W sobotę ta bardziej ustronna sala gościła dwa zajmujące pokaźną powierzchnię tytuły: „War Room” i „Time of Wars”, po południu dołączyli harcerze z „Grą o Tron” i „Talizmanem”. W pierwszej natomiast pojawiły się (ratujące poniekąd honor konwentu) heksy: „US Civil War” (Wally versus Khamul). Master Yoda z bratem walczyli z pogańskim zabobonem druidów w „Banish the Snakes”, ja rozegrałem równie rodzinną partię z bratem i bratankiem w „Brotherhood & Unity”. B&U doczekało się w tym dniu jeszcze jednej rozgrywki, studencko-harcerska ekipa toczyła darwinowską walkę gatunków („Dominant Species”), później już w czysto akademickim gronie rozegraliśmy „Grę o Tron” (wielkie dzięki Drużynowemu Michałowi za pozostawienie nam własnego egzemplarza). Pan Marek z Panią Kingą z kolei wtajemniczyli kolejnych nowicjuszy w aż cztery szybkie tytuły: „Pandemic: Upadek Rzymu”, „Khora. Rozkwit imperium”, „Wiarusi”, „Małe epickie królestwa”. Liczba sobotnich uczestników sięgnęła 48 i chyba rzeczywiście w szczytowym momencie (wczesnym popołudniem) tylu było na obu salach. W każdym razie, zajęliśmy praktycznie wszystkie dostępne stoły, wliczając te, które zaanektowaliśmy z korytarza.

Niedziela z kolei świeciła pustkami. Hamilikar i Topolożek kończyli partię „Hands in the Sea”, ja z Dixiemanem i trójką Znajomych rozegraliśmy „Quartermaster General 1914”, potem kolejna partia w zmienionym składzie, a ja miałem okazję na ostatek sromotnie ulec nowicjuszowi kierującemu obroną Cesarstwa w „Gothic Invasion”. Po 14.00 zostałem sam i zacząłem spokojnie składać „kącik kawowy”, kiedy jak spod ziemi wynurzyli się Namek z Dajmiechem – jak się okazało, zupełnie poza naszą świadomością rozegrali na drugim końcu budynku „This War Without the Enemy”. Łącznie więc grało w niedzielę 9 osób, co każe rozważyć sensowność przedłużania kolejnych konwentów na ten dzień.

Kończąc tę pisemną relację winienem zapewne przypieczętować ją słowami: niech przemówią zdjęcia (za których umieszczenie niezmiernie jestem wdzięczny Raleenowi). Nie mógłbym jednak nie podziękować naszym wspaniałym i pełnym wyrozumiałości Gospodarzom z MDK, a także współorganizatorom: od wielu lat niezawodnemu Wally’emu, a przede wszystkim Topolożkowi, nie tylko mojej prawej ręce podczas konwentu, ale też obecnie pełnoprawnemu współautorowi projektu „Lwy Północy”. No i na sam koniec – pozostaje mieć nadzieję, że 14-ka nie okaże się feralna, a ja będę mógł  zaprosić chętnych na kolejne Podwawelskie Spotkania (zapewne w listopadzie).

 

Pierwsze tytuły na stołach: „Wars of Religion”…

 

„Hands in the Sea”...

 

i „Western Legends”

 

Wally i BartZ po raz kolejny dowodzą przewagi Francji w „Imperial Struggle”

 

Rywalizacja gatunków o przetrwanie epoki lodowcowej („Dominant Species”)

 

Początki rozgrywki w „Sukcesorów”

 

Najokazalsza gra konwentu: „War Room”

 

Planszówkowi weterani nad „Time of Wars”

 

Harcerze w „Grze o Tron”

 

Przygotowania do chrystianizacji Irlandii („Banish the Snakes”)

 

Zwycięstwo Bośniaków w „Brotherhood and Unity”…

 

… oraz Unii w „US Civil War”

 

Dyskusja o imprezie na FORUM STRATEGIE

Autor: Michał Stachura
Zdjęcia: Michał Stachura

Opublikowano 21.04.2023 r.

Poprawiony: poniedziałek, 27 listopada 2023 11:04