Zawichost 1205

  • PDF
  • Drukuj
  • Email

Informacje o książce
Autor: Artur Foryt
Wydawca: Bellona
Seria: Historyczne Bitwy
Rok wydania: 2021
Stron: 302
Wymiary: 19,5 x 12,5 x 1,8 cm
Oprawa: miękka
ISBN: 978-83-11-16067-5

Recenzja
Przeczytałem wydaną w tym roku przez wydawnictwo Bellona pracę Artura Foryta „Zawichost 1205” i zamierzam podzielić się z Wami kilkoma refleksjami na temat tej pozycji, która ukazała się w popularnonaukowej serii „Historyczne Bitwy”.

Pierwsza rzecz, za którą należy ową pracę pochwalić, to poruszenie po raz pierwszy w historiografii polskiej w formie książkowej tematu rywalizacji rusko-węgiersko-polskiej o władztwo na terenie określanym dziś jako Ruś Halicko-Włodzimierska. Bo taki jest w zasadzie temat owej książki w swym tytule ograniczającej się do jednej bitwy niedaleko Sandomierza na lewym brzegu Wisły. Całkiem niedawno ukazało się też studium Agnieszki Teterycz-Puzio, ale ujmuje ona to starcie jako fragment walk wewnętrznych w państwie piastowskim.

Praca podzielona została na kilka rozdziałów, z których pierwszy stanowi wstęp historyczno-geograficzny, kolejne dwa są już przedstawieniem narracyjnym wzajemnych stosunków w trójkącie Ruś-Węgry-Polska, zmierzającym do kulminacji w postaci rozpoczęcia „halickiej wojny sukcesyjnej” w roku 1188. Kolejny rozdział to zarysowe przedstawienie wojskowości wszystkich trzech organizmów państwowych uczestniczących w konflikcie. Sam konflikt opisano w kolejnych trzech rozdziałach, zajmujących około 60% objętości narracyjnej tomu, z kulminacją w rozdziale środkowym stanowiącym analityczny opis kampanii zawichojskiej 1205 roku. Ostatni rozdział zasadniczej pracy poświęcono walkom po śmierci Romana halickiego, uwieńczonych oddaleniem pretensji węgierskich i zwycięstwem Daniela Romanowicza jako władcy połączonej Rusi Halicko-Włodzimierskiej w 1247 roku. Po nim następuje zamknięcie pracy, w którym krótko zarysowano późniejsze losy tych ziem.

Co do sposobu narracji i przedstawienia wydarzeń, autor nader często przytacza teksty źródłowe, zarówno niedawno wydaną krytycznie w serii Monumenta Poloniae Historica „Kronikę halicko-wołyńską” inaczej zwaną kroniką Romanowiczów, jak też do początku XIII wieku – kronikę mistrza Wincentego zwanego Kadłubkiem. Wtręty te są bardzo obfite i poprzetykane komentarzami. W opisie samej bitwy brane są pod uwagę również inne latopisy i roczniki ruskie i polskie. Autor odnosi się również do obfitego literacko, ale bardzo późnego w stosunku do przedstawianych starć opisu w kronice Jana Długosza. Mówiąc nawiasem, czytając obszerne fragmenty źródeł łacińskojęzycznych pochodzących z Polski i porównując je z zapisami latopisów i kronik ruskich widać jak wielkim dobrem dla języka polskiego było terminowanie i uczenie się od tak wyrafinowanego i rozwiniętego języka jakim była łacina. Sposób narracji w polskim tłumaczeniu Kadłubka i polskim tłumaczeniu kroniki Romanowiczów uwydatnia przewagę literacką kroniki Kadłubka, a pośrednio kultury łacińskiej w polskim wydaniu nad kulturą literacką Rusi. Dlatego też sam ciąg narracji w tej pracy wyznaczany cytatami ze źródeł bardzo traci na przejrzystości po zakończeniu kroniki Kadłubka.

Oczywiście autor korzysta też z innych ustaleń, szczególnie odkryć archeologicznych, jak widać to przy okazji omówienia wstępnego wojskowości epoki, jak też przy opisie i ustaleniu miejsca starcia. Tu przydają się również ustalenia geografii historycznej, zwłaszcza jeśli chodzi o ustalenie tej tak fatalnej dla księcia Romana przeprawy. Co do najważniejszego z rozdziałów poświęconego kampanii oraz bitwie, wydaje się być ona potraktowana z należytą uwagą i krytycznym podejściem, zarówno co do ustalenia szlaku wyprawy, miejsca bitwy, jak też przyczyn konfliktu, tak dla późniejszego czytelnika niejasnych w dobie ciągle zmiennych sojuszów i ciągłych wypraw zbrojnych rozbicia dzielnicowego zarówno Polski, jak i Rusi. Wyróżnia on bowiem na podstawie źródeł, również pochodzących z Europy Zachodniej, trzy hipotezy: saską, wielkopolską (związaną z osobą Władysława Laskonogiego) oraz halicko-wołyńską, opowiadając się za trzecią z nich. Natomiast szacunek sił biorących udział w konflikcie, wyraźnie faworyzujący liczebnie stronę ruską, choć możliwy do przyjęcia, nie został w sposób wyczerpujący analitycznie przedstawiony. Wersja bitwy jako zaskoczenia części sił podczas przeprawy jest przedstawiona dość wiarygodnie.

Po opisie bitwy i jej bezpośrednich skutków mamy przedstawiony dalszy ciąg rywalizacji o Ruś Halicko-Włodzimierską między Węgrami, Polakami, spadkobiercami Romana i innymi książętami ruskimi. Po kulminacji narracyjnej w postaci bitwy zawichojskiej ten opis, długi i szczegółowo wymieniający ciągłe wyprawy i zmiany sojuszów, staje się nużący i zagmatwany, prawie jak szekspirowska „opowieść idioty”, w której ciągłe wyprawy, zdrady, bitwy i oblężenia przeplatają się jak we krwawym, a bezsensownym splocie. Nieco dramatyzmu i zarazem horroru dostarczają pojawiający się pod koniec konfliktu Mongołowie, którzy kończą swym okrutnym smagnięciem bicza ową halicko-włodzimierską kołomyjkę pustosząc i hołdując Ruś przy okazji krwawym śladem znacząc Polskę i Węgry. I tak oto z konkurentów ostaje się tylko Daniel Romanowicz, władca zjednoczonego księstwa halicko-włodzimierskiego, ale z łaski mongolskiej. Zresztą rychło zechce trochę się od swych panów uniezależnić wchodząc w kontakty dyplomatyczne ze Stolicą Apostolską.

Z rzeczy, których mi zabrakło w tej pracy, należy wymienić choćby tablice genealogiczne, które pozwoliłyby na zorientowanie się w powiązaniach familijnych walczących o władzę książąt i królów. Bez tej pomocy tworzą one potężny galimatias. Brak też szerszego wstępu historyczno-geograficznego oraz przedstawienia stosunków społecznych i kulturowych, bowiem właśnie na tych terenach przebiegała wtedy granica między grecko-słowiańskim Wschodem a łacińskim Zachodem Europy. Granica wyrażająca się zarówno w stosunkach społecznych, jak też w przejawach kultury. Mnie nawet bardziej by interesowały nie ciągłe zdrady, wyprawy, siadania i zrzucania ze stolców książęcych pod koniec pracy już prawdziwie nużące, a na przykład szersze przedstawienie stosunków między Cerkwią a Kościołem Rzymskim, wysiłków misjonarskich tego drugiego i dyplomacji papieskiej.

Co do przedstawienia tła społecznego, to jego brak w tej pracy przejawia się na przykład w pewnym bardzo uproszczonym stwierdzeniu dotyczącym zmian w składzie armii piastowskiej. Pada tam zdanie „Natomiast od czasów Kazimierza Odnowiciela, czyli od połowy XI wieku podstawą armii piastowskiej było rycerstwo zaopatrzone systemem lennym w ziemię, gródki i włości”. To bardzo uproszczony i przez to fałszywy obraz, bo wcześniejsza drużyna od razu się nie skurczyła i nie ustąpiła miejsca za jednym zamachem systemowi lennemu i stanowi rycerskiemu. Te dwa fenomeny dopiero się wtedy rodziły, a pierwsze przywileje dla czegoś co można nazwać stanem rycerskim zaczęły pojawiać się w Polsce piastowskiej dopiero w czasach, o których opowiada monografia bitwy. System lenny też nie był tak rozwinięty jak na zachodzie i rodził się stopniowo.

Z innych potknięć i uwag co do tekstu autorskiego można by wymienić choćby trzy jeszcze miejsca. W pierwszym autor dziwi się, że zwycięscy książęta podziękowali za pogrom Haliczan patronom dnia, w którym toczyła się bitwa, czyli Gerwazemu i Protazemu (na stronie 186) jakby to nie było rzeczą naturalną w średniowieczu, kiedy to rzeczy przyrodzone i nadprzyrodzone istniały w świadomości ludzkiej obok siebie, a Kościół zawsze podkreślał prawdę o obecności czyli „obcowaniu” świętych.

Drugie potknięcie ma charakter geograficzny i odnosi się do rzeki Łady, którą autor określa jako „słabo zidentyfikowaną”, podczas gdy wiadomo, że chodzi tu o dopływ Tanwi, będącej z kolei prawym dopływem Sanu. Nad Ładą, a w zasadzie u połączenia Białej i Czarnej Łady leży dziś miasto Biłgoraj, oraz starsze jeszcze dawne miasteczko Goraj, znajdujące się u południowego podnóża Zachodniego Roztocza. Również jak się wydaje dlatego niekoniecznie wymienione na tej samej 241 stronie „Pogórze”, w rejonie którego miał operować jeden z oddziałów ruskich, ma oznaczać Roztocze. Tam bowiem operowałby inny oddział posuwający się właśnie doliną Łady. Równie dobrze może to być Pogórze Karpackie.

Trzecie potknięcie ma charakter bardziej stylistyczno-językowy, bo na stronie 238 w opisie klęski Węgrów na równinie Mohi, nad rzeką Sajo pada zwrot, że armia węgierska została „obrócona w perzynę”, które to określenie stosuje się raczej do spustoszonych ziem, pól, lasów i osad ludzkich, a nie wojska.

To tyle moich uwag do owego z pewnością pożytecznego dzieła. Mimo kompozycyjnie zbyt długiej i przez powtarzalność opisywanych wydarzeń nieco nużącej części następującej po kulminacji, czyli opisie tytułowego starcia, jest to z pewnością publikacja wartościowa, w którą włożono wiele pracy i umysłu i serca, za co należą się autorowi podziękowania. I to by było na tyle...

Autor: Michał Wasil

Opublikowano 14.10.2021 r.

Poprawiony: czwartek, 14 października 2021 19:52