Kryzys w śniegu. Kampania zimowa 1806-1807 roku

  • PDF
  • Drukuj
  • Email

Informacje o książce
Autorzy: James R. Arnold, Ralph R. Reinertsen
Tłumaczenie: Michał Rukat
Wydawca: Napoleon V
Rok wydania: 2014
Stron: 477
Wymiary: 24,1 x 17 x 3,3 cm
Oprawa: twarda
ISBN: 978-83-7889-138-3

Recenzja
Po klęsce Prus na jesieni 1806 roku wojna wkroczyła na nowe tory. Francuzi, opanowawszy całe terytorium pruskie na zachód od Odry, dość szybko znaleźli się na ziemiach polskich. Starają się w tym czasie zająć jak największy obszar pokonanego państwa pruskiego przed zbliżającym się starciem z armią rosyjską. Car, trzymając się zawartego wcześniej układu, postanawia bowiem przyjść Prusakom z pomocą i wysyła na zachód dwie armie, pod dowództwem generałów Bennigsena i Buxhöwdena. Trudno jednoznacznie rozstrzygnąć czy Napoleon był przygotowany na kontynuację wojny na peryferiach Europy. Niektóre późniejsze wydarzenia wskazują, że wojna na wschodzie stanowiła dla niego nowe wyzwanie. To zimą na pokrytym śniegiem polu bitwy pod Pruską Iławą miał nastąpić kryzys napoleońskiej machiny wojennej, która w zmienionych warunkach nie potrafiła działać tak sprawnie jak we wcześniejszych kampaniach.

Książka Jamesa R. Arnolda i Ralpha R. Reinertsena ukazuje początkową fazę I wojny polskiej (jak ją wtedy nazwano). Chronologicznie autorzy rozpoczynają od listopada 1806 roku. Na początku znajdziemy jednak niezbyt długi prolog sięgający zabójstw carów Piotra III i Pawła I, mający za zadanie stworzyć pewne tło dla właściwej treści książki. Pierwsze rozdziały starają się przedstawić nam strukturę, organizację i uzbrojenie armii walczących stron (w tym przypadku w zasadzie tylko rosyjskiej i francuskiej). Autorzy pokusili się też o przybliżenie arkanów napoleońskiej taktyki i (w mniejszym stopniu) strategii. Sprawy te są często mocno związane ze strukturą, organizacją i uzbrojeniem. Dalej przedstawiono kolejne etapy kampanii zimowej 1806-1807 roku, do bitwy pod Iławą Pruską (7-8 lutego 1807). Omówiono więc nocną bitwę pod Czarnowem (24-25 grudnia 1806), mające duże znaczenie dla pierwszej fazy kampanii bitwy pod Pułtuskiem i Gołyminem (26 grudnia 1806), mniejsze starcia pod Borkowem, Nasielskiem, Sochocinem i Kołoząbem (24-25 grudnia 1806), walki pod Bieżuniem (23 grudnia 1806), pod Morągiem (25 stycznia 1807), a także pod Jonkowem (tu do bitwy nie doszło) i Barkwedą (3 lutego 1807), pod Miłakowem (5 lutego 1807) i bitwę pod Dwórznem (6 lutego 1807).

Książka napisana została lekkim stylem, bardzo strawnym dla przeciętnego czytelnika. Autorzy wplatają w treść fragmenty wyglądające jak wątki fabularne. Wykorzystano elementy pamiętników, wspomnień. Obecnie „Kryzys w śniegu” nie jest już u nas jedyną publikacją na ten temat, ale nadal stanowić będzie jedno z poważniejszych źródeł wiedzy o kampanii zimowej 1806-1807 roku. Dotyczy to zwłaszcza bitwy pod Pruską Iławą. Ponieważ jest to już kolejne dzieło autorów opublikowane przez wydawnictwo Napoleon V, stanowiące wraz z wydanym wcześniej „Triumfem Napoleona” pewną całość, siłą rzeczy nasuwają się porównania do tej ostatniej książki, obejmującej okres chronologicznie późniejszy (w Polsce książki ukazały się w odwrotnej kolejności). Właściwie większość tego co pisałem kiedyś w recenzji „Triumfu Napoleona” można odnieść do „Kryzysu w śniegu”. Są jednak drobne różnice na korzyść tej ostatniej pozycji, o czym w dalszej części recenzji. Punkt odniesienia dla „Kryzysu w śniegu” stanowi też niewątpliwie wydana niedawno nakładem wydawnictwa Inforteditions książka Tomasza Rogackiego „I wojna polska 1806-1807. Tom I: Od manewru pułtuskiego do kampanii zimowej w Prusach Wschodnich” oraz znakomity „Manewr na Pułtusk” autorstwa Georgesa Lechartiera, który ukazał się dzięki wydawnictwu Napoleon V, a niedawno doczekał się wznowienia.

Na tle wielu innych książek wydawanych przez Napoleona V „Kryzys w śniegu” wyróżnia się tym, że redaktor merytoryczny polskiego wydania (podobnie jak w przypadku „Triumfu Napoleona” jest nim Mariusz Promis) bez wątpienia miał przy niej dużo pracy. Liczba przypisów redakcyjnych jest imponująca. Pod tym względem „Kryzys śniegu” wraz z „Triumfem Napoleona” biją chyba rekordy jeśli chodzi o publikacje tego wydawnictwa (mam na myśli liczbę przypisów redakcyjnych). W zdecydowanej większości przypadków stanowią one bardzo ważny element treści, ponieważ prostują bądź uzupełniają informacje w niej zawarte. Styl autorów nie wolny jest od fantazjowania i uogólnień. Bywa, że dość bezkrytycznie podchodzą oni do relacji źródłowych, zwłaszcza informacji pamiętnikarskich, opisów heroicznych zmagań, które wplatają w treść książki bez próby interpretacji czy opatrzenia jakimś komentarzem. Obie książki są pod tym względem podobne. „Kryzys w śniegu” wypada jednak lepiej od „Triumfu Napoleona” także o tyle, że autorzy ze względu na to, iż przeciwnikiem Francuzów są głównie Rosjanie, rzadziej sięgali do pamiętników niemieckojęzycznych, które – jak widać to w poprzedniej książce – darzą największą estymą. Stąd, szczęśliwie, nie poczytamy już o barbarzyńskich polskich ochotnikach rozbijanych w puch przez pruskie freikorpsy itp.

Przejdę teraz do szczegółów. Postaram się zilustrować na kilku przykładach, co mam na myśli pisząc o stylu autorów, uogólnieniach i fantazjowaniu. W niektórych wypadkach są to po prostu błędy merytoryczne. Zacznę od uzbrojenia, taktyki i realiów pola walki (podkreślenia we wszystkich cytatach moje):

s. 54: „Na dystansie poniżej 640 metrów, działa mogły prowadzić ostrzał kartaczami, wąskimi puszkami wypełnionymi kulami karabinowymi. Metalowa osłona pocisku pękała przy wystrzale, a kule raziły wroga w sposób podobny do ognia z gigantycznej strzelby.”

Z powyższego wynikałoby, że autorzy nie do końca orientują się jak wyglądały w tym okresie kartacze w armii francuskiej i rosyjskiej, np. nie posiadały one metalowej osłony. Niekoniecznie też stosowano kule karabinowe i kule kartaczowe były różnej wielkości. Z kolei na s. 149-150 możemy przeczytać:

„…kolumny batalionowe parły do przodu w miejsce wymiany ognia, by wspierać woltyżerów. Piechota Szczerbatowa szybko zrzuciła swoje tornistry i pozbawiona zbędnego ciężaru ruszyła do ataku na bagnety. Mając front o szerokości kompanii, Francuzi byli w zbyt kiepskim położeniu taktycznym, aby oprzeć się temu atakowi i wycofali się, a sam Morand runął na ziemię, gdy zastrzelono pod nim konia.”

Autorom wyszło, jakimś dziwnym trafem, że kolumna piechoty była mniej efektywna w walce na bagnety niż linia, co ogólnie jest nieprawdą i nie świadczy najlepiej o wiedzy autorów na temat taktyki. Można jedynie przypuszczać, że jakiś wpływ miały tu teorie snute niegdyś w angielskiej historiografii, w oparciu o wojnę w Hiszpanii, gdzie Anglicy starali się wykazać wyższość szyku liniowego ich piechoty nad francuskimi kolumnami. Na s. 211 możemy natomiast przeczytać o tym jak: „Z najwyższym trudem kompania sformowała zwarty czworobok i odparła szarżę ostrzami swoich bagnetów.” Podczas gdy w rzeczywistości, pomijając już fakt, że czworoboki formowały większe jednostki niż kompania, to szarżę odpierano nie bagnetami, ale przede wszystkim ogniem karabinowym.

Najlepszy przykład tego, co pozwoliłem sobie określić jako fantazjowanie autorów, znajdziemy na s. 379: „Talleyrand sprzeciwiał się najwidoczniej nieograniczonym ambicjom Napoleona, ale uznał, że nie może powstrzymać cesarza tak długo jak będzie on siedział na skrzydlatym rumaku zwycięstwa. Bitwa pod Pruską Iławą dostarczyła mu okazji do szukania alternatywnych opcji dyplomatycznych, pozwalających na prowadzenie ciągłej wojny. Dzięki współpracy z austriackim posłem, baronem Vincent, Talleyrand miał nadzieję stworzyć międzynarodową sieć, która powstrzymałaby Napoleona.”

Z kolei trudno też uznać za przemyślaną i trzeźwą ocenę strat w bitwie pod Pułtuskiem, jaką znaleźć można na s. 182. Pozwolę sobie zacytować przypis redakcyjny Mariusza Promisa do wywodów autorów (wg autorów pod Pułtuskiem Francuzi stracili – 10 000 zabitych i rannych oraz 700 jeńców, Rosjanie – 7000): „Zważywszy na ilość sił francuskich biorących udział w bitwie te liczby oznaczałyby, że stracili prawie połowę sił (licząc z dywizją III Korpusu) biorących udział w bitwie, co jest oczywiście czystą fantazją. Podobnie zaskakujące jest, że autorzy obniżają straty Rosjan bardziej niż Bennigsen (…)”.

Na s.153 znajdziemy spekulacje na temat niewysłania przez Napoleona żadnych rozkazów w dniu 26 grudnia 1806 – autorzy sugerują, że być może był chory. W przypisie Mariusz Promis zwraca tymczasem uwagę na fatalną pogodę, która spowodowała, że kawaleria miała problemy z prowadzeniem skutecznego rozpoznania oraz na to, że Napoleon nie spodziewał się tego dnia bitwy. Po drugie, wskazuje za G. Lechartierem („Manewr na Pułtusk”), że rozkazy zostały jednak wysłane o godz. 3 rano.

Znajdziemy też czasem jeszcze (choć już rzadko) typowe przejawy anglosaskich uprzedzeń. I tak na s. 71, gdzie autor omawia ogólnie armię rosyjską, czytamy, że: „ (…) Barclay był najwyraźniej mało rozgarniętym młodzieńcem, zwłaszcza w porównaniu do Michała Woroncowa, który wstąpił do preobrażeńskiego pułku Gwardii jako dziecko, a już w wieku czterech lat został chorążym! Na zachodzie zdarzały się czasem błędy w czasie ćwiczeń, z powodu zbyt młodego wieku prowadzących, ale tego rodzaju proceder nie miał miejsca.” I komentarz Mariusza Promisa: „Takie przypadki zdarzały się również w armii brytyjskiej.”

Ostatni przykład, który dobitnie pokazuje, że do autorów trzeba stosować zasadę „ograniczonego zaufania” w sposób wzmożony. Otóż na s. 121 autorzy rozwodzą się nad nieśmiertelnym trio dowódców dywizji korpusu marszałka Davouta – Morandem, Gudinem i Friantem:

s. 121 (przypis nr 12): „Trio Morand, Gudin i Friant zostało nazwane nieśmiertelnymi z uwagi na wspólną służbę w dniach chwały pod Austerlitz i Wagram oraz dzięki wykazaniu się ponadprzeciętnym talentem i współpracą”, i komentarz Mariusza Promisa: „w rzeczywistości Morand w 1805 służył w korpusie Soulta i dopiero 24 XII tegoż roku został mianowany generałem dywizji, a w lutym przeniesiono go do III Korpusu. Pod Austerlitz walczyła tylko dywizja Frianta”. Niezależnie od tego co napisał Mariusz Promis, to już na pierwszy rzut oka zwraca uwagę pominięcie bitwy pod Auerstädt. Gdzie jak gdzie, ale to głównie i przede wszystkim tam objawiła się ta znakomita współpraca trzech wspomnianych dowódców. To był dzień ich największej próby, a nie Austerlitz czy Wagram.

Jak pokazują powyższe przykłady, jeśli chodzi o różne szczegółowe zagadnienia, książce można wiele zarzucić. Muszę jednak zaznaczyć, że te słabości zostały zniwelowane za pomocą przypisów redakcyjnych. Największą zaletą książki jest natomiast szerokie wykorzystywanie różnych relacji pamiętnikarskich, ukazanie wielu szczegółów dotyczących przebiegu walk, opisujących sytuację oddziałów podczas kampanii i inne interesujące kwestie. W wielu miejscach widać, że autorzy wykorzystywali źródła rosyjskie. Dzięki temu nieraz możemy poznać rosyjski punkt widzenia i rosyjską wersję opisywanych wydarzeń, czego w innych publikacjach poświęconych tej kampanii często brakuje (zwłaszcza u Tomasza Rogackiego w jego „I wojnie polskiej 1806-1807” t. I). Co więcej, autorzy mają skłonność dawać wersjom pochodzącym z tej strony frontu więcej wiary, nawet jeśli wydają się absurdalne. Brak krytycyzmu w stosunku do źródeł przejawia się w braku ich „obróbki”. Bywa, że są one włączane do tekstu jako fabularyzowane opowieści, gdzie można się jedynie domyślać, że za ich treścią kryje się jakaś historyjka zaczerpnięta z pamiętnika. Zdarza się, że informacje przedstawiane są jako własne poglądy autorów. Nieraz stajemy przed informacjami zawartymi w tej książce jak przed nieoszlifowanym diamentem, nie wiedząc ostatecznie czy to co się za nimi kryje to rzetelna wiedza, czy pewne mniej lub bardziej udane dopowiedzenia autorów. Przypisy odautorskie owszem występują, niekiedy nawet dość gęsto, ale mam wrażenie, że brakuje ich w kluczowych miejscach. Wspomniane szerokie wykorzystywanie pamiętników ma więc swoje zalety, ma też pewne wady, polegające na tym, że czasami przeplatają nam się narracje z obu stron, które nie do końca są spójne. Zdarza się, że rozmywa to opis i powstaje wrażenie chaosu. Dobrym przykładem miejsca, gdzie autorom udało się tego uniknąć są różne epizody bitwy pod Pułtuskiem, gdzie wyraźnie zaznaczają, że obie strony przedstawiają własne wersje wydarzeń. Tego typu ujęcie z obu stron, z wyraźnym zaznaczeniem rozbieżności co do biegu wypadków, ma dla bardziej zaawansowanego czytelnika dużą wartość.

Recenzując „Triumf Napoleona” pisałem, że książce tej brakuje głębszej analizy. „Kryzys w śniegu” wypada pod tym względem nieco lepiej i przynajmniej w jednym przypadku odnotowałem znamienity pozytywny wyjątek. Dotyczy on najważniejszej z bitew – pod Pruską Iławą i jej końcowej oceny, zwłaszcza wahań Napoleona, który – według tego jak przedstawiają to autorzy – do późnego wieczora po bitwie zastanawiał się czy nie podjąć odwrotu i nawet miał już wydać rozkazy go przygotowujące. Za jedyne źródło tych twierdzeń uchodził Henri Jomini, co sprawiało, że przez niektórych autorów było to kwestionowane. Panowie Arnold i Reinertsen znaleźli jednak dalsze dowody na to, że istotnie Napoleon poważnie rozważał po bitwie pod Pruską Iławą odwrót. Wspomnijmy jeszcze, że wieczorem u Francuzów odbyła się narada wyższych dowódców, gdzie rozważano czy rozpocząć odwrót, czy pozostać na polu bitwy, i ostatecznie miano postanowić, że armia utrzyma swoje pozycje przynajmniej do wczesnego ranka. O tym wszystkim autorzy piszą na stronach 343-348. Całość jest, jak to często u nich, trochę fabularyzowana i nieco chaotyczna, ale moim zdaniem wyłania się z tego obraz swego rodzaju próby morale, jaką przeszli po bitwie obaj głównodowodzący. Bennigsen miał bowiem podobne dylematy, do tego był silnie naciskany przez część swoich generałów, a także przez Prusaków by przynajmniej pozostać na polu bitwy. Wybrał jednak odwrót. Jak to (za Napoleonem) ujęli autorzy, po bitwie często pokonanym jest ten, kto sam czuje się pokonanym. Decyzje Napoleona i Bennigsena, podejmowane przez nich i ich sztaby w dramatycznych okolicznościach, znakomicie pokazują, że zwycięstwo rozstrzyga się w sferze morale, nie tylko oddziałów i szeregowych żołnierzy, ale także wyższego dowództwa. O zwycięstwie decyduje cios zadany w morale przeciwnika.

Parę słów o samym opisie największej i najważniejszej bitwy pod Pruską Iławą. Jedno z kluczowych wydarzeń, szarża kawalerii Murata, przedstawiane jest niby jako sukces Francuzów, ale jeszcze większym sukcesem było po stronie Rosjan jej odparcie. Z ciekawszych „kawałków” (podkreślenie moje):
„Patrząc z perspektywy rosyjskiej, wielka szarża miała zupełnie inne znaczenie. Niszcząc korpus Augereau Rosjanie zmusili Napoleona do rzucenia całej Kawalerii Rezerwowej bez żadnego wsparcia na rosyjskie centrum. Francuzi złamali pierwsze szeregi piechoty, zostali zatrzymani przez odwody i zaatakowani przez rosyjską kawalerię, która zepchnęła ich na pierwotne pozycje zadając jednocześnie ciężkie straty. Był to wspaniały dowód siły rosyjskiego oporu i mądrości wielowarstwowej defensywy Bennigsena. Ten nowatorski sposób obrony sprawił, że elitarne francuskie formacje musiały powtarzać ataki raz za razem, aby utrzymać pozycje, które ostatecznie i tak musiały opuścić” (s. 310).
Poza tym Murat przedstawiany jest generalnie jako dzielny, ale niezbyt roztropny dowódca. Z kolei o rosyjskich dowódcach możemy znaleźć takie opinie (podkreślenie moje):
„Trzeba przyznać, że chociaż przyszli historycy będą oczerniać zdolności rosyjskiego korpusu oficerskiego, to pod Pruską Iławą dokonywali oni rozsądnych, a niekiedy wręcz znakomitych posunięć na polu bitwy. Jednym ze znamienitych przykładów takiego zachowania była śmiała szarża Golicyna, która pozwoliła Baggowutowi zakończyć manewr rozwijania swoich wojsk (w rejonie Serpale – Raleen)” (s. 314).
Jeśli chodzi o przedstawienie szarży Murata pod Pruską Iławą mamy więc z jednej strony wersję pronapoleońską u Tomasza Rogackiego, rozpisującego się o sukcesie francuskiej kawalerii, a z drugiej strony wersję prorosyjską Arnolda i Reinertsena, według której atak był co prawda śmiałym przedsięwzięciem, ale tak naprawdę niezbyt roztropnym. Każdy może wybrać co bardziej go przekonuje. Wszystko wskazuje na to, że jak to nieraz bywa, prawda leży gdzieś pośrodku.

Od strony wydawniczej, estetyczna, twarda okładka z pewnością zachęca do sięgnięcia po książkę. W środku znajdziemy całkiem sporo czarno-białych ilustracji, głównie reprodukcji obrazów i różnego rodzaju grafik z epoki. Zarówno działania w skali operacyjnej, jak i taktycznej ilustrowane są mapkami. Generalnie mapki w skali operacyjnej są w większości słabe. Wyjątkiem może być świetna mapka na s. 330, ukazująca marsz Prusaków na pole bitwy pod Pruską Iławą. Mapki w skali taktycznej wypadają dużo lepiej, szczegółowo pokazując przebieg bitew. W przypadku tych ostatnich, dobrze zaznaczono ukształtowanie terenu. Mapek jest ogólnie dość dużo, choć do części mniejszych bitew niczego nie przygotowano. W przypadku mapek operacyjnych, na wielu z nich występują białe bohomazy – wygląda to tak jakby ktoś wycierał wirtualną gumką tło w „Photoshopie” i zapomniał tego zamalować albo jakoś ujednolicić. Mam na myśli mapki na stronach: 104, 114, 123, 132, 208, 214, 230, 240 i 357. Wygląda to słabo. Na plus publikacji można z kolei zaliczyć schematy ugrupowania oddziałów do walki sporządzone dla różnych bitew. Na końcu książki znajdziemy kilka załączników. Dużo miejsca poświęcono Ordre de Bataille i liczeniu strat poniesionych w bitwie pod Pruską Iławą. W przypadku publikacji podejmującej temat tej bitwy to już chyba standardowy element. W końcu słusznie uchodzi za jedną z najkrwawszych bitew napoleońskich (jeśli w ogóle nie najkrwawszą). Nie jestem w stanie dokładnie zweryfikować podawanego OdB, tym bardziej, że w wielu przypadkach brak precyzyjnych danych dla tej wojny, tym niemniej w odniesieniu do najbardziej mnie interesujących tematów znalazłem pewne nieścisłości. Spośród załączników zwraca natomiast uwagę załącznik siódmy, poświęcony przedstawieniu bitwy pod Pruską Iławą na mapach. Znaleźć tam można zamieszczone mapy, z których miał korzystać Napoleon (w książce są to mapki zajmujące około pół strony). Jeśli chodzi o tłumaczenie, generalnie nie mam większych zastrzeżeń. Świetnie zrobiona została redakcja merytoryczna. Najsłabszym ogniwem okazuje się, jak to już nieraz bywało, korekta – literówek w książce jest niestety dużo, choć mniej niż w „Triumfie Napoleona”.

Podsumowując, główną zaletą książki jest wykorzystanie na większą skalę niż w innych publikacjach dotyczących tej kampanii źródeł rosyjskich. Dzięki temu autorzy prezentują nam różne punkty widzenia i bogatszy materiał. Sami w razie wątpliwości chętniej dają wiarę stronie rosyjskiej. W publikacji szeroko wykorzystano pamiętniki i wspomnienia. Jeśli chodzi o zasób informacji na temat przedstawianych wydarzeń, jest on niewątpliwie większy niż w dziełach Tomasza Rogackiego („I wojna polska 1806-1807” t. I) i Georgesa Lechartiera („Manewr na Pułtusk”), nie mówiąc o innych, dawniejszych, okazjonalnie wydawanych u nas książeczkach (np. Andrzeja Nieuważnego). Spośród zagadnień szczegółowych największą zaletą książki jest sposób, w jaki przedstawiono sytuację po bitwie pod Pruską Iławą (wahania obu stron co do podjęcia odwrotu) i sama ocena bitwy. Głównymi wadami książki, podobnie jak w przypadku „Triumfu Napoleona”, są skłonność autorów do nieuzasadnionych uogólnień i fantazjowania (z drugiej strony dzięki temu książkę dobrze się czyta), a także mało krytyczny stosunek do źródeł. To ostatnie, a także różnego rodzaju błędy merytoryczne autorów niweluje wnikliwa redakcja Mariusza Promisa. Książka warta jest uwagi przede wszystkim jako obecnie najbardziej szczegółowa (z wydanych w naszym kraju) publikacja poświęcona działaniom wojennym toczącym się od listopada 1806 do lutego 1807 roku na ziemiach polskich i w ich najbliższym sąsiedztwie.

Autor: Raleen

Opublikowano 15.03.2016 r.