Polemika z artykułem „Analfabetyzm strategiczny II RP”

  • PDF
  • Drukuj
  • Email

Artykuł „Analfabetyzm strategiczny II RP”

Zacznijmy od tego, że tytułowy artykuł świadczy o totalnym niezrozumieniu geograficznych, politycznych, historycznych, ekonomicznych i militarnych uwarunkowań II RP. Jak zauważył jeden z komentatorów na forum, autor chciał napisać o III RP, używając jako przykładu II RP. Zrobił to niestety bez znajomości tematu.

Po pierwsze, jakiekolwiek porównywanie wojny w Polsce i w Finlandii jest totalnym nieporozumieniem. Można by takie porównanie zastosować tylko i wyłącznie w jednym przypadku – gdyby armia sowiecka uparła się całą swoją masą atakować nas przez błota poleskie. Tylko i wyłącznie wtedy warunki terenowe i ogólna sytuacja mogłyby być porównywane. Co ważne – to koniecznie musiałaby być armia radziecka, bo niemiecka byłaby sobie z Finami poradziła (jako ciekawostkę podam, że Niemcy wysłali na daleką północ tylko dwie dywizje górskie dlatego, że uwierzyli Finom, iż więcej wojska nie da się zaopatrzyć; już w trakcie kampanii Niemcy stwierdzili, że mogliby zaopatrzyć dużo większe siły).

Polskie terytorium i granice, za wyjątkiem ograniczonych obszarów, nie zapewniały takich walorów terenowych, co powodowało, że linie umocnień stałych, aby być skuteczne w wymiarze strategicznym, musiałyby przybrać rozmiary Linii Maginota. Tu wchodzi kwestia finansów (którą jeszcze rozwinę później). Zbudowanie, wyposażenie i utrzymanie, szerokich i rozbudowanych rejonów umocnionych było bardzo, ale to bardzo kosztowne. W dodatku rejony takie musiałyby mieć skrzydła chronione przez silne, regularne oddziały lub być zdolne do długotrwałej obrony okrężnej. W tym drugim przypadku, co gorsza, zakładać należało, że zostaną ominięte przez nacierające wojska i tym samym stracą swoje znaczenie strategiczne. W efekcie, aby miało to sens, linie umocnień stałych musiałyby pokrywać bardzo duże obszary, a w zasadzie ciągnąć się przez znaczną część długości granicy. Koszt wybudowania, wyposażenia i utrzymania takich umocnień byłby gigantyczny.

Kolejną kwestią jest krytykowanie stawiania nacisku na manewr. To bynajmniej nie wynikało tylko z doświadczeń 1920 r. To wynikało również z doświadczeń pierwszej wojny światowej jak i wielu poprzednich, np. francusko-niemieckiej z 1870. Podczas I wojny światowej to właśnie manewr pozwolił Niemcom na uzyskanie początkowych sukcesów (w tym zatrzymanie rosyjskiej ofensywy na Prusy Wschodnie) i to właśnie manewr pozwolił Francuzom na zatrzymanie niemieckiej ofensywy. Przez cały czas wojny okopowej obie strony szukały możliwości odzyskania przestrzeni manewrowej, co w końcu udało się pod koniec wojny – aliantom z użyciem mas czołgów, a Niemcom dzięki opracowaniu i wdrożeniu odpowiedniej taktyki infiltracji. Tak więc manewr w wojnie 1920 nie był jakimś szczególnym novum, tylko z uwagi na szczupłość sił był bardziej widoczny.

Następna sprawa to gloryfikowanie działań nieregularnych. Działania partyzanckie nigdy w historii nie doprowadziły do uwolnienia całkowicie okupowanego kraju bez istotnego wsparcia z zewnątrz (logistycznego lub militarnego). W sytuacji II RP nie było możliwości uzyskania takiego wsparcia, gdyż jedyne kraje, które mogłyby to zrealizować, znajdowały się po drugiej stronie Niemiec. Dodatkowo, z uwagi na bardzo duży udział mniejszości niemieckiej w społeczeństwie oraz znaczną infiltrację Polski przez niemiecki wywiad, bardzo wątpliwe było, aby udało się utworzyć i wyposażyć siły nieregularne, które zachowałyby zdolność do przejścia do tajnego działania.

Nie jest również prawdą, że pozostawienie w spokoju Armii „Poznań” było ze strony Niemców błędem. Armia ta nie miała żadnego znaczenia strategicznego, gdyż w praktyce została okrążona. Bitwa nad Bzurą nie była żadnym zwrotem strategicznym tylko zwykłym aktem desperacji, próbą uzyskania korytarza na przebicie się do Warszawy.

Teraz trochę o uwarunkowaniach politycznych, historycznych, ekonomicznych i militarnych II RP.

Uwarunkowania historyczne
II RP była krajem młodym, który dopiero co odzyskał swoją niepodległość, a w dodatku Sowieci już w rok po odzyskani niepodległości próbowali zniszczyć państwo polskie i niewiele brakowało żeby im się to powiodło. Co istotne, pomimo zadanej im kęski, Sowieci z tych planów nie zrezygnowali, a stale dysponowali silną armią o wielkich zdolnościach mobilizacyjnych. Byliśmy więc przewrażliwieni na punkcie utrzymania zdolności zbrojnej do odparcia agresji na nasz kraj, co owocowało stałym utrzymaniem wielkiej liczebnie armii, w tym kosztownych brygad kawalerii. Co prowadzi do...

Uwarunkowania ekonomiczne
II RP była krajem młodym i bardzo biednym, w praktyce pozbawionym nie tylko bazy przemysłowej, ale również ludności o odpowiednio wysokiej kulturze technicznej. Kraj zmuszony był pogodzić wielkie inwestycje w infrastrukturę (m.in. COP) z utrzymaniem i rozwijaniem dużej armii. Na potrzeby wojskowe szło nawet 40% dochodu państwa.

Niestety, konieczność utrzymania licznej armii powodowała, że znaczna część środków była zużywana na koszty osobowe oraz bieżące utrzymanie wielkich jednostek wojskowych. Polski najzwyczajniej w świecie nie było stać na budowanie licznych i rozbudowanych rejonów umocnionych. Ani nawet nielicznych i trochę rozbudowanych. Szczególnie na drugorzędnym kierunku jakim w przez większość czasu trwania II RP był zachód kraju.

Uwarunkowania militarne
Sąsiadowaliśmy z kilkoma krajami nam wrogimi, w tym z Litwą i prosowiecką Czechosłowacją, ale przede wszystkim z Sowietami. W latach 20-tych i wczesnych 30-tych tylko ten jeden kraj stanowił dla nas realne zagrożenie. Niemcy, choć bez wątpienia nie byli nam przyjaźni, to równocześnie z uwagi na ograniczenia powojenne nie stanowili dla nas zagrożenia. W związku z tym niemal wszystkie działania rozbudowujące nasz potencjał militarny były ukierunkowane przede wszystkim na zwiększenie zdolności do odparcia agresji ze wschodu. Stąd duża ilość brygad kawalerii, gdyż zapewniały one wymagany element manewrowy konieczny do skutecznych działań na dużych przestrzeniach wschodniej Polski, ze szczególnym uwzględnieniem błot poleskich, które w naturalny sposób dzieliły front na dwie części, dzięki czemu zapewniały niezłą bazę wyjściową do uderzenia na odsłonięte skrzydło sowieckich ugrupowań.

Stąd również rozbudowa floty wojennej. Okręty, które nie miały znaczenia w wojnie z Niemcami, miałyby gigantyczne znaczenie w wojnie z Sowietami. Polska flota z 1939 była w stanie zablokować flotę bałtycką i dzięki temu zapewnić łączność morską z Francją, co z kolei pozwalałoby na uzyskiwanie wsparcia materiałowego droga morską, co było bardzo istotne wobec braku pewności co do utrzymania łączności przez terytorium Niemiec. Należy też pamiętać, że droga przez Rumunię zostałaby zamknięta przez postępujące armie agresora. Jak więc widać, utrzymanie kawalerii oraz rozbudowa floty nie były takie nieracjonalne jak się wydaje.

Co ważne, Hitler odnosił się do Polski przyjaźnie, a dodatkowo można było sądzić, że albo Niemcy nie odważą się na pełną remilitaryzację albo zostaną powstrzymani przez dużo jeszcze wtedy silniejszą Francję. W 1936 nastąpiła remilitaryzacja Nadrenii i stało się jasne, że Francja nie zablokuje niemieckiego zagrożenia. W związku z tym rozpoczęto prace nad stworzeniem planu obrony kraju od zachodu. Niestety, na plan ten bardzo mocno rzutowały uwarunkowania polityczne. Co gorsza, nadal nie można było rezygnować z przygotowań na agresję ze wschodu, stąd nadal rozbudowywano flotę.

Równocześnie proste porównanie sił oraz uwarunkowania polityczne i geograficzne jednoznacznie skazywały Polskę na przegraną w samodzielnym konflikcie z Niemcami. Warto przy tym pamiętać, że w 1939 nikt poza nielicznymi Niemcami, tak naprawdę nie zdawał sobie sprawy ze strategicznych możliwości manewrowego wykorzystania silnych związków pancernych. Sztab polski zakładał, że będzie miał dużo więcej czasu na reakcję oraz przegrupowanie wojsk. W zasadzie ciężko ich za to krytykować, biorąc pod uwagę, że nawet po tym co się stało w Polsce, sztaby francuski i angielski nie potrafiły wyciągnąć odpowiednich wniosków.

Trzeba też pamiętać, że plan zakładał, że nasza mobilizacja będzie dużo bardziej zaawansowana, co zapewniłoby wojskom pierwszego rzutu odwody, którymi można by łatać dziury we froncie lub też zapewnić osłonę wycofującym się wojskom. Niestety, względy polityczne pozbawiły nas tej możliwości.

Uwarunkowania polityczne
II RP od początku traktowała Francję jako swojego kluczowego sojusznika z jednego prostego powodu. Nie było innego wyboru. Znajdowaliśmy się między młotem a kowadłem – zarówno Niemcy jak i Rosja były krajami od nas znacznie silniejszymi militarnie (Niemcy potencjalnie) oraz gospodarczo. Żaden z mniejszych krajów (w tym tradycyjnie nam przyjaźni Węgrzy) nie byli w stanie zapewnić nam wystarczającego wsparcia. Sojusz z Francją zapewniał neutralizację zagrożenia ze strony Niemiec oraz duże wsparcie materiałowe w przypadku wojny z Rosją. Niestety, okazało się, że Francuzi nie wywiązali się z pokładanych w nich nadziei neutralizacji zagrożenia niemieckiego. W tym momencie dla polskich władz było jasne, że dojdzie do kolejnej wojny. Przyjmowano za pewnik, że Niemcy nie będą w stanie pokonać sojuszu anglo-francuskiego, zwłaszcza, że można było przyjąć jako pewnik, że w razie przedłużającej się wojny, tak jak wcześniej, przyjdzie pomoc z USA.

Niestety, zdawano już sobie sprawę z tego, że Polska nie będzie w stanie wytrzymać uderzenia niemieckiego. Co gorsza, zdawano też sobie sprawę z tego, że alianci chcą jak najbardziej odsunąć wojnę w czasie. Dostrzegano potencjalne zagrożenie związane z sytuacją wojny ograniczonej – gdyby Niemcy zajęli niebronioną część kraju, mogłoby się okazać, że alianci zgodzą się na to i w ten sposób uzyskają jeszcze rok czy dwa pokoju. Co gorsza, w tej sytuacji mogłoby dojść do tego, że na zakończenie wojny, pomimo pokonania Niemiec, utracone tereny pozostałyby w Niemczech. Należy pamiętać, że nikt wtedy nie zakładał wojny totalnej połączonej z bezwarunkową kapitulacją – raczej oczekiwano jakiejś formy traktatu pokojowego podobnego do tego z pierwszej wojny światowej. Dlatego uznano za konieczne, aby przynajmniej zaznaczyć obronę terenów zachodnich i północnych, stąd straceńcze pozycje Armii „Poznań” i „Pomorze”. Dodatkowym problemem jest fakt, że prawie pewnym było, iż w razie przedłużającego się konfliktu Rosja nie omieszka wykorzystać okazji, choć zapewne nie spodziewano się, że nastąpi to tak szybko.

Dlatego tak wieki nacisk na sojuszników i to, że po ich zwycięstwie odzyskamy wolność.
Nie bez kozery Rydz-Śmigły stwierdził:
Rozpoczynając wojnę rozumiałem dobrze, że będzie ona z konieczności przegrana na froncie polskim, który uważałem za jeden z odcinków wielkiego frontu antyniemieckiego. Zaczynając w niebywałych warunkach walkę, czułem się też jak dowódca odcinka, który ma być poświęcony, aby dać czas i możliwość organizacji i przygotowania innych.
Zaprezentowane wyżej podejście było też powodem znacznej uległości w stosunkach z aliantami, w tym opóźnienia mobilizacji.

Uwarunkowania geograficzne
Bez wątpienia kordonowe rozłożenie wojsk jest bardzo złym rozwiązaniem. Najczęściej jako alternatywa jest proponowane oparcie się na linii wielkich rzek. Ilu z Was jednak tak naprawdę wzięło mapę i zastanowiło się, co to właściwie znaczy? Linia wielkich rzek to Narew-Wisła-San. Popatrzmy na mapę.

Robi wrażenie, prawda? Ustawienie się na linii wielkich rzek wyklucza obronę całej zachodniej, uprzemysłowionej i najgęściej zaludnionej części kraju. W praktyce armia nasza utraciłaby całe zaplecze materiałowe, które pozwalałoby na prowadzenie długotrwałej walki. W praktyce nie mielibyśmy szans na przetrwanie nawet kilku miesięcy – a trzeba pamiętać, że z każdą chwilą rosłaby groźba wtargnięcia od wschodu. I wreszcie – skoro władze obawiały się pozostawić bez obrony Pomorze i Wielkopolskę, to miałyby ot tak oddać również Małopolskę i Śląsk?

I w końcu wracając do Armii „Poznań” i „Pomorze”. Skoro zdecydowano się je wystawić, to niestety, ale kordonowe ustawienie wojsk wzdłuż granicy staje się jedynym dostępnym wyborem, gdyż w przeciwnym razie od samego początku można by je traktować jako zniszczone. Nieźle by to działało na morale wojsk, prawda? W ten sposób tworzono możliwość wycofania tych wojsk bez ich zniszczenia (pamiętajmy, że skuteczności blitzkriegu jeszcze nikt w polskich władzach, tak jak i anglo-francuskich, nie przewidywał). Można było co najwyżej przesunąć ciężar obrony i wzmocnić wybrane kierunki.

Niestety, jest to przykład klasycznej sytuacji bez wyjścia.

Oczywiście, popełniono przed i w trakcie wojny wiele błędów – jak zbyt mały nacisk na utworzenie skutecznej sieci łączności, szczególnie radiowej, czy też zbyt słaby rozwój i wdrożenie ręcznej broni p-panc., czyli karabinów UR. Wiele można władzom i dowódcom II RP zarzucić. Ale zanim skrytykuje się ich również za koklusz i wymieranie pszczół, warto jednak dokładniej przyjrzeć się tematowi.

Dyskusja o artykule na FORUM STRATEGIE

Autor: RAJ
Mapa: Internet

Opublikowano 30.09.2015 r.

Poprawiony: środa, 30 września 2015 11:37