Studia nad epoką napoleońską (t.1)

  • PDF
  • Drukuj
  • Email

Informacje o książce
Autor: Marcin Baranowski (red.)
Wydawca: Napoleon V
Rok wydania: 2014
Stron: 237
Wymiary: 24 x 17 x 2 cm
Oprawa: twarda
ISBN: 978-83-7889-216-8

Recenzja
Studia nad epoką napoleońską (t.1) to zbiór artykułów poświęconych tytułowej epoce. Ich autorami są znawcy Empire’u. Tylko część spośród nich to zawodowi historycy. Większość spośród autorów posiada stopień naukowy doktora. Tom poświęcony jest rozmaitym zagadnieniom. Wiele tekstów bezpośrednio bądź pośrednio wiąże się z wojskowością i zagadnieniami jej pokrewnymi. Ponieważ są to dość różnorodne artykuły, o każdym z nich napiszę osobno.

Patrycjusz Malicki – „Mali ludzie z orłem na głowie, szybcy jak wiatr, strzelają jak czart – pruska piechota lekka 1787-1806. Jegrzy, fizylierzy i strzelcy – organizacja i przygotowanie bojowe”
Artykuł wiąże się tematycznie z wydaną niedawno temu książką autora o bitwach pod Jeną i Auerstaedt. W początkowych podrozdziałach omówiona została najpierw organizacja jegrów, fizylierów i strzelców, a następnie ich uzbrojenie. Chronologicznie Patrycjusz Malicki zaczyna w zasadzie od lat 70-tych XVIII wieku. Dotyczy to tylko jegrów, których początki w armii pruskiej sięgają 1744 r. (fizylierzy i strzelcy wprowadzeni zostali rozkazem z 3 marca 1787 r.). Przedstawiono także zmiany organizacyjne, jakim podlegały poszczególne formacje lekkie. Z tekstu wynika, że nie było ich zbyt wiele, a konieczność zmian wymuszały po części oszczędności i ograniczanie nakładów na armię w okresie pokojowym, po części zaś doświadczenia z kolejnych wojen – największą rolę odegrały tu zmagania z rewolucyjną Francją w latach 1792-1794.

Druga, większa część artykułu poświęcona jest wyszkoleniu i przygotowaniu do działań bojowych. Autor porusza także w związku z tym pewne aspekty taktyki stosowanej przez te formacje. W ogólnym zarysie taktyka pruskich oddziałów lekkich nie różniła się zasadniczo od taktyk tyralierskich stosowanych przez oddziały lekkiej piechoty innych armii. Podobnie jak w organizacji jednostek, tak i tutaj następowały pewne zmiany, które autor stara się w miarę skrupulatnie odnotowywać. Dotyczy to np. formowania łańcucha tyralierskiego przez fizylierów: początkowo, według regulaminu z 1788 r., tworzyły go dwa skrajne plutony linii, potem wydzielano po sekcji z każdego z ośmiu plutonów, co okazało się sposobem szybszym i łatwiejszym do wykonania.

Jak można sądzić z całokształtu, jednym z celów artykułu jest próba odpowiedzenia na pytanie czym różniły się między sobą pod względem taktycznym poszczególne formacje lekkie pruskiej piechoty (jegrzy, fizylierzy, strzelcy), na czym polegały różnice w ich wykorzystaniu na polu bitwy. By to ustalić autor sięga nie tylko do regulaminów, ale również do wspomnień z tamtego okresu – jednym z istotniejszych źródeł jest książka oficera armii pruskiej z czasów wojen z rewolucyjną Francją Friedricha Perrin-Parnajona, pod znamiennym tytułem „Geist der leichten Truppen” („Duch lekkich oddziałów”). Inny cytowany w artykule fragment z pamiętników wskazuje, że jak to nieraz w tym okresie bywało, w praktyce formacje lekkie stosowano nie trzymając się ściśle regulaminu – w tym przypadku rzecz dotyczy strzelców, którzy teoretycznie powinni być blisko własnego batalionu, ale faktycznie bywało, że wysyłano ich do samodzielnych zadań wykonywanych w oddali od własnej jednostki. Spośród ciekawostek wspomnę jedną z dołączonych do tekstu ilustracji (z epoki) pokazującą fizyliera z batalionu Bülowa (nr 24) z 1806 r. trzymającego lufę karabinu z wykorzystaniem pnia drzewa i z użyciem rękawiczki, by uniknąć oparzenia.

Paulina Dąbrosz-Drewnowska, Arkadiusz Drewnowski – „Francuzi na polskich drogach, czyli o trudnych warunkach transportu drogowego na ziemiach polskich w czasach kampanii napoleońskich”
Gdy spojrzymy do pamiętników z epoki, zwłaszcza pisanych przez Francuzów, nieraz znaleźć można bardzo niepochlebne opinie o naszym kraju. Przybyszom znad Sekwany Polska jawiła się jako kraina zacofana, wręcz barbarzyńska. Nie chodzi tutaj o ustrój polityczny i zwyczaje (choć w jakiejś mierze to również – nie było to jednak głównym przedmiotem krytyki), ale warunki techniczne i to co obecnie nazywane bywa infrastrukturą. Czytając dzisiaj te opinie niejednokrotnie krew się w nas burzy i możemy je uważać za przesadzone, wynikające z niezrozumienia naszego narodu, jego historii, warunków, w jakich żyli nasi przodkowie, biorące się z poczucia obcości przybyszów w odmiennym środowisku. Tymczasem prawda leży gdzie indziej.

Już za samo dostrzeżenie tej jednej kluczowej okoliczności ten artykuł wart jest ze wszech miar uwagi: o obrazie Polski w oczach obcokrajowców decydowała w bardzo dużym stopniu jakość dróg. Z prostej przyczyny: to tymi drogami maszerowali żołnierze i poruszali się inni przybysze – to na nich spędzali większość czasu. Ich stan, szczególnie błoto, jakie je pokrywało w niektórych porach roku (wiosna, jesień) oraz podczas każdego okresu intensywniejszych opadów, sprawiało że ruch był bardzo utrudniony. Drogi polskie i ogólnie we wschodniej części Europy różniły się przy tym od tych na zachodzie, gdzie do XVIII wieku, zwłaszcza we Francji, powstała sieć dróg bitych, w znacznym stopniu „odpornych” na warunki pogodowe. W artykule autorzy zawarli też krótką historię drogownictwa tego okresu. Znajdziemy w nim również nieco informacji o rozwoju poczty, a także różnych kwestiach związanych z warunkami odbywania marszy przez wojsko.

Spośród wielu interesujących cytatów ze wspomnień, jakie znaleźć można w artykule, pozwolę sobie zamieścić jeden dotyczący bitwy pod Pułtuskiem (s. 38):
„Sierżant Lavaux opisał, jak podczas bitwy pod Pułtuskiem ugrzązł na wiele godzin w błocie i wydostał się stamtąd tylko z pomocą jakiegoś kaprala: Pogoda była bardzo brzydka; deszcz, śnieg, stworzyły na równinie błoto, w którym tonęliśmy aż po lędźwie (…).Nie mogliśmy wydostać się z błota. Nasi oficerowie pogubili swoje buty, żołnierze trzewiki. Straciliśmy kilkuset ludzi. Ustawienie baterii dział było niemożliwością. Widziałem 24 konie, które wyciągały 12-funtową armatę, nie mogąc wyjść z błota. Trzeba było ją zostawić (…). Myślałem, że na dobre ugrzęzłem w błocie. Zapadłem się aż po ramiona. Pomógł mi jeden z kaprali, który usłyszał moje wołanie o pomoc. Spędziłbym tam noc, nie mogąc wyjść. (…) Każdy musiał wystarczająco martwić się o siebie. Jeśli choć trochę udało mi się wyciągnąć jedną nogę, druga grzęzła. Utknąłem tam na dobre, nie mogąc się stamtąd wydostać; jeszcze bardziej ugrzęzłem. Kapral, który stał się moim przyjacielem, zdołał siłą mnie stamtąd wyciągnąć. Myślałem, że tam umrę.” (F. Lavaux, Memoires de campagne (1793-1814), Paris 2004, s. 9-10).

Bernard Lipka – „Fryderyk August Sprawiedliwy”
Autor znany jest już z monografii poświęconej Królestwu Westfalii i jego armii w epoce napoleońskiej i kilku tłumaczeń popełnionych dla wydawnictwa Napoleon V. Artykuł o Fryderyku Auguście ukazuje władcę Księstwa (a później królestwa) Saksonii i Księstwa Warszawskiego – z tego ostatniego względu postać blisko związaną z dziejami Polski. Bernard Lipka przedstawia króla jako konserwatystę w sferach politycznej i społecznej, a jednocześnie podkreśla jego otwartość i postępowość w sferze gospodarczej. Autor, nawiązując do dawniejszych monografii Fryderyka Augusta, charakteryzuje go jako władcę, dla którego ideałem byli protestanccy książęta Rzeszy z XVI wieku i który swoje panowanie wyobrażał sobie według znanych z tamtych czasów wzorców. Na obraz króla składa się też jego daleko posunięta lojalność w stosunkach międzynarodowych, w tamtej epoce cecha dość rzadko spotykana, i przywiązanie do przestarzałej instytucji Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego, w ramach której starał się wypełniać swoje zobowiązania jako elektor.

Dużo uwagi poświęcono polityce Saksonii, usilnie starającej się unikać wojen i zachować neutralność. Niestety, epoka, w której przyszło panować Fryderykowi Augustowi, nie sprzyjała tym zamierzeniom. W bardzo interesujący i wnikliwy sposób starał się ukazać autor relacje Fryderyka Augusta z Napoleonem, zwłaszcza w kluczowym dla losów Saksonii roku 1813. Bernard Lipka pokazuje ukrytą fascynację jaką żywił król Saksonii w stosunku do cesarza Francuzów, mimo że w sferze rządzenia państwem i sprawach społecznych był zwolennikiem zupełnie innych porządków. Sporo miejsca poświęcono również momentowi przejścia Saksonii na drugą stronę, czyli tej chwili gdy Fryderyk August podczas bitwy pod Lipskiem decyduje się pozostać w opanowywanym przez siły Koalicji mieście. Wówczas to miała miejsce scena, która być może zdecydowała o późniejszych dziejach Saksonii. Pod dom króla w pewnym momencie przybył następca tronu Szwecji (Bernadotte), którego oddziały jako pierwsze wdarły się do miasta. Później pod dom króla miał przybyć car Aleksander. Obaj – Bernadotte i Fryderyk August – zbiegli po schodach, ale król zatrzymał się u podnóża schodów i nie wybiegł z budynku by porozmawiać z Aleksandrem. Z kolei ten ostatni nie chciał wchodzić do środka i wkrótce odjechał z Bernadotte, zostawiając władcę Saksonii samego. Kilka dni później Fryderyk August został poinformowany przez jednego z adiutantów cara, że ten uważa go za swojego jeńca.

Ciekawy artykuł, mimo niezbyt dużej objętości (w stosunku do dawniejszych monografii władcy) poruszający wiele tematów, napisany przez pasjonata historii księstw (i królestw) niemieckich w epoce napoleońskiej – co jest widoczne w tekście. Autor szeroko wykorzystał historiografię niemiecką. Nie zabrakło miejsca dla omówienia spraw polskich, w tym wszystkich wizyt Fryderyka Augusta w Księstwie Warszawskim i przedstawienia jego stosunku do Księstwa. Autor wspomina m.in. odezwę Fryderyka Augusta skierowaną do jego poddanych z Księstwa, zwalniającą ich z przysięgi wierności wobec niego, po tym jak utracił te terytoria w wyniku postanowień Kongresu Wiedeńskiego.

Marcin Baranowski – „Rzucić Rosję na kolana! – plan polskiej ofensywy na Wołyniu w świetle memoriału gen. Michała Sokolnickiego”
Nieco obszerniejszy tekst w porównaniu do pozostałych, na tle całego zbioru. Artykuł stanowi w większości omówienie planu ofensywy na Wołyniu, opracowanego przez gen. Michała Sokolnickiego i przedstawionego sztabowi Wielkiej Armii w przededniu wyprawy na Rosję w 1812 r. Charakterystykę planu poprzedza dość obszerne przedstawienie postaci gen. Michała Sokolnickiego – bardzo ambitnego i zarazem bardzo zdolnego dowódcy, którego nienajlepsze relacje z księciem Józefem Poniatowskim pchnęły do tego by w 1810 r. starać się o przejście z armii Księstwa Warszawskiego do armii francuskiej. Miało to na celu uniknięcie służenia pod księciem Poniatowskim. Plan ofensywy na Wołyniu związany był z tymi dążeniami. Sokolnicki usiłował zaprezentować się Francuzom jako ekspert wojskowy w zakresie prowadzenia działań wojennych na wschodnich terenach Rzeczypospolitej, skąd pochodził.

Marcin Baranowski stara się przedstawić genezę całego planu. Z zakończenia możemy się dowiedzieć wiele o tym, jak przebiegała praca badawcza, która początkowo naprowadziła go na fałszywy trop – natrafił bowiem w Bibliotece Książąt Czartoryskich na francuskojęzyczny odpis tytułowego memoriału, sugerujący że jego autorem jest gen. Aleksander Rożniecki. Analiza szeregu szczegółów zarówno planu, jak i faktów z życia Sokolnickiego, a także charakteru pisma, ostatecznie doprowadziła go jednak do stwierdzenia, że autorem memoriału był gen. Michał Sokolnicki. W początkowej części artykułu, w związku z analizą całego planu, trochę miejsca poświęcono także działalności polskiego wywiadu w przygotowaniach do kampanii 1812 r. Autor kwestionuje prezentowany w literaturze pogląd, że wywiad francuski, a zwłaszcza polski były słabo zorientowane w sytuacji przeciwnika i nie zapewniły odpowiedniego przygotowania wywiadowczego działań przeciwko Rosji.

Ocena samego memoriału wskazuje na to, że jego autorowi nie brak było wiedzy wojskowej i rozeznania w terenie, jednak w niektórych przypadkach jego informacje na temat poszczególnych miast, znajdujących się na trasie planowanej wyprawy czy rozmieszczenia oddziałów były niepełne albo przestarzałe. Autor memoriału zakładał wywołanie powstania i możliwość zmobilizowania w ten sposób dalszych sił w trakcie wyprawy, co zwiększyłoby liczebność własnych oddziałów. W dość ograniczonym stopniu zakładano przeciwdziałanie ze strony Rosjan. Liczono na uzyskanie początkowego zaskoczenia, któremu poświęcono należytą uwagę. Ostatecznie, jak wiemy, ofensywa Wielkiej Armii skierowana została w zupełnie innym kierunku, a w stronę Wołynia zamiast Polaków pomaszerował korpus saski gen. Reyniera i Austriacy gen. Schwarzenberga, którzy jako siły obce nie dość, że nie byli w stanie zmobilizować miejscowej ludności do powstania czy jakiegokolwiek zdecydowanego wystąpienia przeciwko Rosji, to swoim postępowaniem szybko ją sobie zrazili. Co ciekawe, autor wspomina, że Napoleon po klęsce wyprawy na Rosję, w zimie zamierzał jeszcze podjąć działania ofensywne na Wołyniu, być może jedynie w celu związania sił rosyjskich, ale wtedy na odwrócenie losów kampanii było już za późno.

Na koniec wspomnę, że artykuł wzbogacają zdjęcia wykonane współcześnie przez autora, przedstawiające miejsca istotne dla planowanej ofensywy na Wołyniu według memoriału gen. Sokolnickiego.

Maria J. Turos – „Kilka miesięcy – jak całe życie. Ostatni rok księcia Józefa”
Ci, którzy mieli okazję zetknąć się z publikacjami Marii Turos, są zorientowani, w jakiego rodzaju tematyce specjalizuje się autorka. Najkrócej mówiąc: medycyna (powinienem chyba dodać: wojskowa) w epoce napoleońskiej i wszystko co z nią związane. Tytuł omawianego artykułu może sugerować, że tym razem będzie to innego rodzaju tekst, ale jest to mylne, zwodnicze wrażenie. Znowu będzie o medycynie, w kontekście działań wojennych. Co wspólnego ma z tym książę Józef i ostatni rok jego życia? Okazuje się, że całkiem sporo.

Na początku autorka przedstawia stan badań historycznych dotyczących osoby księcia Poniatowskiego, w tym liczne publikacje monograficzne mu poświęcone, dochodząc do wniosku, że właściwie wszystko albo prawie wszystko na jego temat zostało powiedziane. Sama postanowiła więc podjąć temat od nieco innej strony: stanu fizycznego (psychofizycznego) księcia, czyli mówiąc prościej jego stanu zdrowia w tym okresie. Książę doznał bowiem na przełomie października i listopada 1812 roku poważnego wypadku: przewrócił się wraz z koniem, który przywalił go upadając i Poniatowski ledwo ten wypadek przeżył (informacje zawarte w źródłach pozwalają zidentyfikować u niego: wstrząśnienie mózgu, urazy twarzy, trudny do zatamowania krwotok, zwichnięcie i ciężkie stłuczenie nogi). Później, w ciągu gorącego okresu walk, jaki nastał podczas odwrotu z Rosji, okazji do kontuzji i innego rodzaju problemów zdrowotnych nie brakowało, wreszcie sama bitwa lipska przyniosła księciu kilka ran. Przy czym w międzyczasie nie do końca był czas by urazy te odpowiednio wyleczyć (autorka bardzo drobiazgowo stara się ustalić jak i czym Poniatowski mógł być leczony oraz przez kogo). Ogólnie rzecz biorąc, autorka zmierza do tego by ustalić w jakim stanie zdrowotnym był książę w chwili, gdy rzucał się ze swoim koniem w nurty Elstery.

Artykuł, dość obszerny na tle całego zbioru, posiada dużą liczbę przypisów. Wiele z nich prowadzi do publikacji medycznych, niekiedy współczesnych podręczników, innym razem publikacji XIX-wiecznych. Poniatowski traktowany jest, co tu dużo mówić, jak pacjent. Identyfikowane są jego schorzenia, na podstawie kolejnych wzmianek pamiętnikarskich autorka stara się ustalić czy jego stan zdrowia się poprawiał, w jakiej był kondycji psychofizycznej (źródła sugerują, że podczas odwrotu, przebywając w Krakowie rozmyślał nad popełnieniem samobójstwa). Często autorka operuje konkretnymi, stosowanymi współcześnie jednostkami chorobowymi. Na koniec Maria Turos zajęła się także problemem tego kto strzelał do księcia podczas jego przeprawy przez Elsterę, dochodząc do wniosku, że prawdopodobnie byli to jednak żołnierze Koalicji, a nie Francuzi, jak przyjmowane jest w części współczesnych publikacji. Omówiono również sekcję zwłok księcia, jaka miała miejsce w 1814 r. (tylko z nazwy była to sekcja).

Nie mam żadnych wątpliwości, że dla lekarzy interesujących się epoką napoleońską (a znam takich), będzie to pasjonująca lektura. Sądzę jednak, że z uwagi na samo ujęcie tematu, jakie zaprezentowała autorka, artykuł ten jest wyjątkowy. Niezależnie od tego, że podobnie jak zapewne dla wielu czytelników zagadnienia medyczne w ujęciu historycznym nie są moją domeną zainteresowań, przeczytałem go z wielką przyjemnością.

Krzysztof Figa – „Maruderzy. Wielki problem Wielkiej Armii”
Najkrótszy artykuł z całego zbioru (9 stron). W porównaniu do pozostałych wydaje się trochę pobieżny. Wynika to stąd, że autor nie pisze tylko o maruderstwie, ale o wielu sprawach z nim powiązanych, łączących się z zagadnieniami logistyki Wielkiej Armii: o organizacji zaopatrzenia, w tym wyżywienia, dyscyplinie i związanych z tym działaniach żandarmerii, ale też po prostu opisuje przebieg kampanii 1812 r. (cały artykuł ogranicza się do tej kampanii, która wybrana została jako przykładowa, ze względu na ogromną skalę maruderstwa, jaka podczas niej wystąpiła). Nie zapomniał też autor dać wzmianek o prawie wojskowym, z odnośnikami do kodeksu karnego wojskowego z czasów Księstwa Warszawskiego. Znaczna część tekstu zawiera informacje, choć skrótowe, o stratach Wielkiej Armii, z których autor rzadko jest w stanie wyraźnie wydobyć dane dotyczące maruderstwa, gdyż zlewają się one z liczbami chorych, rannych, zabitych i wziętych do niewoli.

Moim zdaniem artykuł, choć ciekawie napisany i posiadający bogatą jak na stosunkowo krótki tekst bibliografię (dość duża liczba przypisów), do tego opierający się na publikacjach z różnych dziedzin i różnego typu (także na wspomnieniach), trochę rozmija się z tematem, to znaczy jest szerszy. Tak naprawdę autor opisał problemy logistyczne Wielkiej Armii, wśród których maruderstwo jest tylko jednym z wielu, nieco wyraźniej w tekście wyodrębnionym. Nie zmienia to faktu, że artykuł niesie z sobą pewną wiedzę, bardziej dotyczącą wojskowej logistyki niż samego maruderstwa jako takiego. O skali maruderstwa brak chyba precyzyjnych danych dla 1812 r., zwłaszcza dla okresu odwrotu spod Moskwy, co musiało stanowić dla autora pewne utrudnienie.

Maria J. Turos – „Człowiek, któremu mogłem zaufać. Jan Dominik Larrey i jego misja w czerwcu 1813 roku”
Artykuł ten, biorąc pod uwagę przedstawiony przez autorkę bardzo skromny stan publikacji na temat naczelnego chirurga Wielkiej Armii Jana Dominika Larrey, można uznać za unikatowy. Ma on charakter nie tylko biograficzny. Trochę miejsca poświęcono także zagadnieniom medycznym (główna domena badań autorki) i stanowi służby zdrowia w armii napoleońskiej w 1813 r. – czasie kluczowym dla opisywanych zdarzeń. Co to za zdarzenia? Chodzi o nagły wzrost liczby wypadków z bronią, jaki miał wówczas miejsce. Napoleon i część wyższego dowództwa francuskiego uważała, że są to próby samookaleczeń i bliska była potraktowania tych wypadków jako przejawów dezercji. W związku z tym żołnierzy, którym się przytrafiły, zamierzano rozstrzelać (ponieważ z czasem ich liczba wzrastała, uznano, że rozstrzelana zostanie część z nich). Marszałek Soult powołał już specjalne plutony egzekucyjne… Tymczasem problem leżał w słabej jakości broni i braku przeszkolenia nowo powołanych żołnierzy w posługiwaniu się nią, co powodowało wypadki – niemal wszystkie wiązały się ze zranieniami okolic twarzy. Statystyki (w sumie straty z tego tytułu przekroczyły 10 000 żołnierzy) pokazują, że nie była to sprawa, którą dowództwo mogło zupełnie zlekceważyć.

Gdy dowództwo napoleońskie było bliskie podjęcia decyzji, informacje o tym, choć poufne (sprawę masowej dezercji starano się trzymać w tajemnicy), dotarły do naczelnego chirurga Wielkiej Armii Jana Dominika Larrey, który w oparciu o rodzaj ran szybko doszedł do wniosku co jest prawdopodobną przyczyną rzekomych samookaleczeń. Żeby jednoznacznie to ustalić powołano komisję pod jego przewodnictwem, która w szybkim tempie miała przebadać większą liczbę rannych i przedstawić rezultaty oraz swoje wnioski. Te wypadły w zasadzie po myśli Larrey’a, jednak Napoleon i reszta dowództwa nadal nie była przekonana. Gdy Larrey wszedł do pokoju Cesarza, jak podają świadkowie, miała miejsce głośna sprzeczka. Na koniec doszło do jednej z tych pamiętnych scen, w jakie obfitowały tamte czasy: Larrey wybiegł na dziedziniec, poprosił o podanie mu karabinu, jaki znajduje się aktualnie na wyposażeniu piechoty francuskiej, po czym spokojnie, metodycznie zaczął ładować, szykując się do oddania strzału, obracając przy tym karabin, tak żeby było widać jego niedoskonałości produkcyjne. Wcześniej głośno polecił jednemu ze swoich uczniów, by w razie jeśli mu się coś stanie, udzielił mu pomocy medycznej. W ostatnim momencie, przed oddaniem strzału Napoleon przerwał przedstawienie… przyjmując argumenty Larrey’a. Cesarz miał wówczas wypowiedzieć tytułowe słowa: „Oto człowiek, któremu mogę zaufać”. Larrey został także wiele lat później wspomniany przez Napoleona w jego testamencie, wraz ze stosownymi zapisami poczynionymi na jego rzecz.

Świetnie się czyta ten artykuł i widać, że jest to jedna z ulubionych postaci historycznych autorki, o czym zresztą sama nadmienia w tekście. We wpisie pamiętnikarskim z dnia kiedy doszło do pamiętnej rozmowy z Napoleonem Larrey nie wspomina o hojnej donacji i innych nagrodach, które wówczas otrzymał, ale jedynie o tym, że uratował honor francuskiego żołnierza i 48 ludzi przed rozstrzelaniem.

Jan W. Kowalik, Włodzimierz Nabywaniec, Adam Paczuski – „Pomniki epoki napoleońskiej w Polsce” (cz. I)
Jest to pierwsza część katalogu stawiającego sobie za zadanie przedstawienie i często dzięki temu ocalenie od zapomnienia pomników związanych z epoką napoleońską. Całość ułożona została w porządku alfabetycznym: w tym tomie znalazły się pomniki na literę od A do D. Wskazuje to, że cykl będzie długi i autorzy, wraz z wydawcą, zakładają jeszcze wiele tomów Studiów nad epoką napoleońską. Artykuł zawiera zdjęcia każdego z obiektów i poza opisem to one stanowią jego główną wartość.

Spośród pomników opisanych w tej części cyklu wspomnę pomnik ku czci feldmarszałka Michała Kutuzowa, znajdujący się w Bolesławcu, gdzie Kutuzow zmarł, zbudowany w 1819 roku na rozkaz króla Prus Fryderyka Wilhelma III. Pomnik to 12-metrowy żeliwny obelisk, stojący na podwójnym cokole, na którym spoczywają cztery lwy. Inny ciekawy pomnik, który znalazł się w katalogu, również z Bolesławca, to płaskorzeźba upamiętniająca wzięcie do niewoli przez bolesławiecką mieszczkę Rosalię Joannę von Bonin francuskiego generała. Tablica (płaskorzeźba) autorstwa rzeźbiarki Jenny von Bary-Doussin wmurowana jest we wschodniej ścianie budynku miejscowego ratusza. Została odsłonięta w 1913 r., w stulecie wojny 1813 r., a ufundowały ją mieszczanki Bolesławca ku chwale swojej krajanki sprzed stu lat.

Podsumowanie
W zbiorze znalazły się bardzo różne artykuły. Wszystkie wiążą się, choćby pośrednio, z historią wojen i wojskowości (jako że w epoce napoleońskiej wojny toczyły się przez znaczną jej część, a okresy między nimi w zasadzie można potraktować jako przygotowania do kolejnych wojen – nie ma w tym nic dziwnego). Po części autorzy poruszają mniej popularną tematykę, ale niekiedy bardzo istotną dla zrozumienia epoki – tutaj dobrym przykładem jest artykuł o drogach. Trudno porównywać zawarte w tym tomie artykuły, tym bardziej, że wszystkie wydają się interesujące, ale gdybym miał wskazać jeden, moim zdaniem najciekawszy, będzie to pierwszy artykuł Marii J. Turos, poświęcony księciu Poniatowskiemu. To ostatnie należy traktować jedynie jako moją subiektywną opinię.

Autor: Raleen

Opublikowano 01.05.2015 r.

Poprawiony: piątek, 01 maja 2015 16:27