Nowa i stara kultura grania

  • PDF
  • Drukuj
  • Email

Obecny fenomen gier planszowych w Polsce to zjawisko ostatnich 10 lat. Akurat mamy taki okres, kiedy różne fora i witryny internetowe, startujące wtedy, kiedy wszystko to się zaczynało, obchodzą swoje dziesięciolecia. W zeszłym roku, w czerwcu świętowało forum Gry-Planszowe.pl, wraz z serwisem Games Fanatic, który w obecnej formie powstał nieco później, ale jego początki to też 2004 rok. Spośród for internetowych poświęconych planszowym grom wojennym długą metrykę ma forum wydawnictwa Taktyka i Strategia, starsze od G-P o około 2 miesiące. Jak na ironię, tam w ogóle o 10-leciu zapomniano. Za to na jesieni 2015 r. roku 10 lat działalności obchodzić będzie Forum Strategie, choć tutaj gdyby liczyć początek dziejów forum od forum Ścieżek Chwały, które wystartowało pod koniec 2003 r. a potem po paru latach połączyło się z Forum Strategie, to 10 lat Strategie mają już za sobą. Jako że pamiętam jeszcze tamtą pionierską epokę (wspomnę tylko, że zarejestrowałem się na G-P w pierwszym miesiącu działalności), upływ czasu skłania do różnych refleksji.

Nie chciałbym jednak skupiać się tylko czy głównie na wspominaniu. Fora internetowe i pojawienie się sklepu Rebel to nie był początek gier planszowych w Polsce. Istniały one i rozwijały się dużo wcześniej – zwłaszcza w pierwszej połowie lat 90-tych. Tamte czasy, złota epoka wydawnictwa Dragon, szczególnie dobrze zachowały się w pamięci miłośników gier wojennych. Niektórzy pamiętają jeszcze lata 80-te, kiedy to gier było niewiele i stanowiły prawdziwy rarytas, a w każdy tytuł grano dość długo, zanim ustępował miejsca kolejnemu. W pewnym sensie do tych czasów chciałbym także nawiązać.

Dziś, w porównaniu z tą dawną, przykrytą kurzem epoką, gier mamy mnóstwo, przynajmniej tych lżejszych (o eurograch już nawet nie wspominam). Niedawno spotkałem w klubie „Agresor” starego znajomego. Na pytanie: „W co teraz grywasz?” usłyszałem odpowiedź: „Ja w każdy wieczór w coś innego. Praktycznie tej samej gry nie gram dwa razy, tylko jak wyjątkowo mi się spodoba”. Tak wygląda świat eurogier i zapalonych graczy, zwanych geekami. Obawiam się, że nie wszyscy mogą sobie pozwolić na takie „zmienianie jak rękawiczki” gier, bo jednak, jak wszystko, one również kosztują.

Z drugiej strony, miałem także okazję trafić nie tak dawno na grono miłośników gier tradycyjnych (szachy, brydż, otello itp.). Gier, w które stale grywają, nie ma wiele. Ale w takie szachy niektórzy grywają całe życie i im się nie nudzi. Inni potrafią tak grać w go, brydża i inne gry. O ile zwłaszcza w przypadku szachów, z którymi także miałem krótki epizod w młodości, jestem w stanie to zrozumieć… Co tu dużo mówić, gra jest tak bogata, i to pod wieloma względami, że można czerpać z niej przyjemność latami. Są przecież kluby szachowe, gdzie gra się właściwie tylko w szachy, a przynajmniej to one są w centrum uwagi. Tak samo kluby brydżystów i inne.

Powyższe dwie postawy można uznać za pewne skrajności. Jak rozmawiam z graczami wojennymi, którzy grywali pod koniec lat 80-tych i w latach 90-tych (i grywają nadal), to częstotliwość z jaką zmieniali tytuły gier była gdzieś pomiędzy dwoma powyższymi opcjami. Pojawiały się nowe tytuły, w pewnych okresach szybciej, w innych wolniej. Potem przyszedł taki okres, że tytułów zaczęło być więcej. Można powiedzieć, że trwa on do teraz. Niestety niektórzy zaczęli mieć za to mniej czasu. Równoległy kontakt z eurogrami, w które jak mamy długi wolny wieczór (wraz z popołudniem) to i z 10 różnych można zagrać, też przyczynił się do zaszczepienia nowych wzorców. Pewnym problemem w przypadku gier historycznych, zwłaszcza dawniej, było to, że zwykle wymagały więcej czasu. Pełnokrwiste tytuły nie zmieniły się pod tym względem i również dzisiaj rozgrywka pochłania nieraz tyle czasu, że jeden taki tytuł na ogół wypełnia wieczór.

Dla mnie to jak często gracze zmieniają gry i jak często sięgają po nowe tytuły, tworzy różne kultury grania. Wyodrębniłbym umownie coś co pozwolę sobie nazwać starą i nową kulturą grania. Stara polegała właśnie na tym, że nowe gry pojawiały się rzadziej i każdy tytuł lepiej ogrywano. Nowa polega na tym, że gra się w dużo więcej gier i pod tym względem nasze doświadczenia są bogatsze, ale przez to, że gier jest dużo, to w każdą z nich jesteśmy w stanie zagrać tylko trochę. Często nie jesteśmy jej w stanie dobrze poznać. Nowa kultura grania jest właściwie pochodną panującego w bliższych nam czasach przyspieszenia. Ogólnie wiadomo o co chodzi: szybsze tempo życia, szybszy przepływ informacji, internet itd. Nie ma w tym nic odkrywczego.

Wspomniałem już o niektórych wadach i zaletach obu kultur grania. Można wymienić dalsze. Zwłaszcza wśród gier wojennych, czy szerzej historycznych, są takie które doceniamy dopiero jak trochę dłużej w nie pogramy. Ile to razy zdarzało się, że trafiałem na jakąś grę, która w pierwszym odbiorze wypadała kiepsko, ale potem, w miarę jej poznawania, zyskiwała. Jeśli każdy tytuł ledwo jesteśmy w stanie liznąć, ciężko wyrobić sobie bardziej zdecydowaną opinię, ciężko go docenić, a czasem i ciężko się nim dobrze… bawić.

Właściwie jak spojrzymy na starsze gry wojenne, ale i szereg nowszych, to nieraz nie przystają one do panujących obecnie zwyczajów grania szybko w wiele tytułów. Stąd też trudności w odbiorze i czasami w przystosowaniu ich do nowego świata. Nawet autorzy od lat tworzący gry wojenne (mam na myśli zwłaszcza tych z GMT Games) starają się jednak chociaż trochę przystosować. W przypadku wielu nowych tytułów, autorzy znacznie je upraszczają i starają się skrócić czas rozgrywki. Mam na myśli nie tylko gry IPN i wszelkie karcianki, ale jak się spojrzy na gry np. Fabryki Gier Historycznych czy wydawnictwa Alter, da się zauważyć trend w tym kierunku.

Eurogry i szybkie, proste gry wypadają raczej słabo na tle starej, a zaawansowane gry wojenne, zwłaszcza te dłuższe i bardziej wymagające na tle nowej kultury grania. Stąd nieprzystawalność tych dwóch światów. Jednocześnie nie zapominajmy, że cały czas istnieją po dziś dzień różnego rodzaju kluby szachowe, brydżowe i inne, gdzie gra się w tradycyjne gry planszowe i karciane. Uczestnicy tych klubów na ogół nie cierpią z powodu braku kontaktu z „nowoczesnymi” planszówkami.

Przyznam, że mimo dominacji obecnie tego co nazwałem nową kulturą grania, tęsknię czasami do tego dawnego modelu. Z jednej, strony świetnie jest poznawać mnóstwo wychodzących co rusz tytułów, cieszyć się ich różnorodnością. Z drugiej strony, czasem chciałoby się poświęcić na jakiś tytuł nieco więcej czasu, trochę bardziej go posmakować, a tu współgracze szybko odpadają, bo właśnie nabyli kolejną grę, którą chcieliby wypróbować. Tymczasem na oko widać, że zabawa w tej porzucanej właśnie grze tak naprawdę zaczyna się w momencie, gdy trochę lepiej ją poznamy.

Z punktu widzenia rynku gier historycznych, sądzę, że właściwy jest podział na gry proste i te bardziej zaawansowane. Proste gry historyczne, jak np. wydane niedawno „Piekło okopów”, mieszczą się w nowej kulturze grania, bo wbrew pozorom nieraz pod wieloma względami nie odróżniają się tak bardzo od eurogier. W przypadku bardziej zaawansowanych produkcji, powinno się promować inny styl grania i inne podejście. Bliższe temu, co funkcjonowało kiedyś. Gry zaawansowane muszą być nieco inaczej oceniane. Inne powinno być też tutaj podejście autorów i wydawców: w przypadku takich zaawansowanych gier, na które gracze poświęcają więcej czasu, nie ma miejsca na bylejakość. Muszą to być gry dobrze przemyślane i dopracowane, gdyż tylko to stanowi gwarancję ich jakości. Nie da się tego rodzaju tytułów robić szybko i masowo. Moim zdaniem optymalna droga rozwoju gałęzi gier historycznych to dużo prostych, łatwiejszych w odbiorze, bardziej masowych gier i mniejsza grupa gier bardziej zaawansowanych, o dłuższym czasie rozgrywki, ale i oferujących innego rodzaju wrażenia, takie, których w prostych grach nie znajdziemy.

Dyskusja o artykule na FORUM STRATEGIE

Autor: Raleen

Opublikowano 27.04.2015 r.

Poprawiony: poniedziałek, 27 kwietnia 2015 13:17