Wrzesień 1939 – nr 10 (model PzKpfw II Ausf. C)

  • PDF
  • Drukuj
  • Email

Przyszła pora na recenzję kolejnego numeru serii „Wrzesień 1939”, w którym znajdziemy pierwszy model czołgu niemieckiego z „prawdziwego zdarzenia”, czyli PzKpfw II Ausf. C. Nie przedłużając zbędnie zapraszam do rozerwania folii i lektury recenzji.

Czemu ma to być pierwszy „porządny” czołg niemiecki? Nie okłamujmy się, dotychczas pokazane Pz I A i B to niezbyt udane konstrukcje i również niespecjalnie przygotowane do działań bojowych (co udowodniła praktyka). Za to Pz II miał już z założenia trafić na pierwszą linię działań. Niemniej nie jest moim zadaniem rozpoczynać lekcję historii, a zająć się leżącym przede mną czasopismem.

Gazetka to wciąż mieszanka opisu działań bojowych oraz prezentacji załączonego modelu. Tym razem pozostajemy na Górnym Śląsku i zostajemy uraczeni opowieścią o szlaku bojowym polskiej broni pancernej. W skład prezentacji historycznej wchodzą działania 52 Samodzielnej Kompanii Czołgów Rozpoznawczych, pociągu pancernego „Groźny” oraz samochodów pancernych Peugeot 1918 znajdujących się na stanie Policji Państwowej w Katowicach.

Druga część składa się ze strategicznie urwanego opisu Pz II, który sugeruje, że do tego pojazdu może jeszcze wrócimy w innej wersji, oraz z poradnika modelarskiego. W tym miejscu należy zauważyć parę problemów. Po pierwsze, widoczny jest słabszy poziom korekty samego tekstu – niemniej nie dla każdego będzie to zauważalne. Niestety, problem numer dwa jest bardziej kłopotliwy – zaprezentowany w poradniku malowania pojazd ma zamontowane na opak uzbrojenie. O ile faktycznie wpadki zdarzać się mogą, to niektórych można uniknąć w bardzo prosty sposób.

Sporo dyskusji wzbudziło już samo oznaczenie modelu czołgu użyte przez autorów. Jeśli bazować na tekście z tego numeru, to zaprezentowany nam został Ausf. A/B lub zmodyfikowany (poprzez dodanie osłony podstawy wieży) Ausf. C. Nic nie wskazuje na model C – ani dwudzielny właz dowódcy, ani walcowaty przód kadłuba. O wzmocnieniu kadłuba dodatkowym pancerzem mogą świadczyć widoczne nity – tego samego nie da się powiedzieć o wzmocnieniach wieży. Innymi słowy, bazując na wyczytanych informacjach, możemy mieć wątpliwości co do poprawności zastosowanego oznaczenia. W celu rozwiania, bądź pogłębienia, wątpliwości odsyłam jednak do komentarzy pod zdjęciami Pz II na fanpage’u Września.

Przejdźmy wreszcie do tego co najważniejsze, czyli samego modelu. Byłem zaskoczony znajdując po raz pierwszy model z nieuszkodzonym pudełkiem. Po zerwaniu folii zrozumiałem czemu – pudełko zawinięte było ciasno drugą warstwą. Wiem, że to raczej wynik przypadku, ale mogę szczerze polecić takie rozwiązanie jako sposób na ochronę pudełek w drodze z drukarni aż do rąk klienta. Bo nie okłamujmy się, w punktach sprzedaży często pudełka wyglądają jak psu z gardła wyjęte – całe szczęście zawartości jeszcze nie uświadczyłem uszkodzonej.

Rzut oka na drugą stronę pudełka i... wciąż mam poczucie, że angielska wersja tekstu kuleje, jak kulała. Co znajdziemy w środku? Standardowo wykałaczkę i fiolkę z klejem. W tym miejscu pozwolę sobie zauważyć ciekawe zjawisko – próbowałem ostatnio użyć kleju z pierwszego numeru i, ku mojemu zdziwieniu, klej się do niczego nie nadaje. W zasadzie zamienił się w coś o konsystencji kisielu. Nie jest to zarzut, ot ciekawostka, bo w gruncie rzeczy klej jest zbędny przy modelach (przynajmniej niemieckich, z polskimi moje doświadczenie ogranicza się do TKS 20 mm). Do tego dochodzi jeszcze kalkomania – tym razem odczułem lekkie ukłucie zawodu, bo przy Adlerze otrzymałem aż dwie, a znam swój talent jeśli chodzi o ich aplikowanie. Niemniej nie można mieć wszystkiego.

Rzecz jasna jest też ramka z modelem. Zdecydowanie pochwalam ograniczanie się do jednej wypraski, bowiem w przypadku przerwania prac na rzecz spraw pilniejszych pozwala to uniknąć zbędnego zastanawiania się, gdzie się zapodziała połowa modelu.

Otóż zmienił się plastik użyty do produkcji niemieckich pojazdów. Już nie jest błękitno-szary, teraz jest zielono-szary. Zanim miałem okazję przekonać się o jego właściwościach, zauważyłem, że jest cieńszy i pozwala na oddanie detali w delikatniejszy niż wcześniej sposób.

Niemniej formy wciąż generują masę zbędnych pozostałości, jak chociażby widoczne na gąsienicach. Tu akurat nie stanowią większego problemu – sytuacja przedstawia się gorzej, gdy odkryjemy, że podobne resztki mamy na znacznie delikatniejszych elementach.

Jak pisałem przy okazji jednej z wcześniejszych recenzji, niezwykle ważnym aspektem dla mnie jest czas potrzebny na doprowadzenie modelu do stanu ukończenia. Złożenia, bo malowanie to zupełnie inna bajka.

Wciąż wszystko do siebie bardzo dobrze pasuje i, po raz kolejny, byłem w stanie złożyć model niemal nie sięgając po klej. Duże brawa za umieszczenie na kołach podtrzymujących od strony wewnętrznej bolców pozwalających na zachowanie odpowiedniej odległości od wanny kadłuba, bez ryzyka złamania części.

Te swoją drogą stały się jakby wytrzymalsze – nowy plastik lepiej poddaje się obróbce, nie wygina niebezpiecznie przy odcinaniu części z wypraski. Co nie zmienia faktu, że detale mogłyby być mocowane inaczej do ramek, niż poprzez zaczepianie ich w dwóch i więcej miejscach – tworzy to niepotrzebne trudności w dalszej obróbce. Dajmy na to wizjer kierowcy. Mam wrażenie, że jeden punkt styku by spokojnie wystarczył.

Całość mimo wszystko dała się bardzo grzecznie i sprawnie złożyć. Generalnie przy pracach nad modelem nie napotkałem na jakieś istotne problemy. Oto jak prezentuje się gotowy model.

Do kompletu poniżej jeszcze zdjęcia porównawcze z resztą rodzinki. Widać wyraźnie rozrost gabarytowy pojazdu, jednak wciąż pozostajemy w wadze piórkowej (Steffen zestawiony z pojazdami od Pz III wzwyż przestaje wydawać się olbrzymem).

Pozostało jeszcze podsumowanie. Do sposobu prezentowania treści w gazetce jestem nastawiony sceptycznie od samego początku, o czym zresztą już pisałem, dlatego też ograniczę się do apelu o odrobinę uważniejsze przygotowanie materiału przed oddaniem go do druku. Można też do upadłego spierać się, jaki jest to faktycznie wariant czołgu.

Niemniej sam model uważam za niezwykle udany, zwłaszcza, że do Pz II mam pewien sentyment. Żałuję, że nie jest to klasyczny Ausf. C, ale kto wie, może i takowy się pojawi. A tymczasem cieszmy się naprawdę dobrym modelem w konkurencyjnej cenie, łatwym do złożenia i perspektywą, że w niedalekiej przyszłości pewna znana firma wypuści załogi do niemieckich pojazdów w skali 1/72.

Dziękuję za uwagę i do przeczytania.

Dyskusja o modelu na FORUM STRATEGIE

Autor: Danny
Zdjęcia: Danny

Opublikowano 28.05.2014 r.

Poprawiony: środa, 04 czerwca 2014 09:24