Luftwaffe nad Polską 1939. Cz. I. Jagdflieger

  • PDF
  • Drukuj
  • Email

Informacje o książce
Autor: Marius Emmerling
Wydawca: Armagedon
Rok wydania: 2002
Stron: 262
Wymiary: 24,2 x 17 x 2 cm
Oprawa: twarda
ISBN: 83-911393-4-4

Recenzja
W Polsce kampania wrześniowa 1939 r. doczekała się szeregu publikacji (szczególnie powstałych po 1989 r.), w których poruszono wiele aspektów tej wielkiej narodowej klęski. Większość z nich dotyczyła sytuacji, jaka była w przeddzień wojny lub też skupiała się na samych działaniach militarnych prowadzonych na ziemi. Toczące się w tym okresie walki w powietrzu doczekały się kilku lepszych lub gorszych publikacji. I nic w tym dziwnego. Dla nas jest to walka, jaką stoczyło nasze wojsko, która zadecydowała o bycie państwa, ledwo dwadzieścia lat po odzyskaniu przez nie niepodległości.

Tymczasem po drugiej strony Odry książek na temat kampanii 1939 roku wydano praktycznie bardzo niewiele, skupiając się na zmaganiach toczonych na froncie zachodnim. Stało się tak, gdyż kampania polska była krótka, a jej wynik dla wszystkich z góry do przewidzenia, dlatego też nie wzbudzał tyle zainteresowania społeczeństwa, co inne działania armii niemieckiej. Walki w powietrzu, toczone w 1939, w zasadzie zostały przez niemieckie dowództwo zlekceważone. Potraktowało je ono jako praktyczne sprawdzenie gotowości bojowej lotnictwa. Po wojnie ocena wydarzeń kampanii wrześniowej wcale się w tym względzie nie zmieniła, dlatego pojawienie się w księgarniach tej, w chwili obecnej trzytomowej już pozycji, bardzo mnie zaciekawiło.

Praca Mariusa Emmerlinga „Luftwaffe nad Polską 1939” obecnie składa się z trzech części. Każda z nich opisuje działania innego typu lotnictwa. Do tej pory autor zajął się lotnictwem myśliwskim, bombowym oraz nurkującym. Pozwolę sobie skupić się na pierwszym tomie, jako że zdaje się on wzbudzać największe kontrowersje.

Od razu na początku autor rozprawia się z wszystkimi polskimi autorytetami oraz autorami piszącymi o działaniach w powietrzu we wrześniu 1939. Zarzuca im fantazjowanie, niedbalstwo lub wręcz przekręcanie faktów. Wszystko sprowadza się – jego zdaniem – do tego, że nie korzystali oni z niemieckich dokumentów i relacji (bo nie mogli), a jeżeli już powoływali się na jakieś dokumenty, to autor książki stwierdza, że były to dokumenty z licznymi błędami i że nie powinni oni z nich korzystać. W ten sposób autor książki rozprawił się m.in. z gen. Gotowałą, gen. Skalskim, J.B. Cynkiem, A. Kurowskim czy J. Pawlakiem, co z początku zupełnie mnie oszołomiło. W dalszej części książki autor opisuje dzień po dniu działania wszystkich myśliwskich jednostek Luftwaffe obu flot działających nad Polską. W tym celu wykorzystał on liczne meldunki oraz relacje pilotów, którzy brali bezpośrednio udział w lotach. Każdy dzień na końcu podsumowywano. W sprawozdaniach podawano straty obu stron, przy czym autor starał się uwzględniać część danych wykorzystywanych przez polskich autorów (głównie wtedy, gdy uwiarygodniały materiały niemieckie).

Po przeczytaniu opisu kilku dni działań zacząłem odczuwać lekkie zmęczenie i wzbierającą frustrację. Generalnie z książki wynika, że polscy piloci raczej nie spisywali się najlepiej, a nawet często znacznie ustępowali pilotom niemieckim. Autor, broniąc po części naszych pilotów, przyznaje, że nasze samoloty były przestarzałe i walka z nowoczesnymi maszynami niemieckimi właściwie nie miała sensu. Nieraz podkreśla jednak przy tym wyższość niemieckich pilotów nad polskimi. Na końcu książki znajdują się rozdziały dotyczące strat, zwycięstw pilotów niemieckich oraz wnioski i wykazy organizacyjne pułków myśliwskich.

W rozdziałach dotyczących strat i zwycięstw autor podaje np. że lotnictwo myśliwskie III Rzeszy straciło w walkach powietrznych nad Polską 12 samolotów myśliwskich (5 Me 109, 7 Me 110) z 46, jakie w ogóle utracono. Podano też, jakie polskie jednostki odniosły w czasie walk zwycięstwa. Ciekawe jest to, że znaczna część utraconych samolotów niemieckich rozbiła się podczas lądowania i tego faktu autor nie łączy np. z uszkodzeniami poniesionymi w czasie walk w powietrzu. Podobnie czyniło sowieckie dowództwo, które formułowało meldunki np. w ten sposób: w walkach stracono 12 samolotów, 43 samoloty nie wróciły z misji oraz 23 zostało uszkodzonych. W przypadku walk we wrześniu, pierwszego dnia spośród myśliwców eskortujących bombowce podczas nalotu na Warszawę, 13 nie doleciało do swoich lotnisk, z czego 2 zestrzeliły polskie samoloty, 2 artyleria przeciwlotnicza, a pozostałe rozbiły się z przyczyn technicznych, głównie z braku paliwa. Fakt ten daje wiele do myślenia, co było tego przyczyną. Słaby pilotaż, zła organizacja lotu czy polski pilot?

Z przedstawionych w książce danych wynika, że znaczną liczbę strat Luftwaffe poniosła z przyczyn technicznych lub pilotażowych, bez udziału Polaków, co też mnie zastanowiło. Przypadkiem trafiłem na artykuł w 4 numerze specjalnym „Lotnictwa”. W nim, na stronach 78-82 Ł. Łydżba opisał działania III/3 Dywizjonu Myśliwskiego w dniu 1 września. Według relacji, o godz. 12.00 z lotniska wystartował klucz samolotów P 11c z 132 EM. Koło godz. 12.40 w wyniku walki został zestrzelony niemiecki samolot Me 109, należący do II/ZG 1. W walce uszkodzono jeszcze inny Me 109, ale ten zdołał wycofać się z walki, dzięki przewadze prędkości. Zestrzelony pilot uratował się, ale został schwytany przez okoliczną ludność i przekazany wojsku. Świadków tego całego zdarzenia było wielu i ich relacje ocalały mimo zawieruchy wojennej. W swojej książce p. Emmerling stwierdza, że z powodu złej pogody niemiecki II/ZG 1 tylko raz startował. Zdołał on nawiązać kontakt z polskimi samolotami. Co więcej, autor podaje, że niemieccy piloci o godz. 12.40 spotkali trzy P 11c i doszło do zaciętych walk w powietrzu. Dalej pisze, że polscy piloci zgłosili zestrzelenie dwóch maszyn Me 109. Ponieważ niemieckie dokumenty dotyczące tego dnia nie potwierdziły strat samolotów w opisywanej jednostce, autor stwierdza, że polscy piloci podali fałszywe informacje. Autor przedstawił również, jak Niemcy oceniali procentowe straty w uszkodzonych samolotach, w zależności od wielkości uszkodzeń, kiedy je naprawiano w jednostkach, a kiedy wysyłano do fabryk lub kierowano do kasacji.

Jeszcze jedna ciekawa uwaga: zdaniem autora polska obrona przeciwlotnicza zadała znacznie większe straty samolotom niemieckim niż myśliwce. Twierdzi on też z całym przekonaniem, że nieprawdą jest to, iż niemieccy piloci strzelali do lecących na spadochronach lotników.

Podsumowując, trzeba przyznać, że autor włożył w napisanie tej książki dużo wysiłku, co zaowocowało wydaniem dobrej i ciekawej pozycji. Polski czytelnik po raz pierwszy może dowiedzieć się, jak naprawdę działało niemieckie lotnictwo w czasie kampanii wrześniowej. Skazę tej publikacji stanowi natomiast zrezygnowanie ze znacznej ilości relacji tych, którzy brali bezpośredni udział w walkach po stronie polskiej. W przypadku występowania relacji z obu stron, autor zwykle uwzględniał świadectwa lotników niemieckich, odrzucając polskie jako mylne lub nieprawdziwe.

Autor: Jacek Domański

Opublikowano 12.08.2008 r.

Poprawiony: niedziela, 24 listopada 2019 08:39