Jak się coś kocha to… a ja akurat kocham żołnierzyki (wywiad)

  • Drukuj

O tym, jak wygląda obecnie wargaming historyczny w Polsce, mówi Konrad „Sosna” Sosiński

Polskim graczom i modelarzom znany jesteś głównie jako prowadzący największą w kraju firmę zajmującą się dystrybucją figurek i różnego rodzaju akcesoriów do nich, a także gier planszowych. Postaram się w trakcie wywiadu podjąć tą tematykę niejako dwutorowo, tak by zarówno planszówkowcy, jak i figurkowcy znaleźli w nim informacje i odpowiedzi na interesujące ich kwestie. Zacznę od początku, czyli od tego co było przed Wargamerem. Jak wtedy wyglądał wargaming w Polsce, w co grywaliście i jakie masz wspomnienia z tamtego okresu?

Zaczynałem od skali 1/72 i systemów pisanych na karteczkach, jeszcze w podstawówce. Potem był zachwyt światem Warhammera, niestety zupełnie jeszcze w Polsce niedostępnym. Warhammer mi szybko przeszedł i znalazłem Warzone. To było to – zakochałem się i mocno zaangażowałem w promocję gry. Popełniłem nawet jakieś teksty do kolejnych części gry, ale nic się z tego koniec końców nie ukazało.

Jesteś prawnikiem, co skłoniło Cię do założenia firmy Wargamer i zajęcia się wargamingiem biznesowo?

Robiłem w życiu mnóstwo rzeczy szukając swojego miejsca. Jako student byłem barmanem, ochroniarzem i pracownikiem… sklepu z grami. Skończyłem prawo i planowałem być sędzią – nie udało się, bo rekrutowano mnie do służb specjalnych. Stamtąd w pogoni za mamoną odszedłem do pracy w korporacji. Wyścig szczurów jednak mnie po jakimś czasie znużył. Wtedy, zupełnie jak diabeł z pudełka, pojawiła się firma Excelsior Entertainment – nieudolny wydawca 3 ed. Warzone – i zaproponowała mi dystrybucję gry w Polsce. Postanowiłem zaryzykować. Potem pojawiły się małe czołgi, czyli GHQ, i dalej jakoś tak samo poszło.

Założenie firmy to rok 2003. Spośród systemów jako dwa pierwsze wymieniane są „Warzone” i „Chronopia”. Jak wyglądały pierwsze dwa lata działalności firmy?

Generalnie działałem z mieszkania i za pomocą kilku sklepów współpracujących. Głównie dzięki Faber & Faber z Warszawy (głęboki ukłon). Szło raz lepiej, raz gorzej. Tym niemniej tysiące pokazów i nieustanna promocja naszych gier dawały rezultaty. Zainteresowanie rosło i w Wargamerze zagościli pierwsi pracownicy, w tym Rafał Szwelicki – dziś autor OiM, oraz Piotrek Modzelewski – dzisiejszy menedżer i moja prawa ręka. Potem pojawiła się nasza kwatera na Wilczej i tak naprawdę udało nam się jakoś stanąć na nogi.

W 2005 roku, jak głosi oficjalna historia Wargamera, pojawiają się w jego dziejach planszówki, oczywiście figurki pozostają mainstreamem. Postawiłeś, jeśli tak można powiedzieć, na planszówki zachodniej produkcji. Jak wyglądała początkowo ich sprzedaż i ogólnie rynek dla tego typu produktów, gdy wprowadzaliście je do swojej oferty?

Oczywiście sprzedaż wszystkich gier nie dla „małych dziewczynek” szła opornie. Pierwsze dostawy leżały miesiącami. Sprzedawały się jedynie hity, a reszta leżała. Dużo eksperymentowaliśmy – część z tych eksperymentów do dziś można u nas trafić na wyprzedażach. Oj ciężko wtedy bywało…

Kolejny etap działalności to założenie sklepu firmowego przy ulicy Wilczej w Warszawie. Zaczynacie także wchodzić bardziej w bitewne systemy historyczne, z Waszym flagowym wówczas produktem, czyli systemem „Mein Panzer”. Co skłoniło Cię wtedy do wyboru właśnie tego systemu i czy obecnie bogatszy o doświadczenia paru lat uważasz, że dobrze odwzorowuje on realia historyczne II wojny światowej?

MP to doskonały system ale… nie dla polskich graczy wychowanych na Warhammerze. W Polsce nikt nie był zainteresowany odgrywaniem rzeczywistych starć, rekonstrukcją bitew etc. Wysiłek graczy szedł raczej w optymalizację tzw. rozpiski. Dawało to efekty w postaci armii składającej się z 2 czołgów Maus i 5 Tygrysów Królewskich. Oczywiście skutkowało to zupełną degeneracją założeń systemu. Twórcy MP nie przewidzieli takich działań, a sam system zupełnie nie bronił się przed takim podejściem. Nadal uważam jednak, że MP jest dobrym systemem i świetnie oddawał realia pola walki. Z prawdziwą przyjemnością wspominam duże starcia rozgrywane w MP – m.in. wycinek z walk na Okinawie i bój pod Prochorowką – w takich grach symulacyjnych MP sprawował się wyśmienicie.

Polska jazda atakuje tabor kozacki (Ogniem i mieczem)

Charakterystycznym rysem działalności Wargamera i – tak to wówczas oceniałem – Twoim głównym pomysłem na rozwój firmy było wtedy (i w sumie jest nadal) postawienie na systemy historyczne i próba przekonania do nich graczy grywających wcześniej w systemy fantasy i s-f, często Twoich wcześniejszych klientów. Jednym słowem oswojenia ich z historią. W przeszłości ten pomysł chyba się sprawdził. Czy obecnie sprawdza się nadal?

Tak, sprawdza się. Generalnie nie było innego wyjścia. Wargaming historyczny był w Polsce niemal nieznany poza wąskimi klubami fascynatów. Teraz dzięki naszej pracy u podstaw jest nieco lepiej, ale przyznać należy, że znaczna część naszych graczy rekrutuje się z kręgów grywających w gry Games Workshop (GW). Systemy GW wykształcają nam narybek i zaszczepiają tak zwanego bakcyla. Na tym bazujemy. Oczywiście zdarzają się także ludzie dojrzali, nigdy niemający styczności z systemami SF/fantasy, a zainteresowani wyłącznie grami historycznymi. To moja ulubiona część klienteli Wargamera.

Teraz znów powrócimy do planszówek, tym razem na dłużej. Rok 2007 to obok dalszego rozwoju Waszej firmy m.in. w postaci rozrostu sieci sklepów (powstały wówczas sklepy w Kielcach i Radomiu) także pojawienie się wydawnictwa Gry Leonardo i gry „Hannibal Barkas”, pierwszej produkcji Roberta Żaka. To był pomysł Roberta by zająć się tworzeniem gier, czy Ty go do tego namówiłeś? Jakie nadzieje wiązaliście z tą produkcją? Czy próba wydania polskiej gry była spowodowana niską sprzedażą gier zachodnich, z różnych przyczyn droższych?

To Robert miał taką zabawkę, którą mnie zaraził. HB w początkowej wersji był ciężką grą wojenną raczej dla dużych chłopców. To m.in. pod moim wpływem Robert zdecydował się na „zmiękczenie” gry i skierowanie jej tym samym do szerszego kręgu odbiorców. Mieliśmy nadzieję sprzedać grę i wydać następne. Poniekąd udało się to zrealizować.

W mechanice „Hannibala Barkasa”, w segmencie zasad dotyczących walki dostrzegam silny wpływ rozwiązań zwyczajowo stosowanych w grach bitewnych: turlanie dużą ilością kości, trafienia krytyczne, przerzuty itd. Na ile autor przy projektowaniu gry kierował się gustami figurkowców i jaki wpływ miało otoczenie w jakim powstawała gra na jej ostateczny kształt?

To fakt. Nie sposób zaprzeczyć, że część z mechanik w pewien sposób może nawiązywać do gier figurkowych. Nie zrobiło to jednak HB bynajmniej krzywdy. Gra się podobała i sprzedała się co do sztuki. Oczywiście miała zagorzałych przeciwników krytykujących ją na każdym kroku, ale to przecież takie typowo polskie.

Jak oceniałeś „Hannibala Barkasa” w chwili ukazania się i jak oceniasz go obecnie?

Maczałem w nim paluchy, więc nie jestem obiektywny. Lubię tą grę za dynamikę i możliwości. Z przyjemnością do niej wracam. Oczywiście nie ma róży bez kolców i teraz namawiałbym Roberta do sporej ilości zmian. Tym niemniej – to dobra gra.

Kolejną grą Roberta Żaka, także powstającą w znacznej części pod skrzydłami Wargamera, był „Orzeł i gwiazda”, gra zupełnie innego typu niż „Hannibal Barkas”. Jak doszliście do kluczowego dla tej gry rozwiązania, jakim jest maskowanie żetonów rozkazów i potem wykonywanie ich w określonej kolejności?

Gwoli ścisłości „Orzeł” powstał już pod skrzydłami Graala. Maskowanie żetonów to pomysł zaczerpnięty z gier Columbia Games, zaś wykonywanie ich w określonej kolejności to widoczny wpływ eurogier.

Tabor kozacki otoczony przez Tatarów (Ogniem i mieczem)

Co jeszcze wartościowego jest w „Orle i gwieździe”?

Pomysł z rozkazami, sposób zagrywania kart, nietuzinkowy temat, dobre przetestowanie. To naprawdę dobra gra.

Czy ta gra ma jakieś wady?

Każda gra ma wady. Tutaj niestety momentami wykonanie (np. pudełko).

Jak obecnie wygląda rynek planszowych gier wojennych w Polsce z Twojej perspektywy jako prowadzącego sieć sklepów?

Wygląda tak sobie. Zainteresowanie jest niewielkie. Ludzie jeśli już sięgają po planszówki to raczej po lekkie tytuły. Popyt na „twardy” wargaming nie jest i nigdy nie był zbyt wielki. Tym niemniej cały czas pojawiają się nowości, a grupa naszych klientów bynajmniej się nie zmniejszyła… Mimo to nie istnieje możliwość prowadzenia firmy nakierowanej wyłącznie na sprzedaż gier historycznych. Wargamer sprzedaje także „Osadników z Catanu” i „Carcassonne”, a nawet „Pluszaki rozrabiaki”. Z wargamingu nie bylibyśmy się w stanie utrzymać.

Jaki jest dziś Twoim zdaniem przepis na dobrą historyczną, wojenną grę planszową? W Polsce i na świecie, jeśli to zróżnicowanie ma jakikolwiek sens.

Na pewno hybryda twardego wargamingu z euro, tytuł związany z historią Polski, nowatorskie, ale łatwe do przyswojenia zasady, świetne wykonanie i dobry dystrybutor. Fajny pomysł na trafienie z grą do nowych odbiorców. Twardy wargaming sprzedaje się dosyć opornie i trafia do stosunkowo wąskiego grona fanów. Acha, i czy wspomniałem już o kupie kasy na promocję?

Przechodząc do bitewniaków, zacznijmy od podobnego pytania: jaki jest przepis na dobry system bitewny? W końcu, podobnie jak w przypadku planszówek, wielu graczy, z czasem, jak trochę pogra, majstruje nad własnymi zasadami.

Przepis jest prosty: zrobić kompletną grę. Patrz kolesie z Battlefrontu i ich FOW. Sukces wręcz absurdalny, bo jedyne gry figurkowe jakie można porównywać pod względem popularności do FOW to Warhammer – czyli absolutny lider na tym rynku. Nie mówię oczywiście o zasadach pisanych dla siebie i kumpli, ale o grze skierowanej na rynek. Oprócz dobrych zasad, modeli i akcesoriów oczywiście liczy się kupa kasy zainwestowanej w promocję. Sorry, że tak brutalnie, ale bez tego nie da rady. Chcesz mieć dobrą grę i ją sprzedać – dobrze i mądrze zainwestuj kupę kasy.

Armia Rzeczypospolitej rozwija się do bitwy (Ogniem i mieczem)

Czy Wargamer planuje bądź przynajmniej zakłada wydawanie (samodzielnie bądź we współpracy z innymi podmiotami) zasad opracowywanych przez polskich graczy?

Czemu nie. Problem w tym, że poza jednym mega wyjątkiem (Marcin chylę czoła) nie spotkałem dotychczas w Polsce nic co naprawdę by mnie przekonało do inwestycji. Poza tym na razie mamy na głowie OiM, a w planach jeszcze inne rzeczy, więc raczej skupimy się na swoich zabawkach. Chyba, że ktoś pokaże mi coś co mnie powali na kolana.

Jakieś 2-3 lata temu jeden z moich kolegów rozmawiał z graczami z krajów anglosaskich i przedstawił im jak u nas wygląda relacja kosztów figurek i innych akcesoriów do gier bitewnych w stosunku do ogólnego poziomu dochodów (zarobków). Ci utyskiwali bowiem, że u nich jest coraz mniej graczy i że zabawa w to hobby wychodzi im dość drogo. Po zapoznaniu się jak sytuacja przedstawia się u nas, doszli do wniosku, że w Polsce, biorąc pod uwagę koszty, musi to być zabawa dla zupełnych maniaków. Jak to wygląda Twoim zdaniem?

A znasz jakieś tanie hobby? Ja się bawię w odtwórstwo historyczne – strój i broń to 10 tys. złotych. Mój ojciec łowi ryby – dobra wędka i akcesoria 2-3 tys. Czasami biegam – wydaje się to tanim hobby nieprawdaż? Nie jest. Dobre buty do biegania – 400 zł, strój i inne dodatki to kolejne 300. Za 700 zł można naprawdę super armię wystawić w FOW czy OiM. A granie na kompie? Gry są tanie – 50-100 zł, ale sam dobry komputer to już 2000-3000. Przepraszam, ale nie bardzo do mnie taka argumentacja dociera. Zresztą jak się coś kocha to… a ja akurat kocham żołnierzyki.

Poruszę teraz niełatwą kwestię monopolu czy też rzekomego monopolu Wargamera w Polsce na rynku historycznych gier bitewnych. No właśnie, jak to jest z tym Waszym monopolem: czujesz się monopolistą?

Operujemy w czymś co jest niszą w niszy. Niszową rozrywką są gry takie jak Warhammer. Nasze gry to nisza w tej niszy. Czy jesteśmy monopolistą? W dzisiejszych czasach w handlu to niemożliwie. Każdy może zamówić modele w internecie. A to, że nie mamy konkurencji… Aby inwestować w taką niszę trzeba mieć zakuty łeb i upór muła (cytat z mojej żony). Potencjalnym chętnym do bawienia się tą branżą łatwiej jest zaopatrzyć się w produkty GW i sukces murowany. Do zajmowania się wargamingiem historycznym trzeba znacznie więcej samozaparcia i pasji. To nie jest łatwy biznes.

Po Polach Chwały 2009 powstała i działa w obrębie naszego forum ogólnopolska liga DBA (De Bellis Antiquitatis), którą także sponsorujecie. Przyznam, że podejście do grup hobbystycznych i budowanie relacji z graczami, choćby przez takie działania, jak też przez program „Weteran” czy organizację z ich pomocą różnych pokazów i turniejów, to moim zdaniem jedna z najmocniejszych stron Waszej firmy. Czy jest jeszcze coś do zrobienia na tym polu? Czy zastanawialiście się nad jakimiś nowymi formami współpracy z bardziej zaangażowanymi w nasze hobby graczami i jednocześnie Waszymi klientami?

Jesteśmy otwarci na propozycje. Jeśli ktoś robi coś co jest związane z hobby i potrzebuje pomocy – jesteśmy w stanie jej udzielić. Warunkiem jest to, aby dana akcja promowała gry, które sprzedajemy. Wiem, wiem oczywiście obrzydliwe komercyjne podejście do sprawy, ale w końcu jesteśmy firmą, która na sprzedaży zabawek dla dużych chłopców zarabia.

Co poleciłbyś na początek stawiającym pierwsze kroki w figurkowym hobby, przy czym chodzi mi o systemy historyczne?

OiM i FOW – to gry gdzie znajdą graczy. Przy innych systemach może być różnie. A nie ma nic bardziej frustrującego niż patrzenie na swoją pomalowaną armię, którą nie ma się z kim grać. Tak, wiem – polecam to co sprzedaję. Obrzydliwe. Z innych systemów można spróbować DBA, Warmastera lub FOG. Tym niemniej tutaj z graczami może być już ciężej. Warto zainteresować się działającymi klubami skupiającymi wargamingowców – w ten sposób będziemy mieć przeciwników, o ile dostosujemy się do tego czym się chłopaki bawią.

Husaria stawia czoła zmasowanej szarży tureckich sipahów (Ogniem i mieczem)

Co sądzisz o systemie „Operation: World War II”? Czy jest on wart polecenia graczom zainteresowanym II wojną światową, w tym nowym graczom, którzy dopiero rozpoczynają swoją przygodę z wargamingiem?

System znam tylko z widzenia. Trudno mi się wypowiadać na ten temat.

Jakie inne systemy bitewne dla II wojny światowej są Twoim zdaniem warte uwagi i dlaczego?

W tej chwili króluje FOW. Jest bez wątpienia najlepiej przygotowany pod względem marketingowym. Doskonałą grą jest Mein Panzer, ale to system przygotowany dla graczy z nieco innym podejściem do zabawy. MP zdecydowanie lepiej symulował pole bitwy WW II, jest jednak znacznie bardziej skomplikowany niż FOW i nie każdemu się podoba. Fajny jest też Blitzkrieg Commander – szybki, dynamiczny, ale skala 1 czołg = 1 pluton nie wszystkim odpowiada. Generalnie polecam po prostu zagrać w różne rzeczy – gusta i potrzeby są bardzo różne.

W ostatnim okresie sporo angażowaliście się w promowanie i dystrybucję systemu „Flames of War”. Co wyróżnia go spośród innych systemów o II wojnie światowej dostępnych na naszym rynku, że tak szybko się rozpowszechnia? Inne systemy, np. „Mein Panzer” czy „Blitzkrieg Commander”, pojawiają się i po jakimś czasie zanikają, w przeciwieństwie do nich zainteresowanie FoW wydaje się czymś trwalszym.

FOW to kompletny produkt z silnym wsparciem ze strony wydawcy. Nowe modele, nowe książki, turnieje, artykuły etc. BF promuje swoją grę i dlatego odniósł sukces. Inne firmy wydają grę i właściwie na tym ich zainteresowanie się kończy – nie tędy droga do sukcesu.

„Flames of War” nie jest tanim w kompletowaniu armii na figurkach wydawcy, czyli Battlefrontu. Ostatnio jednak pojawia się coraz więcej firm produkujących modele mogące być tańszą alternatywą (Forged in Battle, Zvezda, Plastic Soldier). Czy planujecie wprowadzenie ich do oferty?

Mamy je już w swojej ofercie. Było zainteresowanie, więc ściągnęliśmy tych producentów. Firmy oferujące zamienniki mają w swojej ofercie jakieś 10% tego co BF, więc modele BF sprzedają się niezmiennie bardzo dobrze.

Czy coraz łatwiejszy dostęp do zagranicznych sklepów internetowych, oferujących te same produkty w konkurencyjnych cenach, niższych niż w u nas (z darmową przesyłką) jest odczuwalnym zagrożeniem dla dalszego utrzymywania tych towarów w ofercie? Jak bardzo zależy to od cen narzucanych przez dystrybutora i producenta, że bardziej opłaca się kupować niektóre modele za granicą niż w kraju?

Z internetem trudno wygrać ceną. Walczymy więc dostępnością, fachowością, fajną atmosferą etc. Różnice w cenie rzędu 10-15% wcale nie są aż tak różowe, więc póki co ludzie wciąż u nas kupują. Zresztą euro i funt podrożały co z kolei ponownie zmniejszyło opłacalność ściągania z zagranicy. Co więcej, nie tak dawno temu brytyjski Maelstorm, stosujący dumping cenowy, dostał bana od BF i wkrótce dostanie od kolejnych producentów – to też punkt dla nas. Jakoś jeszcze utrzymujemy się na powierzchni.

Szwedzka rajtaria vs polska jazda kozacka (Ogniem i mieczem)

Wiele kwestii poruszyliśmy, pozostało szereg pytań odnośnie Waszego najnowszego dzieła, czyli systemu „Ogniem i mieczem”, który budzi spore zainteresowanie graczy, także tych, którzy do tej pory aż tak bardzo nie interesowali się tematem. Pierwsza sprawa, to czy faktycznie figurki do systemu będziecie sprzedawać jedynie w pudłach po kilkadziesiąt złotych czy również w blistrach? Podobno mają być tylko w pudłach, czyli zamiast np. 10 figurek za 25,00 PLN trzeba będzie kupić 30-40 figurek za 85,00 PLN. Dla kogoś kto zbiera figurki to dosyć spory jednorazowy wydatek.

Wyłącznie boxy. To wymóg sklepów i dystrybutorów. W blistrach będą jedynie figurki pomocnicze. Poza tym system bazuje na gotowych boksach. Kupujesz pudełko i masz 2 gotowe chorągwie jazdy. Blistry są potrzebne wyłącznie jako uzupełnienie. Nie planujemy wprowadzenia do sprzedaży szerszej oferty blistrów – utrudnia to znacząco sprzedaż gry do innych sklepów i dla dystrybutorów.

Czy figurki Wargamera także podlegają efektowi rosnącej skali tzn. kolejne modele są nieco większe od poprzednich? Taki efekt jest często spotykany przy figurkach plastikowych (te stare z lat 80-90 są dużo mniejsze od tych produkowanych współcześnie). Podobnie jest z figurkami w skali 15 mm.

Nie bardzo. Są zarzuty co do tego, że nie do końca trzymamy skalę, ale jest to wynikiem raczej pracy kilku rzeźbiarzy, a nie celowym efektem. Pracujemy nad tym, aby to zjawisko eliminować.

Czy „Ogniem i mieczem” to produkt głównie marketingowy, służący sprzedaży figurek, czy realna gra? Niektórzy z przyszłych graczy stracili już nadzieję, że gra się ukaże.

Pracujemy nad książką od roku. Na same grafiki i skład wydaliśmy kilkanaście tysięcy złotych. Tak, będzie to produkt marketingowy służący do sprzedaży modeli. Mamy jednak nadzieję, że bardzo dobry produkt. Jasne, że mogliśmy napisać zasady na kolanie, nawet ich nie przetestować, a następnie wydać na papierze toaletowym. To także by się nie podobało. Wszystkim nie dogodzimy. Pracujemy tak szybko jak to możliwe.

Czy takie wydawnictwa jak „Field of Glory Renaissance” czy inne systemy bitewne wydawane na zachodzie, a dotyczące epoki i realiów czasu „Potopu” są potencjalnym zagrożeniem dla „Ogniem i mieczem”?

Raczej nie. Wręcz przeciwnie. Każdy system dotyczący tego okresu jest de facto wodą na nasz młyn, bo kreuje zainteresowanie tym okresem, a co za tym idzie popytem na nasze figurki. Chcemy, aby nasze figurki były wykorzystywane do innych systemów – czemu nie. Pomogliśmy panom z FOG udostępniając im jako ilustrację zdjęcia naszych żołnierzyków z OiM.

Dlaczego gracz figurkowy, zwłaszcza zainteresowany XVII wiekiem, powinien wybrać właśnie „Ogniem i mieczem”?

Bo to będzie kompletny system – modele, zasady, teren. Wszystko co trzeba do zabawy. Inne systemy dotyczące tego okresu nie oferują tego. Ponadto w OiM będą gracze – zadbamy o to. W innych systemach kwestia dostępności przeciwników – szczególnie w mniejszych miejscowościach – jest wielce dyskusyjna. Co więcej: pokazy, turnieje, organizacja bitew historycznych, zloty graczy, czyli wszystko co zazwyczaj robimy, aby zainteresować graczy systemem. Tym razem pojedziemy z tego rodzaju działaniami na maksa!

Polska jazda przekracza rzekę (Ogniem i mieczem)

Zatem nie mogę nie zapytać, kiedy premiera podręcznika?

Skład jest zakończony, czekamy na druk próbny. Potem korekta ostateczna i druk. Podręcznik ukaże się drukiem w tym roku i naszą ambicją jest to, aby powalał zarówno zawartością, jak i wykonaniem.

Czy po wydaniu podręcznika darmowa wersja zasad będzie w dalszym ciągu dostępna w sieci? Jakie różnice będą między wersją książkową a tym darmowym pdf-em?

Będzie dostępny tylko okrojony PDF pozwalający grać oraz kilka list armii. Tak na zachętę do kupna podręcznika. Będziemy też publikować sporo materiałów dodatkowych.

Jakie są plany na przyszłość odnośnie systemu „Ogniem i mieczem”? Jak będzie się on rozwijał? Czy planujecie wydawać armie innych państw oprócz tych z podręcznika głównego? Jeśli tak, to jaką formę będzie to miało – darmowe pdf czy papierowa „zbiorówka” kilku armii?

Kolejne dodatki będą dotyczyły poszczególnych wojen i teatrów działań. Pierwszy to Potop, nad którym prace już trwają. Duże rzeczy będą wychodziły drukiem – drobiazgi zaś puścimy w PDF. Oczywiście dodamy także inne armie – zobaczymy jaki będzie odzew graczy.

Pozostaje mi więc życzyć powodzenia we wszelkich przedsięwzięciach, zwłaszcza z „Ogniem i mieczem”, co by w Polsce wargaming historyczny rósł w siłę, a graczom niczego nie brakowało.

Dzięki, tego chyba wszyscy możemy sobie życzyć!

Autorzy: Konrad „Sosna” Sosiński, Raleen
Zdjęcia: Konrad „Sosna” Sosiński

Opublikowano 10.10.2011 r.

Poprawiony: wtorek, 11 października 2011 09:59