Corvus Belli – Hundred Years War

  • Drukuj

Wojna Stuletnia może silnie oddziaływać na wyobraźnię. Na czas jej trwania przypada wiele ważnych wydarzeń oraz przemian. Nie ma się więc co dziwić, że kogoś może najść ochota, by odtwarzać ten okres w grach bitewnych. Jeżeli i Ty złapałeś bakcyla, ta recenzja jest dla Ciebie. Bez dalszego przeciągania: Wojna Stuletnia w 15mm od Corvus Belli.

Muszę przyznać, że do momentu podjęcia decyzji o rozpoczęciu zabawy z De Bellis Antiquitatis, Corvus Belli kojarzyło mi się głównie z systemem Infinity. Figurki do Infinity mnie jeszcze nie zawiodły, więc gdy zobaczyłem, że mogę łatwo nabyć potrzebne mi modele z oferty tego producenta, stwierdziłem: czemu nie?

Opakowanie i metal

W przeciwieństwie do starożytności, Wojna Stuletnia nie doczekała się własnego pudełka, więc wszystko trzeba kupować na blistry. To nie jest problem. W przeciwieństwie do torebek strunowych, które są opakowaniem. Nie zrozumcie mnie źle, uwielbiam małe torebki strunowe ze wszystkimi ich zastosowaniami. Do przechowywania materiałów w fazie roboczej – świetne. Do transportu – już nie bardzo. Szczególnie oberwało się moim łucznikom i parę łuków jest pogiętych ponad miarę. Co dziwne, włócznicy przetrwali bez większych strat, ale tu chyba główne podziękowania należą się pomyślunkowi obsługi sklepu. Może i bym wolał twardsze opakowanie, ale pewnie dzięki temu cena modeli jest przystępniejsza, więc nie będę już dalej marudził.

Metal, z którego wykonano figurki, jest świetny. Dość miękki i plastyczny, by dało się łatwo zeskrobać wszelakie pozostałości procesu produkcyjnego i naprostować jakieś części bez ich połamania, ale twardy na tyle, by nic się nie wyginało od byle dotknięcia podczas obróbki. Nie polecam lizania, zawiera ołów.

Słów parę o modelach

Początkowo chciałem napisać o figurkach zbiorczo, ale uznałem, że różnice warto pozaznaczać, bo kto wie, może znajdziecie lepsze rozwiązania dla poszczególnych jednostek. Należy jednak już na wstępie zaznaczyć, że wszystkie poniższe figurki są bardzo dokładnym odwzorowaniem historycznych oryginałów i dobrze zakorzenione w źródłach.

Generalną zasadą jest osiem modeli w opakowaniu dla piechoty i cztery dla kawalerii – wyjątkiem jest bombarda oraz obie wersje dowództwa. Jeśli chodzi o różnorodność wzorów, to dla piechoty są to cztery warianty, a dla kawalerii trzy. W przypadku piechoty zatem powinny być po dwie identyczne figurki na opakowanie, ale w praktyce różnie to bywa.

Łucznicy

Długie łuki Anglików dawały się we znaki Francuzom i ich sojusznikom przez całą wojnę. Dlatego też poszły na pierwszy ogień.

Dostępne są trzy wersje łuczników, w moich zasobach znajduje się ta najbardziej opancerzona. Pod względem wierności oddziałom liniowym najlepiej uzbrojenie oddają łucznicy w przeszywanicach i metalowych/skórzanych hełmach, jest też wersja najbardziej plebejska, pozbawiona całkowicie ochrony. Żołnierze na zdjęciu należeliby do spieszonych łuczników konnych, jak na przykład tych należących do gwardii przybocznej Czarnego Księcia.

Pod względem wykonania jest świetnie. Duża ilość detali, delikatne i łatwe do usunięcia nadlewki, wspomniana już wierność historyczna i ładne rzeźby. Miodzio.

Kusznicy

W przeciwieństwie do reszty Europy, Anglicy nie kochali kusz. Nie dziwię im się, mieli doskonałych łuczników, a brak siły przebicia rekompensowała szybkostrzelność. Zresztą walcząc z rycerstwem i tak najskuteczniejszą metodą jest pozbawienie go koni. Niemniej nie samymi Anglikami się żyje, więc kusze musiały się pojawić.

Corvus Belli oferuje wersje strzelającą i odprężoną. Ponownie uzbrojenie typowe dla okresu: przeszywanica dla ochrony torsu, hełm z kapturem kolczym, brak opancerzenia nóg.

Mój zachwyt nad modelami będzie jednak mniejszy niż w przypadku łuczników. Pierwszym zarzutem jest niedoskonałe dopasowanie kusz do rąk. Taka jest cena ułatwienia malowania. Po drugie: tym razem nadlewki są bardziej zdradzieckie i cięższe do usunięcia, bo momentami „wiją się” po modelu. Wiele do życzenia pozostawia też sposób mocowania kusz – może być ciężko odciąć je od metalowej wypraski bez uszkodzenia fragmentu, ponieważ miejscami koniec kuszy i początek wypraski zlewają się w jedno. Jeżeli jednak przydarzy się komuś uciąć ciut za dużo, nie ma problemu, wystarczy dokonać symetrycznej amputacji i po strachu. Ostatecznym zarzutem są gorzej wyrzeźbione twarze, czego koronnym przykładem jest pan w kapalinie wyglądający jak po ugryzieniu przez rój szerszeni.

Pawężnicy

A dokładniej pawężnicy z włóczniami. Szukając odniesienia ikonograficznego, można powiedzieć, że to członkowie milicji zamożniejszego miasta z XIV wieku.

Muszę przyznać, że bardzo mi się podobają te modele, choć ponownie można mieć pretensje do twarzy (jakby rzeźbiarze pamiętali, że pod pawężników często podpadali i kusznicy, i włócznicy, i masa innego chłopa). Większy problem mam jednak z włóczniami: to miło, że są, miło, że w całkiem sensownej długości, ale nie mam bladego pojęcia, co mają udawać ich zakończenia. Bo groty to nie są. W ofercie jest także wersja lżej opancerzona.

Pawęże i tarcze

Czym sobie tarcze zasłużyły na osobny podpunkt? Sama nazwa jest świetna, mnogość zastosowań (Pamiętacie kuszników z Medieval: Total War? Istnieje teoria, że pod Crecy m.in. dlatego genueńscy kusznicy dali ciała, że zostawili tarcze w obozie, zamiast je karnie przytroczyć do pleców), no i fakt, że większość egzemplarzy, które przetrwały do dnia dzisiejszego, to istne dzieła sztuki. A jeśli komuś to nie wystarcza, to Corvus Belli ma w ofercie opakowania samych pawęży oraz tarcz rycerskich. Oba produkty są słabo wykonane, z wyraźną obwódką i masą nadlewek, nawet na samej powierzchni. W dodatku pawęże pozbawione są charakterystycznego „progu” – rzecz jasna nie zawsze się on pojawiał, ale przynajmniej gdyby połowa pawęży z opakowania go miała, byłoby to miłym dodatkiem. Bez tego mamy nudną, płaską powierzchnię, a wątpię, by wszyscy jak jeden mąż umieli namalować np. św. Jerzego walczącego ze smokiem na tak małym obiekcie. Generalnie odradzam zakup osobnego opakowania z tarczami, już lepiej skorzystać z zawartości któregoś z opakowań i brakujące tarcze wyciąć z PCV (na przykład gdy ktoś koniecznie chce mieć kuszników stojących za murem z pawęży).

Rycerstwo

W momencie składania artykułu nie doszło do mnie zamówienie, więc moja recenzja może być odrobinę niekompletna.

Rycerstwo piesze

Angielscy panowie nie mieli oporów przed zsiadaniem z wierzchowców, więc oferta Corvus Belli pod tym względem dotyczyć będzie bardziej nich, choć same modele są dość uniwersalne. Ponownie pod względem historycznym ciężko się przyczepić – w modelach, które zamówiłem, pojawiają się nawet folgi u dołu napierśnika, co jest bardziej charakterystyczne dla zbroi XV-wiecznych niż tych z wieku XIV. Do wyboru jest mnogość wariantów póz i uzbrojenia: wersje stojące, maszerujące, atakujące oraz z bronią drzewcową – każdy powinien znaleźć coś dla siebie.

Jeśli chodzi o wykonanie, to po raz pierwszy mogę powiedzieć, że nadmiar detali zaszkodził. Ślad po formie na folgowym rękawie to koszmar w usuwaniu, podobnie rzecz ma się z czyszczeniem uchylonych przyłbic. Jednak jakość jest cudna. Jeżeli miałbym się do czegoś przyczepić, to do braku broni obuchowej innej niż drzewcowa. Ale to już osobiste spaczenie.

Rycerstwo konne

Będę generalizował na przykładzie konnego dowództwa. Konie praktycznie nie wymagają obróbki, obowiązkowy dla koni rycerskich kropierz też nie budzi zastrzeżeń. Rycerze cierpią niestety na te same bolączki, co ich piesi odpowiednicy. Dodatkowo przeglądając zdjęcia na stronie producenta mam wrażenie, że w przypadku jazdy szlachetnie urodzonych ktoś poszedł na łatwiznę. Otwarte przyłbice wyglądają jak żywcem przeniesione z piechoty, w dodatku razi mała różnorodność – jedynie 6 wzorów (modele z mieczami i uniesionymi kopiami). Jest to rażące zwłaszcza po zestawieniu z bogactwem piechoty. Rozumiem, że w dużej mierze modele mają odwzorowywać siły angielskie, ale rozszerzenie oferty konnicy pozwoliłoby na zakup od jednego producenta różnorodnej armii.

Ocena końcowa

Modele są świetne i niezwykle szczegółowe. Winą za drobne problemy anatomiczne można obarczyć skalę, choć obecna wielkość figurek chyli się bardziej ku 20mm niż klasycznej „piętnastce”. Do plusów zaliczam też szeroką ofertę i jej dopasowanie do większości stron konfliktu (z przymrużeniem oka na pewne kwestie). Największy minus? Uboga konnica. Gdyby nie to, polecałbym z całego serca, a tak muszę doradzać szukanie rycerstwa u innych producentów, dla większej różnorodności. Ale i tak warto brać, zwłaszcza do odtwarzania armii angielskiej z epoki.

PS. Wspomniałem o bogactwie piechoty – poza wymienionymi modelami dostępne są także figurki uzbrojonego chłopstwa; piechota z bronią drzewcową sieczną (niezbyt dokładna mieszanka różnych odmian tejże broni, w opisie określona jako „bill”, czyli angielska odmiana gizarmy) w opcji atakującej i stojącej; giermkowie („sierżanci”) w wersji konnej i pieszej; irlandzcy kernowie (ponownie w dwóch wariantach); piesze dowództwo (zawierające także drobną scenkę rodzajową z mnichem udzielającym błogosławieństwa rycerzowi – świetny sposób na zrobienie np. obozu do De Bellis Antiquitatis). Poza ww. modelami można także nabyć konnych łuczników w dwóch wariantach, hobilarów oraz bombardę.

Recenzja pochodzi z portalu The Node

Autor: Danny
Zdjęcia: Danny

Opublikowano 08.04.2012 r.

Poprawiony: niedziela, 08 kwietnia 2012 22:02