X Podwawelskie Spotkanie z Grą Historyczną i Strategiczną

  • Drukuj

Za nami dziesiąte, poniekąd więc jubileuszowe Podwawelskie Spotkanie z Grą Historyczną i Strategiczną. I choć żadnej jubileuszowej fety na tegorocznym spotkaniu nie było (po spotkaniu zapewne również nie, o czym wnoszę, patrząc na wciąż stojące cało i zdrowo hotele, w których nocowali uczestnicy), to jednak dziesiątka skłania do refleksji, jakby wśród liczb całkowitych uprzywilejowywało ją cokolwiek poza ewolucyjnym przypadkiem. Złośliwi mogliby zauważyć w tym miejscu, że i same Spotkania w obecnym kształcie są wynikiem bynajmniej nie planowanej ewolucji pierwotnego zamierzenia. Kiedy wiosną 2012 roku spotykaliśmy się po raz pierwszy, w bibliotece na Rajskiej, chodziło przede wszystkim o danie okazji do bardziej czasochłonnych rozgrywek studentom z nowo utworzonej Sekcji Gier Historycznych Koła Naukowego Historyków Studentów UJ. Była to swego rodzaju uczta składkowa, w której nie brakło miejsca dla bitewniaków (system „Ogniem i Mieczem”), zrekonstruowanych gier dawnych epok (firma „Ecola”) czy własnych, krajowych produktów (jak pachnąca jeszcze świeżością karcianka „1863” czy mój własny niespełniony prototyp). Spoza Krakowa przybyło zaledwie paru graczy – pamiętam Raleena, Raubrittera, Jacka, Namka, no i oczywiście Konrada ze sklepikiem i prawdziwym Archaniołem. Z owej pierwotnej wielowątkowości imprezy zostało niewiele. Organizatorzy rozjechali się po świecie lub stracili zapał dla „pracy u podstaw”, a i zapał potencjalnych kandydatów do poddania się takiej strategicznej „formacji podstawowej” okazał z czasem swoją słomianą naturę – mam tu na myśli, niestety, zarówno eksperymenty z „niesieniem kagańca” wśród studentów, jak i harcerskiej głównie młodzieży. Jednocześnie rosła jednak popularność konwentu wśród „starych wyjadaczy”, może nie tylko dzięki mojej skromnej dbałości o to, by w trakcie naszych spotkań było co wyjadać. Myślę, że ważna tu była stosunkowa łatwość dojazdu zarówno ze Stolicy Mazowsza, jak i z Węglowego Zagłębia, nocne atrakcje Krakowa, opiewane jeszcze przez mistrza Gałczyńskiego („wieczny wiatr i wieczna noc” etc.), ale i, mam nadzieję, więcej niż przyzwoite warunki oferowane przez gościnny „Dom Harcerza”, gdzie kolejne nasze spotkania, począwszy od drugiego, tradycyjnie już się odbywają.

Tak więc, mimo odpływu tych młodszych i mniej zdecydowanych, rosnąca popularność Spotkań wśród graczy… powiedzmy: bardziej zaawansowanych (bez dookreślania natury owego zaawansowania) zrównoważyła z nawiązką straty marszowe. W listopadzie na liście uczestników znalazło się 51 nazwisk, z tego aż 23 to przyjezdni spoza Krakowa i okolic. W tym miejscu tradycyjnie wypadałoby wyliczyć pseudonimy, a następnie rozegrane gry, gdyby nie fakt, że i jednych, i drugich zrobiło się już zbyt dużo, by mieścić to w portalowym raporcie. Zaangażowany jako nauczyciel „Time of Crisis” czy HISa nie miałem też siły śledzić, kto i w co gra. Tu okazuje się niewdzięczna część dziedzictwa pierwotnej koncepcji Spotkań, nakazującą do zwykłych obowiązków organizatora dołączyć te gospodarza, dbającego, by przynajmniej niektórzy przybyli na nasze spotkania nowicjusze nie odeszli z kwitkiem, lecz mieli okazję zostać wprowadzonymi w arkana naszego hobby.

Wymienione dwa tytuły są dowodem na pewne odrodzenie popularności konwentowych gier wieloosobowych, na pewien czas wypartych przez rozgrywane nieraz na cały przeciąg weekendowego spotkania dwuosobówki. Acz nie mam nic przeciw tym ostatnim, a nawet sam zgrzeszyłem kiedyś zużywając pół konwentu na pobranie od Clowna lekcji NaE, powitałbym powrót „HISa i spółki” z tym większą radością, że poza konwentami rzadko pojawia się okazja do zagrania w takie tytuły. Tym razem wśród wieloosobówek dominowały proste i abstrakcyjne (SoE czy „Perykles” Wallace’a, QG 1914) oraz skomplikowane i abstrakcyjne („Andean Abyss”, „Paxy”), tak czy inaczej: abstrakcyjne. Nie brakło jednak też tradycyjnych, dwuosobowych hex & counter, jak „France’40” czy „Liberty Roads”. Z bardziej abstrakcyjnych nowości-ciekawostek należy wymienić tłumaczoną z japońskiego grę o wojnie na Pacyfiku oraz „Semper Fidelis”, oddającą polsko-ukraińskie walki o Lwów w 1918 roku przez szczególną mechanikę. Gra autorstwa Islam Gereja III wzbudziła pozytywne komentarze wśród najbardziej wymagających hobbystów, i choć to oczywiście początki drogi tego tytułu na naszych konwentach, mam nadzieję, że będzie to droga do chwały.

Tu, niestety, kończy się pisemna część raportu – niech przemówią zdjęcia. Serdecznie dziękuję wszystkim przybyłym, szczególnie jednak autorom poniższych fotografii, dzięki którym mogę ubarwić moją trochę bezbarwną relację. Mam nadzieję, że kolejne Krakowskie Spotkanie będzie okazją dla gier co najmniej równie obfitujących we wrażenia i spotkań co najmniej równie miłych jak te przedstawione niżej.

 

Wielu Gości pierwszy raz na konwencie – miejmy nadzieję, że pojawią się po raz kolejny. Smerf Maruda, Herman, dwaj warszawscy Koledzy nieznani mi z imienia ani pseudonimu oraz Gollum nad SoE (fot. Khamul)

 

Prowadzona przeze mnie studencko-młodzieżowa partia HIS. Zwyciężczynią była Pani Marta, kierująca Protestantem (fot. Khamul)

Magnum, Arshenik i młody strateg Paweł z Tatą Robertem (wszyscy z Krakowa) szerzą w Europie Czarną Zarazę (fot. Khamul)

Rzut oka na ten szczególny wyścig szczurów (który więcej pozaraża?) (fot. Arshenik)

„Gra dla prawdziwych mężczyzn” czyli Bambrough i Clown spełniają odwieczne marzenie kibica (fot. Khamul)

Królik rzymskim gestem daje do zrozumienia, co sądzi o strategii Kartagińczyków („Hands in the Sea”), naprzeciw Kapitan Bomba, grę obserwuje Hamilkar (fot. Khamul)

A tu ta sama para nad „W1815”, obserwatorem tym razem jest Clown. Kapitan Bomba znalazł na komórce aplikację do sterowania ruchami swoich wojsk (fot. Bambrough)

Saw11 przeciw Monthionowi w krótkim scenariuszu „PQ17” (krótki scenariusz oznacza, że chodzi o jakiś inny, mniej pechowy konwój (fot. Bambrough)

Dwaj Maćkowie, student i doktorant, nad „Semper Fidelis”. Wielkie podziękowania obu za pomoc w organizacji konwentu (fot. Bambrough)

„Commands & Colors”. Leliwa versus Rzeniu z synem Jędrkiem. Gry międzypokoleniowe są jednak wciąż znakiem charakterystycznym naszego konwentu, a niemała w tym zasługa Kolegi z Fajsławic (fot. Khamul)

A tu rzut z loku ptaka na pole bitwy epoki napoleońskiej w monumentalnej wersji C&C (Zygfryd, Leliwa, Strzelec) (fot. Bambrough)

Wspomniana karcianka „1863”, towarzysząca nam od pierwszego Podwawelskiego Spotkania. Jaś, Zygfryd, Strzelec, Leliwa (fot. Bambrough)

„The Pacific War”. Abstrakcyjna acz ciekawa próba oddania wojny na Pacyfiku w formie 3-godzinnej rozgrywki (fot. Bambrough)

QG 1914. I jeszcze raz nasz Gość z Białorusi (Strzelec), dalej Clown, Smerf Maruda, JB, Maciunia (fot. Bambrough)

Druga sala, uruchomiona w sobotę. Na pierwszym planie Hamilkar i Silver (fot. Bambrough)

Być może, pogoda nie zawsze zachęca do przyjazdu, a Kraków nie w każdym punkcie jest taki znowu poetycki, ale, jak widać na tym zdjęciu, „łączy nas pasja” (fot. Bambrough)

 

Dyskusja o imprezie na FORUM STRATEGIE

Autor: Michał „Samuel” Stachura
Zdjęcia: Arshenik, Bambrough, Khamul

Opublikowano 16.12.2017 r.

Poprawiony: środa, 20 grudnia 2017 23:15