Piernikowo – reaktywacja!

  • Drukuj

Minęło trochę czasu od kiedy miałem ostatni raz okazję zagrać z graczami z Torunia i Bydgoszczy na ich „terenie”. Ostatnią większą imprezą, w której uczestniczyłem, był II Konwent Bydgoski, pod koniec 2007 r. Od tego czasu odbywały się rzecz jasna różne spotkania, jednak tego roku po raz pierwszy od kilku lat postanowiliśmy się zobaczyć w gronie uczestników dawnego konwentu bydgoskiego. Na spotkaniu, którego gospodarzem był Miloš Zečević, lepiej znany bywalcom Forum Strategie jako Zeka, pojawiło się kilka osób spośród tych, którzy dawniej grali na imprezie w Bydgoszczy. Obok tego obecnych było także kilku nowych, miejscowych graczy. Postanowiliśmy wykorzystać długi majowy weekend, a dokładniej jego zakończenie. Spotkanie miało miejsce w Toruniu i potrwało od 4 do 6 maja 2012 r.

Grunwald 1410 (wyd. Dragon)

Plany rozgrywek były bogate, choć nie do końca skonkretyzowane i – jak to już bywało w tradycji rozgrywek toruńsko-bydgoskich – dominującym okresem miała być starożytność. W piątek zaczęliśmy od starego, dobrego „Grunwaldu 1410” firmy Dragon. Zeka i RyTo wzięli na siebie dowodzenie stroną polsko-litewską, zaś niżej podpisany objął komendę nad Krzyżakami. Trzeba powiedzieć, że dowódcy połączonej armii króla Jagiełły dawno nie mieli kontaktu z tym tytułem, zaś w przypadku RyTo był to de facto pierwszy kontakt z grą. Mimo to, dowodzone przez mojego imiennika z Krakowa skrzydło polskie radziło sobie lepiej niż Litwini pod wodzą Zeki. Ci ostatni nieco spóźnili manewr obchodzenia Gości Zakonu, tak że ostatecznie skończyło się na tym, że pancerne zastępy zakonne zepchnęły ich z powrotem w pobliskie zarośla, a znaczną liczbę chorągwi rozbiły. Polacy, obawiając się wilczych dołów (i słusznie), pchnęli na ten odcinek swoją piechotę, by ta oczyściła przedpole dla ataku ciężkiej jazdy. Spowodowało to dość szybką reakcję jazdy zakonnej. Krzyżacy, wymijając swoją piechotę przeszli przez wilcze doły, praktycznie na całej linii, i rozpoczęli kontrę, niszcząc w pierwszym uderzeniu 3 jednostki polskiej piechoty. Potem nastąpiło zwarcie z chorągwiami polskimi. O szczegółach tej, jak i kolejnych rozgrywek postaramy się napisać w osobnych, bardziej szczegółowych relacjach, ze zdjęciami.

Sword of Rome (wyd. GMT Games)

Piątkowy wieczór upłynął pod znakiem „Sword of Rome”, gdzie nieoczekiwanie – z uwagi na uwarunkowania tej gry – zawiązał się silny sojusz rzymsko-grecki. Oba mocarstwa w środkowej części rozgrywki wyjątkowo zgodnie współpracowały, utrzymując przez 2 etapy sojusz. Przyczyną tego było poważne zagrożenie Rzymu przez podstępnych Etrusków i Samnitów, oraz barbarzyńskich Galów, którzy w pewnym momencie usadowili się z wielką armią tuż u bram Wiecznego Miasta i nie chcieli stąd odejść. Losy tej rozgrywki i potęgi będące na prowadzeniu zmieniały się znacznie. I tak, początkowo prowadzili Samnici i Etruskowie pod wodzą RyTo, później nadszedł czas świetności Greków Stanko (brat Zeki), którzy byli najbliżsi automatycznego zwycięstwa. Ich upadek okazał się jednak równie spektakularny, co ich wcześniejsze sukcesy. Wreszcie na chwilę do głosu doszli Galowie (Zeka), by ostatecznie na prowadzenie wyszli Rzymianie (Raleen). Rozgrywka trwała do późnych godzin nocnych i nie udało się jej zakończyć, aczkolwiek pod koniec najbliżsi zwycięstwa byli Rzymianie i Galowie.

Great Battles of Alexander – bitwa pod Issos (wyd. GMT Games)

Sobota upłynęła pod znakiem bitwy pod Issos (333 p.n.e.), rozgrywanej w systemie GBoA (Great Battles of Alexander), gdzie armia Aleksandra Macedońskiego, kierowana przez niestrudzonego RyTo, zmierzyła się z siłami perskimi pod połączonym dowództwem Wujawa i Raleena. To co działo się w tej bitwie wymaga odrębnej relacji, tak że w tym momencie jedynie powiem, że przebieg starcia w niektórych jego aspektach mocno odbiegał od historycznego. Rozgrywka potrwała dłużej niż sądziliśmy, stąd też, jak i z braku czasu tego dnia Wujawa dalsze plany jeśli chodzi o ten system musieliśmy chwilowo zawiesić na kołku. Równolegle trwała rozgrywka w „Men of Iron”, a konkretnie w scenariusz przedstawiający bitwę pod Poitiers (1356). Oddanie się tego dnia licznym przyjemnościom życia sprawiło, że wieczorem ciężko się było zebrać i zdecydować na konkretny tytuł, co ostatecznie doprowadziło do tego, że na stołach zatriumfowały eurogry. Szczególnie ostatnia, nocna rozgrywka w nowy produkt z tego gatunku pt. „Pupile podziemi” pozostanie chyba w pamięci wszystkich uczestników. Gra osadzona jest w klimatach fantasy/s-f (tak to ogólnikowo ujmijmy) i polega na kupowaniu różnych dziwnych stworów, umieszczaniu ich w klatkach oraz zaspokajaniu ich różnych, często dziwnych potrzeb, a potem wystawianiu na sprzedaż. Sporo opcji, dużo drewnianych kostek i innych fikuśnych, kolorowych elementów, czyli eurogrowy standard.

Devil's Horsemen – bitwa pod Ajn-Dżalut (wyd. GMT Games)

W niedzielę wraz z RyTo musieliśmy się zbierać już w połowie dnia, więc grano jeszcze tylko w system „Lost Battles”, a konkretnie bitwę pod Maratonem (490 p.n.e.) i próbowano „Devil’s Horsemen”, dokładniej scenariusza przedstawiającego bitwę pod Ajn-Dżalut (1258), w której starły się siły Mongołów i Mameluków. Ciekawe, stosunkowo wyrównane starcie. Przy okazji można było podyskutować nt. zasad dotyczących pozorowanej ucieczki Mongołów w różnych grach z tej serii, poczynając od nieszczęsnej (dla nas) bitwy pod Legnicą (1241), gdzie łatwość wywabiania przez jazdę mongolską polskich oddziałów, w porównaniu z tym jak wyglądają zasady dot. tych ich specjalnych zdolności w innych grach dla tego okresu, może budzić pewne wątpliwości. Pod Maratonem, z tego co obserwowałem, w końcowej fazie zwyciężali Persowie. Obie strony były mocno wykrwawione, co – biorąc pod uwagę moje doświadczenia z, pojedynczej co prawda, rozgrywki w ten system – staje się trochę symptomatyczne (być może jest to jednak wynik naszej, nadal słabej, orientacji w grze, poza RyTo, konsekwentnie promującym ją na różnych imprezach).

Lost Battles – bitwa pod Maratonem (wyd. Fifth Column Games)

Spotkanie wypadło udanie, za co podziękowania należą się w pierwszej kolejności naszemu gospodarzowi, czyli Zece. Przede wszystkim, miło było spotkać w jednym miejscu kilka niewidzianych ostatnimi czasy osób, i z tego się najbardziej cieszę, jak również poznać nowe twarze. Cieszę się również, że pojawił się w dyskusjach temat reaktywacji konwentu w Bydgoszczy bądź Toruniu. Mam nadzieję, że z czasem uda się go przeprowadzić, tym bardziej, że brakuje w północnej części Polski tego rodzaju imprez. Dziękuję jeszcze raz za spotkanie i do następnego razu!

Autor: Raleen
Zdjęcia: Raleen, Ryszard „RyTo” Tokarczuk

Opublikowano 08.05.2012 r.

Poprawiony: wtorek, 08 maja 2012 09:45