[Chandragupta] Malajaketu 317 p.n.e.

  • Drukuj

Silne państwo to zwarte państwo. Powtarzać to będą poeci opiewający wydarzenia dworu Czandragupty. Po zdobyciu dla siebie władzy, a po upadku państwa Nandów, nastał okres pokoju. Nie wszyscy jednak byli z tego zadowoleni. W kraju szemrano, że nowy rządca nie ma najmniejszej ochoty spełniać obietnic, którymi wcześniej tak hojnie szafował. Nie brakło też ludzi wysokiego urodzenia, którzy postanowili wykorzystać powstałe zamieszanie dla własnych celów. Działo się to w roku, który potomkowie jasnowłosych Jawanów określają jako 317 r. „przed naszą erą”.

Rebelią, jednoczącą garść niezależnych plemion, najemników oraz gildii, przewodził Malajaketu, syn Parwataki. Służył mu jeden z byłych ministrów Nandów, Rakszasa. Władca, oby jego ród żył wiecznie, wysłał w swej mądrości najbardziej zaufanego człowieka, Czanakję. Jego zastępcą w wyprawie przeciwko buntownikom był Sakatala, dawny popleczników Nandów – teraz jednak gorliwy w dowodzeniu swojej lojalności prawowitemu rządcy.

Rebelianci dobrze wiedzieli, że będą musieli zmierzyć się z doborowymi wojskami, złożonymi z samych doświadczonych wojowników. Z tego powodu swoje zajęcze serca nasycili odwagą poprzez skonstruowanie obozu obronnego. Składał się on zaś z czterech części: najbardziej zewnętrzną wyznaczał wał ziemny, jej broniły dzikie plemiona, które Malajaketu bał się dopuścić bliżej do siebie. Kolejna umocniona była drewnianą palisadą, którą otaczała dodatkowo fosa zasilana wodą z pobliskiej rzeki. Co pewną ilość kroków wzniesiono wieże – platformy dla łuczników oraz machin miotających pociski. Wśród obrońców znaleźć tutaj można było tkaczy jedwabiu, trochę konnicy i oddziałów słoni. Następna część obozu wyznaczono kolczastymi zasiekami – nikt prócz piechoty nie miał szans przedostać się przez kłujący gąszcz. Dlatego też Malajaketu tutaj umieścił swoją piechotę najemną. Sam zaś skrył się w sercu obozu, chroniony przez okrąg wozów wkopanych w ziemię. Namiot jego stał nieopodal haremu i zbrojowni, zapewne aby mógł sprawiać dobre wrażenie swoją pozorowaną męskością i sprawnością w posługiwaniu się bronią. Rakszasę, co znamienne, umieścił poza linią wozów.

Wspaniały Czanakja wiedział, że dążenie do celu prostą drogą zgubić może najsilniejszego. Z tego powodu, choć położenie obozu rebeliantów nie było wielką tajemnicą, nie dążył do natychmiastowego starcia, lecz całe dnie spędzał przekazując instrukcje swoim zaufanym. Cel jego rychło stał się jawny jak słońce – oto sojusznicy Malajaketu wkrótce albo publicznie odstąpili od jego sprawy, albo zginęli też w tajemniczych okolicznościach. Któż miał więc mu tedy dopomóc?

Gdy jednak brak nadziei na pomoc z zewnątrz, ręka silniej potrafi, w rozpaczy, ścisnąć broń – wszak i zwierz otoczony walczy do chwili oddania ducha. Mądry Czanakja jednak ani czekać nie chciał, ani też tracić zbyt wielu swoich doświadczonych żołnierzy. Dlatego też sprytnie przedsięwziął postanowienie zaatakowania obozu buntowników, lecz w nocy. Najsamprzód jednak nawiązał potajemnie kontakt z wodzem jednego z plemion pilnujących ziemnego wału. Bogatymi darami i obietnicami zaszczytów nakłaniał go do przejścia na swoją stronę. Zwało się to plemię Abiras, a przewodził im Sambos. W zamian za złoty łańcuch i prawo siadania do stołu w obecności Czandragupty miał on wpuścić za wał ziemny wojska Czanakji.

Skoro zostało to ustalone, wyznaczono noc do ataku na obóz Malajaketu. Gdy nadeszła ona wreszcie, jak nadchodzi zawsze moment, na który wszyscy długo czekają, wojska Maurjów ustawiły się w porządku i rozpoczęły powolny marsz w ciemnościach. Czanakja rozkazał bowiem posuwać się wolno, aby żołnierze nie powpadali na siebie z nadmiaru zapału i szyków sobie wzajemnie nie pomieszali. Słonie pancerne, rydwany i kawalerię umieścił na flankach – jako bardziej hałaśliwe. Przez wał wpierw miała się przedostać piechota plemion sprzyjających Czandragupcie, Pottala i Sibis.

Marsz ku wałowi trwał długo, żołnierze karnie maszerowali naprzód, cały czas widząc przed sobą rozpalone ogniska buntowników. Ich blask jednak nie sięgał ziemnego wału, dlatego udało się podejść do tego fragmentu fortyfikacji, którego pilnowało plemię Sambosa. Zanim to jednak nastąpiło, w wojsku Czanakji nadgorliwy Sakatala swoimi nawoływaniami i ciągłymi zachętami doprowadził do zbicia maszerującej piechoty w wielką kupę.

Rebelianci byli jednak zbyt zmęczeni piciem wina, bowiem nic nie spostrzegli. Pierwsi przy wale znaleźli się członkowie ludu Sibis, wtedy też rozpoczęła się walka. Głupi Sambos bowiem wcale nie zamierzał zdradzić Malajaketu. Starcie rozpoczęło się jednak w kompletnym mroku i zanim buntownicy zdołali się połapać, już część wojska ludu Abiras uciekało w popłochu. Sambos, skoro tylko zorientował się w sytuacji dał sygnał do odwrotu. Jego ludzie, biegnący w stronę brodu i bezpieczeństwa wpadli na oddziały innego plemienia w dalszej części wału, plemienia Ambasztas. Okrzykami o klęsce przekonali również tamtych do wspólnej ucieczki, głupi tchórze. Właściwe zaś siły Czanakji nie przekroczyły wtedy jeszcze wału. Wielki raban podniósł się w obozie za palisadą, załogi machin poczęły strzelać do biegających w ciemnościach kształtów, znać też było, że za palisadą ludzie biegają to w tę, to w tamtą stronę, każdy na wyznaczony dla siebie posterunek.

Dzielni mężczyźni z Sibis postanowili ułatwić nadciągającym Maurjom natarcie i zniszczyć jedną z machin miotających pociski. Choć sami uzbrojeni byli jedynie w miecze i drewniane tarcze, bardzo zręcznie pokonali fosę, wspięli się niczym zwinne małpki na palisadę, potem na drewnianą platformę, gdzie obsługiwano machinę. Załogę wybito szybko i sprawnie. Z wnętrza obozu przypuszczono jednak kontratak, który dzielnych i zwinnych z kolei rozgromił. Część jednak ludzi z tego plemienia zdołała jeszcze zaatakować niedobitki sił chroniących wału ziemnego.

Ułatwiło to z kolei dostanie się do obozu słoni pancernych, które miały za zadanie kruszyć bramy wejściowe i niszczyć palisadę. Te szybko rozprawiły się z wrogiem i już miały podejść do drewnianych umocnień, gdy z wnętrza obozu dokonano wypadu w sile kilku oddziałów gildii tkaczy. Tak wybito jedną grupę słoni Czanakji. Kolejne próbowały już trąbami osłabić palisadę Malajaketu, ale rażone pociskami z ostatniej machiny oraz strzałami wpadały w szał i musiały zostać doprowadzone do spokoju przez kornaków ciosem ostrego klina w czaszkę. Dopiero trzecia fala słoni zdołała dokonać wyłomu w palisadzie.

Brak ochrony pierwszej części obozu wstrząsnął duchem bojowym buntowników. Najsroższe walki o palisadę stoczone zostały w miejscu, gdzie zaatakowało najpierw plemię Sabis. Tam raz jedna strona drugą, raz druga pierwszą zmuszała do karkołomnej ucieczki lub śmierci od miecza. Jednak jak fale morza potrafią skruszyć przez swą wytrwałość skałę stojącą im na drodze, tak kolejne oddziały Maurjów wdzierały się za palisadę. Gdy zaś oddział słoni posłany przez Rakszasę do uratowania słoni rozpierzchnął się z hałaśliwym rykiem, zadrżał w swoim namiocie Malajaketu i splamił dywan, na którym siedział. To był już koniec.

Buntownicy, którzy nie uszli za bród, dali swoje głowy. Tak szczęście ogólne i spokój powszechny zapanował we władztwie Czandragupty.

Rozegrany scenariusz jest jednym z kilku dostępnych w grze „Chandragupta” (seria GBoH). Jest on stosunkowo niewielki (progi ucieczki – Malayaketu 35 pkt., Chanakya 60 pkt.), problemem są jednak zasady walki nocnej oraz dotyczące fortyfikacji. Mówiąc w skrócie, nic prócz piechoty nie może przejść na drugą stronę wału, muru, zasieków itp. Walki w takich miejscach, oczywiście, odbywają się z korzyścią dla obrońcy. Drogi do sukcesu są więc dwie – albo wykorzystać słonie do rozwalenia drewnianych murów, narażając je na wraże pociski (a są one jednak bardzo na tym punkcie wrażliwe), albo też posyłać piechotę do kolejnych ataków w wybranych przez siebie punktach. Każdy jednak uciekający przez fortyfikacje oddział jest wyeliminowany... co powoduje, że Maurjowie muszą dobrze się zastanowić, gdzie warto uderzyć.

W opisywanej powyżej rozgrywce wartości ucieczek zatrzymały się na 34 punktach dla Malajaketu i ponad 20 dla Czanakji. Nie wyglądało to zbyt dobrze dla rebelii, więc zakończyłem sesję. Przeważyło zniesienie ochrony wału ziemnego – plemiona mają w tej grze to do siebie, że czasem wystarczy jedna uciekająca jednostka, by z planszy zniknęło całe plemię. To właśnie stało się w przypadku plemion rebeliantów („rzut kostką”) – trzy zaś plemiona warte były połowę limitu.

Dodać należy, iż gracz odpowiadający za poczynania wojsk Maurjów ma 40% szans na przeciągnięcie na swoją stronę jednego z plemion broniących wału ziemnego. Mnie się nie udało, może Czytelnikom się powiedzie?

Oczywiście, wcale to tak nie musi wyglądać za kolejnym razem. Dużo zależy od początkowego ustawienia, obaj zaś gracze mają w tym zakresie całkiem spore pole manewru. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że owych machin miotających nie obsadziłem dodatkowymi oddziałami... skutkiem czego stosunkowo łatwo było je potem wyeliminować. Straty Czanakji w słoniach (3 żetony) spowodowane były głównie strzelaniem do nich i... zderzaniem się potem wzajemnym. W grze tej jednak jako wartość liczy się najbardziej słoń i rydwan, piechota na skądinąd szarym końcu.

Podsumowując, interesujący scenariusz i bynajmniej nie o przesądzonym wyniku. Łatwiejszy do rozegrania niż rozbuchana Alezja, Gergowia o małych heksach. Tu nie ma barbarzyńskich nagich kobiet na murach. Można za to szybciej dowodzić półnagimi Hindusami – tylko czy wszyscy zdążą na czas do palisady? Jest to, przyznać muszę, jeden z nielicznych scenariuszy GBoH, gdzie gracz jest w oczywisty sposób zachęcony do rotacji nadwątlonych oddziałów – oddział, który zacznie uciekać... pozabija się na fortyfikacjach, albo będzie wpadał na kolejne oddziały gracza.

Nie ma tu zaś agem hellenistycznego świata, elita piechoty to 6 (w skali do 10), jest sporo czwórek... Rezultat jest raczej krwawy i pełen napięcia, a przede wszystkim zmusza do ruszenia szarych komórek i odejścia niekiedy od utartych schematów serii.

Do zobaczenia przy stole!


Autor: Ryszard „RyTo” Tokarczuk
Zdjęcia: Ryszard „RyTo” Tokarczuk

Opublikowano 29.03.2011 r.

Poprawiony: poniedziałek, 04 kwietnia 2011 16:08