Ostrołęka 26 maja 1831 – z dziennika projektanta (6)

  • Drukuj

 

Zasięg dowodzenia

W wielu grach, nie tylko heksowych, pojawia się motyw zasięgu dowodzenia. Polega on na tym, że każdy dowódca bądź sztab, reprezentowany w grze przez odpowiedni żeton, ma określony promień oddziaływania na podległe mu oddziały. Odległość ta jest zwykle wyrażona w polach. Czasami zasięg dowodzenia mierzony jest bez względu na teren i obecność wrogich jednostek oraz ich stref kontroli, czasami uwzględnia się wpływ tych czynników. To ostatnie rozwiązanie oznacza, że linia dowodzenia nie może przebiegać przez wrogie oddziały i ich strefy kontroli oraz uwzględnia się wpływ terenu (np. linia dowodzenia nie może biec przez teren niedostępny).

Co się dzieje, gdy oddział znajdzie się poza zasięgiem dowodzenia? Generalnie same straszne rzeczy… Oto kilka rozwiązań przyjmowanych w grach:
- oddziały nie mogą w ogóle ruszać się ani atakować
- oddziały nie mogą tylko się ruszać, ale mogą atakować
- oddziały mogą ruszać się i atakować tylko jeśli pozytywnie przeprowadzą specjalny test, poruszają się i atakują pojedynczo
- oddziały muszą poruszać się w taki sposób, aby z powrotem znaleźć się w zasięgu dowodzenia swojego dowódcy i do czasu aż zrealizują ten ruch nie wolno im czynić niczego innego
- oddziały nie mogą się reorganizować.
Można spotkać inne pomysły, jak i kombinacje wyżej wymienionych.

W „Ostrołęce 26 maja 1831” nie ma zarówno tego typu rozwiązań, jak i zasięgów dowodzenia. Zastanawiałem się nad tym rozwiązaniem podczas prac nad grą, znane mi były inne tytuły, gdzie go zastosowano. Zdarzyło mi się też dyskutować nad nim zarówno przed jej wydaniem, jak i po. Jak mogłyby wyglądać zasięgi dowodzenia w „Ostrołęce 26 maja 1831” i jak to było z oddziaływaniem dowódców na oddziały w przestrzeni taktycznej, jaką obejmuje gra – tym zajmiemy się w niniejszym artykule.

Przyjrzyjmy się jak to funkcjonowało od strony historycznej. Na początek rozmieszczenie oddziałów polskich z rana 26 maja 1831 r. co w grze odpowiada początkowi scenariusza „Odwrót Łubieńskiego”. Jako pierwszą weźmy grupę gen. Bogusławskiego, na którą składało się w sumie sześć batalionów piechoty z 3 Dywizji Piechoty i przydzielona do nich półbateria artylerii konnej pod dowództwem kpt. Jabłonowskiego, wydzielona z 4 baterii lekkiej artylerii konnej ppłk. Bema (d/4 blak). Oddziały były rozrzucone w ten sposób, że 1/4 ppl (pierwszy batalion czwartego pułku piechoty liniowej) umieszczono w Goworkach. U nas na planszy miejscowość ta znajduje się blisko północno-wschodniego rogu planszy. Dwa bataliony (4/4 ppl i 2/8 ppl) stały w Ostrołęce, a reszta (2/4 ppl, 3/4 ppl, 1/Wet., d/4 blak) gdzieś na północ od niej w rejonie biegnącej tu drogi. Prawdopodobnie oddziały te były rozrzucone tak, że część stała bliżej Goworek (w grze także jeden batalion można przesunąć ku wschodowi). Generał Bogusławski znajdował się prawdopodobnie przy głównych siłach swojej grupy, czyli razem z tymi trzema batalionami i artylerią. Na zamieszczonej niżej mapce naniosłem pozycje grupy Bogusławskiego na planszę gry (1 – 1/4 ppl w Goworkach, 2 – 2/8 ppl i 4/4 ppl w Ostrołęce, 3 – główne siły grupy w rejonie drogi na północ od Ostrołęki).

 

 

Patrząc na przebieg bitwy, trudno przyjąć by oddziały te były zupełnie niedowodzone. Ich dość sprawne przegrupowanie w stronę Ostrołęki i zajęcie tam później pozycji wskazują na coś przeciwnego. Zakładając, że gen. Bogusławski znajdował się przy głównych siłach grupy mniej więcej pośrodku swoich oddziałów (to najbardziej optymistyczna wersja) spróbujmy zobaczyć jaki musiałby mieć zasięg dowodzenia by objąć zarówno batalion stojący w Goworkach, jak i bataliony stojące w Ostrołęce. Wychodzi, że mniej więcej na pół planszy (biorąc pod uwagę, że scenariusz „Odwrót Łubieńskiego” rozgrywany jest tylko na wschodnim brzegu Narwi). Jednak w grze gen. Bogusławski nie został wyodrębniony jako osobny żeton, ponieważ był tylko dowódcą brygady. Z punktu widzenia gry, na potrzeby sprawdzania zasięgu dowodzenia, należałoby przyjąć, że oddziałami tymi dowodził gen. Łubieński jako dowódca całości sił znajdujących się na lewym (wschodnim) brzegu Narwi, a on stał jeszcze dalej.

Pozostajemy przy polskich oddziałach i początku scenariusza „Odwrót Łubieńskiego”. Jako drugą zajmiemy się 5 Dywizją Piechoty, stanowiącą trzon sił gen. Łubieńskiego. Dywizją tą dowodził gen. Kamieński. Większość sił znajdowała się w trakcie odwrotu, trochę rozciągnięta, cofając się przed Rosjanami, wspierana (czy raczej asekurowana w odwrocie) przez II Korpus Kawalerii (podlegający bezpośrednio gen. Łubieńskiemu). Jednak i w tym przypadku nie wszystkie oddziały stały razem. Na drodze biegnącej do Ostrołęki od południowego wschodu znajdował się dwubatalionowy 14 ppl (14 pułk piechoty liniowej). Zakładając, że gen. Kamieński stał z głównymi siłami piechoty (znowu, nie wiemy dokładnie gdzie), jeśli miałby swoim zasięgiem dowodzenia obejmować 14 ppl wychodzą nam, w skali tej gry, dość duże odległości. Z przebiegu bitwy trudno stwierdzić by 14 ppl miał jakieś problemy z dowodzeniem. Zarówno Łubieński, jak i Kamieński już poprzedniego dnia zdawali sobie sprawę, że przeciwnik jest blisko i nie ugrupowaliby swoich sił w taki sposób, by nie móc nimi sprawnie dowodzić. Zwłaszcza gen. Kamieński, który był bardzo dobrze wykształconym i zdolnym dowódcą, pod względem umiejętności fachowych jednym z najlepszych w polskiej armii. By lepiej to zobrazować – kolejna mapka. Naniosłem pozycje 5 DP na planszę gry (1 – główne siły piechoty 5 DP, 2 – pozycja 14 ppl).

 

 

Przyjrzyjmy się teraz jak to wyglądało u Rosjan. Jako pierwszą zajmiemy się 3 Dywizją Grenadierów. Trzon sił tej dywizji posuwał się drogą biegnącą w centrum, w ramach głównego zgrupowania feldmarszałka Dybicza. Jednak z rana wydzielono dwa pułki grenadierów wchodzące w skład tej dywizji: Syberyjski i Rumiancewa. Rzucono je na lewe skrzydło (patrząc od strony rosyjskiej), czyli na drogę biegnącą od południowego wschodu do Ostrołęki. To ta sama droga, na której dalej na zachód znajdował się wspomniany wcześniej 14 ppl. Rosjanie chcieli związać główne siły polskie walką frontalną i jednocześnie uderzyć masą wojsk wzdłuż tej drogi, by szybko zdobyć Ostrołękę wraz ze znajdującymi się tam mostami i odciąć Polakom odwrót na zachodni brzeg Narwi. Za pułkami grenadierów Syberyjskim i Rumiancewa posuwały się całe dwie dywizje piechoty z I Korpusu gen. Pahlena I (1 i 3 DP). To była ta masa wojsk, naprzeciw której po stronie polskiej na początku znajdował się tylko 14 ppl. Niestety w praktyce plan ten okazał się trudny w realizacji m.in. dzięki czujności polskiego dowództwa. Wracając do zasięgów dowodzenia i zakładając, tak jak w przypadku gen. Kamieńskiego, że dowodzący 3 DGren. gen. Nabukow znajdował się z głównymi siłami, wychodzi nam dość spory zasięg dowodzenia, jeśli miałby on objąć także pułki Syberyjski i Rumiancewa. Trudno z kolei przyjąć, że Rosjanie ruszając do ataku tak ugrupowali swoje siły, że posuwające się w pierwszym rzucie oddziały były poza kontrolą wyższego dowództwa. By lepiej to zobrazować – następna mapka. Naniosłem pozycje 3 DGren. na planszę gry (1 – główne siły 3 DGren., 2 – pozycja pułków grenadierów Syberyjskiego i Rumiancewa). W przypadku głównych sił 3 DGren. jest to miejsce, gdzie wchodzi ona zza planszy jako uzupełnienia – tak zaczyna się scenariusz „Odwrót Łubieńskiego”.

 

 

Drugą dywizją rosyjską, której się przyjrzymy, będzie Dywizja Lekkiej Kawalerii Gwardii, dowodzona przez gen. Nostitza. W scenariuszu „Odwrót Lubieńskiego” wkracza ona na planszę w trzech grupach, idących różnymi drogami, do tego wiodącymi przez las. Osobno każdy z trzech pułków, idąc od południa: 1) dragoni gwardii, 2) ułani gwardii, i 3) strzelcy konni gwardii. Do tych trzech pułków przydzielono artylerię (dwie baterie konne gwardii) i sotnię kozaków gwardii. Nie było pod Ostrołęką pułku huzarów gwardii, który przed bitwą wysłano do Białegostoku wraz z 4 działami. Znów jako założenie na nasze potrzeby przyjmijmy, że gen. Nostitz znajdował się wraz z grupą idącą najbardziej w centrum. Z punktu widzenia gry to gdzie dokładnie on się na początku znajduje nie ma w praktyce znaczenia, ale jak zaczynamy mierzyć jakie powinny być zasięgi dowodzenia i sprawdzać jaki musiałby być zasięg dowodzenia Nostitza, żeby był w stanie objąć wszystkie jednostki swojej dywizji, miejsce, od którego będziemy mierzyć, nabiera znaczenia. Mierzymy zatem od środkowej grupy, bo stąd zasięg potrzebny do objęcia wszystkich oddziałów wyjdzie najkrótszy. Niżej jeszcze jedna mapka. Jak wcześniej, naniosłem na planszę gry miejsca, w których pojawiają się oddziały (1 – pułk strzelców konnych gwardii, 2 – pułk ułanów gwardii, 3 – pułk dragonów gwardii).

 

 

Sytuacja Dywizji Lekkiej Kawalerii Gwardii jest jednak ciekawsza niż pozostałych jednostek. Jak już było powiedziane, posuwała się ona ku Ostrołęce podzielona, kilkoma różnymi drogami, przez las, który jak ogólnie wiadomo nie jest dla kawalerii terenem sprzyjającym i na pewno nie ułatwiał komunikacji między poszczególnymi pułkami. Idący najbardziej na północ pułk strzelców konnych gwardii operował jednak całkowicie w oderwaniu od reszty sił. Wysłano go na obejście polskich pozycji. Trasę jego marszu od całej reszty armii oddzielała bagnista rzeczka, praktycznie nie do przebycia, zwłaszcza dla kawalerii, i gęsty las. W tych warunkach o jakiejkolwiek bieżącej komunikacji z dowództwem nie było mowy. Żaden goniec nie byłby w stanie pokonać tej rzeczki, a wraz z towarzyszącymi jej mokradłami ciągnie się ona jeszcze dość daleko na wschód (na planszy gry widoczny jest tylko jej niewielki odcinek). Rosyjska kawaleria, rzucona przez lasy na obejście polskich pozycji, nie wypełniła swojego zadania. Jedyny jej atut stanowiła szybkość, a sukces był możliwy tylko w przypadku wyprzedzenia polskich jednostek. Nie wydaje się jednak by Rosjanie mieli kłopoty z dowodzeniem i by to, że pułk strzelców konnych gwardii operował tak naprawdę bez kontaktu z resztą armii sprawiło, że przez to nie wykonał rozkazu.

Podsumujmy to co zostało dotychczas powiedziane i co da się zauważyć w oparciu o te cztery sytuacje. Jeśli zasięg dowodzenia oznacza sprawowanie przez wyższego dowódcę pewnej kontroli nad swoimi oddziałami, to w tych przypadkach trudno mówić o tym by oddziały były poza kontrolą dowództwa. Widać to zwłaszcza w przypadku Rosjan, którzy w sposób niewymuszony tak podzielili 3 Dywizję Grenadierów, że część znajdowała się osobno od reszty, i podzielili Dywizję Lekkiej Kawalerii Gwardii tak, że operowała pojedynczymi pułkami. Również po stronie polskiej, choć może się to nie wydawać tak jednoznaczne, trudno w dwóch podanych przeze mnie sytuacjach stwierdzić problemy z dowodzeniem wynikające z tego, że oddziały znajdowały się dość daleko od dowódców (daleko w skali gry). Co może zrobić autor? Pierwszym rozwiązaniem jest przyjęcie niezbyt długiego zasięgu dowodzenia, takiego jaki jest w wielu grach i jakiego wymaga grywalność. Skutkiem tego byłoby jednak to, że w wielu przypadkach oddziały, które nie miały problemów związanych z dowodzeniem, znalazłyby się poza zasięgiem dowodzenia, co rozmija się z realiami. Drugim rozwiązaniem, zgodnym z realiami, jest przyjęcie długich zasięgów dowodzenia, z promieniem rzędu kilkunastu pól (a być może dłuższych). Powstaje jednak pytanie co to wnosi i czy rzeczywiście oddaje wpływ dowodzenia? Sama jego odległość nadal jest dyskusyjna, tzn. można dyskutować czy zasięg dowodzenia przy tej skali planszy nie powinien być jeszcze dłuższy. Z punktu widzenia grywalnościowego, cały ten mechanizm działa dobrze jak zasięgi dowodzenia są niezbyt długie, a nie jak obejmują odległości rzędu połowy planszy.

Jeszcze jeden przykład o tym jak to jest z wpływem odległości między dowódcą a walczącymi oddziałami na jakość dowodzenia. Przeniesiemy się do głównej części bitwy pod Ostrołęką, którą przedstawia scenariusz „Bitwa na zachodnim brzegu Narwi”. Armią polską, wówczas już zebraną i skoncentrowaną, dowodził gen. Skrzynecki. Przeciwnik znajdował się niedaleko, skupiony na przyczółku przy mostach, widoczny tutaj jak na dłoni. Zasadniczo nie ma tam na przedpolu żadnych lasów czy innych przeszkód, które utrudniałyby widoczność i komunikację. Obszar pola bitwy, w praktyce niewielki, ogranicza od wschodu rzeka Narew, za którą ulokowała się rosyjska artyleria. Wiemy, że podczas drugiej fazy bitwy Skrzynecki zbliżał się do stanowisk rosyjskich tak, że znajdował się wraz z oddziałami pod ostrzałem, czyli był niedaleko zarówno własnych podkomendnych, jak i przeciwnika. Niektóre bataliony prowadził osobiście do ataku – jak podają pamiętnikarze – pokrzepiwszy się kieliszkiem wódki. Patrząc tylko na samą odległość jaka dzieliła go od miejsca gdzie toczyła się walka, można powiedzieć, że wszystko miał pod ręką i mógł sprawować pełną kontrolę nad sytuacją. Jak to się przełożyło na jakość dowodzenia przez niego oddziałami w bitwie wszyscy wiemy (a przynajmniej ci, którzy cokolwiek na jej temat przeczytali). Jest to znakomity przykład na to, że mimo iż oddziały znajdują się w zasięgu dowodzenia dowódcy, a nawet więcej – są przez niego bezpośrednio dowodzone, nie musi się to przekładać na dobre dowodzenie, a oddziały zachowywały się w niektórych fazach tej bitwy tak jakby w ogóle nie były dowodzone. Ktoś może jednak powiedzieć, że gen. Skrzynecki był szczególnym przypadkiem i że nie powinno się go brać pod uwagę. Dlatego podałem ten przykład na końcu, osobno od wcześniejszych. Takich dowódców jak Skrzynecki nie brakowało jednak w ówczesnych armiach. Dla tych, którzy chcieliby sobie porównać możliwy zasięg dowodzenia z wcześniejszymi sytuacjami, ostatnia już mapka (1 – pozycje oddziałów rosyjskich na przyczółku, 2 – hipotetyczne stanowisko gen. Skrzyneckiego w trakcie walki).

 

 

Osobny temat stanowi rosyjska artyleria. Jak się poczyta opisy poszczególnych posunięć w bitwie pod Ostrołęką, dodane do mapy bitwy zamieszczonej w książce Aleksandra Puzyrewskiego „Wojna polsko-ruska 1831 r.” czy opis samej bitwy, to widać, że często nie operowano całymi bateriami, ale gdy była taka potrzeba, wydzielano kilka dział i dodawano jakiejś jednostce. Potem w trakcie bitwy łączono działa z różnych baterii, bywało że należące do różnych dywizji i korpusów. Powstawało wskutek tego daleko idące przemieszanie pododdziałów, a przecież w pierwszej fazie bitwy Polacy za bardzo nie „przeszkadzali” rosyjskiej artylerii. Nie był to więc efekt nacisku przeciwnika czy jakichś nadzwyczajnych okoliczności. Gdyby chcieć do tego zastosować występujące w wielu grach zasady dowodzenia, przewidujące, że oddziały poruszają się do walki w ramach stałych struktur, to opis bitwy pod Ostrołęką jawi się w porównaniu z tym jako daleko idący chaos. Artyleria była jednak na swój sposób wyjątkowa, bo nadal był to jeszcze okres, gdzie chociaż miała swoje wyodrębnione struktury, to nie do końca traktowano ją jako samodzielny rodzaj broni.

Jak to więc jest z tymi zasięgami dowodzenia w grach i czy są one dobrym rozwiązaniem? Ten tekst poświęcony jest grze „Ostrołęka 26 maja 1831” i opiera się na przykładach z bitwy pod Ostrołęką. Mam nadzieję, że udało mi się pokazać pewne ułomności tego rozwiązania i problemy jakie się z nim wiążą, gdyby chcieć je zastosować do tej gry, i czym się kierowałem przyjmując takie, a nie inne zasady. Nie należy tego uogólniać na wszystkie gry. W przypadku innych bitew i okresów historycznych może być różnie. Dotyczy to zwłaszcza gier w skali operacyjnej, czyli takiej gdzie wielkość pola liczona jest zwykle w kilometrach, a czas etapu w godzinach bądź dniach. Tam zasięgi dowodzenia na pewno będą pasować. Przy małej skali mapy (planszy) i czasowej, moim zdaniem odległość między oddziałem a dowódcą nie ma takiego znaczenia jak to się nieraz przyjmuje w grach. Tymczasem pomysł z zasięgami dowodzenia opiera się właśnie na tej zależności, czyli zakłada, że oddział, aby być dowodzonym, musi znajdować się w pewnej odległości od dowódcy (czasami można też spotkać gradację tzn. kilka zasięgów dowodzenia o różnej efektywności) i sama ta odległość jest nieraz głównym czynnikiem decydującym o wszystkim.

W artykule wykorzystano obraz Jana Chełmińskiego „Rozpoznanie”.

Dyskusja o artykule na FORUM STRATEGIE

Autor: Raleen
Mapy: Raleen, Silver

Opublikowano 16.11.2016 r.