Kanut Wielki władcą Panskandynawii

  • Drukuj

Artykuł pochodzi z czasopisma „Dragon” nr 1/98 z 1998 roku

Król Anglii i Danii, a potem także Szwecji i Norwegii, Kanut Wielki, był najjaśniejszą gwiazdą na królewskim firmamencie wczesnośredniowiecznej Skandynawii. Już samo wyliczenie jego tytułów jednoznacznie wskazuje, jak wielkie imperium zdołał stworzyć i zachować do końca życia (wiadomo bowiem, że znacznie łatwiej jest zdobyć władzę niż ją potem utrzymać). Opracowania historyczne szczegółowo zajmowały się jego angielskimi i skandynawskimi wyprawami, traktując je jako niekończące się pasmo zwycięstw, przerywanych jedynie okresami odpoczynku w rodzinnej Danii.

Jest to oczywiście obraz nie do końca prawdziwy. Kilkakrotnie zdarzało się, że władza Kanuta była zagrożona. Zawsze jednak potrafił wybrnąć z kłopotów, zwykle dzięki swym ogromnym talentom militarnym i dyplomatycznym. W tym artykule zamierzamy przedstawić jedną z owych sytuacji, zazwyczaj pomijanych przez historyków, która w konsekwencji doprowadziła do zajęcia przez Kanuta całej Skandynawii. Uwypukli nam ona strategię polityczno-militarną właściwą dla rządów Kanuta, poznamy również ciekawy i niekonwencjonalny wybieg taktyczny, zastosowany podczas walki. Ten jeden moment z życia Kanuta mógłby, i powinien, stać się podręcznikowym przykładem, jak ma się zachować władca w sytuacji podbramkowej.

Wypada zacząć od przedstawienia trzech głównych postaci dramatu: Kanuta Wielkiego, Olafa Świętego – króla Norwegii i Anunda Jakoba – króla Szwecji.

Kanut był jednym z synów wielkiego władcy Dunów, Swena Widłobrodego, i księżniczki polskiej, Świętosławy Dumnej, zwanej w Skandynawii Sygrydą. Już jako młody chłopak brał udział w wyprawach ojca na Anglię, które w efekcie doprowadziły do podbicia tego kraju przez Dunów. Po śmierci ojca został w Anglii i w 1016 roku założył na skronie jej koronę. Dwa lata później osiadł też na tronie duńskim, który zwolnił się po śmierci jego brata, Haralda. Mimo duńskich korzeni, Kanut przez całe życie uważał się przede wszystkim za władcę angielskiego, Danię traktując jako źródło chciwych walki i łupów wojowników. Nie znaczy to jednak, że zaniedbywał jej interesy. Co jakiś czas przybywał, by poukładać tamtejsze sprawy, po czym wracał na Zachód. Zabronił swym duńskim poddanym podejmowania na własną rękę łupieżczych wypraw do Anglii, która przecież była jego ukochanym królestwem. W ogóle Kanuta uznaje się za prawdziwego dobroczyńcę Wyspy – umocnił jej prawa, armię, był szczodrym darczyńcą Kościoła. W interesującym nas roku 1025 znów przybył do Danii, by wspomóc swych północnonorweskich sojuszników w oporze przeciw prawowitemu władcy Norwegii, Olafowi.

Ów Olaf też należy do najbarwniejszych postaci skandynawskiego średniowiecza. Był synem króla Norwegii, Haralda Szary Płaszcz, przedstawiciela najstarszej z dynastii południowonorweskich, która w końcu IX wieku zjednoczyła kraj. Jej odwiecznymi wrogami byli jarlowie z północy (tzw. dynastia z Lade). To właśnie jeden z jej członków, Haakon, zbuntował się przeciw Haraldowi i przy pomocy duńskiej floty w 970 roku przejął władzę. Młody Olaf musiał opuścić kraj, po czym następne lata spędził na burzliwych wyprawach wikińskich na Rusi i w Zachodniej Europie. W końcu przy pomocy zewnętrznej w 1015 roku powrócił do kraju i obalił współrządzących dwóch synów Haakona z Lade. Zatem Norwegia znów znalazła się w rękach prawowitego władcy. Olaf, jak i inni przedstawiciele jego dynastii, należał do gorliwych chrześcijan i postanowił na siłę wprowadzić tę religię jako obowiązującą w całym państwie (jarlowie z Lade, też zwyczajowo, z pokolenia na pokolenie popierali dawne wierzenia pogańskie). Olaf wszelkimi możliwymi sposobami wdrażał chrześcijaństwo (na porządku dziennym były tortury i egzekucje opozycjonistów), nic więc dziwnego, że przyzwyczajonym do swobody wyznaniowej poddanym stan ten się nie spodobał. Około 1020 roku na północy kraju znów do głosu doszli miejscowi pogańscy książęta – jarl Haakon (wnuk wspomnianego już Haakona) najprawdopodobniej już wtedy oderwał swe dziedzictwo od państwa Olafa i zaczął szukać sprzymierzeńca – i znów zwyczajowo popatrzył na południe, ku Danii. Do roku 1025 utrzymywał się ten stan rzeczy – Olaf rządził w południowej części kraju, Haakon w północnej.

Wreszcie ostatni bohater, Anund Jakob. Spośród tej trójki Anund był niewątpliwie najsłabszym i najmniej uzdolnionym władcą. Wstąpił na tron w 1022 roku, po śmierci ojca, Olafa Nakładającego Podatki (który, nota bene, umarł na skutek ran zadanych mu przez słowiańskich piratów). Niespecjalnie wychodziły mu rządy nad dopiero niedawno zjednoczonym krajem. Aby odwrócić uwagę możnych od sporów wewnętrznych, skierował ich chęć walki przeciw zachodniemu sąsiadowi – Norwegii. Spór szedł o wielki teren nadgraniczny, zwany Jamtlandem. Wojna nie przyniosła żadnej ze stron spodziewanych efektów, toteż zmęczeni nią Olaf Święty i Anund postanowili się pojednać. Ku tej decyzji przywiodła ich także postawa Kanuta Wielkiego, który wysuwał roszczenia do władzy zarówno nad Norwegią, jak i Szwecją. Musieli zatem wspólnie mu się przeciwstawić.

Teraz parę słów o powodach żądań Kanuta. Można od razu pominąć twierdzenia wielu historyków, że Kanut nigdy nie był syty władzy i dlatego chciał podbić całą Skandynawię. Wiadomym przecież jest, że każdy król dąży do rozszerzenia swych wpływów, zaś jeśli jest mądry i silny, po prostu wykorzysta każdą nadarzającą się ku temu okazję. Co do kwestii norweskiej: sam Haakon z Lade poprosił przecież Kanuta o pomoc przeciw Olafowi. Co więcej, Kanut miał nawet podstawy historyczno-prawne do dopominania się o norweskie dziedzictwo. Otóż przed pięćdziesięciu laty, gdy Haakon zrzucał z tronu Haralda Szary Płaszcz, jednocześnie oddał się pod protektorat duński i przez co najmniej kilka lat uznawał się za poddanego władcy duńskiego. Kanut zatem miał prawo żądać takich samych warunków od Haakona Młodszego w zamian za udzielenie mu w przyszłości pomocy. Z drugiej strony Kanut obawiał się, że Olaf Święty, ten wieczny awanturnik, któremu śniła się władza nad całą Skandynawią, nie poprzestanie na zlikwidowaniu buntu Haakona, że pójdzie potem po Szwecję, a może nawet i Danię. Do tego zaś nie można było dopuścić.

Natomiast w przypadku Szwecji nieporadny Anund niemalże sam prosił się o zdetronizowanie. Wystarczyło tylko wykorzystać walki wewnętrzne możnowładców szwedzkich, by posłać statek Anunda na dno. Dodatkowo zaś Kanut posiadał pewne prawa dynastyczne, które umożliwiały mu sięgnięcie po tron szwedzki. Otóż matka Kanuta, Świętosława, we wczesnej młodości była żoną króla szwedzkiego, Eryka Zwycięskiego, któremu urodziła Olafa Nakładającego Podatki (ojca Anunda). Dopiero potem została małżonką Swena Widłobrodego, ojca Kanuta. Zatem, mimo podobnego wieku, Kanut był swego rodzaju wujem Anunda, zaś według odwiecznych praw germańskich wuj w przypadku śmierci ojca mógł zostać prawnym opiekunem swego krewniaka. Wszystko to wygląda dosyć skomplikowanie, ale, jak wiadomo, w polityce sięga się po każdy kruczek prawny, byle tylko dopiąć swego. Polityk tej miary co Kanut potrafił wykorzystać wszelaką sposobność, by osiągnąć zamierzoną korzyść. W tym momencie ani Olaf, ani Anund nie zdawali sobie sprawy, że ich akcje gwałtownie idą w dół, a tak naprawdę, obaj stali już na straconych pozycjach. Przeczuwając nadciągającą burzę, postanowili się zatem pogodzić i wspólnie wystąpić przeciw Kanutowi.

Nadeszła zima roku 1025. Zima to w Skandynawii czas, kiedy zamierał ruch morski, burze i kra uniemożliwiały transport wodny, wtedy też odbywało się największe święto skandynawskie, pogański Jul, który przetrwał do czasów chrześcijańskich i połączył się z obchodami Bożego Narodzenia. Okres Julu był zwyczajowym czasem spotkań na najwyższym szczeblu, nikomu się wtedy nie spieszyło, a przy świątecznym stole, dzień po dniu, załatwiano sprawy wagi państwowej. Tak było i tym razem. Olaf i Anund postanowili spotkać się w miejscu uświęconym panskandynawskimi zjazdami władców – w mieście Konungaheli, leżącym na pograniczu norwesko-duńsko-szwedzkim. Już sam fakt niezaproszenia trzeciego z wielkich, Kanuta, był sam w sobie wypowiedzeniem wojny. Oczywiście wieść o królewskim zjeździe natychmiast dotarła do władcy Danii i musiała go... ucieszyć. Oto przecież nie będzie już występował z pozycji agresora, jego królewscy bracia sami postanowili pokazać, kto jest z kim i przeciw komu.

Olaf i Anund uroczyście zawarli pokój, kończąc spór o Jamtland, a jednocześnie stworzyli antyduńskie przymierze. Karty zostały odkryte. Obaj władcy ogłosili pospolite ruszenie, armie miały zebrać się w Konungaheli wraz z nastaniem wiosny następnego roku. Stamtąd miano ruszyć na południe.

Jak z tego widać, Olaf i Anund na własną prośbę stracili efekt zaskoczenia, afiszując się z zamiarem rozbicia Kanuta. Nic więc dziwnego, że wiosną nie tylko ich wojska były gotowe. Także flota Kanuta czekała uszykowana w dwóch miejscach zbornych. Rdzeniem armii dowodził sam król, obserwując rozwój wypadków ze stolicy, Roskilde na Zelandii. Resztą wojsk dowodził mąż jego siostry, jarl Ulf ze Skanii (ojciec przyszłego króla Danii, Swena Ulfssona). W końcu doczekali się. Armada norwesko-szwedzka opuściła Konungahelę.

Trzeba przyznać Olafowi i Anundowi, że całkiem nieźle przemyśleli plan ataku. Zamiast ruszyć ku centrum państwa duńskiego, postanowili wylądować w północnej części Półwyspu Jutlandzkiego i tam zastawić pułapkę. Tak też uczynili. Opanowali tereny wokół miasta Aarhus, po czym podzielili swe wojska. Flota Olafa miała skryć się nieco na północ od Aarhus, zaś spieszone oddziały Anunda zajęły pozycję na brzegach rzeki Helgaa. Koalicjanci liczyli, że Kanut, widząc obce wojska plądrujące okolice Aarhus, wpłynie na rzekę, gdzie miała czekać na niego przykra niespodzianka (jaka – o tym później), potem zaś ze zdziesiątkowanym wojskiem pocznie uciekać na morze. Wtedy miał uderzyć ukryty Olaf. Plan niegłupi, z dużymi szansami na powodzenie, szczególnie zaś, że Kanut nie wyczuł zagrożenia i wpadł w pułapkę.

Kanut na wodach cieśnin duńskich połączył się ze statkami Ulfa skańskiego, po czym, mając już dość czekania, postanowił sam poszukać napastników. Dostał wieści, że wylądowali na Jutlandii, więc właśnie tam skierował okręty.

W tym czasie ludzie Anunda gorączkowo pracowali. Chwycili topory i zabrali się za karczowanie tych nędznych resztek lasów, jakie zostały jeszcze na Jutlandii. Oczywiście nie robili tego z miłości do ciesiołki – z bali zamierzali zbudować tamę na rzece Helgaa. Tama owa miała powstrzymać część wód rzeki i w efekcie utworzyć małe jezioro zaporowe. Małe, ale jak najbardziej wystarczające dla celów koalicjantów.

Kanut wprowadził część swej floty na rzekę i ruszył na pomoc Aarhus. Na to właśnie liczył Anund, niestety, pospieszył się z wypełnieniem dalszej części planu. Gdy tylko dowiedział się o zbliżaniu Kanuta, rozkazał rozrąbać tamę. Ogromne ilości uwolnionej wody pomknęły ku morzu, zmiatając na swej drodze każdą przeszkodę. Podobny los podzieliłaby armia Kanuta, ale okazało się, że tylko jej niewielka część zdążyła dostać się na rzekę. W efekcie Dunowie stracili jedynie kilka statków, także Kanut wyszedł cało z opresji. Pułapka nie przyniosła spodziewanego efektu, za co winić można tylko Anunda. Władca ten zamiast teraz posłać swych ludzi na statki i wspomóc Olafa, popełnił następny błąd. Właściwie nawet trudno owo posunięcie nazwać błędem – była to po prostu haniebna ucieczka. Zebrał wojsko, cichcem umknął i pożeglował do ojczyzny, zostawiając sprzymierzeńca sam na sam z Kanutem i Ulfem. Uczynkiem tym uratował wprawdzie swą skórę, lecz ostatecznie pogrążył siebie jako polityka. Nie trzeba było wiele czasu, aby nawet zaufani stronnicy odwrócili się od niego jako od tchórza.

Osamotniony Olaf przyjął walkę. Mógł wprawdzie uciekać, drogę do Norwegii miał wolną, jednak jego honor wojownika nie pozwolił na to. Szczegółów bitwy nie znamy, zakończyła się zaś przebiciem się resztek floty Olafa na południe, ku Bałtykowi. Z faktu, iż Kanut nie gonił Norwegów, może wynikać, że i Dunowie zostali nieźle wykrwawieni, a w efekcie postanowili nie przyjmować następnej bitwy. Ograniczyli się zatem do blokady cieśnin, jedynej drogi morskiej, jaką Olaf mógł się dostać do domu. Ten zaś wcale nie miał ochoty pchać się w ręce obławy, wybrał zatem drogę lądową. Dopłynął do wybrzeży Blekinge, gdzie pozostawił statki, a sam z drużyną rozpoczął wędrówkę ku Norwegii. Był to zaiste wyczyn nie lada, gdyż musiał najpierw przejść przez wrogie, duńskie obszary, potem przedrzeć się przez lesisty Smaland, obszar nominalnie zależny od Szwecji, ale faktycznie rządzony przez miejscowych dzikich wojowników. Na końcu zaś czekała go przeprawa przez kraj Gotów, tutaj jednak mógł się spodziewać lepszego przyjęcia – z jarlem Gotów, Ragnvaldem, utrzymywał od lat przyjacielskie stosunki. Jak wyglądał ów marsz, nie wiemy, wiadomo natomiast, że Olaf szczęśliwie dotarł do ojczyzny i począł zbierać nowe siły do walki.

Kanut nie spieszył się z podjęciem dalszych działań. Chyba doskonale zdawał sobie sprawę, iż czas działa na jego korzyść. Olaf, nie wiadomo nawet jak się starając, nie zdołałby zebrać poważniejszych sił – całą północ Norwegii zajmował Haakon, zaś południowa została w poważnej części ograbiona z wojowników w czasie poboru na wyprawę przeciw Danii. Natomiast Anund z dnia na dzień tracił popleczników i wystarczyło tylko poczekać, aby król Szwecji pozostał osamotniony.

Rok wystarczył w zupełności.

W 1027 roku Kanut uderzył na Szwecję i niemal bez walki ją zajął. Anund, jak zdają się świadczyć źródła, umknął w trudno dostępne rejony kraju (nie wiadomo dokładnie gdzie) i tam opierał się Kanutowi. Temu zaś chyba niespecjalnie zależało na ostatecznym pobiciu Anunda, nie widział w nim bowiem człowieka, który zdolny by był zagrozić duńskiej supremacji. I taka też była prawda. Anund Jakob utrzymał się gdzieś na kresach Szwecji i nie podejmował akcji zaczepnych. Kanut spokojnie wrócił do Danii i odtąd do swych tytułów dodawał „władca Swearów”.

Godzina klęski Olafa wybiła po dalszym roku. Wzięty w kleszcze: Kanuta od południa i Haakona od północy, z wierną sobie drużyną umknął na wschód, po czym udało mu się dotrzeć na Ruś, gdzie od lat miał przyjaciół. Pozyskał pomoc księcia Jarosława Mądrego oraz osadników skandynawskich osiadłych w półniezależnej enklawie wokół bogatego miasta Stara Ładoga. W tym czasie Haakon złożył Kanutowi hołd z Norwegii i został mianowany jej namiestnikiem. Niedługo potem utonął podczas wyprawy, zaś jego miejsce zajął jeden z synów Kanuta, Swen. Postawienie własnego syna na czele jednej z „prowincji” imperium jest rysem charakterystycznym polityki Kanuta – miał kilku potomków z różnych żon i co jakiś czas przyznawał im coraz to nowe funkcje, by nie mieli czasu zdobyć na jednym miejscu zbyt wielu zwolenników, a w rezultacie nie stali się dla ojca zbyt niebezpieczni.

W 1029 roku powrócił Olaf, wiodąc zbrojne oddziały ładoskich Skandynawów i Rusinów. Nie od razu pociągnął ku rodzinnym brzegom, wolał się jeszcze wykazać jako krzewiciel chrześcijaństwa. Dodatkowo musiał czymś przecież zapłacić najemnikom, a nie miał najmniejszego zamiaru pozwolić im na łupienie Norwegii. Wybrał więc Gotlandię, chłopsko-kupiecką republikę, niegdyś zależną od Szwecji, zaś po obaleniu Anunda – samodzielną. Wyspa owa, podobnie zresztą jak cała Szwecja, była w owym czasie jeszcze w przeważającej części pogańska, chrześcijanie stanowili niewielki procent społeczeństwa. Olaf postanowił więc siłą ochrzcić Gotlandczyków – w bitwie pod Lekarehed rozgromił ich wojska, zajął wyspę, złupił, przezimował na niej i następnego roku zmusił mieszkańców do grupowego chrztu.

Dumny z tego uczynku postanowił iść za ciosem i schrystianizować Szwecję. Wylądował pod Sigtuną, stolicą Szwecji, radośnie witany przez przeciwników zarówno Kanuta, jak też Anunda. Niezbyt długo jednak trwała zabawa – Szwedzi wkrótce mieli dość brutalnego nawracania pogan i samowoli olafowych najemników. Wygnali więc Norwega, który postanowił wreszcie wracać do ojczyzny.

Zdążył tam dotrzeć jeszcze tego samego lata (1030 roku), nie został jednak powitany zbyt przychylnie. Wciąż pamiętano jego dążenia zjednoczeniowe i uszczuplanie władzy regionalnych jarlów. W źródłach ruch powstańczy przeciw Olafowi nazywa się „chłopskim”, ale jest to określenie nieprawdziwe – był to zryw wszystkich ludzi nie zamierzających rezygnować z dawnych swobód, które, jak na razie, gwarantowali im panujący Dunowie. W bitwie pod Stiklestad wojsko Olafa zostało pokonane, zaś sam „król bez ziemi” poległ od nieprzyjacielskiego topora. Kanut nawet nie musiał się pojawiać, by pozbyć się swego najgroźniejszego wroga, uczynili to za niego sami Norwegowie – nieźle musiał się uśmiać z takiego obrotu spraw.

Ostatnie pięć lat życia Kanuta upłynęło bez większych walk politycznych. Waleczny król mógł się wreszcie nacieszyć ogromnymi zdobyczami. Umarł w Anglii i tam też został pochowany. Natychmiast po tym usamodzielniły się Szwecja i Norwegia, zaś w Danii i Anglii tylko przez siedem lat panowali potomkowie Kanuta. Potem przejęli po nich władzę królowie z zupełnie innych dynastii.

Niestety, dla omawianych przez nas wydarzeń nie ma szczegółowych źródeł, które podałyby nam liczebność floty czy stan ilościowy armii Kanuta, Olafa i Anunda. Dla owych czasów można jedynie brać pod uwagę dane komparatystyczne. Otóż pod koniec X wieku Swen Widłobrody poprowadził na Anglię flotę około stu okrętów. Zaś w pięć lat po śmierci Kanuta jego syn, Hardekanut, opanował Anglię mając 60 statków. W obu przypadkach chodzi najprawdopodobniej o duże jednostki, drakkary, mogące pomieścić od pięćdziesięciu do stu ludzi. Zatem jakimi wojskami mógł dysponować Kanut w roku 1025? Trzeba pamiętać, że gros jego oddziałów stacjonowało w Anglii, zaś przy sobie miał jedynie drużynę przyboczną. Z drugiej jednak strony w Danii pozostawało dość wojowników, by ochronić kraj przed obcym najazdem. I chyba nie będzie przesady w stwierdzeniu, że Kanut dysponował co najmniej pięćdziesięcioma statkami (dużymi), do tej liczby dojść jeszcze może pewna ilość małych okrętów i łodzi. Zapewne należy też dodać prywatne drużyny Ulfa ze Skanii i pomniejszych możnowładców.

Święty Olaf raczej nie zdołał zebrać tak samo dużej armii. Należy bowiem pamiętać, że nie posiadał kontroli nad całą północną Norwegią, musiał też zostawić garnizony mające za zadanie trzymać w szachu Haakona z Lade. Najmniejszą flotą najpewniej dysponował Anund – ze względu na opozycję wewnętrzną mógł zebrać jedynie wojska swych nielicznych popleczników, do tego zapewne dochodziła pewna ilość najemników. Tak więc należy przyjąć, że armia koalicjantów co najwyżej dorównywała siłą oddziałom Kanuta, a najprawdopodobniej była od niej słabsza.

Z ogólnych (i dość niepewnych) wyliczeń wynikałoby, że Kanut stał na czele około 5-6 tysięcy ludzi, koalicjanci zaś mogli dysponować mniejszą lub podobną silą. Nie byłaby to więc największa batalia północnej Europy w XI wieku. Jednak trudno nie docenić jej konsekwencji – zjednoczenia prawie całej Skandynawii (do idei panskandynawskiej nawiązywać będą nawet w dalekiej przyszłości wszyscy co ambitniejsi miejscowi władcy).

Mimo że o samych działaniach wojennych wiemy niewiele, rozpościera się przed nami ciekawy obraz układów politycznych i ich zmian w Skandynawii. System przymierzy, delikatna gra dyplomatyczna, powoływanie się na dawno przebrzmiałe powiązania dynastyczne, wyciąganie kwestii religijnych jako argumentów przetargowych – wszystko to wskazuje jak wysoko rozwinięta była, już w tamtych czasach, gra polityczna. Jest to też przykład, że długofalowa strategia polityczna często okazuje się ważniejsza od wyników starć militarnych. Można to porównać do oceny taktyki bokserskiej, wypowiedzianej niegdyś przez znakomitego polskiego zawodnika, a potem trenera, „papę” Stamma: „w boksie najważniejsza jest głowa, dopiero potem siła”.

Niespodziewanie jednak „moralnym” zwycięzcą okazał się Olaf z Norwegii. Dziś mało kto wie, kim był Kanut Wielki, natomiast Olaf, ze względu na to, że zamęczył setki ludzi w imię nowej wiary, został niedługo po śmierci kanonizowany, zaś do dziś pozostaje patronem całej Skandynawii. Jego imię zna każde norweskie dziecko.

Dyskusja o artykule na FORUM STRATEGIE

Autor: Artur Szrejter
Mapa: Silver

Opublikowano 19.03.2013 r.

Poprawiony: środa, 20 marca 2013 21:44