Ataki gazowe w bitwie pozycyjnej 9. Armii Niemieckiej nad Rawką i Bzurą 1914-1915

  • Drukuj

Informacje o książce
Autor: Stanisław Kaliński
Wydawca: „Fort” Tomasz Idzikowski
Rok wydania: 2010
Stron: 189
Wymiary: 23,3 x 16,5 x 0,9 cm
Oprawa: miękka
ISBN: 978-83-61832-02-7

Recenzja
Tematyka I wojny św. nie jest w Polsce tak popularna jak ta dotycząca kolejnego światowego konfliktu – takie stwierdzenie powtarza się ostatnio w co drugiej recenzji polskiej publikacji dotyczącej Wielkiej Wojny. Po czym z wielką radością recenzent odnotowuje pojawienie się na rynku wydawniczym czegoś nowego, zwłaszcza w obecnych, kryzysowych, trudnych dla tej branży czasach. Nie będę więc tutaj oryginalny – choćby ze wspomnianych wyżej względów należy się cieszyć z ukazania się pracy p. Stanisława Kalińskiego pt. Ataki gazowe w bitwie pozycyjnej 9. Armii Niemieckiej nad Rawką i Bzurą 1914-1915. Temat użycia po raz pierwszy broni chemicznej na froncie wschodnim sam w sobie wydaje się ciekawy, dotyczy też walk na ziemiach polskich, co sprawia, że może nam być bliski.

Książka ułożona została chronologicznie, z rozdziałem poświęconym początkom broni gazowej i jej ojcu – Fritzowi Haberowi jako swego rodzaju wstępem. Obok rozdziału V, przedstawiającego zasadniczą część bitwy, kiedy to miały miejsce falowe ataki gazowe, jest to w mojej ocenie najciekawsza jej część. Autor przedstawił karierę naukową prof. Habera, badacza żydowskiego pochodzenia, którego wraz z rozpoczęciem wojny światowej ogarnął patriotyczny zapał, i który ulegając „czarowi” armii dał się wciągnąć w tryby kaiserowsiej machiny wojennej. Jak można odnieść wrażenie, m.in. z przytaczanych przez autora opinii, okoliczności wojenne sprawiły, że Haber mógł zrealizować swoje marzenie zostania oficerem i odegrania istotnej roli militarnej jako naukowiec. Ciekawa jest również lista jego współpracowników, zawierająca wiele nazwisk laureatów nagrody Nobla, często z późniejszego, międzywojennego okresu, wielu podobnie jak on żydowskiego pochodzenia. Wśród stworzonych przez nich substancji był m.in. cyklon A, służący do zabijania owadów, oraz cyklon B, później wykorzystywany w komorach gazowych, gdzie jak na ironię niektórzy ze współpracowników Habera mieli w przyszłości trafić. Poza przedstawieniem postaci niemieckich naukowców i prowadzonych przez nich badań rozdział pierwszy omawia także organizację jednostek pionierów, które miały przygotowywać ataki gazowe, oraz pierwsze takie ataki pod Ypres, co daje dobry materiał do porównań z frontem wschodnim.

Począwszy od rozdziału II do rozdziału VI przedstawiono przebieg bitwy nad Rawką i Bzurą od grudnia 1914 roku do sierpnia 1915. Tak naprawdę spora część bitwy nie ma nic wspólnego z atakami gazowymi. Za takie można bowiem uznać wystrzeliwanie pocisków chemicznych napełnionych substancjami drażniącymi (bromek ksylitu) i późniejsze tzw. ataki falowe. Przedstawiono natomiast bitwę pod Łodzią i późniejszy odwrót wojsk niemieckich na linię Rawki i Bzury. Rozdział trzeci omawia z kolei największe niemieckie natarcie na tym odcinku frontu, przeprowadzone 31 stycznia 1915 roku, kiedy to użyto wspomnianych pocisków z bromkiem ksylitu. Mimo ogromu zaangażowanych sił, w tym potężnego wsparcia artyleryjskiego, Niemcom nie udało się przełamać frontu i podejść pod Warszawę. Poniesione dotkliwe straty, jak również ogólne wyczerpanie strony rosyjskiej sprawiły, że front zamarł i dalsza bitwa miała charakter pozycyjny (taki charakter w zasadzie przybrała już wcześniej – zimą 1914/1915).

Omówione w rozdziale V falowe ataki gazowe były jakościowo czymś innym niż wystrzeliwanie pocisków chemicznych. Ni mniej, ni więcej tylko powtórzeniem na froncie wschodnim tego co wykonano pod Ypres. Polegały one na wypuszczaniu gazu z zestawionych w baterie butli, który następnie uformowawszy chmurę przemieszczany był przez wiatr w kierunku okopów wroga, by tam wytruć jego żołnierzy. Zaraz po tym następowało natarcie piechoty, które miało wykorzystać efekt ataku gazowego. Pod Bolimowem (hasłowo to z tą właśnie miejscowością na ogół wiązane są przedstawiane tutaj wydarzenia) przeprowadzono trzy takie ataki gazowe, w dniach: 31 maja, 12 czerwca i 6 lipca 1915 roku. Ataki miały różną skuteczność, przy czym w oparciu o to co jest w książce wydaje się, że największą atak drugi. Niemcy zetknęli się przy tym z różnymi problemami, zaś gaz okazał się bronią nie tak skuteczną jak sądzono, a niekiedy wręcz obosieczną, przyczyniając się także do strat wśród własnych wojsk. Mimo znacznych ofiar po stronie rosyjskiej (jeśli wierzyć źródłom, na które powołał się autor, niektóre bataliony rosyjskie na pierwszej linii zostały w większej części zagazowane), użycie broni chemicznej nie przyniosło jednak decydującego efektu militarnego w postaci przełamania rosyjskich pozycji nad Rawką i Bzurą. Rosjanie opuścili je sami pod wpływem udanej ofensywy niemieckiej na północ i na południe od pola bitwy, gdy ich oddziałom zajmującym centralną Polskę zaczęło zagrażać okrążenie. Tą końcową fazę bitwy nad Rawką i Bzurą, czyli wycofanie Rosjan, w tym oddanie Warszawy, zawarto w rozdziale VI.

Książkę zamykają aneksy – pierwszy to opis różnych rodzajów gazów bojowych, z podziałem na duszące, parzące oraz łzawiące i drażniące, następnie mamy środki obrony przeciwgazowej i miotacze min gazowych, w tym moździerz Stokes’a, a także tabelkę z oznaczeniami niemieckiej amunicji chemicznej. Za drugi aneks (chociaż nie jest to w książce oznaczone) uznać można różnego rodzaju dane ułożone w schematy i tabelki: schemat przedstawiający prawdopodobną strukturę 36 Pułku Pionierów, kalendarium wydarzeń, a także tabelkę przedstawiającą strukturę organizacyjną 9 Armii Niemieckiej i jej zmiany w trakcie bitwy nad Rawką i Bzurą. Wydaje się, że zwłaszcza ta ostatnia może być cenna. Wreszcie na samym końcu zamieszczono streszczenie książki w języku angielskim (summary), dodać można, że opisy pod zdjęciami, mapkami i schematami również są dwujęzyczne.

Mimo wydawałoby się sporej objętości, książka charakteryzuje się tym, że zawiera bardzo dużą liczbę zdjęć, w większości niepublikowanych, oraz map, zarówno z epoki, jak i opracowanych przez autora, do tego niekiedy rysunków (schematów) np. ukazujących sposób montowania i użycia butli gazowych. Ilość materiału zdjęciowego i kartograficznego jest tak duża, że w przypadku niektórych rozdziałów równa się ona pod względem liczby stron części tekstowej (przy czym autor wliczył wszystkie strony ze zdjęciami i mapami do objętości książki). Przykładem może być tu rozdział IV, zawierający 8 stron tekstu, po których następuje 15 stron zdjęć i mapek, do tego w ramach tekstu mamy jeszcze dwie dalsze mapki. Jednak nie we wszystkich rozdziałach te proporcje kształtują się tak jak w wyżej wspomnianym. Niewątpliwie książka realizuje często stawiany przez miłośników militariów postulat, by opisowi walk, zwłaszcza gdy są to opisy szczegółowe, obficie operujące nazwami i numeracją jednostek oraz nazwami miejscowości, towarzyszyły mapki ukazujące ugrupowanie wojsk w terenie i pozwalające dzięki temu lepiej orientować się w przebiegu bitwy. Natomiast jeśli chodzi o samą objętość części tekstowej, w związku z tym, że mapek i zdjęć jest dużo (a na końcu mamy jeszcze tabele i różne wykazy), w rzeczywistości nie jest ona zbyt długa.

Za drugą poważną zaletę można uznać daleko idące oparcie się autora na dziennikach i historiach pułkowych niemieckich jednostek biorących udział w bitwie oraz relacjach żołnierzy. Dzięki temu książka zawiera całkiem sporo szczegółów dot. przebiegu wojny pozycyjnej, zaczerpniętych z bezpośredniego źródła. Dobrym uzupełnieniem własnych wywodów są udanie dobrane cytaty. Poza samymi atakami gazowymi bardzo ciekawie opisano np. walkę minerską, w której prym na tym odcinku wiedli Rosjanie. Ich saperzy niejednokrotnie boleśnie dali się we znaki niemieckim oddziałom pierwszej linii. Szczególnie udane było podkopanie się Rosjan 1 kwietnia 1915 roku (cóż za prima aprilis!) pod pozycje 21 Rezerwowego Batalionu Strzelców w okolicach Mogił. W wyniku wybuchu podłożonej pod ich pozycjami miny powstał 30-metrowej średnicy krater o głębokości 8 metrów, a 29 niemieckich strzelców zostało zasypanych.

Książka posiada jednak i słabe punkty. Jako pierwszy wskazałbym jednostronność w ukazaniu bitwy, tzn. po pierwsze autor oparł się niemal wyłącznie na źródłach niemieckich, po drugie, strona rosyjska często jest anonimowa. Odnośnie składu bibliografii, wyjątków od wspomnianej przeze mnie zasady nie znajdziemy wiele. Dominują prace niemieckie bądź polskie z okresu międzywojennego, często będące tłumaczeniami niemieckich. Nie potrafię ocenić czy i na ile istnieje literatura i źródła ze strony rosyjskiej na omawiany temat i na ile są one dostępne. Druga okoliczność, stanowiąca w większości efekt pierwszej, jest dla mnie istotniejsza. Strona rosyjska w książce jest w zasadzie anonimowa. Gdy czytamy opisy walk po stronie niemieckiej, mamy dokładnie ukazane jaka jednostka gdzie walczyła, jakie wykonywała manewry, jakie poniosła straty itd. Jeśli chodzi o drugą stronę, często nie orientujemy się nawet z jaką dywizją rosyjską walczą Niemcy. Na mapkach po stronie rosyjskiej zdarzają się co najwyżej anonimowe strzałki ukazujące skąd były wyprowadzane rosyjskie ataki, ale nie dowiemy się nawet w przybliżeniu jakie jednostki je wykonywały. Podobnie w przypadku zdjęć, np. mamy w książce na s. 88 i 102 trzy zdjęcia 118 Szujskiego Pułku Piechoty, ale z tekstu nie dowiemy się gdzie (z którymi jednostkami niemieckimi) ten pułk walczył. Jeśli chodzi o ukazanie bitwy, książka jest więc do pewnego stopnia jednostronna. Na szczęście w odniesieniu do trzech tytułowych ataków, autor uznał, że należy jednak przedstawić jakieś informacje od drugiej strony konfliktu (być może przez prosty fakt, że Niemcy po prostu nie mieli dokładnych danych dot. strat zaatakowanych gazem jednostek rosyjskich). W związku z tym pojawiają się tu w tekście bodaj pierwsze informacje o konkretnych jednostkach rosyjskich na poziomie pułków, a niekiedy batalionów. Niby tytuł książki brzmi „Ataki gazowe w bitwie pozycyjnej 9. Armii Niemieckiej…”, co może przemawiać za słusznością ukazania w większym zakresie strony niemieckiej, ale wydaje mi się, że taka jednostronność jest jednak zbyt daleko idąca.

Jeśli chodzi o inne wady i słabości, zdarza się autorowi błędna terminologia. I tak na s. 9 pojawia się następujący zapis: „Major (Rittmeister) (rotmistrz) Karl von Zingler” – oczywiście rotmistrz to odpowiednik stopnia kapitana, a nie majora, mogę się jedynie domyślać, że autorowi chodziło o to, że oficer ten wcześniej był rotmistrzem, służąc w kawalerii, a potem przejście do pionierów wraz z awansem spowodowało zmianę stopnia, co w sposób niezbyt udolny i w skróconej formie starał się autor wyrazić i przez to wyszedł taki potworek. Pozostając w temacie stopni wojskowych, na s. 87 mamy „Fähnricha” przetłumaczonego jako „kandydata na oficera”; wydaje się po prostu, że należałoby go przetłumaczyć jako „chorążego” (die Fahne to po niemiecku: chorągiew, sztandar, flaga). Z kolei na s. 80 „Iwan der Schreckliche” przetłumaczony został jako „Iwan Straszny”; wydaje się, że bardziej by tu pasowało „Iwan Groźny”, przez nawiązanie do znanego cara rosyjskiego. Dalej, na s. 121 czytamy, że rosyjski 220 Pułk Piechoty stracił „sześciu dowódców”; z kontekstu wydaje się, że chodziło o „oficerów”, każdy pułk co do zasady ma jednego dowódcę. To samo dotyczy wspomnianego tam rosyjskiego 218 Pułku Piechoty, który miał utracić „jednego dowódcę”. Na s. 21 mamy problem z datacją: „Dnia 2 listopada 1915 Mackensen przejmuje dowodzenie nad 9. Armią Niemiecką, natomiast Paul von Hindenburg zostaje dzień wcześniej głównodowodzącym frontu wschodniego.”; oczywiście chodziło o 1914, a nie 1915 rok. Nie bardzo znaleźć można też w literaturze pojęcie „Operacji Małych Kleszczy” w odniesieniu do niemieckiej ofensywy z 1915 roku.

Podobnie bałagan panuje w bibliografii, która niby została ułożona alfabetycznie, ale raz jako podstawę umieszczenia na konkretnym miejscu brane jest nazwisko autora, innym razem tytuł dzieła, a jeszcze kiedy indziej tytuł serii. W związku z tym ciężko w niej cokolwiek wyszukać. Przyznam, że w przypisy nie miałem już siły się wgłębiać. Zastanawia również umieszczenie stron internetowych rosyjskich, z których autor czerpał informacje na temat strat rosyjskich pułków zaatakowanych gazem (to te jedne z nielicznych informacji nt. strony rosyjskiej, w drodze wyjątku od ogólnej zasady anonimowego potraktowania Rosjan) jako „źródeł pomocniczych”, a są to jedne z ważniejszych dla całej publikacji danych.

Wreszcie na koniec, jeśli chodzi o tekst, chętnie poczytałbym trochę więcej o samych atakach gazowych, tymczasem w rozdziale VI autor raczy nas dość obszernymi (na tle całej, niezbyt obszernej publikacji) wątkami historii lokalnej Żyrardowa, Skierniewic oraz okolicznych wsi i folwarków, można się domyślać, że spłacając w ten sposób dług wdzięczności wobec jednej z życzliwych mu osób, która użyczyła mu części swojej kolekcji zdjęć z tego okresu do wykorzystania w ramach recenzowanej publikacji, czy też starając się wykonać ukłon w stronę lokalnej społeczności. Oczywiście można to jakoś zrozumieć, ale patrząc od strony merytorycznej, niewątpliwie zamiast tego warto było spróbować napisać nieco więcej o tytułowych atakach gazowych, będących właściwym tematem książki.

Podsumowując, książka p. Stanisława Kalińskiego ma szereg zarówno wad, jak i zalet. Wśród tych pierwszych widziałbym przede wszystkim pewną jednostronność ukazania bitwy. Bałagan w kwestiach terminologicznych i w bibliografii przeszkadzać może przede wszystkim osobom głębiej interesującym się tą tematyką. Z drugiej strony, wydaje się, że w znacznej mierze do takich właśnie osób ta książka jest adresowana, mimo pewnej prostoty i sugestywności, co zdawałoby się przemawiać za wnioskiem przeciwnym. Największymi zaletami są: duża ilość materiałów zdjęciowych i kartograficznych, dalej niż zazwyczaj idące ilustrowanie działań mapkami oraz dobre ukazanie wielu szczegółów wojny okopowej, nie tylko związanych z atakami gazowymi, w oparciu o niemieckie dzienniki (czy szerzej: historie) pułkowe. Książkę czytało mi się dobrze. Sądzę, że z uwagi na pewną unikatowość tematu i jego ujęcia jest warta polecenia.

Autor: Raleen

Opublikowano 10.01.2012 r.

Poprawiony: wtorek, 10 stycznia 2012 18:52