Taktyka formacji pikiniersko-muszkieterskich w okresie 1590-1660

  • Drukuj

Informacje o książce
Autor: Keith Roberts
Tłumaczenie: Paweł Szadkowski
Wydawca: Napoleon V
Seria: Elite
Rok wydania: 2016
Stron: 70
Wymiary: 24,8 x 18,5 x 0,6 cm
Oprawa: miękka
ISBN: 978-83-65495-38-9

Recenzja
Seria polskich Osprey’ów, prężnie rozwijająca się od kilku lat w wydawnictwie Napoleon V, dostała ostatnio zadyszki i na chwilę obecną nie wygląda na to by miała się z niej podźwignąć. Narzekałem kiedyś, gdy przestano wydawać w niej pozycje poświęcone epoce napoleońskiej. Obecnie rzecz dotyczy wszystkich epok. Na rynku dominują wyprzedaże starych numerów, ku uciesze czytelników rzecz jasna. Śledziliśmy losy serii niemal od początku. Tym razem postanowiłem sięgnąć do pierwszego tomu, pochodzącego jeszcze z 2016 r. Jako ciekawostkę wspomnę, że nie podano w nim roku polskiego wydania, co skutecznie zmyliło większość księgarni internetowych, do dziś wskazujących datę wydania angielskiego. Książka, jak wynika z tytułu, poświęcona jest taktyce pikiniersko-muszkieterskiej w czasach jej rozkwitu, czyli w latach 1590-1660. Jak wyglądało współdziałanie na polu bitwy pikinierów i muszkieterów oraz innych rodzajów broni, jakie szyki przyjmowały armie w tym okresie – te i inne niezwykle ciekawe zagadnienia stara się przybliżyć dzieło Keitha Robertsa.

Książkę rozpoczyna dość obszerny rozdział omawiający ogólnie zagadnienia taktyczne tego okresu. Następnie mamy ułożone chronologicznie rozdziały ukazujące rozwój sztuki wojennej i zmiany jakie zachodziły w kolejnych podokresach. Osobno omówiono armię hiszpańską i jej założenia taktyczne, reformy księcia Maurycego Orańskiego, początkowy okres wojny trzydziestoletniej oraz taktykę szwedzką zaprowadzoną przez króla Gustawa Adolfa, wreszcie niemiecki model taktyczny, pochodzący z późnego okresu wojny trzydziestoletniej, określany jako mieszany. Ten ostatni został zobrazowany przez bitwy wojny domowej w Anglii. Na pierwszy rzut oka wygląda to trochę zabawnie, choć nie jest pozbawione podstaw merytorycznych. Widocznie autorowi łatwiej było operować na publikacjach anglojęzycznych poświęconych lepiej znanemu mu konfliktowi. Niewykluczone, że znaczenie miał tu także fakt, iż oryginalna wersja książki była adresowana przede wszystkim do czytelnika z krajów anglosaskich.

W każdym z rozdziałów autor przyjrzał się zarówno taktyce na najniższym szczeblu, jak i szykom całej armii. Osobno omówiono poszczególne rodzaje broni, koncentrując się na piechocie. Najmniej miejsca poświęcono artylerii, jako że w tej epoce miała ona znaczenie głównie podczas działań oblężniczych, które nie są przedmiotem rozważań. Pokazano jak stopniowo zmniejszała się wielkość i głębokość formacji piechoty i kawalerii oraz jak zmieniał się ich skład. Ewolucję przechodziły także sposoby ugrupowania do bitwy całej armii, poczynając od najpopularniejszego początkowo szyku szachownicowego, po coraz bardziej wymyślne. Podobnie jak w przypadku formacji przybieranych przez pojedyncze oddziały, da się zaobserwować stopniowe zmniejszanie się liczby linii bojowych i głębokości ugrupowania armii. To ostatnie widoczne jest zwłaszcza u Szwedów. Nie zabrakło też uwag o uzbrojeniu, w tym o sposobach prowadzenia ognia. Jeden z podrozdziałów mówi o dowodzeniu. Kluczowe zagadnienie sprowadza się do tego, na ile głównodowodzący i wyżsi dowódcy byli w stanie oddziaływać na przebieg bitwy. Znajdziemy również fragmenty dotyczące walki wręcz i tego jakie poglądy na ten temat mieli ówcześni dowódcy i pisarze wojskowi. Inne tematy przewijające się na kartach książki to walka w trudnym terenie i wojna podjazdowa.

Punkt wyjścia rozważań stanowi recepcja wiedzy starożytnych i ich wzorców taktycznych w XVI wieku. Z drugiej strony pokazano, że ważną rolę odgrywały własne doświadczenia dowódców i w razie konfliktu z zaleceniami pochodzącymi z odległych epok to one brały górę. Należy zdać sobie sprawę nie tylko z tego, że sięgano do antyku, co dla całego okresu renesansu wydaje się naturalne, ale jak to przebiegało. Często nie do końca rozumiano dawne przekazy albo rozumiano je trochę opacznie. W każdym razie wiele pomysłów na uszykowanie wczesnonowożytnych armii wzięło się właśnie stamtąd. Różnicę stwarzało uzbrojenie, przede wszystkim zaczynająca wówczas odgrywać decydującą rolę broń palna. Jako pierwsza nowy sposób wojowania usiłowała zaprowadzić armia hiszpańska. Jednak to dowodzona przez księcia Maurycego Orańskiego armia Zjednoczonych Prowincji Niderlandów wypracowała model, który stał się wkrótce dla wszystkich głównym punktem odniesienia.

Jednym z ciekawszych zagadnień jest obrona piechoty przed kawalerią i przeformowywanie się muszkieterów tak by uzyskać ochronę pikinierów. Autor przywołuje źródła z epoki, z których wynika, że zdawano sobie sprawę z korzyści jakie może nieść ze sobą kombinowany atak piechoty i kawalerii. Przejawiało się to w dołączaniu do linii piechoty bądź umieszczaniu pomiędzy nimi niewielkich jednostek kawalerii. Opisano sposób „chowania się” muszkieterów pod osłonę pikinierów, jednak bez uważnego wczytania się nie wygląda on zbyt przejrzyście. Przyznam, że w lepszym wyobrażeniu sobie jak to się odbywało pomógł mi dopiero obraz Pietera Snayersa przedstawiający bitwę pod Kircholmem. Brakuje mi też bardziej szczegółowych opisów przegrupowań piechoty na najniższym szczeblu, mających na celu obronę przed kawalerią, zwłaszcza manewrów związanych z przechodzeniem muszkieterów przez szyk pikinierów, co jak sam autor pisze zdarzało się, szczególnie w sytuacji, gdy muszkieterów było więcej niż pikinierów, ale prawdopodobnie nie tylko wtedy. W miarę przejrzyście przedstawiono natomiast kontrmarsz i karakol.

Istotny wątek stanowią innowacje taktyczne, zwłaszcza te wprowadzone przez Szwedów w czasie wojny trzydziestoletniej (a po części niedługo przed jej wybuchem): działa regimentowe, muszkieterowie odkomenderowani do wsparcia ogniowego kawalerii, oddziały „straceńców”, taktyka kawalerii polegająca na większym wykorzystaniu walki wręcz, ogień salwowy, spłycenie formacji piechoty i szyku całej armii, zmniejszenie liczebności jednostek, ugrupowanie brygad tak by cała jednostka znajdowała się w jednej linii bojowej, a nie była podzielona między dwie bądź trzy linie, co pozwalało nią lepiej manewrować. W większości omówione zostały one przystępnie i poparte przykładami oraz cytatami ze źródeł. Można jedynie żałować, że nie napisano trochę więcej o tym, iż geneza niektórych z nich, sięga wojen polsko-szwedzkich toczonych za panowania Gustawa Adolfa. Nie mówiąc już jak ożywcza dla tematu byłaby próba pokazania choćby pokrótce którejś z bitew polsko-szwedzkich z tego okresu.

Wiele uwagi poświęcono ugrupowaniu armii do bitwy oraz szykowi i składowi oddziałów. To na tym polu dokonał największych zmian Maurycy Orański. Autor, opierając się na przykładach historycznych, pokazuje różne ustawienia armii, których istotą, zwłaszcza na początku, był szyk w szachownicę, przypominający formację rzymskich legionów. Oddziały pierwszej linii stały w odstępach. Podobnie oddziały drugiej linii, które rozstawiały się za przerwami między oddziałami pierwszej linii, by w razie potrzeby móc ruszyć do przodu i je wypełnić. Z tyłu najczęściej umieszczano jeszcze jedną linię, tworzącą odwód, choć z czasem zaczyna być ona coraz mniej liczna. W okresie wojny trzydziestoletniej powyższy sposób ugrupowania oddziałów zaczęto modyfikować. Przywoływane przez autora źródła podkreślają wielką wagę uszykowania armii do bitwy. Dotyczy to zwłaszcza wcześniejszego okresu, gdy dominowała taktyka niderlandzka. Autor zdaje się podzielać te zapatrywania. Nie negując znaczenia planowania i własnych przemyśleń dowódcy co do sposobu uformowania armii na polu bitwy, końcowa część książki prowadzi do wniosku, że nie w tym leżał sekret zwycięstwa, a szczegóły dotyczące ugrupowania armii stają się później swoistą „sztuką dla sztuki”. W ostatnim rozdziale opisano bowiem pokrótce ugrupowanie rojalistów i parlamentarzystów w trzech bitwach stoczonych przez księcia Ruperta w czasie wojny domowej w Anglii (Edgehill – 1642, Marstoon Moor – 1644 i Naseby – 1645), a także ugrupowanie rojalistów przed niedoszłą bitwą pod Donnington w 1644 r. Uczone kombinacje księcia Ruperta nie przyniosły mu zwycięstw. Niezależnie od ustawienia swojej armii (zmienianego za każdym razem) wszystkie trzy bitwy przegrał.

Ze względu na specyfikę serii nie sposób nie wspomnieć o schematach, obrazach i różnego rodzaju grafikach. Tradycyjnie, w środku książki znajdziemy kolorową 8-stronicową wkładkę. W całości została ona poświęcona ukazaniu ugrupowań armii i szyków oddziałów. Niezależnie od tego, w tekście zamieszczono wiele schematów, najczęściej przedstawiających uszykowanie zastosowane podczas historycznych bitew, przez co stanowią one same w sobie pewną wartość. W większości są przejrzyste i pozwalają lepiej zrozumieć wywody autora, choć w przypadku niektórych reprodukcji trzeba im się uważniej przyjrzeć, aby odczytać o co chodzi. Co do kolorowej wkładki, podobnie jak w przypadku całej serii Osprey’ów wydawanych przez Napoleona V, od oryginału różni się ona tym, że w wersji anglojęzycznej opisy do plansz są tuż przy nich, zwykle na sąsiednich stronach, przez co można czytać i oglądać ilustracje nie przewracając strony. Od pewnego czasu o tym wspominam, bo sądzę, że pierwotnie przyjęty układ zdecydowanie ułatwiał odbiór całości. Pozostałe, czarno-białe ilustracje są przejrzyste i nie wydają się znacząco różnić od oryginalnych.

Główna zaleta książki polega na tym, że jak na tego typu literaturę jest dość szczegółowa. Ponadto w całości koncentruje się na temacie. Rzekłbym nawet, że pod tym względem wyróżnia się na tle serii. Wśród publikacji historyczno-militarnych popełnianych przez polskich autorów, szczególnie tych adresowanych do szerszego czytelnika, nieraz bywa z tym obecnie problem. Rozpisywanie się o rzeczach luźno związanych z tematem i stosowanie różnego rodzaju „wypełniaczy” zwiększających objętość książek stało się tu i ówdzie standardem. Pod tym względem niektórzy polscy historycy mogliby się od twórców Osprey’ów wiele nauczyć. Jeśli miałbym jakieś zarzuty, to dotyczą one głównie tego, że w niektórych przypadkach dobrze byłoby postawić przysłowiową kropkę nad „i” czy też bardziej praktycznie przedstawić niektóre zagadnienia. Tym bardziej, że to właśnie ów swoisty praktycyzm jest znakiem rozpoznawczym serii. Widać, że autor woli poprzestawać na źródłach i stara się od nich ani na krok nie odchodzić, zadowalając się często kompilacją wybranych fragmentów. Brakuje mi więc trochę własnej analizy autora. Książka bardziej przedstawia taktykę oczami ówczesnych wojskowych niż stanowi jej współczesną analizę i interpretację. Można to uznać za syndrom wielu Osprey’ów, być może tutaj trochę bardziej widoczny. Uwzględniam rzecz jasna, że mamy do czynienia z publikacją popularnonaukową, o ograniczonej objętości, adresowaną głównie do czytelnika, który chce uzyskać w przystępnej formie podstawową wiedzę na omawiany w temat. Tą rolę recenzowane dzieło Keitha Robertsa wypełnia z powodzeniem.

Od strony edytorskiej książka prezentuje się średnio. Nie mam uwag do redakcji, natomiast korekta niestety pozostawia do życzenia. Zdarzają się zarówno literówki, jak i inne błędy, zwłaszcza gramatyczne. Na s. 29 brakuje opisu do ilustracji. Z kolei na s. 65 albo czegoś zapomniano, albo zamieszczono inny opis, niepasujący do tego co przedstawia schemat. O stronie graficznej wspominałem wcześniej. Zachowana została ilość i wartość merytoryczna materiału ilustracyjnego, natomiast prawdopodobnie są niewielkie straty na jakości, jednak nie tak duże jak w innych tomach. Niewątpliwie we wszystkich Osprey’ach grafika jest tym, co obok tekstu stanowi o ich wartości, i tak też jest w recenzowanym tytule.

Podsumowując, mimo pewnych zastrzeżeń, dobra książka, w ciekawy sposób przybliżająca taktykę pikiniersko-muszkieterską w okresie 1590-1660. Publikacja daje także ogólne wyobrażenie o wojskowości epoki.

Autor: Raleen

Opublikowano 08.08.2020 r.