Manewr na Pułtusk

  • Drukuj

Informacje o książce
Autor: Georges Lechartier
Tłumaczenie: Anna Haberko
Wydawca: Napoleon V
Rok wydania: 2011 (I wyd.), 2014 (II wyd.)
Stron: 324
Wymiary: 24,1 x 17 x 3,2 cm
Oprawa: twarda
ISBN: 978-83-61324-84-3

Recenzja
Pod koniec 1806 roku, po zwycięstwach odniesionych nad Prusami, Francuzi wkroczyli na ziemie polskie. Prusacy nadal się cofali, nie będąc w stanie stawić zdecydowanego oporu. Padały kolejne twierdze, poddające się niekiedy oddziałom kawalerii. Armia pruska była rozbita, ale na teatr działań wojennych nadciągał jej na pomoc sojusznik ze wschodu – Rosjanie. Francuzi oddalili się tymczasem od swoich baz zaopatrzeniowych. Rozpoczynające się zimowe zmagania miały się okazać bardzo odmienne od wojny do jakiej przywykli francuscy żołnierze i dowódcy. Głównymi czynnikami, które silnie oddziaływały na przebieg operacji, okazały się teren i pogoda.

„Manewr na Pułtusk” to książka napisana na początku XX wieku przez komendanta artylerii Georgesa Lechartiera z Wydziału Historycznego Sztabu Generalnego Armii Francuskiej. Choć jest to publikacja sprzed wieku, styl autora sprawia, że niemal zupełnie nie czuć tej różnicy czasowej. Pod względem poziomu szczegółowości, książka nie jest przeciążona informacjami, jednocześnie trudno powiedzieć, by czegoś jej brakowało. Do takiego odbioru przez czytelnika przyczynia się także klarowność wywodów autora. Pod tym względem praca Lechartiera wyraźnie się wybija na tle wielu podobnych publikacji pisanych w tamtych czasach „przez oficerów dla oficerów”, mimo że tutaj również głównym adresatem mieli być profesjonaliści, czyli wojskowi i zawodowi historycy.

Jeśli doszukiwać się w książce jakiejś myśli przewodniej, to polega ona na ukazaniu jak geniusz Napoleona radził sobie w zupełnie innych warunkach terenowych, pogodowych i politycznych niż przyszło mu walczyć dotychczas. Przede wszystkim przez większość czasu armię francuską trapiły problemy zaopatrzeniowe. Za sprawą mniejszej gęstości zaludnienia i tego, że wsie polskie były biedniejsze niż w zachodniej Europie, armia francuska nie mogła stosować, a przynajmniej nie na taką skalę, systemu rekwizycji, który niejednokrotnie pozwalał jej osiągać przewagę w decydujących momentach kampanii. Wielorakie problemy, zarówno z ruchem wojsk, ale także zaopatrzeniowe, powodowały polskie drogi, w czasach odwilży tonące w błocie i często trudno przejezdne. Szczególnie cierpiała na tym artyleria, a także wozy wszelkiego rodzaju, w tym te dowożące zaopatrzenie, co jeszcze bardziej pogłębiało problemy logistyczne armii francuskiej. Wreszcie wspomniane oddalenie od własnego kraju i baz zaopatrzenia, niepewność co do reakcji Austrii w przypadku gdyby wojna zaczęła się przedłużać – to tylko niektóre dodatkowe elementy, które w swoich kalkulacjach musiał uwzględniać Napoleon.

Wkraczając na ziemie polskie armia francuska, z początku trochę wbrew sobie, wystąpić musiała w roli wyzwoliciela. Autor dobrze pokazuje dwoistość postawy Napoleona i wyższych dowódców francuskich, biorącą się z jednej strony z wymagań wielkiej polityki i dążenia do tego by zostawić sobie pole do negocjacji z Rosją, z drugiej zaś strony z rzeczywistych chęci zaoferowania Polakom czegoś co zaspokoiłoby ich oczekiwania. Napoleon zachowywał się pragmatycznie, starając się uzyskać poparcie, a nie składając w zamian żadnych konkretnych obietnic. Autor pokazuje, że Polacy z początku nie do końca byli pewni co z tego wszystkiego wyniknie. Powstanie Księstwa Warszawskiego w 1807 roku było więc wypadkową wielu czynników. Generalnie w książce da się wyczuć dużą dozę sympatii autora wobec naszego narodu. Ówczesną Polskę widzi jednak oczami oficerów Wielkiej Armii, jako krainę biedną, zacofaną, konserwatywną. Jedyne co naprawdę podobało się francuskim oficerom w Polsce to Polki. Najlepiej oddaje to cytowane w książce stwierdzenie jednego z pamiętnikarzy, że „wszystkie Polki są francuskie”.

Wracając do manewru na Pułtusk, który w pewnym sensie uosabia całość działań przeciwko armii rosyjskiej (i wspierających ją niedobitków armii pruskiej), w pierwszej fazie pozwala on zaobserwować armię francuską w wyczekiwaniu strategicznym. Nie było dokładnie wiadomo jak daleko są Rosjanie i jak bardzo zechcą się posunąć na zachód. Napoleon mógł dysponować tylko częścią sił. Znaczna część wojsk znajdowała się jeszcze w Niemczech. Żołnierze byli wyczerpani pościgiem za Prusakami, chociaż w międzyczasie niektórym korpusom pozwolono na krótki odpoczynek, np. V Korpusowi Lannesa, gdy był w Szczecinie, III Korpus Davouta odpoczywał później w rejonie Poznania. Wkrótce okazuje się, że przeciwnik jest słabszy niż sądzono, a panowanie pruskie na ziemiach polskich istnieje jedynie teoretycznie. Impuls dalszym działaniom nadaje podjęty z własnej inicjatywy Lannesa marsz V Korpusu w głąb ziem polskich.

Kolejny etap kampanii doprowadził ostatecznie do zdobycia Warszawy i zajęcia przez armię francuską pozycji na linii Wisły. Po drodze Francuzi zatrzymali się jeszcze na pewien czas na linii Bzury. Generalnie Napoleon miał do wyboru dwie osie działań: na Toruń, by wykorzystać znajdujący się tam most na Wiśle, i na Warszawę by tutaj przekroczyć Wisłę i następnie operować na północny wschód, co jednak wiązało się będzie z koniecznością pokonania kolejnej przeszkody wodnej jaką stanowiła rzeka Narew. Autor znakomicie pokazuje wahania cesarza, który pod wpływem różnych zmieniających się okoliczności raz był już skłonny zdecydować się na wariant „północny”, to znowu wracał do wariantu „południowego”. Czytając o trudnościach, jakie napotykały poszczególne korpusy francuskie przy forsowaniu Wisły, widzimy jak poważną przeszkodę terenową ta rzeka stanowiła w zimie. W kolejnej fazie działań podobne problemy napotkają Francuzi przy przekraczaniu Narwi. Jednak nie same fakty są w tej książce najważniejsze, a ukazanie procesu podejmowania decyzji. Czytelnik może wniknąć w ten proces, zobaczyć go jakby na żywo i przy okazji zrozumieć różnego rodzaju zagrożenia i obawy, jakie towarzyszyły Napoleonowi. Tego typu głębsze wchodzenie przez autora w zamysły cesarza znajdziemy nie tylko w odniesieniu do tego fragmentu kampanii, ale tutaj jest ono najbardziej widoczne.

Autor podkreśla w końcowej części nowe zjawisko, jakie pojawiło się w tej kampanii. Pisze, że była to „wojna armii”. Chodzi o to, że zarówno strona rosyjska, jak i francuska operowała dwoma dużymi zgrupowaniami operacyjnymi, u Francuzów działającymi zupełnie niezależnie. Żeby było ciekawiej, w przypadku Francuzów z początku oba te zgrupowania miały ze sobą słabą łączność i potem w trakcie działań, w kluczowym ich momencie, całkowicie ją straciły. Każde musiało więc radzić sobie samodzielnie. Nie mając dokładnej orientacji w położeniu dowodzący północną grupą korpusów marszałek Bernadotte nie po raz pierwszy w swojej karierze zachował się biernie. Jego zgrupowanie właściwie nie wzięło udziału w głównej części operacji, przede wszystkim wskutek braku inicjatywy marszałka, przejawiającej się m.in. w tym, że nie dążył konsekwentnie do nawiązania kontaktu z drugą armią dowodzoną przez Napoleona, a także nie potrafił zrozumieć podstawowej idei, jaka tkwiła w przyjętym przez niego planie. Wskutek tego manewr, w takim kształcie jak pierwotnie przewidywał go cesarz, nie doszedł do skutku.

Jak dowodzi autor, Napoleon mógł jednak odnieść zwycięstwo, ponieważ także po stronie rosyjskiej były problemy z dowodzeniem – w tym przypadku na najwyższym szczeblu, czyli głównodowodzącego. Stary feldmarszałek Kamieński, który miał zapanować nad dwoma podległymi mu wysokimi, a nielubiącymi się generałami Bennigsenem i Buxhöwdenem, nie był w stanie ogarnąć sytuacji i bywało, że zachowywał się jak człowiek nie do końca zrównoważony. Decydujące mogło się okazać niespodziewane zarządzenie przez Kamieńskiego ofensywy na zachód, w chwili gdy armia Napoleona pojawiła się od południa, co w razie kontynuowania przez Rosjan działań ofensywnych mogło doprowadzić do wyjścia Francuzów na rosyjskie tyły i przecięcia komunikacji z zapleczem. W tym decydującym momencie wszystko pokrzyżowała pogoda. Świetne jest pokazanie na tym etapie kampanii koincydencji działań obu stron, tego w jaki sposób Napoleon dążył do rozstrzygnięcia i dlaczego jego działania nie przyniosły spodziewanych rezultatów.

Jeszcze jednym czynnikiem, który w tej kampanii funkcjonował inaczej niż w dotychczasowych wojnach toczonych przez armię napoleońską, było rozpoznanie i wspominana już wcześniej łączność (chodzi głownie o komunikację między wyższymi dowództwami). Autor pokazuje jak wielkie problemy napotykały oddziały rozpoznawcze i jak mało skuteczne było francuskie rozpoznanie. Błotniste drogi w kluczowym momencie kampanii sprawiły, że spowolniony był także przepływ meldunków i rozkazów. W takich to warunkach, gdzie sztabowi głównemu przyszło działać właściwie po omacku, możliwe było zupełnie błędne zlokalizowanie miejsca głównej koncentracji Rosjan i w konsekwencji wpadnięcie pojedynczego korpusu francuskiego na całą armię rosyjską pod Pułtuskiem.

Książka najwięcej zajmuje się poziomem operacyjnym. Autor uwzględnił w niej jednak także wpływ czynników strategicznych, a z drugiej strony dość szczegółowo opisane zostały wszystkie ważniejsze bitwy, którym poświęcono osobne rozdziały: 1) nocna bitwa pod Czarnowem (23-24.XII.1806), 2) bitwa pod Gołyminem (26.XII.1806), 3) bitwa pod Pułtuskiem (26.XII.1806). Nie brakuje także opisu szeregu pomniejszych starć. Bywa, że przeplatają się one z wywodami autora poświęconymi działaniom na szczeblu operacyjnym. Wszystkie bitwy przedstawione zostały wnikliwie. Wrażenie robi szczególnie nocna bitwa pod Czarnowem, gdzie w ciemnościach armia francuska radziła sobie nie gorzej niż w dzień. Trzeba jednak uwzględnić, że były to jednostki III Korpusu marszałka Davouta, a ich działania zostały wcześniej odpowiednio przygotowane. Równie interesujący jest opis bitwy pod Pułtuskiem. Autor potrafił odnaleźć sens w tej pozornie bezsensownej bitwie. Okazuje się, że mimo gorączki marszałek Lannes nie stracił tego dnia głowy atakując przez cały dzień przeważające siły rosyjskie. Czasami wartościowe są także wywody poświęcone drugorzędnym starciom, np. przedstawiając epizodyczne walki, jakie toczyły na północy w końcowej fazie działań oddziały Neya. Za ich pomocą udało się autorowi pokazać na czym polegała w tym okresie taktyczna przewaga piechoty francuskiej nad rosyjską.

Książka zawiera 12 map. Z punktu widzenia dzisiejszego odbiorcy nie wszystkie będą czytelne, ale na tle innych publikacji pochodzących z okresu, kiedy powstała ta książka (ukazujących się w wydawnictwie Napoleon V) wypadają bardzo dobrze. Żadnych zastrzeżeń nie mam do map taktycznych. Tutaj wybija się zwłaszcza mapa do bitwy pod Pułtuskiem, wykonana techniką kreskową, wyraźnie pokazująca ukształtowanie terenu. Rarytasem jest dla mnie reprodukcja mapy okolic Okunina i Modlina sporządzonej przez oficera inżynierii III Korpusu marszałka Davouta.

Zbliżamy się do końca recenzji i pora powiedzieć parę słów o tłumaczeniu, redakcji i stronie edytorskiej. Tutaj zacznę od tego, że niedawno ukazało się nowe wydanie książki. Różni się ono od pierwszego m.in. tytułem na okładce (po tym można je od razu rozpoznać). W pierwszym wydaniu na okładce mamy tytuł „Manewr na Pułtusk”, w drugim „Manewr na Pułtusk. Kampania jesienna w Polsce 1806 roku”. Redakcja i korekta pierwszego wydania, a miejscami także tłumaczenie, pozostawia do życzenia. Nie miałem natomiast okazji zapoznać się z drugim wydaniem, gdzie ponoć poprawiano właśnie tłumaczenie i redakcję. Sądzę, że jeśli tekstem zajął się Marcin Baranowski, powinno być dużo lepiej, więc z racji, że w sprzedaży niemal wszędzie jest już obecnie drugie wydanie książki, myślę, że nie warto nadmiernie się nad tymi błędami rozwodzić. W odniesieniu do poprzedniego wydania wspomnę tylko o jednym błędzie w tłumaczeniu, który rzuca się w oczy. Na s. 178 pada stwierdzenie, że „Talleyrand ulokował się wygodnie w hotelu Radziwiłłów”. Rzecz dotyczy okresu, gdy Francuzi wkraczali do Warszawy i poszczególni dygnitarze francuscy zajmowali na swoje rezydencje różne obiekty w mieście. Prawdopodobnie ów „hotel Radziwiłłów” to pałac Radziwiłłów, a błąd wynikł z przetłumaczenia francuskiego słowa „hôtel”, które w użytym kontekście nie ma nic wspólnego ze współczesnym hotelem, ale oznacza właśnie pałac albo budowlę tego rodzaju. Trudno, żeby Radziwiłłowie w początkach XIX wieku zajmowali się prowadzeniem hoteli i żeby minister spraw zagranicznych Cesarstwa Francuskiego rezydował w hotelu. Na plus jeśli chodzi o stronę edytorską należy natomiast zaliczyć okładkę – w tym przypadku dobór tytułowego obrazu okazał się ze wszech miar udany.

Podsumowując, znakomita książka o bliskim nam wycinku epoki napoleońskiej. Jedna z najlepszych publikacji, jakie ukazały się w wydawnictwie Napoleon V, o czym świadczyć może także jej niedawne wznowienie. Autor potrafił uchwycić to co najważniejsze w miarę szczegółowo, ale z drugiej strony bez przytłaczania czytelnika zbyt dużą ilością informacji. Książka nie tylko pozwala zapoznać się z historią kampanii zimowej 1806 roku, ale także zobaczyć na tym tle napoleońską sztukę wojenną, w tym zwłaszcza proces dowodzenia i wypracowywania przez cesarza szerszych koncepcji operacyjnych, a następnie ich realizacji wraz ze zmieniającymi się okolicznościami. Tytułowy manewr na Pułtusk był jednym z najciekawszych planów operacyjnych, jakie przyszło stworzyć Napoleonowi w całej swojej karierze. Gdyby nie szereg niesprzyjających czynników zewnętrznych, wliczając w to fatalne dowodzenie Bernadotte’a, operacja ta miała znaczne szanse zakończyć się sukcesem na miarę zwycięstw odniesionych dwa miesiące wcześniej nad Prusakami.

Autor: Raleen

Opublikowano 19.02.2015 r.

 

Poprawiony: czwartek, 19 lutego 2015 16:34