Na uśpionych lotniskach… 22 czerwca 1941 roku

  • Drukuj

Informacje o książce
Autor: Mark Sołonin
Tłumaczenie: Anna Pawłowska
Wydawca: Rebis
Rok wydania: 2009
Stron: 586
Wymiary: 20,4 x 13,5 x 3,4 cm
Oprawa: twarda
ISBN: 978-83-7510-258-1

Recenzja
Książka stanowi kontynuację cyklu rozpoczętego przez 22 czerwca 1941, czyli jak zaczęła się Wielka Wojna Ojczyźniana. Jako druga w serii ukazała się 23 czerwca. Dzień „M”. Recenzowana publikacja jest trzecią w kolejności.

Jak wskazuje sam tytuł, autor poświęcił tę część sprawom związanym z lotnictwem i walką w powietrzu w początkach Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Punktem wyjścia dla rozważań jest tytułowy mit o sowieckich uśpionych lotniskach, na których to – jak długo głosiła radziecka historiografia – zostały zniszczone w pierwszych godzinach operacji „Barbarossa” główne siły radzieckiego lotnictwa, zaskoczone przez niezapowiedziany niemiecki atak. Większość samolotów miała zostać unicestwiona na ziemi. Straty zadane przez Niemców podczas tej „nierycerskiej” napaści umożliwiły im następnie uzyskanie decydującej przewagi w powietrzu, z katastrofalnymi skutkami dla walk na ziemi.

Kontynuację mitu o uśpionych lotniskach, na których zniszczono kwiat radzieckich sił powietrznych, stanowią opowieści o niezwyciężonej Luftwaffe, która następnie na tyle skutecznie wspomagała niemiecki Wehrmacht w operacjach lądowych, że ten odnieść mógł tak oszałamiające sukcesy. Tym ostatnim wątkiem, jak i ogólnie efektywnością ataków ówczesnego lotnictwa na jednostki lądowe, zajmował się autor intensywnie także w poprzednich książkach z tej serii.

Zanim jednak dojdziemy do punktu kulminacyjnego, czyli tego co wydarzyło się 22 czerwca 1941 roku i w dniach tuż po niemieckiej agresji, czeka nas długa droga…

Na początek, co na pierwszy rzut oka może się wydać niezwykłe w książce historycznej, autor raczy nas wykładem na temat podstaw aerodynamiki i lotnictwa. Przypomina to lekcję fizyki. W tekście pojawiają się wykresy, wzory, tabele szczegółowych parametrów technicznych itp. Mimo, że materia to dość skomplikowana, da się przez to przebrnąć. Przynajmniej mi się udało, chociaż jak w przypadku każdego typowego humanisty, fizyka nie była w szkole moim ulubionym przedmiotem. W dalszej części książki kwestie techniczne przewijać się będą wielokrotnie, stąd zapoznanie się z tym, co zawarto we wprowadzeniu, jest niezbędne, by przynajmniej jako tako orientować się o czym pisze autor.

Niewątpliwie od strony technicznej na książce mocno odciska się wykształcenie autora – inżyniera lotnictwa. Jego wywody są przez to dość szczegółowe, ale z drugiej strony umiejętności pisarskie sprawiają, że da się to czytać. Powiem nawet więcej: jeśli ktoś włoży trochę wysiłku przy lekturze, bardzo wiele się na temat lotnictwa od strony czysto technicznej dowie. Najważniejszą zaletą książki jest tutaj to, że nie spłyca pewnych zagadnień, jednocześnie bardziej szczegółowy wywód pozwala zrozumieć, dlaczego takie bądź inne koncepcje dotyczące rozwoju lotnictwa w interesującym nas okresie autor uważa za słuszne bądź błędne.

Po wprowadzeniu w kwestie techniczne i taktyczne przechodzimy do rozdziałów poświęconych rozwojowi lotnictwa w okresie międzywojennym, koncentrując się na latach bezpośrednio poprzedzających tytułową konfrontację III Rzeszy i ZSRR w 1941 roku. Tutaj napotykamy (w sumie będzie to cecha całej książki) mnóstwo wątków. Kluczowa jest jednak ocena radzieckiego lotnictwa na tle samolotów wojskowych głównych państw europejskich, z którymi przyszło Niemcom walczyć w nadchodzącej wojnie. To pozwala autorowi snuć porównania. W dalszej fazie swoich rozważań zestawia on m.in. wynik walk powietrznych w kampanii francuskiej Niemców oraz podczas bitwy o Anglię z działaniami lotnictwa niemieckiego i sowieckiego w pierwszej fazie operacji „Barbarossa” (a pośrednio także i później).

Najciekawsze, w mojej ocenie, znajduje się jednak w środku książki. Od bardziej ogólnych analiz problemów lotnictwa w drugiej połowie okresu międzywojennego autor przechodzi do opowieści o tym, co działo się w radzieckim przemyśle lotniczym w okresie kilku lat bezpośrednio poprzedzających starcie z III Rzeszą. Obserwujemy rywalizację biur konstrukcyjnych i swego rodzaju wyścig szczurów w warunkach państwa totalitarnego. Wyścig, w którym o ostatecznym wyniku nie decydowały bynajmniej walory merytoryczne konstruktorów i ich projektów. Obserwujemy walkę młodych inżynierów, którzy bardzo chcieli zrobić karierę, ze starymi, przy czym wiadomo było, że pula możliwych do uzyskania środków była ograniczona i nie mogła starczyć dla wszystkich.

Autor dowodzi, że wskutek szeregu procesów, radzieckie lotnictwo i przemysł lotniczy, za sprawą „zasadniczych zmian” jakie nastąpiły w okresie bezpośrednio poprzedzającym wojnę z Niemcami, zaczęło dreptać w miejscu i straciło przewagę technologiczną w stosunku do przeciwnika, jaką wcześniej posiadało. Czystki, sabotowanie działań „konkurencyjnych” biur konstrukcyjnych przez mniej zdolnych, ale posiadających wysoko postawionych kolegów towarzyszy, przejmowanie cudzych projektów, by samemu je rozwinąć, a następnie zgłosić jako własne – wszystko to dezorganizowało działalność przemysłu lotniczego i wpływało później na zdolność lotnictwa do walki. Tym bardziej, że i w samym lotnictwie zaczęło dochodzić na stanowiskach dowódczych do niewytłumaczalnych przetasowań, które niemal załamały funkcjonowanie tego rodzaju sił zbrojnych.

Trzecia część książki to opis właściwych działań wojennych. Autor wykazuje, że w atmosferze, jaka powstała w wyniku szeregu działań najwyższych władz ZSRR, a po części będących także efektem tego, jak działał system komunistyczny, wartość bojowa lotnictwa, choć na pozór wysoka, uległa faktycznie znacznemu obniżeniu. Podobnie jak w przypadku sił lądowych w lotnictwie decydujące znaczenie odgrywa – zdaniem autora – czynnik ludzki. Mimo wszystkich uwarunkowań technicznych, w ówczesnych realiach pola walki nadal najwięcej zależało od pilota. Ten z kolei, jak każdy żołnierz, starał się przede wszystkim przeżyć, przy czym zagrożenie pojawiało się z dwóch stron – z zewnątrz (nieprzyjaciel, czyli Niemcy) i od „wewnątrz” (ewentualne dochodzenie w zakresie właściwego wykonania rozkazu, braku waleczności itp.).

Poza wątkiem wskazującym, że najważniejszy w działaniu sił zbrojnych jest czynnik ludzki, autor wplata nam inne wyjaśnienie dotyczące funkcjonowania systemu komunistycznego i tego, co się stało i dlaczego radzieckie lotnictwo wypadło w toczonych w 1941 r. walkach tak słabo. Najlepiej będzie zacytować fragment z zakończenia:
9. W ten sposób na początku II wojny światowej powstała zupełnie paradoksalna, prawie niemożliwa do opisania normalnym ludzkim językiem sytuacja: dużo samolotów, pilotów, lotnisk, zakładów i szkół lotniczych. Jednocześnie powszechnie brakowało pomp benzynowych, hydrantów, lejków, akumulatorów, rozruszników, radiostacji i kabli telefonicznych. Są najnowocześniejsze, szybkostrzelne działa przeciwlotnicze, ale nie ma do nich pocisków, są unikatowe systemy chłodzenia zbiorników paliwa gazem obojętnym, ale na lotniskach nie ma azotu, jest olbrzymi park samochodów, ale nie ma traktorów do oczyszczania lotnisk ze śniegu, jest gigantyczna sieć szkół lotniczych, ale kadeci zajmują się musztrą i rozładowywaniem wagonów, jest największe w Europie wydobycie ropy, ale nie ma wysokooktanowego paliwa lotniczego… Krótko mówiąc, jest wszystko oprócz zdolnego do walki lotnictwa wojskowego (M. Sołonin, Na uśpionych lotniskach… 22 czerwca 1941 roku, Poznań 2009, s. 575).

Przyczyną klęski były więc w znacznej, jeśli nie w decydującej mierze, czynniki ustrojowe. Autor stwierdza wręcz, że nawet gdyby ZSRR miał w 1941 roku współczesne samoloty bojowe, wynik walk byłby niewiele lepszy. Jednocześnie, nie da się ukryć, że tym stwierdzeniem wchodzi on, i to wyraźniej niż w częściach poprzednich, na grunt przyczyn natury politycznej.

Część trzecia obfituje oczywiście w wiele szczegółów dotyczących przebiegu walk. Po raz kolejny pojawiają się znane już z części poprzednich kwestie „przebazowywania” lotnictwa sowieckiego w początkowej fazie walk, w trakcie którego straciło ono znaczną część, jeśli nie większość, swojego sprzętu. Z ciekawostek warto wspomnieć rozdział o atakach na wrogie lotniska i ich skuteczności. Autor dowodzi, że wbrew popularnym wyobrażeniom, tego rodzaju działania były bardzo ryzykowne i wcale nie takie efektywne, jak się zwykło uważać, zwłaszcza w sytuacji, gdy na atakowanym lotnisku stacjonowała jednostka myśliwców.

Reasumując, z uwagi na trudną miejscami tematykę, uwikłaną w wiele szczegółowych zagadnień technicznych z zakresu funkcjonowania lotnictwa, nie jest to lektura dla wszystkich, o tyle, że zawiera sporo informacji i trzeba się w nią trochę wczytać, aby się w tym wszystkim nie pogubić. Tym niemniej można sobie z tym poradzić, nawet jeśli ktoś nie jest z fizyką i pokrewnymi jej dziedzinami wiedzy za pan brat. Wywody autora są jasne i przejrzyste. Widać, że porusza się on w dobrze znanej sobie materii, tak że od strony merytorycznej jest to chyba najlepsza część z cyklu poświęconego początkom Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Książka stanowi jednocześnie znakomite dopełnienie dwóch poprzednich pozycji, wydanych przez wydawnictwo Rebis, nie powiela przy tym niemal zupełnie ich treści. Gorąco polecam wszystkim miłośnikom II wojny światowej i lotnictwa.

Autor: Raleen

Opublikowano 18.04.2010 r.

Poprawiony: środa, 29 grudnia 2010 20:59