1806: Jena-Auerstädt

  • Drukuj

Informacje o książce
Autor: Patrycjusz Malicki
Wydawca: Napoleon V
Rok wydania: 2014
Stron: 319
Wymiary: 24,1 x 17 x 2,6 cm
Oprawa: twarda
ISBN: 978-83-7889-003-4

Recenzja
Rozpoczęta w 1806 roku wojna między Prusami i Francją szybko stała się jednym z przełomowych wydarzeń w historii militarnej, zadziwiając całą Europę. Armia pruska, owiana legendą Fryderyka Wielkiego, uchodząca za niepokonaną, została całkowicie pobita, a państwo, którego miała bronić, w większości opanowane przez zwycięskich Francuzów. Kampania 1806 roku pokazała, że od czasów Fryderyka Wielkiego w sztuce prowadzenia wojny zaszły istotne zmiany. Do sukcesu Napoleona przyczynili się też sami Prusacy, których armia po długim okresie pokoju nie przedstawiała tej wartości bojowej co w czasie wojny siedmioletniej. Opisania historii tych najczarniejszych dla monarchii Hohenzollernów dni podjął się Patrycjusz Malicki. Autor jest doktorem historii, a na co dzień nauczycielem w jednym ze śląskich liceów. Warto też wspomnieć, że zajmuje się rekonstrukcją historyczną, co wydaje się, że miało pewien wpływ na treść książki.

Publikacja obejmuje pięć rozdziałów i zakończenie, a także kilka aneksów i dodatków. W rozdziale pierwszym przedstawiono tło konfliktu. Autor omawia głównie zagadnienia polityczne i dyplomatyczne z okresu bezpośrednio poprzedzającego wojnę. Jego uwaga skupia się na Prusach i ich polityce neutralności na przełomie XVIII i XIX stulecia, zmierzającej do nieangażowania się w żadne konflikty i dążącej do zachowania status quo. Rozdział drugi omawia przygotowania wojenne, czyli pruskie i francuskie plany wojenne snute na wypadek wojny jeszcze przed jej wybuchem oraz środki, które zgromadzono do ich realizacji. Rozdział trzeci to już sama wojna. Przedstawiono w nim działania wojenne w skali operacyjnej, począwszy od koncentracji armii francuskiej w pobliżu granicy i wkroczenia Francuzów na terytorium Prus. W rozdziale tym omówiono także bitwy i potyczki jakie miały miejsce w początkowym okresie działań: potyczkę pod Schleiz (9.X.1806), bitwę pod Saalfeld (10.X.1806) i potyczkę pod Winzerlą (12.X.1806). Rozdziały czwarty i piąty poświęcone są bitwom pod Jeną i Auerstädt (obie 14.X.1806).

Podział treści książki na rozdziały jest wyjątkowo jasny i klarowny. W kolejnych rozdziałach autor przedstawił poszczególne, odrębne tematycznie zagadnienia: najpierw sferę polityczno-dyplomatyczną, potem sferę planowania i przygotowań wojennych, dalej wojnę na poziomie operacyjnym i w dwóch ostatnich rozdziałach działania na poziomie taktycznym (te dwie ostatnie sfery trochę się tu przeplatają, ale tylko na tyle, na ile było to konieczne). Niewątpliwą zaletą jest to, że samym bitwom i przedstawieniu zagadnień stricte militarnych poświęcono zdecydowaną większość książki. Rozdział przedstawiający wątki polityczne i dyplomatyczne jest tak naprawdę tylko krótkim wstępem. Sam opis dwóch tytułowych bitew zajmuje niemal połowę publikacji. W rozdziałach tych autor skupia się na tym jak wyglądała walka na poziomie taktycznym. W dość obszernym rozdziale przedstawiającym przebieg kampanii na szczeblu operacyjnym również nie znajdziemy wtrętów politycznych czy innych „wypełniaczy”. Podobnie rozdział drugi skupia się bardzo mocno na kwestiach ściśle związanych ze sprawami wojskowymi.

Najważniejszą zaletą książki są moim zdaniem opisy walk na poziomie taktycznym, czyli opisy bitew. Autor stara się konkretnie i w wielu miejscach bardzo dokładnie przedstawić jak wyglądała walka: w jakich szykach walczyły oddziały, jak się przeformowywały, jak manewrowały na polu bitwy, w jakim były stanie w poszczególnych fazach walk. Dużo można poczytać o prowadzeniu przez oddziały ognia i jego efektach w postaci strat i ich wpływu na morale. Znajdziemy wiele informacji, zarówno wyrażonych wprost, jak i pośrednio, o dowodzeniu. Wielką zaletą książki jest więc szczegółowość opisu i to, że autor stara się zrekonstruować, często bardzo precyzyjnie, jak wyglądała walka. Nie zadowala się ogólnikami. Równie szczegółowo przedstawiono skład i ugrupowanie wojsk czy to jak konkretne oddziały przemieszczały się na polu bitwy w kolejnych fazach walk, a więc znajdziemy szereg informacji na temat tego, że pułk czy batalion o danej nazwie był w określonym momencie w danym miejscu pola bitwy, a na prawo od niego stał taki a taki batalion itp. Jednak ta ostatnia sfera, choć niekiedy także trudna do odtworzenia, wydaje się bardziej ścisła. Przedstawienie taktyki walki jest trudniejsze, bo często brak tutaj dokładnych danych, a wdawanie się głębiej w analizy rodzi różne interpretacje. Stąd historycy niejednokrotnie unikają wikłania się w konkretne, szczegółowe opisy, zadowalając się ogólnikowymi stwierdzeniami, zwłaszcza w przypadku prac ocenianych później przy staraniach o stopnie naukowe. Rekonstruktorskie doświadczenia autora były prawdopodobnie jednym z tych czynników, który sprawił, że recenzowana książka jest pod tym względem inna.

Jako zaletę publikacji, zwłaszcza na tle znanego, wydawanego przez Napoleona V kilkutomowego dzieła Eduarda von Höpfnera Wojna lat 1806-1807 (do tej pory ukazały się dwa tomy z czterech), można wskazać poświęcenie równej uwagi obu stronom i przedstawianie ich działań równolegle. Dzięki temu lepiej, bardziej wszechstronnie widzimy tę wojnę. Dawniejsze publikacje często miały z tym problem, bo gdy autor był choćby w sposób pośredni związany z jedną ze stron konfliktu, to w naturalny sposób skupiał się na ukazywaniu głównie jej działań. I tak von Höpfner, jako pruski generał żyjący w XIX wieku, wykładowca akademii wojskowej, siłą rzeczy skupiał się na swoich rodakach, dla których Francuzi są często tylko tłem. W takich sytuacjach, jak to nieraz bywa, sympatia autora wyraźnie lokuje się po jednej ze stron. Patrycjusz Malicki zaczerpnął trochę od von Höpfnera jeśli chodzi o szczegółowe przedstawienie działań strony pruskiej, choć generalnie opisy nie są tak drobiazgowe jak u tamtego autora (z punktu widzenia większości czytelników powinienem dodać: na szczęście). Co ważne, towarzyszy im równie szczegółowe przedstawienie działań strony francuskiej. Jak już jesteśmy przy dziele von Höpfnera, to w odniesieniu do 1806 roku skupia się ono bardziej na tym co działo się po bitwach pod Jeną i Auerstädt. Dużo znajdziemy tam także o sytuacji politycznej i dyplomatycznej, o planowaniu wojennym, a więc o tym, o czym u Patrycjusza Malickiego jest niewiele. Za to o taktyce, poza wybranymi sytuacjami, chwalebnymi dla armii pruskiej, von Höpfner aż tak dużo nie pisze. Dlatego, jeśli chcemy zyskać obraz całej kampanii sześciotygodniowej (jak ją wówczas nazwano), oba dzieła moim zdaniem znakomicie się uzupełniają. Poza recenzowaną publikacją i dziełem von Höpfnera niestety ciężko znaleźć dziś w naszym rodzimym języku jakieś dobre a zarazem bardziej szczegółowe pozycje poświęcone omawianej tematyce. Nie po raz pierwszy wydawnictwo Napoleon V odgrywa więc rolę pioniera.

Dużo dobrego można powiedzieć o mapkach i aneksach znajdujących się na końcu książki. Bitwę pod Jeną obrazuje 14 map, ukazujących kolejne jej fazy. Bitwę pod Auerstädt przedstawia 6 rozkładanych map. Mamy też mapy do bitwy pod Saalfeld, potyczki pod Schleiz i inne. Osobną grupę stanowią kolorowe mapy ukazujące sytuację operacyjną (8 map) i plany wojenne obu stron (8 map). Dalej mamy sporo zdjęć (czarno-białych) przedstawiających jak obecnie wyglądają różne części pola bitwy, niekiedy z zaznaczeniem pozycji, na których stały oddziały. Smaczkiem mogą być fotografie kamieni pamiątkowych z pola bitwy, wystawionych w miejscach zajmowanych przez określone formacje albo dowódców. W przypadku Auerstädt autor starał się też umiejscowić na mapie wykonane przez siebie zdjęcia. Dokumentacja zdjęciowa pokazuje, że autor zwiedził pola bitew pod Jeną i Auerstädt i zna je nie tylko z opisów i relacji. Poza tą grupą załączników graficznych na końcu książki znajdziemy też szczegółowe OdB obu stron oraz indeks. Mapki i szkice oraz dane dotyczące składu i liczebności wojsk pojawiają się też w tekście książki. Ta grupa map i szkiców stanowi jednak najczęściej kopie z dawniejszych publikacji poświęconych kampanii 1806 roku. Najważniejsze z tego wszystkiego wydają się oczywiście wspomniane na początku mapki przedstawiające bitwy. Ich zaletą jest duża szczegółowość, zwłaszcza jeśli chodzi o przedstawienie oddziałów (mamy podpisane konkretne pułki, czasem bataliony). Jedyną słabością, jaką mogę tutaj wskazać, jest brak zaznaczenia wzgórz na mapkach do bitwy pod Jeną i Auerstädt, choćby w taki sposób jak zostało to zrobione na mapce ukazującej bitwę pod Saalfeld.

Przechodząc do bardziej szczegółowych zagadnień, sugestywna wizja taktyki bitewnej zawarta w książce prowokuje do wielu dyskusji. W sposób pośredni autor postanowił zmierzyć się nie tylko z wydarzeniami 1806 roku, ale dotknął także ogólniejszych zagadnień, takich jak np. skuteczność ognia piechoty w epoce napoleońskiej, wielkość strat ponoszonych w walce ogniowej i walce wręcz i kilka innych równie frapujących wątków. Jak można się dobitnie przekonać, np. na podstawie lektury książki J. Colina Piechota w XVIII wieku. Taktyka czy współczesnego nam dzieła braci A. i J. Żmodikow Taktyka armii rosyjskiej w dobie wojen napoleońskich, wiele z tych zagadnień od wieków budziło spory wśród teoretyków i pisarzy wojskowych, a później wśród historyków wojskowości. Poruszanie ich bardziej szczegółowo zawsze jest więc poniekąd wsadzaniem kija w mrowisko, bo poza twardymi faktami zderza się z trudno weryfikowalnymi wyobrażeniami o tym jak wówczas wyglądała walka albo jak powinna była wyglądać. Jednak, prawdę mówiąc, dla wielu pasjonatów epoki i historii wojskowości, to właśnie te sprawy wydają się najbardziej interesujące.

Jedną z dyskusyjnych kwestii jest np. skuteczność ognia karabinowego. Początek bitwy pod Jeną był pod tym względem wyjątkowy, bo przez długi czas linie piechoty francuskiej i prusko-saskiej prowadziły ostrzał we mgle, nie widząc się wzajemnie (s. 144-145). W ten sposób, według autora, strzelano do siebie przez pięć kwadransów. Potem obie linie podeszły nieznacznie ku sobie, kontynuując wymianę ognia, choć z kontekstu można wywnioskować, że przeciwnik nadal był słabo widoczny. W ostrzał włączona została wkrótce artyleria. Potem mgła opadła, a Francuzom udało się rozwinąć natarcie. Niektórzy autorzy, np. wspominany już wcześniej Eduard von Höpfner, sugerują duże straty walczących pod Vierzehnheiligen oddziałów pruskich (siłą rzeczy znaczący procent tych strat musiał być od ognia), nawet rzędu 50% już o godz. 11.00 (s. 170). Patrycjusz Malicki wydaje się ogólnie ku takim poglądom skłaniać. Pisze on z kolei o dość szybkim wycofaniu do rezerwy walczącego od wczesnego rana francuskiego 17 pułku lekkiej piechoty z powodu braku amunicji, strat i zmęczenia (s. 149, 170), a także o wyczerpaniu części oddziałów V Korpusu Lannesa już na tym etapie walk (s. 170). O „mocno wyczerpanych” brygadach piechoty korpusu Lannesa mowa jest też np. na s. 185, gdzie autor przedstawia walki między godz. 14.30 a 15.00. Tutaj każdemu kto parę stron dalej ma opis bitwy pod Auerstädt i kto trochę głębiej nad tym się zastanowi nasuwa się zasadnicze pytanie: jak to wówczas było z wyczerpaniem wojsk walką i na ile była to sprawa względna. Pod Auerstädt mamy pojedynczy korpus francuski, walczący cały dzień ze znacznie przeważającymi siłami, którego oddziały nie bardzo mogły liczyć na to, że ktoś wycofa je do rezerwy, zmieni. Pod wieczór jednostki Davouta, po morderczych całodniowych walkach i przy stratach całego korpusu na poziomie 40%, przechodzą do natarcia. Tymczasem pod Jeną, gdzie Francuzi mieli ogólną przewagę (nie od samego rana, ale patrząc na całokształt bitwy), część jednostek również bardzo dobrego V Korpusu, z odważnym, walecznym dowódcą, jakim był marszałek Lannes, trzeba w trakcie dnia wycofywać do rezerwy, bo są zbyt wyczerpane by dalej prowadzić walkę ofensywną.

Z pewnością dają do myślenia opisy działań francuskich tyralierów. Z książki wyłania się obraz, który można by w skrócie ująć stwierdzeniem: tę wojnę wygrali tyralierzy. Widać to szczególnie w bitwie pod Auerstädt. Francuskie tyraliery są wszechobecne, rozpoczynają walkę, dezorganizują szeregi przeciwnika, zadają mu poważne straty, a przeciwnik nie bardzo jest w stanie sobie z tym poradzić. Nieliczni pruscy tyralierzy na ogół nie potrafią powstrzymać Francuzów. Czasami Prusacy chwytają się różnych środków, mniej lub bardziej skutecznych (z tych bardziej skutecznych wspomnijmy pojedyncze przypadki skoordynowanego z piechotą użycia kawalerii), ale przynoszą one ulgę tylko na chwilę. Ponieważ walka w zabudowaniach i w terenie zalesionym była w głównej mierze domeną tyralierów, działanie we wszelkich tego typu obszarach wiąże się dla armii prusko-saskiej z poważnymi trudnościami. Ich zdobywanie, o ile udaje się wyprzeć przeciwnika, przynosi poważne straty (czy były to bardziej straty krwawe czy moralne, to osobny temat do dyskusji). Gdy jednostki prusko-saskie są już poważnie osłabione ostrzałem prowadzonym przez tyralierów, do akcji wkraczają francuskie kolumny i linie.

Wywody autora pozwalają niekiedy zrozumieć trudno uchwytne zdarzenia i zależności. Jedną z takich interesujących wiadomości znaleźć można na s. 165-166. Jest tam mowa o tym, że w bitwie pod Jeną po początkowych nieudanych szarżach pruskich kirasjerów z pułków Holtzendorf i Henckel pruskie dowództwo utraciło zaufanie do własnej kawalerii i w dalszej części bitwy kawaleria była wykorzystywana w bardzo ograniczonym stopniu, jak to ujmuje autor raczej „statystowała”. Bardzo interesująca jest też pod tym względem analiza początkowej fazy bitwy pod Auerstädt, gdzie około godz. 9.00 po udanym ataku dragonów z pułku Irwing na 85 pułk piechoty liniowej pruska kawaleria miała szansę rozbić kolejne jednostki (s. 211). Mogło to znacząco wpłynąć na przebieg bitwy (Francuzi o tej porze dysponowali tylko jedną dywizją – gen. Gudina). W decydującym momencie, zamiast ruszać do szarży pruski oficer pułku kirasjerów (pułk Beeren) zaczął zgodnie z regulaminem rozwijać swoją jednostkę w linię. Zanim skończył, Francuzi zdążyli sformować czworobok i dogodna chwila minęła. Jak to się stało, że później Francuzom właściwie udało się wyeliminować pruską kawalerię z walki? Znowu, autor przyczynę sytuuje gdzieś między zagadnieniami morale i szeroko rozumianego dowodzenia. Pruska jazda, szarżując na piechotę Davouta, miała w początkowej fazie bitwy ponieść ciężkie straty (mimo lokalnych sukcesów, jak ten wyżej), które sprawiły, że później nie chciała podejmować kolejnych ataków i zachowywała się w najlepszym wypadku asekuracyjnie. Swoje zrobił oczywiście chaos w systemie dowodzenia, jaki wywołała ciężka rana i opuszczenie pola walki przez pruskiego głównodowodzącego, księcia Brunszwickiego. Załamanie się współdziałania trzech rodzajów broni, podobnie jak w przypadku bitwy pod Jeną, pozwala przynajmniej w części zrozumieć, dlaczego pruska armia okazała się tak nieefektywna. W przypadku Auerstädt jest to tym bardziej znaczące, że w kawalerii Prusacy posiadali tam nad Francuzami niemal pięciokrotną przewagę. Bez postawienia tego rodzaju tezy, poza początkową fazą walk faktycznie w większości eliminującej z pola bitwy pruską kawalerię, trudno zrozumieć jak to się stało, że w tej bitwie kawaleria pruska tak słabo walczyła i praktycznie nie udzieliła większego wsparcia własnej piechocie.

Na koniec parę słów o bibliografii i stronie wydawniczej publikacji. Książka posiada solidną 4-stronicową bibliografię. Przyznam, że nie jestem w stanie ocenić na ile jest ona wyczerpująca jeśli chodzi o opisywaną tematykę. Na zewnątrz książka prezentuje dobry poziom (porządna, twarda, estetycznie wyglądająca okładka). Jeśli chodzi o tekst, zdarzają się literówki, choć szczęśliwie nie są one bardzo częste. W wielu przypadkach pomyłki dotyczą nazw jednostek pruskich i innych nazw własnych. Przykładem mogą być: 1) pułk kirasjerów Bailliodz (s. 182, 187), Baillodz (s. 186); 2) pułk piechoty Niesemeuchel (s. 189, 191), Niesemeuschel (s. 254); 3) pułk huzarów Gettkandt (s. 143, 144, 147, 148, 191, 198), Gedttkandt (s. 184), Getkandt (s. 199), Gedkandt (s. 254); 4) pułk kirasjerów Henkel (s. 164, 253), Henckel (s. 164) itp. Zdarzają się też pomyłki w nazwiskach dowódców, zwłaszcza dotyczy to saskiego generała Zezchwitza, występującego niejednokrotnie jako Zeschwitz.

Podsumowując, jest to niewątpliwie jedna z najlepszych książek poświęconych epoce napoleońskiej, jakie ukazały się ostatnio w naszym kraju. Warto podkreślić, że jest to nowa publikacja, napisana przez polskiego autora, nie przedruk dzieła sprzed kilkudziesięciu (bądź jeszcze więcej) lat czy tłumaczenie książki zagranicznej. Największą zaletę pracy w mojej ocenie stanowi to, że autor pisze bardzo konkretnie, bez uników i ogólników, o tym co stanowi sedno każdej bitwy, czyli o walce na szczeblu taktycznym. Nie boi się trudnych merytorycznie tematów, stara się być szczegółowy, ale zarazem pisze tak, żeby jego wywody nie były zbyt rozwlekłe. Przedstawiona przez autora wizja obu tytułowych bitew pozwala zrozumieć dlaczego Prusacy przegrali. Nie mniej interesująco wypada w książce ukazanie poziomu operacyjnego, planów wojennych obu stron i całego preludiom polityczno-dyplomatycznego, które poprzedziło wybuch wojny miedzy Prusami i Francją. Gorąco polecam!

Autor: Raleen

Opublikowano 03.03.2016 r.