Scotia Micromodels i Collectair – porównanie serii

  • PDF
  • Drukuj
  • Email

Niemalże miesiąc temu wraz z Maxem von Laibachem złożyliśmy w firmie Scotia Grendel zamówienie na pokaźną ilość modeli, która pozwoliłaby nam rozpocząć na poważnie przygodę z systemem Sturmovik Commander. Niedawno paczka trafiła wreszcie w moje ręce, postanowiłem więc podzielić się z Wami wrażeniami i osądzić, czy figurki z serii Collectair i Micro Models są godne polecenia.

Rozpoznanie

Z oferty szkockiej firmy Scotia Grendel interesują nas dwie serie w skali 1/300: Collectair, z naprawdę szerokim wyborem modeli samolotów z okresu II WŚ, oraz Micromodels, z której pochodzi garstka celów naziemnych oraz obrona przeciwlotnicza. Moja część zamówienia składała się ze sprzętu amerykańskiego i japońskiego do odtwarzania bitew nad Chinami i Birmą, podczas gdy Max zdecydował się na maszyny niemieckie i brytyjskie, by stworzyć eskadrę lotnictwa Królestwa Jugosławii oraz atakujące ją siły Luftwaffe.

Katalog sklepu internetowego okazał się być pierwszym minusem, choć nieszczególnie dużym. Sprzęt podzielony jest według kraju produkcji, co jest w sumie standardem wśród modeli historycznych. Niestety, z pokaźnej oferty samolotów na zdjęciach ujrzeć możemy tylko maszyny brytyjskie i niemieckie (i to nie wszystkie) oraz pojedyncze maszyny amerykańskie, radzieckie czy rumuńskie. Zdjęć sprzętu lądowego jest jeszcze mniej, choć na szczęście zaczęło się to powoli zmieniać.

Z braku zdjęć pozostaje kierować się nazwami produktów. Niestety, w nazewnictwie samolotów zabrakło konsekwencji, przez co w katalogu widzimy różne kombinacje nazw producentów, modeli, oznaczeń wojskowych i, w przypadku maszyn japońskich, nazw kodowych stosowanych przez Aliantów. Do tego zdarzają się czasami błędy, jak P-18J Lightning (zamiast P-38), ale w większości przypadków do rozwiania wątpliwości wystarczą źródła internetowe. Pewien problem sprawiło znalezienie przeciwlotniczej wersji półciężarówki M3 o oficjalnej nazwie M16 MGMC, która w katalogu figuruje jako M15 SPAA Quad.50 (M15, również obecne w ofercie, różniło się od M16 uzbrojeniem – na szczęście oba dostały już zdjęcia ułatwiające rozróżnienie).

Wysyłka i pakowanie

Z wysyłką także nie było zbyt pięknie. Od razu po złożeniu zamówienia dostałem maila z informacjami o zapłacie. Pieniądze przez PayPal trafiły do firmy jeszcze tego samego dnia, co także zostało przez pracowników odnotowane (posiadacze konta w ich sklepie mogą śledzić status zamówienia). A potem zapadła cisza, która trwała 22 dni. Gdy już miałem pisać maila do firmy (sami do tego zachęcają, gdy paczka nie dojdzie w ciągu 3 tygodni), dostałem maila, że zamówienie zostało wysłane.

Royal Mail spisało się na medal i paczkę otrzymałem w niecały tydzień. Zwykłe, kartonowe pudełko, a w nim kilka ulotek oraz dwie paczuszki z folii bąbelkowej i taśmy, a w każdej z nich po kilka woreczków strunowych z modelami. Tu panowie spisali się na medal – przy takim pakowaniu nic nie miało prawa się ułamać.

Jakość

Wszystkie modele wykonane są z dość miękkiego materiału – na tyle miękkiego, że skrzydła da się wyginać rękami (choć czasami trzeba do tego odrobiny siły). Z tego powodu obawiam się o stan luf czołgów i pelotów, choć jak dotąd żadna się nie urwała. Powyginały się za to w różne strony, ale wyprostowanie ich nie jest zbyt trudne.

Miękki metal ma za to pewien plus – łatwiej wykonać otwory pod podstawki i usunąć różne niedoskonałości. A tych jest sporo – poza liniami podziału większość samolotów ma duże nadlewki przy skrzydłach lub statecznikach poziomych. Są na tyle duże, że konieczne jest usuwanie ich piłką do metalu. Nie sprawia to większych trudności, ale trzeba być przy tym uważnym, by nie zmienić kształtu skrzydła. Z kolei linie podziału nie zawsze są łatwe do spiłowania, gdyż w przypadku niektórych modeli mamy do czynienia nie ze zwyczajową, cienką linią, a z efektem niedopasowania formy, przez co część płaszczyzny jest „wyżej”. Jednak po zabawie pilnikiem i nałożeniu farby nie powinno być tego widać.

Cele naziemne mniej cierpią z powodu różnych nadlewek – większe znajdowały się jedynie na końcach luf od Shermana i Wirbelwinda (którego upodobniły do nieślubnego dziecka Cthulhu), skąd łatwo je było usunąć. Większym problemem są zbyt krótkie lufy Boforsów, które zostały najpewniej takimi odlane, a nie ułamane. Na szczęście do dwóch działek dostałem jedną wypraskę z czterema lufami, z których dwie nadają się do użycia.

Bardziej problematyczne są zdarzające się niedolewki w przypadku samolotów. W moim zamówieniu problem ten dotyczył statecznika pionowego jednego z Ki-45 oraz (w znacznie mniejszym stopniu) prawych skrzydeł dwóch B-25. Naprawa tych defektów za pomocą popularnego GS’u nie sprawiła mi jednak większych problemów, a sam mam niewielkie doświadczenia w pracy z masami modelarskimi.

Większość modeli jest jednoczęściowa, wyjątkami są czołgi, artyleria przeciwlotnicza i Stukasy. W przypadku tych pierwszych wieżyczki idealnie pasują na swoje miejsca. Z kolei lufom artylerii trzeba będzie trochę pomóc, ale też nie powinno być problemów z montażem. Większym wyzwaniem są Ju 87 – trzeba im doczepić koła oraz bomby (wersja D) lub działka (G). Producent dał nam wskazówki co do rozmieszczenia kół i działek, ale wątpię w trwałość ich mocowania – konieczne będzie użycie dobrego kleju lub po prostu delikatne obchodzenie się z tymi maszynami.

Jeśli chodzi o szczegóły, to sprzęt naziemny i samoloty wyglądają nieźle – szczegóły w postaci okien, działek, kół czy gąsienic są nieźle oddane, zwłaszcza jak na taką skalę. Nie jest to może poziom Oddziału Ósmego (który w mniejszej przecież skali działa cuda), ale po pomalowaniu wszystko powinno prezentować się przyzwoicie. W przypadku Mustanga rzeźbiarza wręcz poniosło, jeśli chodzi o szczegóły - lufy kaemów wystają znacznie ze skrzydeł maszyny, choć w rzeczywistości były niemal całkiem schowane (możliwe, że model ten miał pierwotnie reprezentować Mustangi RAF’u z działkami 20mm, a później dodano go do oferty USAAF - leniwie i niechlujnie ze strony firmy).

Samoloty mają zazwyczaj dość ubogie spodnie części kadłubów, jednak trzeba pamiętać, że podczas gry nieczęsto je widać. Dość słabo prezentują się Stukasy, których skrzydła są bardzo cienkie, a hamulce aerodynamiczne moim zdaniem zbyt mocno zaznaczone. Innym brzydkim szczegółem są poznaczone jakimiś dziwnymi bruzdami nosy Me 110. Nie wiem, czy jest to wynik zużytej formy (choć reszta maszyny jest ok), czy też rzeźbiarz pragnął odtworzyć anteny systemów nawigacji myśliwców nocnych (co w tej skali jest bez sensu), ale myślę, że najlepiej będzie je spiłować.

Z kolei w pojazdach razić może brak kierowców i pasażerów (choć to zależy od zakupionego modelu), a w przypadku artylerii przeciwlotniczej – brak obsługi (wyjątkiem jest tu francuski km 13mm, któremu towarzyszy czterech artylerzystów). Na szczęście można temu zaradzić kupując zestaw piechoty od Scotii lub GHQ i dorobić z niego brakujących żołnierzy. Jeśli zaś chodzi o kwestie proporcji, to mam wrażenie, że ciężarówka Isuzu jest odrobinę zbyt duża, a Sherman zbyt niski. Mimo to jestem zadowolony z obu modeli.

Porównanie

Ponieważ zarówno dla mnie, jak i dla Maxa zamówienie jest ledwie początkiem kolekcji, nie było z czym modeli porównywać. Jedynym punktem odniesienia były Hurricane'y od Raidena, które Max zakupił podczas pobytu w Anglii. Już na pierwszy rzut oka widać, że modele Scotii są od nich odrobinę mniej szczegółowe oraz, przede wszystkim, mniejsze. Należy jednak pamiętać, że mają do tego prawo – Raiden produkuje figurki w skali 1/285, a nie 1/300. Można je oczywiście mieszać, choć trzeba przy tym uważać – Bf 109 (w rzeczywistości mniejszy od Hurricane'a) po zestawieniu z Hawkerem w większej skali zdawał się prawdziwym maluszkiem.

Podsumowanie

Muszę przyznać, że oczekiwanie na wysyłkę początkowo zniechęciło mnie do dalszych zakupów u panów ze Szkocji. Jednak po otrzymaniu paczki niemalże o tym zapomniałem, tak ucieszyłem się ze swoich pierwszych eskadr. Trochę zdenerwowania przyszło wraz z obróbką figurek, choć udało mi się z nią uporać. I w ostatecznym rozrachunku polecam tę firmę, przynajmniej jeśli chodzi o modele samolotów i pojazdów z okresu II Wojny Światowej. Nie są to produkty powalające jakością, ale łączą niskie ceny, niezły (choć nierówny) poziom wykonania i naprawdę duży wybór. Jeśli będziecie kiedyś chcieli złożyć pierwszą eskadrę czy dywizję w skali 1/300, koniecznie zajrzyjcie na stronę firmy Scotia Grendel.

Recenzja pochodzi z portalu The Node

Autor: Sarmor

Opublikowano: 17.02.2012 r.

Poprawiony: piątek, 17 lutego 2012 23:31