III Pola chwały – rozgrywka w „Here I Stand”

  • PDF
  • Drukuj
  • Email

Rozgrywka miała miejsce drugiego dnia na III edycji konwentu Pola chwały (27.09.2008). Grany był scenariusz pierwszy, czyli reformacyjny, rozpoczynający się w 1517 roku. Poszczególne strony objęli w swoje miłościwe ręce: Ottomanowie – Profes, Habsburgowie – Raleen, Anglia – Fortel, Francja – Anders, Papiestwo – JB, Protestanci – Pędrak.

Wszystko rozpoczęło się jak zwykle od wystąpienia Marcina Lutra i jakowejś karteczki, którą przywiesił na drzwiach kościoła w Wittenberdze, i z której to zapoczątkowana przez niego zaraza zaczęła się szerzyć ogarniając coraz większe połacie Rzeszy i Świętego Cesarstwa Rzymskiego, a potem także inszych królestw. Pierwsze próby reformatorskie okazały się jednak niezbyt udane. Niewielu dało się zwieść czczym zapewnieniom prostego wikarego o budowie nowego, lepszego świata. W czasie gdy w jakiejś zabitej niemieckiej dziurze, nieopodal dzikiego wschodu, Marcin Luter wygłaszał swoje tezy, do zmagań stanęły wielkie mocarstwa.

Król Henryk VIII przed przystąpieniem do poważniejszych działań wojennych musiał jednak stoczyć najpierw dużo cięższy bój – w łóżku. Jego owocem miało być znalezienie zdrowego potomka korony jego wyspiarskiego królestwa. Francja, na tym etapie działań wykazująca w swojej polityce pewne niezdecydowanie, przyglądała się uważnie temu, co dzieje się nad kanałem i gromadzącym się po jego przeciwnej stronie wojskom angielskim. Ostatecznie, Franciszek I postanowił jednak poszukać szczęścia w północnych Włoszech, wolne chwile wypełniając sobie knowaniami z niewiernymi Turkami, wraz z którymi snuł niecne plany wobec cesarza.

Tymczasem na wschodzie, na granicy z Węgrami, Ottomanowie rozpoczęli ofensywę. Początkowo nie szła ona zbyt sprawnie, jako że Węgrzy w ostatnim swoim tchnieniu potrafili zadać Turkom straty, co właśnie spowodowało wspomniane spowolnienie. Cesarz, zdając sobie sprawę z nadchodzącej burzy, rozpoczął już powoli mobilizację odpowiednich sił na granicy z Austrią, czekając aż bratni naród węgierski odda się pod jego panowanie. Korzystając z chwili wytchnienia cesarz postanowił więc wysłać za morze kilku ze swoich zdatniejszych w tych sprawach poddanych, by ci nieśli tam prawdziwą wiarę katolicką oraz rozszerzali chwałę i dobrobyt królestwa Hiszpanii i Świętego Cesarstwa Rzymskiego. W początkowej fazie wojen cesarz wsparł także nieco Papieża, hamując postępy heretyckiej zarazy szerzącej się w Rzeszy.

W kolejnych posunięciach Anglia skupiła się na rozwiązaniu „problemu szkockiego”. Gnuśny Henryk VIII przez pewien czas nie mógł się jednak zdecydować, czy od razu nie uderzyć na Francję. Być może jego wahania spowodowane były tym, że nadal poszukiwał jakiejś dziewki wysokiego stanu, zdatnej do spłodzenia z nią odpowiedniego potomstwa i tym samym zachowania swego rodu, a o te we Francji zdawało mu się, że będzie łatwiej. Kto wie, czy inny kierunek polityki tego władcy nie sprzyjałby bardziej osiągnięciu sukcesu. Henryk cały czas rozbudowywał też swoje siły, puszczając raz po raz oczko do cesarza, na którego opiekę i protekcję, niczym za dawnych średniowiecznych czasów, liczył.

Tymczasem w Niemczech trwała walka ideologiczna. Raz po raz palono księgi, odbywały się też od czasu do czasu debaty teologiczne, inicjowane zazwyczaj przez stronę papieską. Herezja początkowo nie czyniła jednak zbyt wielkich postępów. Przełomowe dla jej rozwoju miało się okazać dopiero przetłumaczenie Biblii na język niemiecki, a następnie na kolejne języki narodowe. Odpowiednikiem walki w sferze ducha była toczona przez cesarza na wschodzie walka militarna. Turcy pokonawszy Węgrów zdobyli Budę, w której gromadzili dalsze siły, by nieść sławę i chwałę Allacha kolejnym, bynajmniej niepragnącym jej krajom. Zagrozili też niebawem Wiedniowi. W decydującej bitwie pod Budą cesarzowi udało się jednak ich ubiec i dzięki użyciu artylerii polowej całkowicie rozgromić. Buda wpadła z powrotem w ręce habsburskie. Po wkroczeniu do niej siły cesarza wzmocniły się dzięki wystąpieniu Jana Zapolyi, którego oddziały dołączyły do cesarskich. Wkrótce po tym cesarz ruszył na Belgrad. Turcy zachowywali się dość asekuracyjnie, co pewien czas grożąc co prawda marszem na słabo broniony na tym etapie wojny Wiedeń, tym niemniej poważnie obawiali się o swoje linie komunikacyjne z zapleczem, co wydatnie paraliżowało ich ruchy. Wojna trwała. Ostatecznie Habsburgom udało się rozgromić siły tureckie pod Belgradem i wziąć do niewoli sułtana Sulejmana, chyba przez jakowąś pomyłkę nazwanego przez potomnych Wspaniałym. To skłoniło Ottomanów do wszczęcia rozmów pokojowych, które uwieńczone zostały pokojem. Turcja wycofała się więc na pewien czas z wojny. Czas chwilowej spokojności postanowiła wykorzystać na rozbudowę sił lądowych, a także, o zgrozo - floty, w tym licznych okrętów kaperskich, które stanowić miały utrapienie chrześcijańskich kupców przez następne dekady.

Rozpoczęte już w 1517 roku odkrycia geograficzne zapoczątkował Ferdynand Magellan, który odkrył zatokę, która wkrótce okazała się być nazwaną jego imieniem. Następnie dzielny żeglarz popłynął przez wielką wodę na zachód, tam jednak, na jednej z wysepek dopadli go kanibale, i tak też skończyła się jego sławetna próba przepłynięcia Pacyfiku. Nie próżnowali również hiszpańscy konkwistadorzy, którzy podbili stopniowo większość plemion Ameryki, tak niemiłosiernie je jednak eksploatując, że wkrótce podboje te przystały przynosić skarbcowi habsburskiemu widoczny dochód. Warto wspomnieć i o działaniach innych mocarstw, choć te na niwie kolonizacji dały się wyraźnie wyprzedzić Habsburgom. Szczególnie próżnowała na tym polu Anglia. Ciężkie przeprawy Henryka VIII z kolejnymi żonami skutecznie absorbowały siły witalne tego mocarstwa. Również Francja lekceważyła początkowo działalność kolonizacyjną, z czasem jednak udało się jej podbić plemiona środkowej Ameryki, z kolei Anglicy, dość niespodziewanie dla nich, szczęśliwie wylądowali u ujścia Amazonki.

W Niemczech i w innych zachodnich królestwach trwała tymczasem walka ideologiczna. Podczas jednej z debat Protestanci stracili któregoś ze swoich kompanów – spłonął na stosie. Papież wyjątkowo lawirował na tym etapie rozgrywki, gdyż, jak mówił, Duch Święty, który szeptał mu do ucha różne myśli, ciągle zmieniał zdanie. Do dziś nie ustalono, komu wówczas sprzyjał Duch Święty, Protestantom czy też sługom prawdziwej wiary, faktem pozostaje jednak, że wkrótce większość obszaru Niemiec znalazła się pod przemożnym wpływem ideologicznym tych pierwszych. Co więcej, zaraza rozpoczęła marsz na Francję i, o zgrozo, przez pewien czas zagnieździła się nawet w Paryżu. Zaniepokojony tym król Franciszek wkrótce mógł jednak odetchnąć z ulgą – Papież przystąpił do kontrreformacji, która znacznie zredukowała wpływy protestanckie, przynajmniej w samej Francji.

W czasie, gdy Franciszek I budował kolejne pałace, a obie potęgi religijne prowadziły decydującą dla nich rozgrywkę dyplomatyczno-religijną, nastąpiło wyraźne zbliżenie między Anglią i Habsburgami. Oba mocarstwa wspólnie doszły do wniosku, że dobrze by było dla europejskiej równowagi, by ościenne ziemie francuskie przyłączyć do ich władztwa, tym samym ograniczając nieco, na przyszłość, zapędy ambitnego króla Franciszka. Musimy zdać sobie sprawę, że Karol V nie miał w tej sytuacji wyboru. Bezrobotne armie habsburskie wkrótce zaczęłyby rabować własny kraj, musiał z nich przeto zrobić jakiś użytek. Również nie ma się czemu dziwić, że Henryk VIII postanowił spożytkować zgromadzone siły przeciwko odwiecznemu rywalowi. Francuzi próbowali go co prawda od tego odwieść siejąc zamęt w Szkocji, i to skutecznie, ten jednak raz powziętej decyzji nie zmienił. Wkrótce nastąpiła koncentryczna inwazja sił habsburskich na Francję. Naprędce zmobilizowane w Niderlandach wojska habsburskie podeszły pod Metz. Z południa, od strony Nawarry druga niezbyt liczna grupa oddziałów, za to pod wodzą samego Karola V, ruszyła na Bordeaux. Z kolei trzecia grupa, pod wodzą księcia de Alva, przeszedłszy przez Alpy stanęła nieopodal francuskiego wówczas Mediolanu. Francuzom udało się jednak powstrzymać wojska habsburskie, bliscy też byli wzięcia do niewoli samego cesarza. Nie zdawali sobie jednak sprawy, że działania te stanowiły jedynie dywersję przed właściwym najazdem, którego dokonali Anglicy. Ci, wylądowawszy w Calais, pomaszerowali wprost na Paryż, zajmując po drodze okoliczne duże miasta, w tym Metz, w którym zagnieździli się na stałe, i który miał pozostać w ich rękach aż do końca gry. W tej sytuacji pokonany Franciszek I musiał prosić o pokój. Znaczna połać jego królestwa znalazła się bowiem w rękach angielskich. Sam zaś zaangażował się tymczasem we Włoszech, gdzie toczył ciężkie boje wokół Mediolanu i Florencji z Papiestwem.

Zbliżała się decydująca konfrontacja. Na wschodzie po okresie pokoju Ottomanowie, knując na stronie z Protestantami, postanowili podjąć wspólne działania by osłabić cesarską supremację w tym regionie. Protestanckie wojska podeszły pod Pragę, która znajdując się na tyłach linii frontu nie posiadała silnej załogi i wkrótce padła. Interweniujące wkrótce potem wojska habsburskie dotknęła zdrada, która sprawiła, że większość cesarskich najemników przeszła na stronę protestancką. Pokonani wodzowie cesarscy cofnęli się w stronę Wiednia. Na wschodzie tymczasem szykowali się do lwiego skoku Turcy. Nagromadziwszy liczną armię uderzyli na Belgrad, który bronił się przez pewien czas, jednak nie zdało się to na długo. Jednocześnie Turcy rozpoczęli działania morskie. Ich pierwsze próby piracenia poskromiła jednak skutecznie szybko wybudowana wtedy flota habsburska. Mimo to jej sukcesy okazały się chwilowe. Piraci uciekli co prawda do portów tureckich na wybrzeżach Grecji, tam jednak skoncentrowała się wkrótce cała niemal regularna flota turecka. Połączywszy się z kaprami, uderzyła ona na broniące tego regionu okręty cesarskie, stojące w porcie na Malcie. Doszło do wielkiej bitwy morskiej, która zakończyła się całkowitym pogromem floty cesarskiej. Odtąd supremację na Morzu Śródziemnym zyskali Turcy. Jednocześnie na dworze francuskim wzięły górę elementy rewanżystowskie. Ulegający ich podszeptom Franciszek zgromadził wkrótce silną armię i przeszedłszy Pireneje uderzył na bogobojnych poddanych cesarza Karola. Zadowolił się jednak opanowaniem Walencji, licząc na to, że cesarz da mu satysfakcję i wkrótce poprosi go o pokój. Spośród działań toczących się w tej fazie rozgrywki warto jeszcze wspomnieć akcję Papieża, który wydatnie wspomógł Cesarza, wywołując zamieszki wśród protestanckich najemników stojących w Pradze, wskutek których większość lutrów rozeszła się do domów. Ułatwiło to w niedługim czasie odzyskanie przez Habsburga Pragi i odsunięcia niebezpieczeństwa grożącego jego rodowitym ziemiom od strony Rzeszy. Z kolei sukcesy Habsburga zachwiały lojalnością Anglika i dotychczas najspójniejszym w tej grze sojuszem, jaki tworzyły oba te państwa. Postanowił on w niedługim czasie wyzyskać chwilę słabości Habsburga i wiarołomnie uderzył na Antwerpię, którą zajął dzięki zdradzie części obrońców.

Wówczas to, gdy ościenne mocarstwa toczyły krwawe boje, okazało się, że Mikołaj Kopernik był tajnym współpracownikiem Habsburgów, a jego dzieło „O obrotach sfer niebieskich” powstało tylko dzięki ich szczodrym i wspaniałomyślnym dotacjom. Habsburgom udało się też odkryć Wielkie Jeziora w Ameryce (co prawda nie odkryli jeszcze po drodze Rzeki Św. Wawrzyńca, ale tak też czasami bywa). Dobiegał koniec 6 tury. Dzięki śmiałym posunięciom Karola V i wcześniejszym sukcesom wojennym (i łóżkowym) Henryka VIII, Anglia i Cesarstwo wysunęły się na prowadzenie i niemal osiągnęły liczbę punktów wymaganą do zwycięstwa w grze. Warto podkreślić bardzo dobrą grę w tej fazie rozgrywki Papieża, który mocno ograniczył postępy reformacji, przez co Protestanci przestali się liczyć jako pretendent do zwycięstwa, zaś Papież wysunął się nawet przejściowo na 3 miejsce.

W decydującym, siódmym etapie poszczególne mocarstwa zastanawiały się więc kogo poprzeć i jak sprawić, by jednocześnie powstrzymać od zwycięstwa zarówno Habsburga, jak i Anglię. Nad granicą turecko-węgierską stały już gotowe do uderzenia na Europę armie tureckie. W północnej Hiszpanii, w okolicach Barcelony przejściowo znalazł się z dość silną armią Franciszek I, który jednak od początku liczył na to, że Habsburg da mu satysfakcję i zaleczy zranioną niedawną klęską dumę. Na północy zaś Anglik stanął silnymi oddziałami w habsburskiej jeszcze do niedawna Antwerpii.

W tym momencie cesarz, w swoim majestacie, postanowił wznieść się ponad polityczne podziały i zawrzeć pokój ze wszystkimi, z którymi dotychczas wojował, dając im, zgodnie z przewidzianą w zasadach procedurą, po punkcie (czy też w przypadku Turka – dwóch punktach) zwycięstwa. Zawarł więc kolejno pokój z Anglią, Francją i Ottomanami. W wyniku tego odzyskał pograniczne twierdze i dawane przez nie punkty zwycięstwa, osiągając maksimum. W podobnej sytuacji znalazł się, jak już wspomnieliśmy, Anglik. Jak się okazało, ta tura była ostatnią, gdyż wyczerpane już całodniową niemal rozgrywką strony nie znalazły odpowiedniego rezerwuaru sił na jej kontynuowanie, ale też i sama sytuacja zdawała się być wyjaśnioną. Uznano więc za równoległych zwycięzców Anglię i Habsburgów. Po zakończeniu rozgrywki przejrzałem jeszcze karty, jakie gracze wylosowali w 7 etapie – nie było wśród nich karty Machiavellego – jedynej karty z talii, która umożliwia wypowiedzenie wojny i złamanie zawartego w tym samym etapie pokoju. Co za tym idzie, w tym ostatnim etapie wojnę z Habsburgiem mogłaby prowadzić jedynie Anglia, wykorzystując możliwość wypowiedzenia wojny w oparciu o swoją kartę narodową. Tym samym pozycja Habsburga wydawała się na koniec gry pewna. Dzięki wspomnianemu posunięciu pokojowemu udało mu się przede wszystkim oddalić wiszące nad nim zagrożenie tureckie. Dla Anglika w końcówce gry istniała za to poważna szansa zdobycia dalszych decydujących o sukcesie w grze punktów zwycięstwa, za opublikowanie traktatów teologicznych w Anglii i szerzenie w niej religii protestanckiej, w czym sprzyjała mu oczywiście frakcja Protestantów.

Reasumując, doprowadziliśmy rozgrywkę do przedostatniego etapu. Była ona bardzo wyrównana i przez to pasjonująca. Szanse stron i pozycja ich mocarstw na torze zwycięstwa zmieniały się wielokrotnie i niemal wszyscy mieli na którymś z etapów gry szansę na odniesienie zwycięstwa.

Autor: Raleen

Opublikowano 03.01.2011 r.

Poprawiony: poniedziałek, 03 stycznia 2011 14:50