Teraz ja. Stoczyłem w Muszynie kilka bojów.
Trzykrotnie grałem w „Twilight Struggle”. Za pierwszym razem przeciwnikiem moim był kolega raczej niedoświadczony i partia miała charakter nauki. W trzecim etapie został z kartą, która sprowadziła poziom DEFCON do 1 i w ten sposób przegrał. Pozostałe dwie to partie z Preclem (grałem Sowietami) i Gładkim (grałem USA), pierwszą przegrałem w 8 etapie, a drugą przegrywałem wyraźnie około 8 etapu. Nie dokończyliśmy jej.
Próbowaliśmy z Preclem pouczyć się też nieco w „For the People”, ale okazało się, że trochę za słabo znamy przepisy. Wynikiem tego braku znajomości było zdobycie w pierwszym etapie przez Precla McDowella, wodza Armii Potomaku Richmondu i pokonanie obu generałów Konfederacji na Wschodzie, Johnstone’a i Beauregarda.
Opanowaliśmy za to nieźle zasady „Flying Colours” i eskadra Royal Navy (5 liniowców) pod admirałami Pellewem i Warrenem w krwawym boju została pokonana przez Hiszpanów pod wodzą admirała Don Precla de Moreno i komandora von Bavarsky’ego (6 liniowców, w tym 4 I klasy). Straty Brytyjczyków to 3 liniowce zatopione – flagowy „Impeteux”, „Captain” i „Renown”, obaj admirałowie zginęli. Hiszpanie stracili III klasowego „San Agustin”, bliski spuszczenia bandery był też podobnej wielkości poważnie uszkodzony „San Antonio”. Ponadto uszkodzone zostały liniowce pierwszej klasy „Real Carlos” i „San Hermenegildo”. Hiszpanie wygrali dzięki przewadze w artylerii. Starcie miało miejsce niedaleko portu El Ferrol, w Zaczarowanym Kole.
Dalej idąc w morze odbyłem wraz z Bavarskim lekcję wstępną „Orła morskiego”, za co dzięki Sławkowi.
Jedyna gra wieloosobowa, czyli „Miecze Rzymu” w 5 osób, nie skończyła się dla mnie najszczęśliwiej, ponieważ Galowie, którymi dowodziłem, nie potrafili powstrzymać upadku sojuszniczego Rzymu, ciągle nękani przez przekupionych przez Kartagińczyków i Etrusków swych pobratymców zza Alp.
Poza manewrami odbyłem wycieczkę pieszą przez Góry Leluchowskie do wsi Wojkowa, gdzie obejrzałem sobie piękną cerkiew.
Ostatnie godziny i minuty w Muszynie spędziłem w towarzystwie Profesa i Andersa – niezmordowanych colorkowców, oraz pstrąga (dla którego były to ostatnie chwile w całości) w barze „Kinga”.
Dziękuje wszystkim, a szczególnie Debejowi, którego mapę Muszyny posiadam, za przyjęcie i gościnę, Preclowi – memu najwytrwalszemu przeciwnikowi i Sławkowi – za trud nauczycielski.
Autor: Leliwa
Opublikowano 22.11.2007 r.
« poprzednia | następna » |
---|
Poprawiony: piątek, 10 grudnia 2010 14:18