Auerstaedt 1806 – pierwsza rozgrywka

  • PDF
  • Drukuj
  • Email

W piątkowy wieczór, 2 czerwca 2006, miałem okazję rozegrać w klubie przy Smolnej partyjkę w „Auerstaedt 1806”, wraz z Markiem Domańskim, autorem gry i Robertem Sypkiem, autorem m.in. „Quatre Bras” i „Powrotu Grouchy’ego”, rozszerzeń do „Waterloo 1815”. Omawiana gra zrobiona jest również w tym systemie, aczkolwiek z istotnymi modyfikacjami. Poniższa krótka relacja będzie zawierała i typowe dla after action reports sprawozdanie i będzie dotyczyła zarazem samych zasad gry.

Należy wspomnieć, że modyfikacje dotyczą głównie dowodzenia i właściwości dowódców – dowódcy francuscy mają najogólniej rzecz ujmując większe możliwości wpływania na oddziały i w bardziej różnorodny sposób, zwiększając różne parametry jednostek. Pojedyncze jednostki wyróżniono odrębnymi parametrami np. w postaci bonusa przy ostrzale czy przy ataku wręcz dla wybranego batalionu. To tylko niektóre z modyfikacji. Autor dopracowywał jeszcze pewne szczegóły w trakcie gry; ogólnie zmierzały one do tego by oddać w grze przewagę morale i dowodzenia wojsk francuskich, która mimo przewagi liczebnej wroga umożliwiła marszałkowi Davout odniesienie zwycięstwa.

Rozstawienie nasze nie było wynikiem głębokich przemyśleń. Wytyczne w tej sprawie dawały zarówno mi jako grającemu Prusakami, jak i Francuzom (R. Sypek i M. Domański) pewną swobodę działań. W centrum zgrupowałem sporą liczbę kawalerii oraz duże siły piechoty. Artyleria również była raczej ześrodkowana. Francuzi z kolei mieli liczne siły na skrzydłach; na ich lewym skrzydle skupiły się dość mocne liczebnie i jakościowo oddziały dywizji Moranda, na prawej flance podobnie – tam też zajęły miejsce cztery pułki kawalerii lekkiej, jedyna kawaleria jaką w tej bitwie posiadali. Ugrupowanie wojsk francuskich było bardziej rozciągnięte, przygotowane do oflankowania pozycji pruskich. Prusacy przeciwnie: byli skoncentrowani, z kawalerią skupioną w centrum i na ich prawym skrzydle, liczebnie przewyższającą kilkakrotnie kawalerię francuską. Wydaje się, że takie ustawienie prowadziłoby w dalszej perspektywie, w razie postępów wojsk francuskich, do oskrzydlenia armii pruskiej i rozbicia jej pierwszego rzutu.

Druga grupa wojsk pruskich znajdowała się nieco z tyłu, w połowie planszy (podczas gdy Francuzi i pierwszy rzut armii pruskiej zaczynały przy krawędzi planszy, na jej krótszym odcinku). W ciągu dwóch do trzech etapów była ona w stanie dołączyć do pierwszego rzutu. Gra przewidywała też wejście do gry pruskich posiłków, w tym ciężkiej kawalerii, która, jak mi relacjonowali przeciwnicy, nieraz przyczyniała się do zwycięstwa Prusaków we wcześniej toczonych przez nich rozgrywkach. Nasza gra, jako że był to mój pierwszy kontakt z „Auerstaedt 1806”, nie trwała zbyt długo, bo i czasu nie było, a dodatkowo sytuacja w zasadzie rozstrzygnęła się dość szybko, więc nie było potrzeby jej przeciągać. W pierwszym etapie artylerii pruskiej udało się celnym ostrzałem zdezorganizować kilka batalionów z niezbyt licznych sił francuskich nacierających w centrum. Francuzi, mimo szczupłości sił, zdecydowali się bowiem i tu nacierać. W jednym ze zdezorganizowanych batalionów znajdował się gen. Gudin, który wskutek ostrzału poległ.

Następnie, działania podjęły wojska pruskie. Stojąca w centrum kawaleria zaatakowała francuskie oddziały, które zbliżyły się do naszych pozycji. Zarówno tyralierzy, jak i piechota liniowa w wielu przypadkach próbowali ogniem zatrzymać szarżującą kawalerię, co na ogół im nie wychodziło i kończyło się dla nich rozbiciem. Wskutek tych ataków kawaleria pruska rozniosła kilka batalionów, dodatkowo 4 czy 5 z nich było zdezorganizowanych wskutek wcześniejszego ostrzału artyleryjskiego. W samym środku linii francuskich wojsk udało się jej wyjść na tyły i rozbić 2 z 4 posiadanych przez Francuzów baterii artylerii, przedzielając wojska francuskie na pół.

Po tych zdarzeniach do akcji wkroczyła piechota, która zaatakowała pozostałą część oddziałów stojących w centrum, przy czym niektóre bataliony wroga nie bardzo miały się jak wycofać, bo na ich tyłach stała już pruska kawaleria. W ten sposób otoczono między innymi kolumnę dowodzoną przez gen. Moranda, którego oddział był atakowany przy stosunku 3:1 i wskutek walki przeszedł w stan ucieczki. Pruska kawaleria, mimo że w dużej części zdezorganizowana po szarżach, wykonała w bitwie lwią część roboty, rozbijając szereg dobrych oddziałów, a części z nich blokując odwrót. Działaniom w pierwszym etapie towarzyszyła emocjonująca dyskusja na temat interpretacji zasad i ich realizmu, niewątpliwie na kanwie tego czego w ciągu pierwszego etapu dokonała pruska kawaleria, i to ona była chyba dla obu stron ważniejsza niż sama rozgrywka. Właściwie gra na tym się zakończyła. Przygotowałem swoje wojska do walki w drugim etapie po czym zastanawialiśmy się nad możliwościami jakie się wytworzyły po walkach w etapie pierwszym. Wskutek zbliżenia się na pole bitwy kawalerii francuskiej należało się liczyć z jej szarżą, która w tych warunkach mogła przynieść dużo zamieszania, zwłaszcza w szeregach pruskiej piechoty. Zapewne część ze stojących w pierwszej linii batalionów mogłaby zostać mocno przetrzebiona ostrzałem karabinowym i potem rozbita wskutek ataków wręcz. Jedynie centrum francuskie było na tyle pobite i zdezorganizowane, że można się było spodziewać spokoju na tym odcinku.

Wnioski z rozgrywki, przynajmniej po stronie francuskiej, były takie, że przede wszystkim przewartościowana jest pruska kawaleria, nie pod względem współczynników, ale ogólnie pod względem możliwości działania jakie dają jej zasady. Jak wiadomo w „Waterloo 1815” kawaleria w trakcie fazy ruchu może wielokrotnie atakować, płacąc za każdy atak 1 punkt ruchu, a następnie pościg ma „za darmo”. Pojawiła się propozycja, aby kawaleria wydawała 1 PR za atak i jednocześnie płaciła punkty ruchu za poruszanie się, jak podczas normalnego ruchu. Dyskutowaliśmy też żywo nad tym jak odpierać szarże kawalerii – ja standardowo byłem za formowaniem w takich sytuacjach zaatakowanymi oddziałami czworoboków, koledzy za tym, żeby próbować powstrzymać kawalerię ogniem. W związku z tym pojawiły się też między nami rozbieżności co do interpretacji zasad rozkładania ognia przy ostrzale przez piechotę. Sądzę, że te i inne wątpliwości i dylematy o tym jak grać i czy tą grę w ogóle można wygrać na zasadach „Waterloo 1815” rozstrzygnie przynajmniej częściowo rozgrywka rewanżowa, z której relacji nie omieszkam napisać.

Autor: Raleen

Opublikowano 12.06.2006 r.