Włócznia przeciw pilum

  • PDF
  • Drukuj
  • Email

Zapewne wielu z Was, miłośników historii wojskowości, zastanawiało się nad tym, czemu Rzym przełomu III/II w. p.n.e. po dramatycznej walce z Hannibalem zdecydował się na dalsze, wydawałoby się awanturnicze wojny. Intrygującym jest fakt, że to właśnie na gruzach pozostałych po tych wojnach w niespełna 150 lat wyrosło imperium niemające sobie równego w ówczesnym świecie. Jak doszło do tego, że kolejne rzymskie kampanie w Grecji, Azji Mniejszej, Syrii, Poncie czy też w Hiszpanii kończyły się sukcesami? Czy armia rzymska rzeczywiście nie mogła zostać pokonana? W niniejszym artykule pragnę przedstawić ten moment w historii, kiedy to na drodze rzymskich legionów stanęła falanga potomków Aleksandra.

Rys historyczny
W połowie III w.p.n.e. starożytna Europa podzielona była na dwa odrębne światy: Wschód i Zachód, kulturowo i politycznie wyraźnie się od siebie różniące. Na Wschodzie walka o dominację toczyła się między diadochami, spadkobiercami imperium Aleksandra Wielkiego. W okresie nas interesującym już tylko trzy strony liczyły się w tej rozgrywce: Macedonia jako hegemon helleński, państwo Ptolemeuszy w Egipcie i państwo Seleucydów na Bliskim Wschodzie. Zmagania miedzy państwami hellenistycznymi zapełniają karty licznych książek i nie będzie przesadą z mojej strony stwierdzenie, że jest to chyba jeden z najciekawszych i najbogatszych w wydarzenia militarne okresów historycznych.

W III w. p.n.e. między tymi trzema państwami ugruntował się stan względnej równowagi. Przy tej okazji warto się przyjrzeć monarchii Antygonidów, której jako pierwszej przyjdzie podjąć wyzwanie rzucone przez Rzym. W tym celu musimy cofnąć się aż do 338 r. p.n.e. W roku tym Filip II, król Macedonii, zwyciężając na równinach pod Cheroneą połączone siły Greków przekreślił w jednej bitwie ich marzenie o wolności Hellady. Grecy zajmując pozycję między akropolem w Cheronei a rzeką Kefizos, ufni we własne siły, polegając zwłaszcza na Tebańczykach (którzy przeżywali w tym okresie rozkwit swojej sztuki wojennej – po zwycięstwie nad Spartą w bitwie pod Leuktrami), nie unikali bitwy.

Prawe skrzydło wojsk greckich zajmował elitarny Święty Zastęp tebański, razem z pozostałymi oddziałami łącznie 12 000 falangistów, dalej w centrum stało 10 000 Koryntyjczyków, Megarejczyków i Leukadyjczyków, zaś na lewym skrzydle twórcy koalicji antymacedońskiej – Ateńczycy w sile 8 000 ludzi. Blisko 5 000 najemnych lekkozbrojnych uzupełniało szeregi Greków. Naprzeciw nich Filip na czele hypaspistów zajął pozycję na prawym skrzydle, zaś jego syn Aleksander dowodzący jazdą – na lewym. Filip posuwał się do przodu w szyku skośnym, wzorując się na twórcy owej taktyki, Tebańczyku Epaminondasie (Leuktry 371 r. p.n.e.). Gdy zaczął się wycofywać pozorując chęć uniknięcia starcia, Ateńczycy lekceważąc przeciwnika ruszyli w ślad za nim tak, że w centrum ich szyku powstała luka. Wtedy na znak dany przez Filipa klinem jazdy ruszył do ataku Aleksander, rozcinając grecką linię. W momencie, gdy macedońska falanga zbliżyła się do nieprzyjaciela, Filip wstrzymał odwrót na prawym skrzydle i uderzył na Ateńczyków, którzy nie wytrzymali tego uderzenia. W tym czasie lekka jazda zaatakowała z flanki Święty Zastęp. Tebańczycy zostali otoczeni przez jazdę Aleksandra i wycięci w miejscu, gdzie stali.

Po zwycięstwie pod Cheroneą Filip II stał się panem północnej Grecji. Wkrótce w Koryncie zawiązany został Związek Helleński, oczywiście pod opiekuńczą ręką króla macedońskiego. Garnizony nowego hegemona zajęły takie strategiczne punkty jak Termopile, Chalkis na Eubei oraz Teby i twierdzę Akrokorynt, zwane przez współczesnych „kajdanami” Grecji. Stworzony przez Filipa system zwierzchnictwa Macedonii nad Helladą przetrwał z niewielkimi zmianami aż do czasów Filipa V.

Bitwę pod Cheroneą celowo przypomniałem bardziej opisowo by oprócz jej znaczenia politycznego zaakcentować jeszcze jeden istotny problem.

Armia macedońska, jej struktura i taktyka działania
Podstawową siłę armii macedońskiej stanowiła falanga. Wielu historyków wojskowości dostrzega w niej mało zwrotną formację, przeciwstawiając ją ówczesnym rzymskim legionom. Bitwa pod Cheroneą, gdzie po raz pierwszy w tak dużej masie wystąpiła falanga macedońska, już zdaje się zaprzeczać temu twierdzeniu. Czasy, gdy w Grecji bitwy rozstrzygane były poprzez przepchanie przeciwnika i zmuszenie go co najmniej do odwrotu odeszły w przeszłość. Olbrzymią wartość nowej formacji, jaką była macedońska falanga (nie należy jej mylić z grecką), potwierdził niejednokrotnie sam Aleksander Wielki. Nieliczne ocalałe opisy struktury macedońskiej falangi pozwalają w sposób nie do końca pewny wyjaśnić zasady jej funkcjonowania na polu bitwy.

Podstawową jednostką falangi była syntagma odpowiadająca w naszym rozumieniu batalionowi. Syntagma składała się z 256 ludzi, a stanowiło ją 16 lochoi (kolumn), z których każda liczyła 16 żołnierzy. Dowodził nią syntagmatarch, stojący w pierwszej kolumnie na prawo. W dowodzeniu jednostką wspierali go niżsi oficerowie. Każdą kolumną dowodził lochagos, podczas gdy jego zastępca – uragoj znajdował się z tyłu. Hemilochites to dowódca drugiej połowy kolumny, zaś kolejny oficer – enomotarch – ćwiartki. System dowodzenia polegał na kolejnej zależności: dwiema kolumnami dowodził dilochites, czterema – tetrarcha, ośmioma – taxiarcha, a całością – syntagmatarch. Pięciu innych funkcyjnych podążało z tyłu za jednostką: herold, sygnalista, trębacz, dodatkowy uragoj (dla powstrzymywania walczących od dezercji) oraz pomocnik. Syntagma często walczyła podzielona na połowę, gdyż zwykle głębokość jej szyków stanowiło nie 16, a 8 żołnierzy.

Po tych kilku wstępnych informacjach warto bliżej przyjrzeć się uzbrojeniu falangisty. Żołnierz walczył zwykle w pełnym rynsztunku bojowym. Używał mosiężnego hełmu typu trackiego z podłużnym grzebieniem. Klatkę piersiową i brzuch falangisty chronił gorset wykonany z kilku warstw materiału wzmocnionych metalowymi płytkami. Tarcza typu hoplon zastąpiona została o wiele mniejszą, lżejszą tarczą drewnianą, obciągniętą skórą. Nogi ochraniały mu długie po kolana nagolenniki. Sarissa o długości od czterech do sześciu metrów (zazwyczaj mierzyła 5,2 metra) przeznaczona była jedynie do pchnięcia. Trzymana oburącz, ze względu na swój ciężar stanowiła podstawową broń falangisty. W szyku pierwsze pięć szeregów falangi miało sarissy opuszczone poziomo, pozostali zaś trzymali je pionowo, nie uczestnicząc w walce. Praktycznie w skład uzbrojenia falangisty wchodził jeszcze tylko sztylet przeznaczony do dobijania pokonanego przeciwnika, rzadko – krótki miecz.

Myli się jednak ten, kto uważa, że armia macedońska opierała się tylko na falandze, często bowiem faktyczną siłę uderzeniową stanowiła w niej ciężka jazda. Hetajrowie ugrupowani byli w hiparchie i agemy. Uzbrojeni w dłuższe od ich greckich przeciwników włócznie niejednokrotnie osiągali przez to przewagę. Lekka jazda to prodromoi. Chociaż falanga i jazda stanowiły zasadniczy trzon macedońskiej armii, to nie mogły się one obyć bez wsparcia i osłony lekkich pieszych oddziałów procarzy i łuczników. Spośród nich wyróżniała się formacja peltastów, czyli oszczepników, kryjących się za niewielkimi tarczami.

Omówieniem taktyki i bezpośredniego sposobu walki całej armii macedońskiej zajmę się w dalszej części artykułu.

Ta swoista machina wojenna przez długi czas funkcjonowała na polu bitwy niemal bez zarzutu. Czasy Filipa II i Aleksandra Wielkiego to jedno pasmo zwycięstw Macedończyków. Po śmierci największego z wodzów starożytności, Aleksandra III Wielkiego, zbudowane przez niego imperium zostało podzielone między jego wodzów. Diadochowie od razu rozpoczęli spory o zasięg swojej władzy. Aby uzmysłowić jak rozległe były to obszary, wystarczy przypomnieć, że np. państwo Seleucydów rozciągało się od wschodnich wybrzeży Morza Śródziemnego aż do samych granic Indii. Armie, jakimi dysponowali hellenistyczni monarchowie liczyły często blisko 100 000 żołnierzy.

Jedną z największych bitew tego okresu była bitwa pod Rafią w 217 r. p.n.e. (w tym samym czasie rzymska armia pod dowództwem konsula Flaminiusza została unicestwiona w zasadzce nad Jeziorem Tyrazymeńskim). Bitwa rozegrała się w dzisiejszej Palestynie między Ptolemeuszem IV, władcą Egiptu a Antiochem III Seleucydą. Walczono o panowanie nad ziemiami południowej Syrii i Palestyny. Trzon armii Ptolemeusza stanowiła 25 000 falanga, wspierana przez 8 000 najemnych falangistów greckich. Około 20 000 egipskich wojowników odznaczało się już dużo mniejszą wartością bojową. Do tego 3 000 kreteńskich łuczników, 8 000 irackich i galijskich (!) peltastów. 3 000 lekkozbrojnych Libijczyków ubezpieczało podstawowe siły egipskiej armii. Blisko 3 000 gwardzistów Ptolemeusza miało zapewnić bezpieczeństwo swemu władcy na polu bitwy. Jazda egipska liczyła niespełna 5 000 ludzi, a 73 słonie afrykańskie (słabsze jednak od ich indyjskich przeciwników) stanowiły potencjalnie dużą siłę uderzeniową.

Przeciwnik Ptolemeusza, Antioch III, prowadził 20 000 falangistów, wzmocnionych 10 000 ciężkich hypaspistów. Do falangi dołączonych zostało 5 000 Greków, tradycyjnie walczących niezależnie od strony. 30 000 lżej uzbrojonych żołnierzy zostało zebranych z Arabii, Medii, Karduzji, Lidii i oczywiście z Krety (łucznicy). 6 000 jazdy i aż 102 słonie indyjskie znacznie przewyższało siłą i liczebnością egipskich przeciwników.

Na początku bitwy słonie indyjskie Antiocha zaatakowały słonie afrykańskie przeciwnika, które podczas odwrotu zniszczyły własną gwardię konną i piechotę Ptolemeusza. Następnie Antioch rozbił jazdę, a jego peltaści pokonali peltastów egipskich i Libijczyków, po czym rzucił się w pościg za uciekającymi. Tymczasem na drugim skrzydle zwycięstwo odnieśli Egipcjanie. W centrum szyku obydwu walczących armii stała falanga (uzbrojona na wzór macedoński). Antioch dysponował mniejszą liczbą falangistów, jednak miał jako wsparcie hypaspistów (cięższa falanga o krótszych włóczniach). Po rozbiciu skrzydeł obie falangi zwarły się ze sobą w walce. Zachęcana przez ukrywającego się w głębi szyku Ptolemeusza, liczniejsza falanga egipska odniosła zwycięstwo. Antioch, przekonany o swoim sukcesie, powrócił na pole bitwy zbyt późno, a jego zwycięskie prawe skrzydło nie odegrało już istotnej roli. Stracił około 10 000 piechoty, kilkuset jazdy i ponoć tylko 5 słoni. Straty Ptolemeusza wynosiły blisko 15 000 piechoty, 700 jazdy i 16 słoni.

Bitwa pod Rafią jest wspaniałym przykładem taktyki wojsk hellenistycznych. Falangi ustawione są naprzeciw siebie dla zniwelowania uderzenia przeciwnika. Jazda i lekkie oddziały zajmują pozycje na skrzydłach i rozpoczynają starcie. Idea manewru polegała na związaniu swoją falangą falangi przeciwnika, zaś jazda po przełamaniu skrzydeł miała otoczyć i zaatakować ją ze wszystkich stron. Tutaj najjaskrawiej widać jedną z podstawowych słabości macedońskiej falangi. W sytuacji, gdy jej atak od czoła zostanie powstrzymany, a skrzydła ulegną atakowi przeciwnika, staje się ona niemal bezbronna. Zmiana ustalonego kierunku ruchu przez 16 szeregów i zwrot o 180 stopni pięciometrowych sariss, gdy wróg nadal grozi od frontu, była właściwie niewykonalna w warunkach nierozstrzygniętego starcia. Bezradni w bezpośredniej walce mogli już tylko ginąć albo uciekać. Ową słabą stronę falangi znali oczywiście współcześni, jednak wcale nie dążyli do zmian i mieli w tym swoje racje. Uderzenie falangi w każdą inną formację kończyło się pogromem przeciwnika. Łatwo sobie wyobrazić, jaką siłę miała równo posuwająca się istna ściana włóczni, do której od przodu w żaden sposób nie było dostępu. Prawdopodobnie dlatego wodzowie tamtych czasów naprzeciw falangi wroga ustawiali swoją. O wszystkim miały zadecydować walki na skrzydłach.

Pomysł ze zwiększeniem uzbrojenia falangisty dawno został porzucony, a reformy szły w kierunku wydłużenia włóczni i zwiększenia szybkości formacji kosztem jej pełnego uzbrojenia. Warto podkreślić jeszcze problem wyboru terenu bitwy. Niezwykle ważne było, aby pole bitwy było względnie równe i bez naturalnych przeszkód. Stanowiło to niezbędny warunek pełnego wykorzystania bojowych wartości falangi. Armie hellenistyczne na ogół chętnie zgadzały się na otwarte przestrzenie, gdyż w ich składzie zawsze dominowała falanga.

SYTUACJA GEOPOLITYCZNA PRZEŁOMU III/II w. p.n.e. NA BAŁKANACH
Zostawiając na chwilę militarną stronę zagadnienia, przyjrzyjmy się bliżej politycznym wydarzeniom w Grecji. Pokrótce postaram się przybliżyć ogólną sytuację w świecie helleńskim, gdy do gry o hegemonię na Wschodzie włączają się barbarzyńcy z Zachodu, Rzymianie.

Na początek lat dwudziestych III w. p.n.e. przypada pierwsza interwencja Rzymu w sprawy Półwyspu Bałkańskiego. Przeciwnikiem Rzymian byli wtedy Ilirowie (zamieszkujący tereny dzisiejszej Chorwacji), utrzymujący się przede wszystkim z korsarstwa, jakie uprawiali na Adriatyku. W połowie III wieku powstało w Ilirii państwo pirackie rządzone przez królową Teutę. Jej flota złożona z dziesiątek małych statków (lemboi) zadawała poważne straty handlowi greckiemu i italskiemu. Tym prawdopodobnie ściągnęła na siebie karną ekspedycję Rzymu. Rzymianie zorganizowali ogromną wyprawę, na którą udali się obaj konsulowie. Brało w niej udział około 20 000 piechurów i 200 jazdy, popłynęła cała flota – łącznie 200 okrętów. Pokonana Teuta na życzenie gości oddała swoje ziemie zdrajcy Demetriuszowi z Faros, który w ten sposób założył własne państwo, zależne jednak od Rzymu.

W tym miejscu nasuwa się pytanie, czy wydarzenia 229 r. p.n.e. były wstępem do ekspansji Rzymian na wschód? Wydaje się, że tak nie było. Wyprawa iliryjska miała łupieżczy charakter i obliczona była na korzyści. Jak się później okazało regułą stało się to, że za jedną nawet mało obiecującą kampanią prędzej czy później musiały iść następne. Na razie w 226 r. p.n.e. przyszło Rzymowi odpierać jeden z najcięższych najazdów Galów.

Wróćmy jednak na Bałkany, gdzie jednym z sygnatariuszy nowego ładu stworzonego u wschodnich wybrzeży Adriatyku był Demetriusz z Faros. Nieznający dobrze swoich dobroczyńców Demetriusz próbował zyskać wpływy w okrojonej w wyniku wojny Ilirii. Przez długi czas działał we współpracy z królem macedońskim Antygonem Dossonem, zachowując się jak niezależny partner polityczny. Niewątpliwie musiało to drażnić Rzymian, niemających zamiaru pozwalać swym klientom na nazbyt swobodne działania, dlatego już w 219 r. p.n.e., po uporaniu się z Galami, Rzymianie ponownie wyprawiają się do Ilirii. W wyniku kampanii niewiele dłuższej od poprzedniej Demetriusz zostaje pokonany i wygnany z Ilirii. Ten ambitny władca w poszukiwaniu wsparcia przeciwko Rzymianom zawędrował do sąsiedniej Macedonii, gdzie jej nowy król Filip V przyjął go z otwartymi rękami.

Królestwo Macedonii z niepokojem spoglądało na nowego sąsiada. Gdy w 221 r. p.n.e. w czasie wyprawy przeciwko Ilirom zmarł Antygon Dosson, władza królewska w Macedonii przypadła siedemnastoletniemu Filipowi V. W przeciwieństwie do swoich oponentów Filip z racji swego wieku nie miał w momencie objęcia władzy żadnego przygotowania ani politycznego, ani wojskowego. Może dlatego Antygon Dosson niedługo przed śmiercią, przewidując szkodliwe następstwa mogące wyniknąć z niedoświadczenia swego następcy, ustanowił radę regencyjną, mającą czuwać i pomagać królowi. Rzeczywiście zadania, przed jakimi miał wkrótce stanąć nowy władca, musiały zadecydować o losach państwa, o jego hegemonii lub upadku.

W 221 r. p.n.e. najważniejsze dla Macedonii zdawało się być utrzymanie, pogłębienie i rozszerzenie hegemonii w Grecji. Dla osiągnięcia tego celu koniecznym było wyeliminowanie wszelkich wpływów na sprawy greckie jakiegokolwiek innego mocarstwa. Dwa państwa wchodziły tu przede wszystkim w rachubę. Jednym z nich był Egipt, od podziału monarchii Aleksandra główny rywal Macedonii. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności w tym samym 221 r. p.n.e. zmarł Ptolemaios III Euergetes, którego panowanie stanowiło szczyt potęgi Lagidów. Jego następcy, o wiele gnuśniejsi, wycofali Egipt z rozgrywki o Grecję.

Drugim przeciwnikiem Macedonii był Związek Etolski, skupiający w swym organizmie część państw-miast środkowej Grecji. Był to przeciwnik niewątpliwie słabszy, za to niezwykle agresywny i groźny politycznie. Szermując hasłami o uniezależnieniu Grecji od Macedonii prowadzili Etolowie liczne wojny przeciwko sprzymierzeńcom Filipa na Peloponezie. W ostatnich dziesięcioleciach III wieku p.n.e. Związek rozszerzył się o Elidę i Messenię. Po niedługim czasie rządząca w Messenii partia oligarchiczna zamyślała zerwać sojusz z Etolami i przystąpić do Związku Helleńskiego. Odpadnięcie Messenii oznaczałoby dla Związku Etolskiego cios nadzwyczaj dotkliwy. W ślad za Messenią mogłaby odpaść Elida i inne zachęcone tym państwa związkowe. Z osamotnionymi Etolami Macedonia rozprawiłaby się niewątpliwie bardzo szybko.

Na wiosnę 220 r. p.n.e. Związek Etolski zarządził powszechną mobilizację. Wkrótce jego wojska wtargnęły do Messenii, pustosząc gruntownie tę najbogatszą krainę Peloponezu. Jak się okazało, miasta greckie były całkowicie nieprzygotowane do walki. Związek Achajski, skupiający państwa-miasta Peloponezu, wykazał swoją bezsilność militarną. W obliczu śmiertelnego zagrożenia rada Związku, nie mając innego wyjścia, zdecydowała się wysłać poselstwo do Pelli (stolicy Macedonii) z prośbą o pomoc. W sierpniu kolejna wyprawa Etolów ruszyła na Peloponez. Jej skutki były dla bezradnych Achajów (zjednoczonych już z Messenią) wręcz opłakane. Kompromitacja armii związkowej w bitwie pod Kaphyai dowiodła, że bez Macedończyków nie da się powstrzymać przeciwnika. Tymczasem ku teatrowi wojny zbliżała się armia Filipa V, który niechętnie decydował się na wojnę ze Związkiem Etolskim. Na wieść o jej marszu Etolowie, nie mogąc podjąć wyzwania, pośpiesznie ewakuowali się z Półwyspu.

We wrześniu Filip zwołał do Koryntu zgromadzenie przedstawicieli państw należących do Związku Helleńskiego. Na jego forum wysłuchał wszystkich skarg skierowanych przeciwko Etolom. Następnie zarządził głosowanie, w wyniku którego uchwalono jednogłośnie wojnę. W uchwale sformułowano równocześnie cele wojny, w pierwszym rzędzie odebranie Etolom wszystkich ziem zagrabionych od śmierci Demetriosa II. Poza tym planowano odebrać Związkowi wszystkie te ziemie, które przyłączone zostały do niego wbrew własnej woli (interpretacja tego punktu umożliwiała faktyczny rozbiór państwa). Gdyby wprowadzono te postanowienia w życie, koniec Związku Etolskiego byłby przesądzony, a niepodzielnym hegemonem Grecji zostałaby Macedonia. Zasadniczy punkt polityki Antygonidów zostałby osiągnięty. Militarnie i politycznie wszystko przemawiało za armią macedońską, Etolowie nie byli zdolni przeciwstawić się jej w otwartej bitwie.

Nie będę przytaczał dokładnych losów wojny, ponieważ jej rzetelne omówienie zajęłoby wiele miejsca. Warto podkreślić wynik tych zmagań, które trwały do 217 r. p.n.e. Pokój podpisany w Naupaktos, kończący nierozstrzygniętą wojnę, przyniósł Macedonii jedynie niewielkie korzyści terytorialne, nie złamał zaś samego Związku, co już wkrótce miało się okazać niewybaczalnym błędem. Na decyzję Filipa o zakończeniu wojny z Etolami wpłynęło kilka czynników. Ówcześni historycy, nieprzychylni królowi, uwydatniali jedynie słabość jego charakteru.

Tymczasem w czasie trwania wojny sytuacja polityczna wokół Grecji uległa gruntownej zmianie. W 219 r. p.n.e. Rzymianie stają ponownie w Ilirii. Cyklady, będące dotychczas pod panowaniem Egiptu, zdają się bezbronne wobec kryzysu, jaki przeżywa to państwo. Wybór nowego kierunku uderzenia macedońskiej falangi nie mógł być przypadkowy. Jeżeli raz chmury ukazujące się dziś od strony zachodniej wyładują się nad Helladą, obawiam się bardzo, iż skończą się zabawki z pokojem i wojną, któremi się obecnie bawimy między sobą, tak że będziemy błagać bogów, ażeby nam pozwolili i wojować i godzić się ze sobą, kiedy chcemy i w ogóle być panami naszych sporów. Agelaos z Naupaktos, cytowany przez Polibiusza.

PIERWSZA WOJNA RZYMSKO-MACEDOŃSKA
Czasy, na które przypada pierwsza wojna macedońska, dobrze znane są z wydarzeń na Zachodzie, gdzie w 218 r. p.n.e. rozpoczyna się druga wojna punicka, wojna między rosnącą potęgą młodej Republiki a potomkami fenickich kolonizatorów – Kartaginą. Jak się wydaje, przerwana ekspansja Rzymu w Ilirii była niezwykle korzystna dla Filipa V. Po zakończeniu wojny z Etolami król macedoński, mając wolne ręce, postanowił upomnieć się o zwierzchnictwo nad tą krainą. W tym celu wyprawił się przeciwko niezależnemu wodzowi iliryjskiemu Skerdilaidasowi. Ten, przerażony najazdem, poprosił Rzymian o pomoc. Republika nie odmówiła, przysyłając 10 pięciorzędowców z wojskiem, mimo że oczekiwały ją decydujące starcia z Hannibalem, będącym w sercu Italii. Tylko tymi szczupłymi siłami uzyskali Rzymianie bezwzględne panowanie na Adriatyku wobec braku floty u przeciwnika.

Uważa się, że udzielając pomocy iliryjskiemu władcy znajdującemu się na stopie wojennej z Macedonią, Rzym sam pierwszy rzucił wyzwanie tej ostatniej, chociaż stanu wojny między obu państwami nie było. Faktem jest również to, że w niespełna rok później Filip V, znając już wynik bitwy pod Kannami, wysłał poselstwo do zwycięskiego Hannibala. Jego wysłannicy podpisali z Punijczykiem traktat o następującej treści: Jeżeli bogowie dadzą nam szczęśliwy wynik wojny przeciw Rzymianom i ich sprzymierzeńcom, a Hannibal zażąda układów z Rzymianami co do przyjaźni, ułożymy się w ten sposób, żeby ta sama przyjaźń także was (tj. Filipa V) objęła: Rzymianom nigdy nie będzie wolno zaczynać z wami wojny ani nie będą panami Korkyry, Apolonii, Epidamnos, Faros, Dimale, Partho i Atintanii. Nadto muszą zwrócić Demetriuszowi z Faros wszystkich poddanych, którzy przebywają w rzymskim obszarze państwowym. Gdyby zaś Rzymianie podjęli wojnę przeciw wam albo przeciw nam, udzielimy sobie wzajemnej pomocy, jak długo będą wymagały obustronne potrzeby…” (tłum. S. Hammer).

Wobec tak jawnych naruszeń neutralności pokój między Rzymem a Macedonią był nie do utrzymania. Rzym potrzebował złapać choćby krótki oddech w wojnie punickiej, aby pokazać Macedończykowi, iż tego co raz wziął, nie zwykł zwracać.

W tym miejscu warto postawić pytanie, jak potoczyłyby się losy II wojny punickiej, gdyby w 215 r. p.n.e. Filip V przysłał do Italii posiłki, gdyby 30-tysięczna armia macedońska pomogła zwycięskiemu Hannibalowi uderzyć w samo serce Republiki, w miasto Roma. Jednakże nie było to możliwe. Na przykładzie wojny ze Skerdilaidasem widać, iż Macedonia nie posiadała w tym czasie floty, która nadawałaby się do przewiezienia takiej masy wojska. Wiosną 214 r. p.n.e. Filip rozpoczął operacje wojenne atakiem na Korkyrę. Podobnie jak dwa lata przedtem, także teraz wystarczyła informacja o pojawieniu się floty rzymskiej w Brundisium, aby skłonić króla do natychmiastowego odwrotu. W rzeczywistości siły rzymskie były nieznaczne. Dowodzący rzymską eskadrą propretor Marcus Valerius Laevinus miał zaledwie 25 okrętów. Następne zaczepne działania Filipa na wybrzeżu iliryjskim kończyły się połowicznymi sukcesami. Dopiero w 213 r. p.n.e. opanował znaczną część tej krainy.

Jest pewnym fakt, że król Macedonii traktował wojnę z Republiką podobnie jak inne lokalne konflikty. Miał nadzieję, że wraz z wyparciem rzymskich garnizonów z Półwyspu Bałkańskiego wojna zostanie zakończona. Do 211 r. p.n.e. Rzym był w głębokiej defensywie. W ogóle sprawy wojny z Macedonią miały dla niego podrzędne znaczenie. Jednakże w tym samym roku Rzymianie opanowali Sycylię, ponownie zdobyli Kapuę – wyraźnie odzyskali inicjatywę strategiczną. Wkrótce flota Laevinusa powiększyła się o następne 25 okrętów. Dodatkowo Rzymianie doskonale znali sytuację polityczną w Grecji. Na jesieni 211 r. p.n.e. propretorowi udało się nakłonić tradycyjnych wrogów Macedonii – Etolów do podpisania przymierza zaczepno-odpornego.

Sojusz ten skierowany był nie tylko przeciwko Filipowi, ale również przeciw jego greckim sprzymierzeńcom. W myśl porozumienia, w wyniku wojny w Grecji Etolom miały przypaść terytoria, a Republice ludzie i łupy. Sojusz był niewątpliwie bardzo korzystny dla Etolów, dlatego też bezzwłocznie wypowiedzieli wojnę Filipowi. Wkrótce po zdobyciu wyspy i miasta Zakynthos Rzymianie przekazali je Etolom. Podobnie uczynili z Oindai i Nasos.

Teraz okazało się jak fatalnym błędem macedońskiej polityki był pokój w Naupaktos. Dzięki przymierzu z Etolami Rzym nie tylko paraliżował wszelką akcję zaczepną Filipa, lecz nawet sam mógł przejść do ofensywy. Stosunkowo korzystne dla Macedonii wydarzenia 210 r. p.n.e. zapowiadały długi konflikt. Dla Związku Helleńskiego, który wspierał Macedończyków, bolesna była strata Eubei. Pomimo tego niepodzielnie panowali na lądzie. Działania Etolów były ograniczone i mało skuteczne, ponieważ Rzymianie nie mogli wysłać więcej wojsk do Grecji. W 209 r. p.n.e. Etolowie, wsparci przy desancie Zatoki Korynckiej, najechali ziemie Achajów. Filip V osobiście poprowadził odsiecz. Etolski strateg Pyrrhias dwukrotnie próbował zastąpić drogę Macedończykom i dwukrotnie uciekał z pola bitwy. Wyczerpani wojną Etolowie wynegocjowali jednomiesięczny rozejm. Dyplomacja rzymska, zaniepokojona pacyfikacją Grecji,obiecywała Etolom coraz większe wsparcie. Flota rzymska demonstracyjnie wpłynęła do Naupaktos (największego portu Etolii). Nie dziwi zatem fakt, iż partia wojenna wzięła w Związku górę.

W 208 r. p.n.e. Filip odniósł największy sukces w tej wojnie. Niespodziewanym nocnym atakiem zdobył przełęcz w Termopilach (dotychczas kontrolowaną przez Etolów). Przyszło to w samą porę, albowiem sprzymierzeni przygotowali się do frontalnej ofensywy w środkowej Grecji. Zaskoczeni atak swój okupili dużymi stratami, zaś Filip nadal pozostał niepokonany na lądzie. Równocześnie zaczął rozbudowywać swoją flotę. Działanie to było słuszne, ale niestety spóźnione.

Tymczasem nad Republiką zawisło kolejne niebezpieczeństwo. W 207 r. p.n.e. Hazdrubal (dowódca wojsk hiszpańskich Kartaginy) w ślad za Hannibalem przekroczył Alpy, przyprowadzając bratu do Italii weteranów z Hiszpanii. Rzymianie wycofali swoje wojska z Grecji, Filip V nie potrafił jednak do końca wykorzystać tej sprzyjającej sytuacji. Mimo przegranej Spartan pod Mantineą, Filip nie zajął tego kluczowego państwa na Peloponezie. Wreszcie, solidnie przygotowany atak na samą Etolię spowodował, że opuszczona przez Rzymian poczęła prosić o pokój. Przy porozumieniu pośredniczyły państwa neutralne: Egipt, Rhodos, Chios, Mytilene i Byzantion. Świat helleński zaczął dostrzegać, że do spraw cywilizowanego kręgu mieszają się barbarzyńcy z Zachodu. Nieznana nam jest treść pokoju z 205 r. p.n.e. Jedno nie ulega wątpliwości – Filip V był zwycięzcą, ale Związek Etolski nadal istniał niezależnie od niego.

Rzymianie nie dawali za wygraną. W 206 r. p.n.e. nowy dowódca rzymski, P. Sempronius dysponował już jednym legionem i jedną alą (łącznie około 10 000 piechoty) oraz 1 000 jazdy. Pokój etolsko-macedoński spowodował, że teatr wojny na nowo przeniósł się do Ilirii. Energicznie rozpoczęte oblężenie twierdzy Dimalos nie udało się. Na wieść o zbliżaniu się Filipa Sempronius zwinął oblężenie i schronił się w Apolonii. Na tym kończyły się pierwsze zmagania rzymsko-macedońskie. Pokój na zasadzie status quo nunc (to co jest teraz) zostawiał w rękach Rzymian Apolonię i Epidamnos, sankcjonował również podboje Filipa w Ilirii.

DRUGA WOJNA RZYMSKO-MACEDOŃSKA
Około 201 r. p.n.e. przed senatem rzymskim stanęło poselstwo z Rhodos i z innych państw cykladzkich. Prośby o pomoc w walce z Filipem nie znalazły posłuchania. Rzym był zmęczony dopiero co zakończoną wojną z Kartaginą. Jednak wojna na terytorium przeciwnika nie przynosi strat, a raczej przeciwnie, umiejętnie prowadzona może dostarczyć obfitych zysków. Ugrupowanie prące w Rzymie do wojny potrzebowało ledwie roku, aby przekonać obywateli o konieczności poniesienia jeszcze tego jednego wysiłku. Przypominano traktat o współpracy Filipa z Hannibalem z 215 r. p.n.e., grożono, że Macedończycy lada dzień wylądują w Italii na wzór słynnego Punijczyka. Rzymskie tribus chcąc, nie chcąc ustanowiły wojnę. Do Pelii udało się poselstwo rzymskie z młodym i porywczym M. Aemiliusem Lepidusem na czele. W czasie audiencji u króla poseł rzymski przybrał ton rozkazujący, zgoła niezwykły w stosunkach dyplomatycznych. W imieniu senatu zażądał pozostawienia państewek greckich w spokoju. Filip z iście królewską powagą oświadczył, że wybacza mu zuchwałą mowę dla trzech powodów – po pierwsze dlatego, że jest młody i niedoświadczony, po wtóre, ponieważ jest bardzo piękny i po trzecie dlatego, że jest Rzymianinem, „ja zaś żądam od Rzymian nienaruszania umów i niewszczynania z nami wojny. Jeżeli zaś to zrobią, będziemy się bronić dzielnie wezwawszy bogów na pomoc”, dodał na koniec. Mowa królewska zrobiła ponoć duże wrażenie na posłach, ale w ślad za nią winny iść czyny.

Na jesieni 200 roku konsul P. Sulpicius razem z dwoma legionami i dwoma alami sprzymierzeńców (około 20 000 piechoty i 1 800 jazdy) wspartych 1 000 Numidyjczyków ląduje w Apolonii w Ilirii. Siły, które wyznaczono do wojny w Grecji, były ponad dwukrotnie liczniejsze od tych, które Rzym wystawił w czasie pierwszej wojny macedońskiej, mimo to warto zauważyć, że i tak Republika zdawała się lekceważyć nowego wroga. Przecież siły te stanowiły ledwie 10 procent tego, co wystawiono przeciw Hannibalowi. Dodatkowo miały być one siłą ofensywną, a nie ograniczać się do działań obronnych. Niewątpliwie dawało to już na początku wojny duże szanse Filipowi, który mógł wystawić w polu około 35 000 żołnierzy. Gdyby państwa Związku Helleńskiego wykonały należycie zobowiązania sojusznicze, winny przysłać dodatkowo 10 000-15 000 ludzi. Połączone siły grecko-macedońskie mogłyby łatwo znieść pojedynczą armię konsularną.

Rzymianie, w przeciwieństwie do roku 215, nie mogli już liczyć na sojuszników w basenie M. Egejskiego. Attalos (król Pergamonu) i Rodyjczycy po klęskach w bitwach morskich pod Chios i Lade nie byli zdolni do żadnych groźniejszych akcji. Ateńczycy bardziej sami potrzebowali pomocy niżby mogli jej udzielić. Tradycyjni sojusznicy Rzymu, Etolowie dalecy byli od ponownego wypowiedzenia wojny Macedonii, mając w pamięci odstępstwo Rzymian z 206 roku i przegraną ostatecznie wojnę. Na walnym zgromadzeniu Związku propozycji sojuszu z Rzymem nie przyjęto. Jednak ostateczną decyzję miał podjąć upoważniony do tego strateg, gdyby uznał, że nastąpiła zasadnicza zmiana w stosunku sił rzymsko-macedońskich.

Nie ulega wątpliwości, iż Etolowie przyjęli postawę wyczekującą, uzależniając swój udział od postępów rzymskiej armii. Miała się nie powtórzyć sytuacja sprzed 5 lat, gdy samotnie walczyli z całą potęgą Macedonii. W tej sytuacji dramatyczną potrzebą chwili było dla Filipa odniesienie zwycięstwa nad Sulpiciusem. Nie musiało ono być decydujące militarnie, choćby zwycięska potyczka, a państwa Grecji opowiedziałyby się w przeważającej większości przeciw Rzymianom. Król macedoński wbrew oczekiwaniom, zamiast skierować się przeciw konsulowi postanowił rozprawić się ze zbuntowanymi Ateńczykami. Wkrótce z niewielką armią wpadł do Attyki, łupiąc ją niemiłosiernie. Sulpicius natychmiast wysłał 25 okrętów z 1 000 żołnierzy na pokładach na pomoc Atenom. Siły te razem z samymi Ateńczykami wystarczyły, aby uniemożliwić Filipowi bezpośredni atak na miasto. Dodatkowo sprzymierzeni opanowali Chalkis i próbowali ataku na najpotężniejszą twierdzę macedońską w Grecji, Demetrias. Filip miotał się bezsilnie, rozsyłając wojska we wszystkich zagrożonych desantem kierunkach. Gdziekolwiek jednak przybył, Rzymianie natychmiast po spaleniu tego, czego nie można było załadować na okręty, ewakuowali się na morze.

Podczas gdy Filip zmagał się z niewielkimi siłami w Attyce, Rzymianie podjęli bezpośredni atak przeciwko terytorium macedońskiemu z kierunku iliryjskiego. Zastępujący chorego konsula legat L. Apustius niespodziewanie wtargnął do Dassaretji (prowincji macedońskiej). Zdobywając szereg pomniejszych miasteczek podszedł pod silnie bronioną Antipatreę. Mimo bohaterskiej obrony miasto zostało wzięte szturmem. Cała dorosła ludność płci męskiej została wycięta w pień, reszta sprzedana w niewolę. Będący pod wrażeniem sukcesu rzymskiego drobni, plemienni władcy iliryjscy przyłączyli się do wojny. Podobnie uczynił król Athamanów, do niedawna sprzymierzony z Filipem. W wyniku tego cała północno-zachodnia granica Macedonii została poważnie zagrożona. Filip, zmuszony zabezpieczyć się z każdej strony, rozdrabniał swoje siły.

Najlepszym dowodem na to, że uległy one znacznemu osłabieniu były wydarzenia 199 r. p.n.e. Wtedy to konsul ponownie wdarł się do Dessaretji. Oczekująca go armia macedońska uchyliła się od walnej bitwy, szukając rozstrzygnięcia w walce podjazdowej. Jest to niezwykle znaczący epizod wojen rzymsko-macedońskich. Armia spadkobiercy tradycji wojskowych Aleksandra Wielkiego po raz pierwszy cofała się przed Rzymianami. Dotąd to Rzymianie na widok zastępów Filipa chowali się po zdobycznych twierdzach! W czasie tych działań podjazdowych macedońska jazda dopadła część rzymskich oddziałów zajętych furażowaniem. Zbyt długi pościg o mało nie skończył się katastrofą, gdy zasadnicze siły legionów wkroczyły do walki. Filip nie wprowadził ciężkiej piechoty do bitwy.

Po tej porażce Filip wycofał się do prowincji Pelagonia, gdzie postanowił bronić wąwozów wiodących do serca kraju. Był to kolejny błąd króla, gdyż falanga macedońska, podobnie jak i ciężka jazda, nie mogły spełnić oczekiwań wodza w tak trudnym, górzystym terenie. Ruchliwsze, lekkozbrojne oddziały legionowe wkrótce opanowały ważniejsze przejścia.

O dziwo, Rzymianie po zdobyciu ledwie jednego miasta pospiesznie wycofali się do Dessaretji. Niewątpliwie cel swój osiągnęli, pokazując Grekom, że przeważają nad Macedończykami (chociaż nie doszło jeszcze ani razu do starcia z ich falangą). Na wieść o pomyślnej kampanii wodza rzymskiego Związek Etolski natychmiast przystąpił do wojny. Po dłuższym przygotowaniu zaatakował Tessalię. Tym razem Filip zareagował błyskawicznie, zadając Etolom poważne straty zmusił ich do pośpiesznej rejterady. Równocześnie na północy pobici zostali Dardanowie. Niebezpieczeństwo skoordynowanego ataku wrogów Macedonii zostało zażegnane.

Oceniając wydarzenia ze 199 r. p.n.e. nie można powstrzymać się od negatywnej oceny osoby Filipa V. Strategia głębokiej obrony, jaką przyjął w walce z Rzymianami zdaje się być dużym błędem, który o mały włos nie skończył się katastrofą. Zamiast podjąć ryzyko król, poprzez unikanie przyjęcia decydującej bitwy, znacznie osłabił morale armii i spowodował, że Grecja podejrzewała go o to, iż nie dotrzyma pola Rzymianom.

Rok 198 p.n.e. zaczął się od wielkich manewrów obydwu armii. Filip, przewidując że Rzymianie będą chcieli połączyć się z Etolami, zajął dogodną pozycję w Epirze nad rzeką Aoos. Wkrótce pod umocnienia Macedończyków podeszła armia rzymska z T. Quintusem Flaminiusem na czele, wzmocniona o dodatkowe 8 000 piechoty i 800 jazdy, w tym 3 000 weteranów z drugiej wojny punickiej. Siły rzymskie znacznie teraz przewyższały zastępy macedońskie. Filip postanowił jednak bronić się nad rzeką, albowiem pozycja wydawała się mocna. Pierwszy atak potwierdził to i Rzymianie z dużymi stratami musieli odstąpić. Konsul nie zrażony tym niepowodzeniem szukał innych rozwiązań.

Pasterz epirocki wskazał Rzymianom drogę wiodącą na tyły armii macedońskiej. Flaminius wysłał tędy 4 000 piechoty i 300 jeźdźców, sam zaś zaatakował od czoła. Macedończycy wpadli w panikę i tylko niezdecydowaniu wodza rzymskiego zawdzięczali fakt, że zostawili niewiele ponad 2 000 poległych. Po klęsce nad rzeką Aoos Filip cofnął się do Tessalii. Tessalia to kraj równinny, idealnie nadający się do stoczenia generalnej bitwy. Falanga i jazda miałyby tutaj optymalne warunki do walki. Jednak Filip, załamany seryjnymi porażkami, pozostawił krainę na pastwę wroga. W wyniku tych wydarzeń środkowa Grecja pozbawiona została opieki macedońskiej. Związek Achajski okazał się wiarołomnym sojusznikiem i zaraz przystąpił do sojuszu z Rzymianami. Wspólne akcje z Rzymianami przeciwko twierdzom macedońskim nie przynosiły żadnych rezultatów wobec wytrwałej obrony załóg macedońskich. Rzymianie rozprawiali się z greckimi sprzymierzeńcami Filipa. Wkrótce cała Fokida i Lokryda wpadły w ich ręce. W tej sytuacji król zaczął wątpić w sens dalszej walki, mimo że nadal nie użył swoich podstawowych sił. Zaczął szukać rozwiązania w dyplomacji.

Na zjeździe w Nikei za cenę pokoju pragnął zwrócić Rzymowi swoje posiadłości iliryjskie, Etolom – Pharsalos, Achajom – Korynt i Argos, Rodyjczykom – Peraję. Macedonii pozostałaby tylko część Eubeii i Tessalia. Flaminius, chcąc dobić korzącego się przeciwnika, postawił jeszcze dodatkowe warunki, których przyjęcie oznaczało dla Macedonii koniec jakiegokolwiek znaczenia politycznego. Nic dziwnego zatem, że rozmowy nie doprowadziły do porozumienia. Filip V postanowił jeszcze raz spróbować szczęścia w rozstrzygnięciach militarnych. Wreszcie zdał sobie sprawę, iż od nich zależeć będzie wszystko. Dla wypełnienia luk kadrowych spowodowanych trwająca już trzy lata wojną przeprowadził powszechną mobilizację, od szesnastoletnich chłopców począwszy na weteranach kończąc. Mimo to armia macedońska liczyła tylko 16 000 falangistów, 2 000 peltastów, 4 000 Traków i Iliryjczyków, 1 500 najemników i 2 000 jazdy.

Do kampanii 197 r. p.n.e. Flaminius otrzymał wzmocnienia: 6 000 piechoty i 300 jazdy. Posiłki te wystarczyły do wyrównania strat i doprowadzenia stanu liczebnego armii rzymskiej do przeszło 26 000 ludzi. Do tego mieli dołączyć się greccy sprzymierzeńcy. Łączne siły koalicji po połączeniu się liczyły:

Piechota:
2 legiony po 6 200 ludzi – 12 400
2 alae sprzymierzeńców – 12 400
Etolowie – 6 000
Athamanowie – 1 200
Kreteńczycy – 1 100
Apolloniaci – 300
Ogółem piechoty – 32 400
Jazda:
rzymska – 600
socii – 1 200
Numidowie – 1 000
Etolowie – 400
Łącznie jazdy – 3 200

KAMPANIA 197 r. p.n.e. KYNOSKEPHALAI
Flaminius, głównodowodzący połączonej armii, wybrał Tessalię na kierunek głównego uderzenia. Posuwając się wzdłuż wybrzeża Morza Egejskiego utrzymywał stały kontakt z równolegle płynącą flotą. Jako pierwsze na drodze Rzymian stanęły Teby Tessalskie. Próba zawładnięcia miastem nie powiodła się. Na wiadomość o tym, że Rzymianie stoją pod Tebami, Filip wyruszył z Larissy prosto przeciw nieprzyjacielowi i stanął obozem w odległości 5 kilometrów na północny-zachód od Pherai. Następnego dnia kontynuował marsz w kierunku przeciwnika. Jego awangarda, wysłana celem obsadzenia wzgórz dominujących nad Pherai, natrafiła na rekonesanse rzymskie. Potyczki między nimi miały charakter walk zwiadowczych. Po tej wstępnej próbie sił Flaminius nie mógł zdecydować się na walną bitwę, ustąpił. Rzeczywiście, teren na południe od Pherai był dla Rzymian mało korzystny. Na dodatek w razie niepowodzenia armia rzymska nie miałaby się gdzie wycofać, gdyż odwrót zamykało jej morze.

Rzymianie ruszyli przeto na zachód, w kierunku Skotussy, zbliżając się do terytorium Etolów. Moralny zwycięzca spod Pherai, Filip, ruszył w pościg. Przez dwa dni obie armie maszerowały w niewielkiej odległości od siebie przy ciągłych utarczkach awangardy Filipa z ariergardą Flaminiusa. Po jakimś czasie pochód ich był niemal równoległy względem siebie, Rzymianie na zachód, Macedończycy po drugiej stronie linii na północny-zachód. Nie chcąc zgubić nieprzyjaciela Filip wkrótce skręcił na południe w kierunku Rzymian. Jak się wkrótce okazało szedł prosto na nich. Flaminius, całkowicie zdezorientowany, nie znał pozycji armii Filipa. Skuteczne rozpoznanie uniemożliwiała gęsta mgła, jaka zapanowała niepodzielnie nad okolicznymi wzgórzami. Filip z obawy, aby niespodziewanie nie wpaść na wroga, wstrzymał swoją kolumnę i rozłożył się obozem nieopodal wzgórza Kynoskephalai.

Flaminius, będący w tym momencie dokładnie po drugiej stronie wzgórza, wysłał dla zbadania okolicy 10 turm jazdy i 1 000 lekkiej piechoty. Na skutek mgły oddział ten trafił na awangardę Filipa, która w walce okazała się silniejsza. Flaminius na tę wieść natychmiast posłał jako wsparcie 500 jazdy i 2 000 piechoty. Teraz Rzymianie zaczęli spychać Macedończyków. Reakcja Filipa była natychmiastowa. Posiłki, jakie wysłał na wzgórze, niemal zniosły przeciwnika i tylko bohaterska jazda Etolów, którzy osłaniali odwrót, uratowała oddziały rzymskie od całkowitego zniszczenia. Lekkie oddziały macedońskie opanowały Kynoskephalai. U podnóża wzniesienia Flaminius musiał podjąć błyskawiczną decyzję, czy przejść do obrony w obozie, czy też przyjąć bitwę.

Za podjęciem walki przemawiały dwa aspekty – pierwszy, że gdy po porażce lekkiej piechoty wycofa się, będzie uznany za pokonanego, a skutki obniżenia morale armii mogą być katastrofalne, po drugie teren, na którym walczono, był bardzo nierówny i przez to bardziej korzystny dla legionistów niż falangi. Za „nie” przemawiała niedokładna znajomość pozycji zasadniczych sił wroga i fakt, że część z nich zajmowała już wzgórze panujące nad równiną, na którym znajdowali się także Rzymianie. Dodatkowo jazda i słonie Rzymian nie nadawały się do ataku na wzniesienie. Podobne dylematy miał zapewne i sam Filip. Fakt, że jego lekkie oddziały pobiły lekkozbrojnych Rzymian mógł wystarczyć, choć równocześnie zachęcał do kontynuowania bitwy. Filip doskonale wiedział, że wojska sprzymierzonych wrogów są liczniejsze. Ryzyko walki było ogromne. Wśród historyków trwa spór, czy Filip powinien był zaatakować, czy też po zadaniu dotkliwych strat przeciwnikowi powinien się wycofać. Król macedoński zdecydował się na pierwszą możliwość.

Od momentu rozpoczęcia starcia między lekkozbrojnymi obydwaj wodzowie (będąc po przeciwległych stokach wzgórza) gromadzili rozproszone przed bitwą oddziały. Jako pierwsze na wzgórze zaczęły się wdzierać ciężkie oddziały falangi macedońskiej. Uszykowane w dwóch grupach nie wchodziły równocześnie. Pierwsza, prawoskrzydłowa kolumna, dowodzona przez samego króla, miała dużą przewagę nad opóźnionym lewym skrzydłem. Gdy król był już na wzniesieniu, lewe skrzydło armii, dowodzone przez Nikanora, dopiero rozpoczęło wspinaczkę pod górę. W tym samym czasie Flaminius uporządkował szeregi swojej armii. Lewe skrzydło, złożone z jednego legionu, jednej ali i większej części sprzymierzeńców greckich, ustawił u podnóża góry. Na razie miało zachowywać się biernie. Natomiast prawe skrzydło (jeden legion i jedna ala), pod jego osobistym dowództwem, miało od razu przystąpić do ataku i wesprzeć pobitą lekką piechotę.

Wobec rzymskiego ataku rozsądek nakazywał Filipowi trzymać się w defensywie aż do chwili przybycia lewego skrzydła i zajęcia przez nie pozycji w zwartym szyku. Uczynić to mógł bez problemu, albowiem prawą flankę zasłaniały zwycięskie oddziały lekkozbrojne, zaś sam atak piechoty legionowej od czoła na falangę wyglądał beznadziejne. Zachęcony początkowym sukcesem Filip popełnia teraz największy błąd, jaki mógł zrobić. Nie czekając na Nikanora nakazuje atak prawemu skrzydłu na wdzierających się Rzymian. Falanga pierwszej kolumny rozpoczyna uderzenie. Jej siła jest wprost miażdżąca. Lewe skrzydło Rzymian nie wytrzymuje uderzenia i ustępuje ze wzgórza. Ich prawe skrzydło przystępuje jednak do walki i momentalnie opanowuje wzniesienie przed nadejściem Nikanora. Walczące w niekorzystnej pozycji oddziały falangi Nikanora idą w rozsypkę.

Sytuacja na polu bitwy wygląda tak, że lewe skrzydła obydwu armii zostają rozbite. Filip nie jest jednak w stanie przerwać natarcia swojej falangi i skierować jej przeciw prawemu skrzydłu Rzymian. Nie wie wszakże, iż jego lewe skrzydło nie zdążyło opanować wzniesienia. W tej krytycznej sytuacji obydwaj wodzowie przebywający na innych skrzydłach myśleli, że odnoszą zwycięstwo. Niewiele brakowało, a bitwa zakończyłaby się podobnie jak omawiana wyżej bitwa pod Rafią w 217 r. p.n.e. Tutaj zdecydowała jednak rzymska organizacja. Nieznany z imienia trybun wojskowy atakujący na prawym skrzydle razem z Flaminiusem zauważył, że sytuacja po drugiej stronie ich armii jest beznadziejna. Wbrew rozkazom wodza zebrał 20 manipułów (około 3 000 ludzi), zawrócił je i uderzył na falangę Filipa od tyłu.

Gdyby Filip przewidział taką możliwość, nakazałby ostatnim ośmiu szeregom falangi zrobić zwrot w tył i stawić czoła napastnikowi. Wobec nieznacznej jego liczby atak zostałby z pewnością powstrzymany i niewątpliwie zmiażdżony przez przeważających tu zdecydowanie Macedończyków. Jednakże atak legionistów spadł na falangistów niespodziewanie. Gdy Rzymianom udało się wpaść między szeregi falangi, walka przerodziła się w prawdziwą rzeź. Zaskoczeni Macedończycy na znak kapitulacji podnosili włócznie do góry, lecz nierozumiejący niepisanych praw wojennych panujących w Grecji barbarzyńscy Rzymianie mordowali ich bezlitośnie.

Filip V ze zwycięzcy stał się w ciągu krótkiego czasu przegranym. Uratował się z garścią jazdy i piechoty szukając ocalenia w pospiesznej rejteradzie ku północnemu-wschodowi. Straty macedońskie oblicza się na około 7 000-8 000 zabitych i 4 000-5 000 jeńców. W bitwie poległo około 1 500 Rzymian i Greków.

Tak skończyła się bitwa pod Kynoskephalai. Niektórzy historycy uważają ją za jedną z najważniejszych bitew w dziejach starożytnego świata. Bitwę przegrał Filip. Zasługa wodza rzymskiego ograniczyła się do wydania rozkazu ataku prawemu skrzydłu. Prawdziwym zwycięzcą bitwy u podnóży Kynoskephalai był trybun, którego imię zaginęło w mrokach przeszłości. Pod Kynoskephalai potwierdziła się stara maksyma, że wygrywa ten, kto popełni mniej błędów i potrafi wykorzystać te, które popełni przeciwnik. Filip podjął słuszną decyzję o rozpoczęciu bitwy. Błędy zaczął popełniać później. Katastrofę spowodował dopiero przedwczesny atak falangi, której siła polegała na zwartym szyku z osłoniętymi skrzydłami. Tutaj nie było nawet całego skrzydła armii!

PO BITWIE
Skutki polityczne klęski pod Kynoskephalai były dla Macedonii opłakane. Filip, pozbawiony armii, zmuszony był prosić o pokój. Etolowie, licząc na całkowitą eliminację odwiecznego wroga, byli temu przeciwni. Po pełnym zwycięstwie większość ziem monarchii Antygonidów przypadłaby Związkowi, który stałby się najpotężniejszym państwem w Grecji. W tym momencie w całej rozciągłości widać jaką politykę w Grecji prowadzili Rzymianie. Wczorajszy sojusznik, któremu Republika zawdzięczała zwycięstwo, stał się niepotrzebny, a w niedalekiej przyszłości mógł być potencjalnym wrogiem. Mimo protestów Etolów pokój zawarto w 197/6 r. p.n.e. Filip opuszczał wszystkie posiadłości w Grecji właściwej oraz dotychczasowe zdobycze w Ilirii i na wschodzie. Jego flota została ograniczona do sześciu dużych okrętów. Macedonia nie została więc dobita, ale bardzo osłabiona musiała definitywnie zejść ze sceny mocarstw starożytnego świata. Etolowie na wojnie nie zyskali praktycznie nic.

Z ziem odebranych Macedonii Flaminius z upoważnienia senatu utworzył szereg niezależnych państw-miast pogłębiając rozbicie i destabilizację Grecji jako całości. Z dużą przewrotnością konsul przyjął maskę wybawiciela Greków z macedońskiej niewoli. W 196 r. p.n.e. na igrzyskach istmijskich herold odczytał w imieniu Flaminiusa następującą deklarację: „Senat rzymski i prokonsul Titus Quintius Flaminius, pobiwszy króla Filipa i Macedończyków przyznają wolność, zwolnienie od załóg wojskowych i płacenia daniny oraz swobodę rządzenia się prawami ojczystymi mieszkańcom Koryntu, Fokejczykom, Lokrom, Eubejczykom, Achajom, mieszkańcom Magnezji, Tessalii i Perrajbom.”

Oświadczenie wywołało olbrzymi entuzjazm naiwnej Grecji. Grecy rozumieli wolność przede wszystkim jako prawo do wojowania między sobą. Te sprawy zostawmy jednak na boku. Protektorat Rzymu, chociaż nominalnie nieistniejący, w rzeczywistości został nad Helladą w pełni rozciągnięty. Stąd do utworzenia prowincji było już bardzo blisko. Jednakże równocześnie od wschodu pojawiał się nowy „wyzwoliciel”, Antioch III. Gorączkowo wzywany przez Etolów już wkrótce miał się podjąć walki o pełną niezależność Grecji, tym razem przeciwko Rzymowi. Nowa wojna miała zdecydować, które z mocarstw – Rzym czy monarchia Seleucydów – będzie „opiekować się” wolnością Greków, ale to już inna historia.

Autor: Robert Sypek

Opublikowano 17.09.2006 r.