Pixel Heaven 2021 – relacja z festiwalu (cz. 1)

  • PDF
  • Drukuj
  • Email

W dniach 8-10 października 2021 r. miałem przyjemność uczestniczyć w 9 edycji Pixel Heaven, imprezy poświęconej grom komputerowym, czy też szerzej grom wideo, będącej największym w Polsce i jednym z największych w Europie wydarzeń dedykowanych branży gamedev. Na festiwal składają się konferencja Pixel Connect, wystawa twórców gier i firm z branży Pixel Expo oraz konkurs Pixel Europe. Znaczna część imprezy osadzona jest w klimatach lat 80-tych i 90-tych ubiegłego wieku. Pixel Heaven to nie tylko gry komputerowe. Nie zabrakło miejsca dla planszówek, bitewniaków i komiksów. Na Pixelu byłem przez wszystkie trzy dni. Choć starałem się zobaczyć jak najwięcej, szereg rzeczy działo się jednocześnie, więc moja relacja będzie opierać się na bardzo subiektywnym i czasami nieco przypadkowym wyborze festiwalowych atrakcji. Jako, że materiału było sporo, całość postanowiłem podzielić na kilka części.

 

W centrum hali, gdzie odbywało się Pixel Expo, można było pograć w najnowsze produkcje. Na monitorach gra „Tails of Iron” (Odd Bugg Studio/United Labels).

Tegoroczna edycja odbywała się w Kinie Elektronik i znajdującym się obok niego budynku Warszawskiej Szkoły Filmowej. Wystawcy mieli tym razem mniej miejsca niż w hali Zajezdni Autobusowej przy ul. Włościańskiej 52, gdzie impreza zlokalizowana była w poprzednich latach (z wyjątkiem zeszłego roku, gdy z powodu pandemii odbywała się online). Stanowiło to wyzwanie zarówno dla organizatora, jak i dla wystawców. Wszystko było bardziej ściśnięte i skomasowane. Stoiska z grami przeplatały się ze stanowiskami firm rekrutacyjnych z branży gamedev. Niedaleko prezentacji najświeższych gier komputerowych zwiedzających witały stare pecety dedykowane podobnym mnie dinozaurom elektronicznej rozrywki. W nowym miejscu to przenikanie się różnych światów było bardziej widoczne. Stare mieszało się z nowym. Widać, że ten chaos miał jednak charakter kontrolowany i towarzyszyły mu pozory logiki. Większość gier retro i wystaw dawnego sprzętu znalazła się na górnym piętrze budynku. Podobnie było z planszówkami i bitewniakami, które umieszczono w bocznych salach, gdzie miały się dobrze. Z kolei centrum zajmowały stanowiska z najnowszymi tytułami. Znaczną ich część stanowili finaliści konkursu Pixel Europe. Chociaż w godzinach szczytu trudno było zapewne znaleźć wolny komputer i wypróbować wszystkie nowości, uczestników angażowały odbywające się równocześnie w Kinie Elektronik prelekcje i spotkania.

 

Nie zabrakło też starego sprzętu i gier z dawnych lat. Na monitorach gra „Dyna” w kilku różnych odsłonach.

 

Śmierć 16 września 2021 r. sir Clive’a Sinclaira, twórcy komputera osobistego ZX-Spectrum i wielu innych wynalazków, sprawiła, że klimaty retro wzięły w tym roku górę i odcisnęły silne piętno na całokształcie wydarzenia. Na festiwalu pojawił się jako gość specjalny Crispin Sinclair, syn zmarłego wynalazcy. Niestety z powodu choroby nie dotarł mający towarzyszyć Crispinowi kuzyn sir Clive’a – Grant Sinclair. W sobotnie popołudnie uczestnicy imprezy mogli posłuchać ponad godzinnej rozmowy z Crispinem Sinclairem. Wcześniej, bo w piątek późnym wieczorem wyświetlono film „Micro Men”, poświęcony rywalizacji Clive’a Sinclaira z jego byłym pracownikiem, a później głównym konkurentem w branży komputerowej Chrissem Curry’m, założycielem Acorn Computers. Niestety projekcja opóźniła się o 40 minut z powodów technicznych. Na sali kinowej pozostali więc tylko najwytrwalsi. Gdy szykowałem się już do wyjścia, bo pora była późna, bohaterska walka z problemami technicznymi, sama w sobie także stanowiąca jakieś nawiązanie do klimatów retro, wreszcie dobiegła końca. Warto było zostać. Film ukazuje postać sir Clive’a, marzyciela i wizjonera, ale zarazem przebiegłego, pragmatycznego biznesmena. Przede wszystkim jednak człowieka despotycznego, nieznoszącego sprzeciwu i przekonanego o tym, że zawsze ma rację. Rywalizacja obu micro man’ów przez cały czas trzyma w napięciu i nawet jeśli w rzeczywistości nie przybierała tak spektakularnych form jak te pokazane w filmie, niewątpliwie miała miejsce. Wieńczy ją symboliczny obraz legendarnego wynalazcy jadącego Sinclair C5, skonstruowanym przez siebie, jak na owe czasy bardzo innowacyjnym, ale niezbyt szybkim samochodem elektrycznym, który wyprzedzają wielkie ciężarówki z logo IBM i innych firm komputerowych. Ostatecznie bowiem, jak to przewidział Chris Curry, obu zaciekle rywalizujących Brytyjczyków zdystansowali Amerykanie.

 

Rozmowa z Crispinem Sinclairem (w środku). Nie będzie przesadą stwierdzić, że dla wielu najważniejszy punkt programu tegorocznego Pixel Heaven.

 

Z sobotniej rozmowy z Crispinem Sinclairem wyłania się nieco inny obraz jego ojca niż ten pokazany w filmie. Według niego miał on być przede wszystkim marzycielem, nie zaś biznesmenem, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Pytanie o wspomniane wcześniej niezbyt przyjemne cechy charakteru sir Clive’a wprost nie padło. W świetle tego co usłyszałem odniosłem jednak wrażenie, że w filmie jego postać została nieco przerysowana. Z całej rozmowy najciekawsze wydaje mi się to, że słynny wynalazca, mimo swego wielkiego geniuszu, nie przewidział najpopularniejszego zastosowania jakiego doczeka się jego wynalazek. Sądził, że ludzie będą go wykorzystywać głównie do celów edukacyjnych. Tymczasem jako twórca ZX Spectrum nieoczekiwanie został pionierem nowej formy rozrywki. Crispin wspominał, że przynajmniej z początku ojciec nie był tym zachwycony. Pokazuje to przy okazji jak krętymi drogami podąża czasami postęp techniczny. W rozmowie padło także do gościa szereg pytań dotyczących jego osobistych wspomnień z czasów dzieciństwa i okresu kiedy pierwsze komputery wchodziły do użytku, o to czy próbował swoich sił w tej dziedzinie i wiele innych. Wiadomo, że jeszcze jakiś czas przed śmiercią nasi rodacy przekazali Clive’owi Sinclairowi wiedzę na temat tego jaką rolę jego wynalazek odegrał w Polsce lat 80-tych, o czym wcześniej nie wiedział, a co sprawiło mu wielką radość.


Andrzej Krawczyński jr. przed odrestaurowanym przez siebie, pochodzącym z 1991 r. automatem Terminator 2. Judgement Day

 

Okazuje się jednak, że w mrocznych czasach PRL nasz kraj nie był techniczną pustynią. Trafiali się tacy, którzy niezależnie od tego co działo się na Zachodzie, mimo trudnych warunków, majsterkowali, poszukując własnych, oryginalnych rozwiązań. Takim nieznanym szerzej konstruktorem, którego postać przypomniano podczas tegorocznej edycji festiwalu, jest Andrzej Krawczyński, twórca pierwszego polskiego joysticka, pionier gier telewizyjnych w naszym kraju, podobnie jak Clive Sinclair wynalazca. Chociaż trudno porównywać obie te postacie i ich osiągnięcia, pokazuje to, że w Polsce już w czasach przełomu lat 70-tych i 80-tych byli entuzjaści, którzy próbowali stworzyć coś nowego w dziedzinie elektroniki i rodzącej się dopiero informatyki, notując na tym polu pewne sukcesy. Jednym z pierwszych, a zarazem ważniejszych wynalazków Andrzeja Krawczyńskiego był kwarcowy zegar cyfrowy z budzikiem, stworzony w 1978 r. Gry telewizyjne jego własnego pomysłu powstały na przełomie lat 70-tych i 80-tych (warto w tym miejscu dodać, że po raz pierwszy w Polsce grę tego typu zaprezentowano jesienią 1977 r. na 49 Międzynarodowych Targach Poznańskich). Oryginalny, w pełni działający polski joystick, skonstruowany przez Andrzeja Krawczyńskiego, po raz pierwszy został użyty 28 października 1984 r. Tymczasem pierwszy produkowany u nas na skalę przemysłową joystick pojawił się rok później. O tych i wielu innych wynalazkach i innowacjach wymyślonych w tym pionierskim okresie można było posłuchać podczas prowadzonej przez Piotra Bunkowskiego rozmowy z synem wynalazcy, Andrzejem Krawczyńskim jr., która odbyła się w niedzielne przedpołudnie.

 

Stoisko automatów arcade pochodzących z Arcade Classics Muzeum Elbląg, prowadzonego przez Andrzeja Krawczyńskiego jr.


Sam Andrzej Krawczyński jr., choć z początku miał inne plany życiowe, z czasem w pewnym sensie kontynuował dzieło ojca. Otóż w 1997 r. w nieoczekiwanych dla siebie okolicznościach został właścicielem salonu gier Arcade w Elblągu. Salon ów przetrwał aż do obecnych czasów, a zatem 24 lata. Ponoć jest pod tym względem rekordzistą. Jak wspominał, w początkach działalności był to złoty interes. Choć salon istniał przez cały ten czas, wraz z rozwojem komputerów i przeobrażeniami rynku elektronicznej rozrywki popularność automatów musiała stopniowo maleć. Niedawno pojawił się pomysł stworzenia w salonie muzeum i tak powstało Arcade Classics Muzeum Elbląg. Pozwala ono przenieść się do złotej ery odchodzących w zapomnienie salonów arcade minionego wieku i poznać historię rozwoju przemysłu rozrywkowego w Polsce i na świecie. Eksponaty znajdujące się w muzeum są sprawne i podczas zwiedzania można na nich grać. Twórca muzeum wspominał mi również, że ma takie ilości sprzętu, iż co jakiś czas zmienia ekspozycję, więc podczas każdej wizyty można znaleźć coś nowego. Więcej o muzeum znajdziecie na jego stronie internetowej: https://www.arcadeclassics.pl/ zaś na Pixel Heaven można było zobaczyć i pograć na kilku maszynach stamtąd, w tym na odrestaurowanym w 2016 r., a pochodzącym z 1991 r. automacie Terminator 2. The Judgement Day. Nawiązaniem do działalności Andrzeja Krawczyńskiego jr. i Arcade Classics Muzeum Elbląg, powstałego w miejscu dawnego salonu gier, był wyświetlany w piątkowy wieczór film „Gra o wszystko” (reż. Maurycy Chełmiński). Offowa produkcja opowiada historię właściciela podupadającego salonu automatów, do którego pewnego dnia przybywa ambitna specjalistka od promocji, usiłująca przeprowadzić u niego biznesową rewolucję, na miarę tych znanych z programów Magdy Gessler. Sprawa komplikuje się, gdy we wszystko wplątane zostają moce nadprzyrodzone. Film świetnie wprowadzał w klimat dawnych salonów gier i spełniał pod tym względem podobną rolę jak „Micro Men” wobec wydarzeń związanych z upamiętnieniem Clive’a Sinclaira.

 

Przyszli twórcy gier wideo z działającego przy Warszawskiej Szkole Filmowej Liceum Kreacji Gier Wideo nad stworzoną przez siebie planszówką „Druidzi”

 

Po tym historyczno-filmowym wstępie, oddającym chwałę postaciom ważnym dla polskiej branży gier komputerowych, czy szerzej gier wideo, parę słów o dwóch stoiskach, które najbardziej mnie zaintrygowały na festiwalu. Pierwsze stanowiło dla mnie całkowite zaskoczenie. Po wejściu na główną halę, gdzie odbywała się część imprezy określana jako Pixel Expo, pośród komputerów, konsol i innych elektronicznych gadżetów zobaczyłem grupę młodzieży dumnie prezentującą stworzoną przez siebie grę… planszową. Szybko okazało się, że są to uczniowie Liceum Kreacji Gier Wideo, działającego przy Warszawskiej Szkole Filmowej, w budynku której się znajdowaliśmy. Skąd zatem planszówka? Ano, jak mi sami wyjaśnili, na pierwszym roku (nie w pierwszej klasie…), zanim zaczną zajmować się grami wideo, uczą się tworzyć planszówki, bo wiele gier komputerowych ma odniesienia w postaci planszówek. Sam bym tylu mądrych rzeczy nie wymyślił, ile nasłuchałem się podczas rozmowy z nimi. Jako amator gier wszelakich, w tym doświadczony planszówkowiec, rzekłbym po staropolsku: Serce roście! Są świadomi swoich mocy. Świadomi, że hej!... chciałoby się powiedzieć, nawiązując do jednej z dawnych piosenek Yougotonu. Ową grą, która dumnie prezentowała się na stole, byli „Druidzi”. Ponoć powstawała zaledwie 2 miesiące. Jak mi wspominali, trochę przypomina słynną „Kolejkę” IPN-u. To co rzucało się w oczy to znacznie bardziej rozbudowany czynnik losowy. W oparciu o swoje doświadczenie mogę powiedzieć, że będą musieli z tym powalczyć, jeśli gra ma rozwinąć skrzydła. Tytuł zostanie prawdopodobnie wydany, więc za jakiś czas powinna być możliwość zapoznania się z nim przez szersze grono graczy.

 

Magiczny świat gry „Papetura”


Drugim zaskoczeniem, już stricte komputerowym i niezwiązanym ze światem retro, była gra „Papetura”. Przechadzając się w piątkowy wieczór po części imprezy, gdzie prezentowano nowości, pośród wielu innych tytułów trafiłem na coś, co zupełnie nie przystawało do tego co działo się naokoło. Odniosłem wrażenie, że tytuł ten cieszył się tego dnia mniejszym zainteresowaniem odwiedzających. Pośród dochodzących tu i ówdzie odgłosów walki, widowiskowo biegających i skaczących wojowników i wojowniczek oraz postaci z zapałem rozwiązujących erpegowe questy, zobaczyłem produkcję, która na pierwszy rzut oka zupełnie nie przypominała gry. Oto dziwny ludek biega sobie wewnątrz jeszcze dziwniejszej konstrukcji, jakby wielkiego kwiatu. Z początku towarzyszy mu inne stworzenie wyglądające jak jego domowy pieszczoch. Później w tle pojawił się na chwilę zły, ale szybko zniknął. Poprzyglądawszy się jakiś czas zasiadłem wreszcie przy monitorze, prowadzony za rękę po grze przez samego jej twórcę – Tomasza Ostafina. Grałem niemal godzinę i zaszedłem dość daleko. Gra polega na rozwiązywaniu zagadek. Znajdujemy się w świecie, który śmiało można określić jako surrealistyczny. Zdajemy sobie sprawę, że powinniśmy iść dalej, ale nie zawsze wiemy co zrobić, by móc wykonać kolejny krok. Musimy wychwycić pewne prawidłowości, które pozwolą nam przeskoczyć do kolejnej części.

 

Tomasz Ostafin, autor „Papetury”. W tle papierowy model, w oparciu o który powstał wirtualny świat gry.

 

Fascynujące w tej grze jest to, że pierwotnie powstała… w wersji papierowej. Dosłownie! Na stoisku autor umieścił papierowy model. Można było też przejrzeć notatnik z kilkudziesięcioma rysunkami postaci i stworzonego przezeń świata. Wszystko to zostało następnie przeniesione do wersji elektronicznej. Całość powstawała około 7 lat, a więc całkiem długo. Wyjątkowość projektu polega na tym, że gra w znakomitej większości stanowi dzieło jednego człowieka. Nie jestem bynajmniej znawcą gier komputerowych, zwłaszcza tych wychodzących ostatnio, ale jako całość „Papetura” jawi mi się jako produkt wyjątkowo oryginalny. Podczas rozmowy z twórcą odniosłem wrażenie, że nie traktuje jej jako dzieło stricte komercyjne. Gra zachwyca przede wszystkim grafiką i choćby dlatego warto się nią zainteresować. Wydaje mi się, że niekoniecznie spodoba się tym, którzy na co dzień grają w gry komputerowe, natomiast może przypaść do gustu wielu osobom, które grają z rzadka lub prawie w ogóle. W sobotni wieczór podczas rozdania nagród Pixel Awards Europe 2021 okazało się, że miałem nosa, bo „Papetura” zdobyła aż trzy nagrody, najwięcej spośród wszystkich tytułów (najlepsza grafika, najlepszy dźwięk, indie grand prix). Więcej informacji o tym tytule znajdziecie na dedykowanej mu stronie internetowej: https://papetura.com/

 

Kilka szkiców z notatnika twórcy „Papetury”

 

Druga część relacji

Dyskusja o imprezie na FORUM STRATEGIE

Autor: Raleen
Zdjęcia: Raleen

Opublikowano 16.10.2021 r.

Poprawiony: środa, 27 października 2021 20:24