Piechota Wielkiej Armii

  • PDF
  • Drukuj
  • Email

Organizacja 1803-1815
Na mocy traktatu z 1 Vendémiaire’a roku XII (24 września 1803 r.) francuska piechota powróciła do organizacji pułkowej (ze wcześniejszej półbrygadowej). Ponieważ niektóre półbrygady nie miały pełnych stanów łączono je czasem po dwie tworząc pułk o numeracji tej, która miała ważniejszy numer w hierarchii (mniejszy). W ten sposób powstało 89 pułków piechoty liniowej (Regiment d’Infanterie de Ligne) o numerach 1-112 i 27 pułków piechoty lekkiej (Regiment d’Infanterie Légere) o numerach 1-27. Numeracja pułków liniowych nie była ciągła, co wynikało ze sposobu ich tworzenia. Wakowały 23 numery: 31, 38, 41, 49, 68, 71, 73, 74, 77, 78, 80, 83, 87, 89, 90, 91, 97, 98, 99, 104, 107, 109, 110. Różnice pomiędzy piechota lekką a liniową zostaną opisane później. Organizacja wewnętrzna pułku przypominała w znacznym stopniu organizację półbrygady.

Regiment składał się z 30 osób w sztabie (pułkownik, major – odpowiedzialny za dépôt, skarbnik pułku, 3-4 szefów batalionów, 3-4 adiutant-majorów, 3-4 adiutantów-podoficerów, tamburmajor z kapralem, sztandarowy z dwoma w eskorcie, niewojskowi tacy jak: chirurg z pomocnikami, szewc, krawiec, rusznikarz itp.) oraz z trzech, rzadziej czterech batalionów. Ostatni batalion, mniejszy pełnił funkcję dépôt – ośrodka szkoleniowego. Na czele batalionu stał jego szef (Chef d’bataillon) mający do pomocy kilku sztabowców. Batalion składał się z dziewięciu kompanii. Pierwszą, wyborczą, grenadierską w batalionie pułku liniowego i karabinierską w lekkim, tworzyło 80 -90 żołnierzy. Pozostałe osiem kompanii to kompanie fizylierskie (nazwa wzięła się od broni jakiej używano – Fusil 1777) po 120 żołnierzy.

W 1804 r. w pułkach piechoty lekkiej (a w 1805 r. także i w liniowej) jedną kompanię fizylierską w każdym batalionie przemianowano na kompanię woltyżerską. Służyli w niej żołnierze niskiego wzrostu, poniżej 160 cm, ale za to bardziej ruchliwi. Pełnili funkcję harcowników, walcząc w luźnej tyralierze przed własnym batalionem, a także osłaniając go w czasie przemarszu i prowadząc rozpoznanie. Grenadierzy musieli mieć minimum 173 cm wzrostu i wybierano ich z najbardziej doświadczonych i najodważniejszych żołnierzy. Stawali oni na czele batalionu i byli jego główną siłą uderzeniową. Przed wojną z Prusami w 1806 r. trzecie bataliony zostały rozwiązane, żołnierzy wcielono do pierwszych dwóch, a ich kadry zostały odesłane do Francji w celu szkolenia rekrutów. Po doświadczeniach kampanii 1806-1807, kiedy okazało się, że istniejące pułki były niezbyt ruchliwe, Napoleon dekretem z 18 lutego 1808 r. podjął kolejną reorganizację. W każdej dywizji utworzył dwupułkowe brygady dowodzone zazwyczaj przez generała.

Zmianie uległy też bataliony. W miejsce dziewięciu kompani pojawiło się sześć, ale za to silniejszych. Teraz każdą kompanię tworzyło 140 żołnierzy: kapitan, porucznik, podporucznik, sierżant-major, 4 sierżantów, kuśnierz, 8 kaprali, 2-3 doboszy i 121 szeregowych. Każdy batalion posiadał pięciu saperów (1 sierżant i 4 szeregowych). Wybierani byli z grenadierów (karabinierów), nosili ich mundur (bermyce mieli bez blach) i wyposażeni byli w topory. Saperzy obowiązkowo musieli nosić długie brody. Ich zadaniem było rozbijanie bram, płotów, budowa i niszczenie małych mostów, barykadowanie i tworzenie małych osłon. Batalion składał się teraz z czterech kompani fizylierskich oraz dwóch wyborczych (grenadierskiej/karabinierskiej i woltyżerskiej) i teoretycznie liczył 840 żołnierzy (560 zakładowy), lecz praktycznie siła batalionu wahała się od 400 do 600. Liczba batalionów w pułku została zwiększona do pięciu, choć częściej występowały cztery (w tym jeden zakładowy – dépôt, czterokompanijny). Oficjalnie każdy pułk posiadał 8 muzyków, lecz dowódcy często zwiększali ich liczbę do 20-30.

W czasie większych bitew często łączono muzyków w większe grupy. Grali oni, gdy bataliony czekały na pozycjach lub maszerowały za nacierającymi. Mimo że zmiany te dotyczyły wszystkich pułków, to objęły tylko te na głównym teatrze działań wojennych. Oddziały na drugorzędnych frontach takich jak Hiszpania czy Włochy mogły przez pewien czas utrzymać dziewięciokompanijną strukturę batalionu. Zarówno pułki liniowe, jak i lekkie były szkolone do wykonywania wszystkich manewrów, jak i do walki w tyralierze. Jednak lekka piechota była bardziej szkolona w strzelectwie i w wykonywaniu wszystkich manewrów w szybszym tempie.

Jeżeli batalion liniowy maszerował w tempie 70-80 kroków na minutę, to lekki 80-90 kroków na minutę. Żołnierz piechoty lekkiej był z reguły mniejszej postury co znacznie ułatwiało mu poruszanie się w terenie trudnym jak lasy, zagajniki czy wzgórza. Ich mundury były ciemniejsze i mniej widoczne dla przeciwnika. Lekka piechota często była częścią walczącej awangardy. Byli częściej w akcji niż piechota liniowa i cieszyli się wysokim esprit de corps. Ponieważ żołnierze lekkiej piechoty częściej niż piechota liniowa walczyli w luźnej tyralierze, ćwiczeni byli do samodzielnego działania i oceny sytuacji. Tu jak nigdzie indziej bardzo liczyła się inteligencja i instynkt samozachowawczy.

W 1812 roku w momencie szczytowej potęgi cesarstwa, piechota liniowa liczyła 130 pułków, a lekka 34. Do tego dochodziły 2 pułki śródziemnomorskie, pułk Walcheren, pułk de Belle Isle, pułk Re i dwa pułki cudzoziemskie. Większość z nich wzięła udział w kampanii rosyjskiej i poniosła ogromne straty. Mimo to Napoleon dysponując batalionami zakładowymi zdołał odtworzyć te pułki wiosną 1813 r. wcielając młodych rekrutów zwanych Marie-Louises (cały ten rocznik został tak „ochrzczony” na cześć cesarzowej Marii Ludwiki). Pojawiły się też nowe pułki o numerach 134-156, uformowane z gwardii narodowej.

Szyki i taktyka działań
Przed Wielką Rewolucją piechota francuska czerpała wzory z armii Fryderyka Wielkiego. Obowiązywała doktryna skomplikowanych, a czasem nawet wymyślnych manewrów, do których jednak niezbędne były oddziały doskonale wymusztrowane. Republikańska armia, składająca się w dużej mierze z niezdyscyplinowanych batalionów ochotników, nie była w stanie realizować fryderycjański system walki. Niemniej jednak francuską piechotę obowiązywały regulaminy z lat 1788 i 1791, w których wykorzystywano doświadczenia wojny siedmioletniej. Pozostawały one jedynie na papierze, gdyż dowódcy polowi dopracowali się własnych zasad w toku paroletnich kampanii. Opierały się one na koncepcji działań ofensywnych, które umożliwiały wykorzystanie entuzjazmu żołnierzy i znacznie większej motywacji moralnej niż to występowało w armiach koalicyjnych.

Wprowadzono kilka istotnych nowości taktycznych. Część żołnierzy przeznaczono do działań rozpoznawczych i nękających. Rozsypani w luźny łańcuch przed ugrupowaniem własnych wojsk, osłaniali je przed niespodziewanym atakiem i nękającym ogniem, opóźniali atak wroga, zadając mu spore straty, mieszając szyki. Kiedy trzeba było osłonić łańcuchem tyralier większe siły, łączono kompanie woltyżerskie tworząc na czas bitwy odrębne bataliony. Woltyżerowie byli szczególnie przydatni w walkach w terenie trudnym jak góry, las czy w walkach miejskich, w czasie szturmów na mury wyprzedzali swoje pułki, spychając pierwsze straże czy unieszkodliwiając miny i pułapki w wyłomach murów. Gdy woltyżerowie walczyli, najczęściej rozsypani w tyralierę przed frontem, piechota liniowa tworzyła szyk zwarty, stojąc w linii czy w kolumnie. Linia (en bataille) była jednym z podstawowych szyków piechoty. Do końca XVIII w. wszystkie armie Europy stosowały linię trójszeregową.

Teoretycznie w linii strzelać mogły wszystkie trzy szeregi, lecz w praktyce trzeci szereg zajmował się jedynie nabijaniem broni i podawaniem jej do drugiego szeregu. W armiach austriackiej i pruskiej żołnierze z trzeciego szeregu często używani byli do walki tyralierskiej. Gdy straty w batalionach były duże, w celu utrzymania siły ognia tworzono linie dwuszeregowe (głównie od 1812 r.). Dwuszeregowe linie miały też tę zaletę, że kula armatnia wpadająca w batalion zabijała lub raniła 2-3, zamiast 3-5 żołnierzy. Wadą zaś takiego szyku było to, że płytkie ugrupowanie było wrażliwe na wszelkie ataki wręcz piechoty i kawalerii oraz nie dawało takiego samego wsparcia moralnego żołnierzom jak linia trójszeregowa. Batalion rozwijał się w linię kompaniami. Od lewej stawała kompania woltyżerska, następnie cztery (lub wcześniej siedem) kompanii fizylierskich i na prawej flance grenadierzy.

Kompania podzielona była na dwie sekcje. Na skrzydłach każdej sekcji, w każdym rzędzie stawali niedowodzący podoficerowie (NCO), za sekcją dowodzący nią porucznik. Na prawym skrzydle kompani stawał wraz z doboszami dowodzący nią kapitan. Linia z powodu swojej długości (dochodzącej czasem nawet do 280 m) była mało ruchliwa. Jej wrażliwość na wszelkie przeszkody terenowe (płoty, kępy krzewów czy choćby pojedyncze drzewa), zmuszała dowódców do częstego zatrzymywania się w celu zrównania szeregów. Słabo wymusztrowana piechota już po kilkudziesięciu metrach łamała szyk i poruszała się gęsta tyralierą, co zmniejszało kontrolę nad oddziałem. Do poruszania się na polu bitwy oraz do ataków na broń białą piechota formowana była w kolumny.

Zasadniczo tworzono dwa rodzaje kolumn: plutonową (colonne par peloton) i dywizjonową (colonne par division). W kolumnie plutonowej rozwinięte kompanie (w trójszeregowe linie) ustawione były jedna za drugą. Na czele stała kompania grenadierska, a kompania woltyżerska rozsypana była przed frontem w tyralierze, więc nie była częścią kolumny. Front takiego ugrupowania był stosunkowo wąski, wynosił około 40 m (45 żołnierzy), a głębokość 15 szeregów (5 kompani po 3 szeregi każda) W kolumnie dywizjonowej front złożony był z dwóch kompanii (dwie kompanie tworzą dywizjon), czyli był dwa razy szerszy niż w plutonowej (80 m, 90 żołnierzy). Lewe skrzydło tworzyła kompania woltyżerska, a prawe grenadierska. Za nimi ustawiały się po dwie kompanie fizylierskie. W ten sposób głębokość kolumny wynosiła 9 szeregów (3 kompanie po 3 szeregi każda).

Odstępy pomiędzy kolejnymi kompaniami wynosiły pełną lub połowiczną szerokość kompani (40 lub 20 m). Umożliwiało to skuteczne dowodzenie i elastyczność szyku. Kolumna z pełnymi lub połowicznymi interwałami szybko manewrowała, wykonywała zwroty i łatwo rozwijała się w linię. Jednak nie miała specjalnej przewagi nad linią w walce wręcz. Dlatego gdy dowódca chciał z impetem uderzyć na przeciwnika drastycznie zmniejszał odstępy – nawet do 3 kroków (ok. 1,80 m) (tworzył colonne d’attaque). W takim zagęszczeniu żołnierze czuli wzajemne wsparcie w czasie walki z przeciwnikiem i wyzyskiwali lokalną przewagę. Taka „ciasna” kolumna miała też wady. Mogła ona praktycznie poruszać się jedynie do przodu, a jakiekolwiek manewrowanie nią było znacznie utrudnione. Taką kolumnę stosowano też, gdy piechota atakowana była przez kawalerię i nie było czasu na utworzenie czworoboku.

Czworobok był szykiem, który dawał piechocie znacznie większe szanse na przetrwanie w razie ataku kawalerii niż linia. Gdy tylko dowódca zauważył ruszającą kawalerię, przygotowującą się do ataku, rozpoczynał przygotowania do utworzenia czworoboku. Ruchy kawalerii można było dostrzec już z odległości kilometra. Ten, może niezrozumiały pośpiech wynikał z tego, że formowanie czworoboku było bardzo skomplikowaną operacją i zajmowało stosunkowo dużo czasu. Regulaminy francuskie mówiły, że aby utworzyć czworobok z linii potrzeba 100 sekund, a z kolumny 30 sekund, jednak w czasie bitwy, gdy widoczność ogranicza dym z armat i broni ręcznej, gdy są ubytki w kadrze, komunikacja jest utrudniona, a żołnierze są w sytuacji stresowej, wynik 5 minut nie był czymś niezwykłym. Ściany czworoboku miały różną głębokość: od 3 do 6 szeregów i były najeżone bagnetami (tylko dwa pierwsze szeregi mogły nastawić bagnet), w środku czworoboku ustawiali się oficerowie dowodzący swoimi kompaniami, poczet z orłem lub sztandarem, chowano tam też rannych i tabor. Nastawione bagnety powstrzymywały kawalerię, gdyż koń instynktownie zatrzymywał się przed nimi. Kawalerzysta nie był w stanie zaatakować piechura bez wystawienia się na pchniecie bagnetem czy uderzenie kolbą.

Do szarżującej kawalerii oddawano salwę z odległości 15 do 60 kroków. Salwa z dalszej odległości była mało skuteczna i nie robiła wrażenia na kawalerzystach. Salwa oddana z odległości 5 czy 10 kroków była bardzo skuteczna, lecz istniało duże niebezpieczeństwo, że zabite i ranione konie wpadną na ścianę czworoboku i powalą ją, a to z reguły kończyło się zagładą piechoty. Czworoboki (carre) formowano na różnym szczeblu. Najmniejszy czworobok to grupa żołnierzy wzajemnie się wspierających. Mogli w ten sposób obronić się przed grupą kozaków czy huzarów, lecz w razie ataku większej ilości kawalerii byli raczej bez szans. Czworoboki najczęściej formowano na szczeblu pułku, lecz jeżeli nie było na tyle czasu to formowały je poszczególne bataliony. Największe czworoboki były formowane prze całe dywizje (np. w Egipcie). Miały one wysokie morale i nie raz zdarzało się, że gdy grupa kawalerzystów przebiła się do jego środka, piechota trwała na pozycji, a owi śmiałkowie byli wykłuwani w środku czworoboku.

Duże czworoboki tworzył przeważnie obrońca. Atakujący tworzył małe, z reguły jednobatalionowe, gdyż te wymagały mniej czasu. Odstępy pomiędzy czworobokami były różne. Marszałek Davout w swoich instrukcjach zalecał by nie były one mniejsze niż 120 kroków, tak żeby czworoboki ustawione w szachownicę nie ostrzeliwały się nawzajem. Tempo poruszania się czworoboku zależy od jego wielkości i wyćwiczenia piechoty, ale także od terenu. Na krótkich dystansach dobrze wymusztrowany oddział mógł nawet biec bez znacznego rozluźnienia szyku. Jednak kiedy trzeba było pokonać większy dystans czworoboki musiały się zatrzymywać dla zwarcia szeregów. W 1813 r., kiedy francuska jazda była nieliczna (w porównaniu z koalicjantami) i słabo wyszkolona, piechota często maszerowała w czworobokach lub w gotowości do ich utworzenia. Bywały też różnego rodzaju mieszane czworoboki, gdzie np. jedną ścianę tworzyła artyleria, jednak ich skuteczność była wątpliwa.

Teraz parę słów o tyralierach. Kompania piechoty, jak to już wcześniej zostało wspomniane, dowodzona była przez kapitana i podzielona na dwie sekcje. Jednak piechota lekka, gdy działała w tyralierze, dzieliła się na trzy sekcje: lewą, środkową i prawą. Lewa i prawa sekcja nie miała nałożonych bagnetów, żeby nie utrudniać prowadzenia celnego ognia. Tylko środkowa sekcja je miała; przy niej też zbierali się żołnierze zagrożeni atakiem kawalerii. Podstawowym celem dla tyralierów byli oficerowie, artylerzyści i wrodzy tyralierzy. Gdy woltyżerowie wychodzili działać w tyralierze, wyprzedzali swój batalion o ok. 200 kroków, tam zatrzymywała się sekcja środkowa i od tej pory działała jako rezerwa, gdy sekcje lewa i prawa szły o dalsze 100 kroków. Tyralierzy działali parami, podczas gdy jeden strzelał, drugi miał nabitą broń i go osłaniał. Odstępy pomiędzy poszczególnymi parami wynosiły ok. 10 m. Gdy tylko w ładownicy kończyły się ładunki, żołnierz wycofywał się, idąc po amunicję. W wielu wypadkach była to dobra okazja by opuścić front i na „chwilową dezercję”. W czasie bitwy tyralierzy często starali się obejść skrzydło przeciwnika, a czasem także udawało się im zajść go od tyłu, siejąc w jego szeregach panikę.

Kawaleria była najgorszym wrogiem tyralierów. Gdy tylko byli zagrożeni jej atakiem, zbierali się za środkową sekcją. Jeżeli nie mieli na to czasu (np. kawaleria była za blisko) zbierali się w małe grupy po 10 osób i stojąc plecami do siebie, zakładali bagnety i prowadzili ostrzał. W ten sposób mogli wytrzymać przez pewien czas, ale jeżeli własna piechota lub kawaleria nie przyszła im z pomocą, z reguły byli roznoszeni na szablach. Tyralierzy wykorzystywani byli na dwa sposoby, jako: tirailleurs de marche et de combat i tirailleurs en grande bande.

Tirailleurs de marche et de combat – tyralierzy poruszają się wraz ze swoim batalionem, prowadząc rozpoznanie i osłaniając go. Spychają pierwsze wrogie ubezpieczenia i nękają główną linię celnym ogniem, dezorganizując ją i zmuszając do wysłania własnych ludzi w celu ich odepchnięcia. Tyralierzy działają tu jako przygotowanie ataku. Działając w ten sposób sami nie odniosą sukcesu, zawsze musi następować za nimi kolumna (lub linia), która dokończy dzieła. Tirailleurs en grande bande – tyralierzy działają w dużej ilości (czasem nawet cała brygada była w tyralierze) szturmując lub broniąc pozycji, czy obchodząc skrzydło przeciwnika. Na przykład w 1814 pod La Rothiere cztery francuskie bataliony były rozsypane w tyralierze koło La Giberie, by chronić się przed spodziewanym atakiem, który mógł być wyprowadzony z za lasu.

Skuteczność muszkietów, walki ogniowe
Współczesne doświadczenia wykazują, że przy strzelaniu francuskim muszkietem Charville (Fusil) 1777, w jaki w większości uzbrojona była piechota, do celu jakim jest kompania piechoty (40 m szeroka, 2 m wysoka), uzyskuje się trafienie w około: 75% przy 70 m; 50% – 145 m; 25% – 220 m… Dodając do tego, że 600-osobowy batalion może strzelić 2-3 razy na minutę (strzelają tylko 2 szeregi czyli 400), daje to około 1000 strzałów/min. czyli szybkostrzelność współczesnego karabinu maszynowego. Wydaje się nieprawdopodobne jak takie dwa bataliony mogły stać i strzelać do siebie!? Żeby odpowiedzieć na to pytanie należy uświadomić sobie to, że warunki „doświadczalne” mają się nijak do tych z pola bitwy. W czasie bitwy żołnierz nie ma takiego komfortu psychicznego, jak na strzelnicy. Działa w stresie, w stanie ciągłego narażania życia, jego ruchy są szybkie, a przez to mniej pewne, chaotyczne, do głosu dochodzi instynkt. Ładowane „na szybko” muszkiety często nie wypalają, niedoświadczony żołnierz zapomni podsypać prochem panewkę, nie wymieni zużytej skałki czy nie przeczyści lufy z niedopalonego prochu. Skuteczność ognia znacznie zmniejsza dym powstający w wyniku spalania się prochu, który w 2/3 składa się z saletry.

Batalion po oddaniu dwóch, trzech salw okrywał się chmurą gęstego dymu, przez który żołnierz często nie mógł dojrzeć końca lufy swojego muszkietu. Często zdarzało się, że od tlącego się papieru z ładunków zapalała się sucha trawa, co dodatkowo potęgowało dym. Sam muszkiet był nieraz kiepskiej jakości, jego kaliber nie był stały i wahał się od 15,5 do 17,5 mm. Ładunki, jakie wykorzystywano, często były robione przez samych żołnierzy, którzy nie zawsze odmierzali taką samą ilość prochu. W celu zwiększenia skuteczności strzelano salwami, np. poszczególnymi plutonami. Batalion mógł oddać 2-3 salwy, po czym żołnierze zaczynali strzelać bez rozkazu, jak szybko tylko potrafili, często bez celowania. Oficerowie wobec takiego zachowania byli bezradni, dlatego starano się by te pierwsze salwy były maksymalnie skuteczne, a więc żeby były oddane z niewielkiej odległości. Podpuszczenie wroga na bliską odległość wymagało jednak zimnej krwi od szeregowych.

Dłuższe wymiany ognia dezorganizowały walczących. Często linie „zmieniały” się w swego rodzaju kolumny, kiedy mniej waleczni żołnierze chowali się za plecami swych odważniejszych kolegów, co znacznie zmniejszało siłę ognia batalionu. Sporym problemem w ówczesnych armiach było zjawisko, które można nazwać „nadmierną uczynnością względem rannych”. Każdy raniony był odnoszony prze kolegów na tyły. Była to doskonała okazja do opuszczenia szeregów i uniknięcia walki. Skala tego zjawiska była ogromna. Każdy ranny „zabierał” dodatkowo z szeregu 1-3 żołnierzy. Część z nich wracała do batalionu, część „przeczekiwała” bitwę na tyłach, a jeszcze inni po prostu dezerterowali. W czasie bitwy na tyłach włóczyło się czasem nawet kilka tysięcy żołnierzy.

Starano się temu zapobiec zakazując opuszczania szeregów, lecz miało to tę wadę, że jęki i błagania o pomoc rannych kolegów skutecznie demoralizowały walczących. Dym i ogólna wrzawa bitewna sprzyjały tragicznym pomyłkom. Często dochodziło do ostrzelania sojuszniczych wojsk, które nie rozpoznały się nawzajem. Friendly fire zdarzał się nie tylko pomiędzy dwoma batalionami, które wzięły się za wrogów, ale także w ramach jednego batalionu. 3 maja 1800 r. pod Engel dobrze wyszkolony szwajcarski batalion posuwał się w linii trójszeregowej. Gdy przeciwnik otworzył ogień, pierwszy szereg zatrzymał się by odpowiedzieć tym samym. Żołnierze z drugiego i trzeciego szeregu nie widzieli co się stało i natychmiast zaczęli strzelać, raniąc i powodując dezorganizację wśród kolegów z przodu.

Sztucer – skuteczna broń?
Tyrolska i austriacka lekka piechota była wyposażona w sztucery i to walcząc z nimi Francuzi spotkali się po raz pierwszy z tą bronią na początku wojen rewolucyjnych. Francuzi zaczęli eksperymentować ze sztucerami, wyposażając w nie kompanie wyborcze, lecz już po kilku miesiącach żołnierze zażądali zwrotu swoich zwykłych muszkietów. W 1793 r. utworzono batalion karabinierów uzbrojony w sztucery – rozwiązano go tego samego roku. Później w sztucery wyposażono jedynie oficerów w kompaniach piechoty liniowej i lekkiej. Angielski sztucer Baker’a był prawdopodobnie najcelniejszą bronią palną w czasie wojen napoleońskich. Na strzelnicy jego skuteczność ze 100 kroków (ok. 70 m) wynosiła 100%.

We wrześniu 1813 r. marszałek Soult pisał z Hiszpanii do Ministra Wojny o dużych stratach w kadrze oficerskiej spowodowanych przez strzelców wyborowych. Skoro sztucer był bardziej celny niż muszkiet, to dlaczego dowódcy nie wprowadzili go jako broń standardową piechoty? Nie uczyniono tego ponieważ sztucer miał co najmniej dwie istotne wady: wymagał o wiele więcej czasu na ładowanie niż muszkiet i musiał być dobrze wyczyszczony przed ponownym użyciem, ponieważ łatwo się zapychał (miał gwintowaną lufę, w której dobrze osadzał się niedopalony proch). To czyniło go niepopularnym wśród piechoty walczącej w luźnym szyku, gdzie nabita broń dawała jakąś gwarancję bezpieczeństwa. Wojskowi teoretycy zaś uważali, że dając piechocie broń dalekiego zasięgu, będzie ona wolała strzelać i ciężko ją będzie poderwać do ataku na bagnety.

Walka na bagnety
Było bardzo dużo ataków na bagnety w lasach, w miastach czy nawet w otwartym terenie. W większości ataki kończyły się szybko, gdyż jedna ze stron uciekała, jeszcze zanim jakikolwiek kontakt z przeciwnikiem doszedł do skutku. Czasami część oddziału uciekała, a część walczyła. W mniejszości wypadków, gdy odwaga i determinacja oddziałów była na tyle wysoka i równa, dochodziło do rzeczywistego zwarcia. Takie przypadki zdarzały się w miastach i wsiach (np. Pruska Iława, Małojarosławiec), w lasach, ogrodach, w skalistym, trudnym terenie (jak w Hiszpanii czy we Włoszech) oraz w walkach o reduty (Borodino).

Natarcia wykonywano albo w absolutnej ciszy, albo z jak największym hałasem. Cisza zachowana przez atakującego pokazywała przeciwnikowi, że zachowuje on zimną krew i jest niewzruszony na jego ostrzał. Z drugiej zaś strony, głośne „Hura!”, bicie w bębny (czy nawet śpiewy) deprymowały przeciwnika, mogły zachwiać jego morale, a także podnieść własne i to nie tylko oddziału atakującego, ale także tych będących w pobliżu, gdyż mówiło im to, że atakujący nadal walczą i nie odczuwają strachu przed przeciwnikiem. Zawsze łatwiej poradzić sobie ze stresem, gdy się coś robi (strzela, krzyczy), niż zachowując się biernie. W bitwie, dwie siły psychiczne, nawet bardziej niż dwie siły fizyczne, są w konflikcie… (Ardant du Picq). Prawdziwa siła oddziału nie pochodzi z jego rzeczywistej liczebności czy uzbrojenia, lecz z przypuszczenia o jej (siły) wielkości, mocy, jakie mają żołnierze. Wyjście przeciwnikowi na flankę albo tył daje taką pewność żołnierzom. Są przekonani, że znajdują się w uprzywilejowanym położeniu w stosunku do przeciwnika, nacierają bez obawy, pewni swojej siły. To przekonanie o wyższości i lepszym położeniu nad przeciwnikiem może zmieniać się drastycznie. Batalion, który dzielnie walczy prowadząc wymianę ognia z przeciwnikiem, w jednej chwili może stracić ochotę do walki i uciec, gdy na jego flance pojawi się kolejny wrogi oddział. Na polu bitwy prawdziwym wrogiem jest strach, a nie bagnet czy kula (Robert Jackson).

Generał Antoine Henri Jomini pisał: Faktycznie, w prawdziwych walkach piechoty nigdy nie widziałem innej rzeczy jak bataliony rozwijające się i rozpoczynające ostrzał (…) albo kolumny maszerujące twardo na przeciwnika, który uciekał nie czekając na nie, albo odpierał je zanim doszło do pełnego zwarcia (…). Widziałem wiele walk piechoty w wąwozach i wsiach, gdzie czoła kolumn zwarły się nawzajem i walczyły na bagnety; ale nigdy nie widziałem takiej rzeczy na otwartym polu bitwy. Walczące bataliony można by porównać do dwóch kotów. Podchodzą do siebie, prężą się, jeżą sierść. Żaden nie zaatakuje do momentu aż zobaczy, że drugi zaczyna się bać. Wtedy rzuca się na niego i ten ucieka. Atak na linie przeciwnika przebiegał mniej więcej w ten sposób: bataliony sformowane w kolumny z pełnymi lub połowicznymi interwałami (colonne par peloton lub colonne par division) ruszały na przeciwnika. O ile było to możliwe, wykorzystywały ukształtowanie terenu dla zmniejszenia strat od artylerii (wzgórza, wąwozy, lasy), lecz przeważnie ostatnie 500-1000 m szły przez otwarty teren.

Przeciwnik, jeżeli miał artylerię, otwierał z niej ogień (na początku kulami pełnymi, a potem także i kartaczami). Jeżeli ogień był celny, atakujące kolumny przyspieszały marsz. Francuska piechota poruszała się w jednym z pięciu temp: Pas ordinaire – 75 kroków na minutę; Pas de route – 85-90 kr./min; Pas accelere – 100 kr./min; Pas de charge – 120 kr./min; Pas de course – 200-250 kr./min. Oczywiście, im szybsze tempo marszu, tym trudniej utrzymać spójność szyku, dlatego przyspieszano stopniowo, w miarę zbliżania się do przeciwnika. Teren odgrywał dużą rolę. Błotnista ziemia mogła skutecznie spowolnić natarcie, a przez to atakujący był dłużej wystawiony na ogień artylerii. Stres i podniecenie żołnierzy mogły spowodować, że zaczną oni biec, dezorganizując szyk. Szybki bieg w błocie mógł skończyć się już po 100 metrach, kiedy żołnierzom zaczynało brakować tchu, co powodowało często zatrzymanie kolumny, a gdy ta już raz stanie, bardzo ciężko jest oficerom zmusić ją do ponownego ruszenia. Gdy atakujący znalazł się od nieprzyjaciela w zasięgu strzału z broni ręcznej, zaczynał rozwijać się w linię i rozpoczynała się wymiana ognia lub, jeżeli dowódca chciał uderzyć na bagnety, tylne szeregi kolumny przyspieszały kroku i zmniejszały odległość do pierwszego (tworzyli colonne d’attaque). Tutaj mogło się zdarzyć wszystko. Przeciwnik mógł oddać kilka salw i jeżeli kolumna nadal nacierała, uciec lub walczyć (rzadkość).

Jeżeli kolumna pod ogniem zachwiała się i zatrzymała (straty wcale nie musiały być duże – często wystarczało, żeby zabito konia pod dowodzącym; na widok padającego dowódcy żołnierze mogli stracić chęć do walki), to rozpoczynała się wymiana ognia, w której kolumna była na straconej pozycji. Tylko pierwszy szereg mógł strzelać (40 do 90 żołnierzy), a ciasny szyk uniemożliwiał rozwinięcie linii. Atak broniącego na bagnety „przepędzał” kolumnę. Kolumny nie przebiją się przez linie bez wsparcia artylerii – Napoleon Bonaparte. Przed atakiem należało „zmiękczyć” wrogie linie. Czyniono to poprzez ostrzał z muszkietów przez tyraliery i linie, ale najskuteczniejszym do tego środkiem była artyleria. Kilkugodzinne stanie pod ostrzałem skutecznie demoralizowało broniącego. Dlatego ważne było by część wojsk znajdowała się w rezerwie, poza zasięgiem artylerii, i w razie ataku mogła skutecznie stawić czoło przeciwnikowi.

Bibliografia
Robert Bielecki, Wielka Armia Napoleona, Warszawa 2004
Ryszard Morawski, Henryk Wielecki, Wojsko Księstwa Warszawskiego. Generalicja i sztaby, Warszawa 1996
Robert Bielecki, Andrzej Tyszka, Dał nam przykład Bonaparte. Wspomnienia i relacje żołnierzy polskich 1796 – 1815, Kraków 1984
Antoni Białkowski, Wspomnienia starego żołnierza, Gdynia 2003
Henryk Brandt, Moja służba w Legii Nadwiślańskiej, Gdynia 2002
Zbynio Olszewski, J. Jaye, Napoleon, Armies, Battles and Tactics during the Napoleonic Wars, [w:] http://web2.airmail.net/napoleon/
oraz materiały z serwisu Napoleon. Podróż w czasy Empire`uhttp://napoleon.gery.pl

Autor: Michał „Itagaki” Głowacki

Opublikowano 12.06.2006 r.

Poprawiony: wtorek, 28 października 2014 08:19