Szkice psychologa o historii

  • PDF
  • Drukuj
  • Email

Informacje o książce
Autor: Maciej Dymkowski
Wydawca: Avalon
Rok wydania 2020 (II wyd.)
Stron: 240
Wymiary: 20,5 x 13 x 1,3 cm
Oprawa: miękka
ISBN: 978-83-7730-422-8

Recenzja
Historia i psychologia to odrębne dziedziny wiedzy. Jak się okazuje mają one jednak punkty wspólne. Przy czym nie chodzi tu o proste odpowiedzi na pytania, które w naturalny sposób narzucają się same przy poznawaniu historii, w rodzaju tych o psychologiczne motywacje działań postaci odgrywających znaczącą rolę w procesie dziejowym czy rejestrację zbiorowych emocji, szczególnie silnie dających o sobie znać przy okazji różnych dramatycznych wydarzeń. Książka Macieja Dymkowskiego Szkice psychologa o historii to wyprawa w te rejony, gdzie historia i psychologia przenikają się, oddziałując przy tym znacząco na naszą teraźniejszość.

Autor jest emerytowanym profesorem psychologii i jak można przeczytać na tylnej okładce książki pracuje na Uniwersytecie Humanistycznospołecznym SWPS, na II Wydziale Psychologii we Wrocławiu. Interesuje się zagadnieniami z pogranicza psychologii i historii oraz psychologią społeczną. Jest autorem szeregu prac poświęconych psychologii historycznej, w tym: Między psychologią a historią. O roli złudzeń w dziejach (2000), Wprowadzenie do psychologii historycznej (2003) oraz (jako współautor) Z zagadnień psychologii historycznej. Interpretacje historyczne w oczach psychologa (2015).

Książka stanowi zbiór artykułów opublikowanych przez Macieja Dymkowskiego w czasopismach „Charaktery”, „Odra” i specjalnych dodatkach do tygodnika „Polityka”, w większości w latach 2006-2011, ale są i teksty późniejsze (dysponuję drugim, poszerzonym wydaniem książki z 2020 r.). Tylko dwa artykuły powstały specjalnie na potrzeby tego zbioru. Z powyższego powodu nie ma on jako całość wyraźnie zarysowanej myśli przewodniej, a w kolejnych rozdziałach zdarzają się powtórzenia, o czym autor uprzedza nas już we wstępie. Najczęściej przybierają one formę bardzo zbliżonych, choć nie identycznych wywodów poświęconych temu samemu wątkowi. Ma to swoją oczywistą wadę sprowadzającą się do tego, że właściwie czytamy dwa razy o tym samym. Można się jednak dopatrzyć zalety polegającej na tym, że kluczowe z punktu widzenia autora zagadnienia zostają uwydatnione.

Całość publikacji podzielona została na cztery rozdziały (albo części) oraz pełniące rolę zakończenia Postscriptum, będące faktycznie piątym rozdziałem. Układ książki jest do pewnego stopnia chronologiczny. Pierwsza część W średniowieczu i później stara się naszkicować portret psychologiczny rycerzy i podejmuje zagadnienia średniowiecznej mentalności, koncentrując się wokół spraw religijnych i ważnej cechy ówczesnego społeczeństwa jaką był daleko posunięty kolektywizm. Jest to najkrótszy rozdział w całym zbiorze, a przy tym dość luźno związany z pozostałymi. Część druga My i nasze korzenie to wyraźnie najobszerniejszy rozdział książki, bo liczący 83 strony na 225 (pomijam zamieszczone na końcu dodatki, przypisy itp.). W większości poświęcony został sarmatyzmowi i jego wielorakiemu oddziaływaniu na kolejne pokolenia Polaków aż po czasy współczesne. Innym ważnym tematem poruszanym przez autora są rozbiory. Generalnie część ta omawia zagadnienia wiążące się z historią od XVI do początków XX wieku. W rozdziale trzecim Naziści i im podobni autor przygląda się dwudziestowiecznym systemom totalitarnym i autorytarnym. Wśród poruszanych zagadnień znajdziemy w nim odniesienia do psychoanalizy, a także omówienia znanych eksperymentów psychologicznych, będących wyrazem poszukiwania odpowiedzi na pytanie jak możliwy był Holocaust. Część czwarta Historia i jej zapisywanie ma charakter przekrojowy i podejmuje temat tego co jest utrwalane przez historyków, wchodząc do wspólnych zasobów dziejów poszczególnych zbiorowości, i tym samym w jaki sposób są one kreowane. Pojawia się tu także ważne i nośne obecnie hasło polityki historycznej, przewijające się i we wcześniejszym rozdziale. Wreszcie Postscriptum: z perspektywy psychologa historycznego to dwa teksty. Jeden przedstawia pokrótce czym jest psychologia historyczna, drugi to rozmowa z redaktor Ewą Winnicką z „Polityki” (pierwotnie zamieszczona w tym tygodniku), mająca w zamierzeniu przybliżyć przeciętnemu odbiorcy tę dziedzinę wiedzy.

Szkice psychologa o historii zaskoczyły mnie pod kilkoma względami. Zacznę od tego, że w znacznym stopniu nie jest to książka poświęcona historii, ale oddziaływaniu historii na teraźniejszość, najogólniej mówiąc, na to kim jesteśmy obecnie jako Polacy. Owszem, szereg rozdziałów analizuje określone wydarzenia i procesy historyczne, ale wiele z nich zostało dobranych właśnie pod kątem przydatności dla diagnozowania współczesności. Zgłębienie wybranych zjawisk dziejowych zazwyczaj ma w tym pomóc. Na czoło wysuwa się tu niewątpliwie sarmatyzm, będący idée fixe autora. Wąsaty szlachcic na okładce książki nie znalazł się tam przypadkowo. Maciej Dymkowski przygląda się temu nurtowi i jego spuściźnie bardzo wszechstronnie. Nawiązania do niego odnajduje w miejscach zgoła niebywałych, w tym rzecz jasna we współczesności. I tu przechodzimy do trzeciego mojego zaskoczenia, jakim są treści, które określiłbym jako zaangażowane polityczne. Autor nie stroni od swoich poglądów. Publicystyczny charakter tekstów (jak już o tym wspominałem, pierwotnie były to artykuły w czasopismach) sprawił, że nie do końca udało się zachować akademicki dystans. Co dokładnie mam na myśli? Choćby pojawiające się kilkukrotnie na kartach książki sformułowania, takie jak „państwo PiS” czy „lemingi”, osadzone w określonym kontekście, powodują, że czytelnik nabiera wątpliwości z jakiego rodzaju publikacją ma do czynienia.

Usiłując dać obraz sarmatyzmu i jego wielorakiego oddziaływania na współczesną polską rzeczywistość odnoszę wrażenie, że autor starał się go namalować w jak najczarniejszych barwach i zarazem całkowicie jednostronnie. Główną inspiracją dla prezentowanych przez niego poglądów jest dzieło krakowskiego historyka Michała Bobrzyńskiego Dzieje Polski w zarysie, wydane po raz pierwszy w latach 70-tych XIX wieku. Bobrzyński to przedstawiciel ugrupowania „stańczyków” i zarazem młodszego pokolenia krakowskiej szkoły historycznej, upatrującej powodów upadku I Rzeczypospolitej w „błędach narodu”, wadliwości ustroju, anarchii, braku poszanowania władzy państwowej wśród szlachty i innych przyczynach wewnętrznych, jednocześnie ignorującej wpływ czynników zewnętrznych. Autor pisze o tej fascynacji w szkicu O lukrowaniu narodowej historii, zamieszczonym w czwartej części książki. Drugim jego mistrzem jest Jan Chryzostom Pasek. Przyglądając się stworzonemu obrazowi sarmatyzmu przede wszystkim nie sposób zgodzić się z zabiegiem polegającym na przesuwaniu negatywnych skutków wiążących się z upadkiem ustroju możliwie najdalej wstecz, zwłaszcza rozciąganiu ich na całą I połowę XVII wieku i w gruncie rzeczy także na wiek XVI. Całkowicie ignorowane są przez autora wszystkie zdobycze ustrojowe I Rzeczypospolitej, zwłaszcza te związane z parlamentaryzmem, tolerancją religijną, gwarancjami ochrony praw i rozwiązaniami pozwalającymi społeczeństwu na kontrolowanie władzy. Oczywiście w ówczesnych realiach przytłaczająca większość tych praw i korzyści z nich płynących przysługiwała szlachcie, nie należy jednak zapominać, że również w innych państwach prawa polityczne posiadały w tamtym czasie i długo potem tylko warstwy wyższe. Odnośnie bezpardonowo krytykowanej epoki saskiej warto wspomnieć, że ostatnio i ona doczekała się pewnego przewartościowania, z czego autor chyba nie zdaje sobie sprawy. Nie miejsce to na sążniste wywody i polemiki, tym bardziej, że spór o wizję historii Polski między szkołą krakowską a warszawską to temat powszechnie znany. Odniosę się tutaj jeszcze tylko do jednej kwestii – dziwi się autor polskim szlachcicom, że mieli poczucie wyjątkowości i wyższości wobec obcych. Proponuję proste ćwiczenie polegające na porównaniu praw, jakie miał polski szlachcic, do tych jakie mieli przedstawiciele stanu szlacheckiego w większości państw europejskich. Wystarczy odpowiedzieć sobie choćby na cztery pytania: 1) w ilu krajach szlachta wybierała parlament i jakie miał on prawa, 2) w ilu krajach wybierała króla, 3) w ilu państwach przysługiwał jej przywilej nietykalności osobistej na wzór polskiego Neminem captivabimus, 4) czy i od kiedy w poszczególnych państwach istniała tolerancja religijna na wzór tej wprowadzonej u nas aktem konfederacji warszawskiej z 1573 r. Dlatego polski szlachcic, porównując się ze szlachetnie urodzonymi z którejkolwiek spośród monarchii absolutnych, mógł się zasadnie uważać za człowieka wolnego.

Zaprezentowana wizja sarmatyzmu nie jest pozbawiona elementów prawdziwych, natomiast jej główna wada sprowadza się do jednostronności przekazu. Służy ona jednocześnie analizie teraźniejszości, prowadzonej miejscami dość instrumentalnie. Autor doszukuje się nawiązań i pozostałości po sarmackiej spuściźnie w wielu aspektach współczesnego życia społecznego i politycznego naszego kraju, jak i w okresach wcześniejszych – poczynając od XIX wieku, a skończywszy na epoce PRL. Są one nieraz bardzo odległe i równie nieostre jak granica między patriotyzmem a nacjonalizmem, w moim odczuciu źle w książce odczytywana. I tak duma z różnych wydarzeń w polskiej historii oraz „korzystne” jej przedstawianie stanowi dla autora jeden z przejawów nacjonalizmu i trwania sarmackiej tradycji. Tyle, że jeśli spojrzy się na inne państwa, podobne postawy są czymś naturalnym. Wszyscy lukrują i na potrzeby masowego odbioru zniekształcają swoją historię. Rzadko kto bije się w piersi, nawet jeśli ma ku temu dużo więcej powodów niż my. Jako przykład niech posłuży Francja i okres II wojny światowej. Wystarczy spojrzeć jak mało mówi się tam o państwie Vichy i jego ewidentnym współudziale w Holocauście w porównaniu z oddźwiękiem, z jakim analogiczne tematy spotykają się w Polsce, i do jakiego stopnia są u nas eksploatowane. Propozycje sprowadzające się do tego, że ciągle raczej powinniśmy się wstydzić niż odczuwać dumę i satysfakcję z naszej historii to cecha charakterystyczna postaw prezentowanych przez część starszego pokolenia. Przez lata przywykło ono do życia w państwie zapóźnionym cywilizacyjnie, gdzie ciągle mówiono o dystansie dzielącym nas od Zachodu i jego gonieniu, którego efektów za bardzo nie było widać, a w pewnych okresach raczej oddalaliśmy się niż nadrabialiśmy zaległości. Wszystko to nakłada się na traumy związane z II wojną światową, okupacją i komunizmem, by nie sięgać już dalej w przeszłość. Stąd odwieczne kompleksy i poczucie bycia Europejczykami drugiej kategorii. Dziś żyjemy w nieco innej rzeczywistości, a nowe pokolenie Polaków, tak jak inne narody, bardziej stawia na pozytywny przekaz, a nie na pokorę i nieustanne umartwianie się oraz wiążącą się z nimi „pedagogikę wstydu”.

Książka operuje dychotomicznym podziałem społeczeństwa na dwie części, nazwijmy je umownie „liberalną” i „autorytarną”. Ta pierwsza to spadkobiercy Oświeconych, druga jawi się natomiast jako nowe wcielenie Sarmatów. Przypomina to trochę mający się ciągle dobrze w polskiej polityce podział na „Polskę liberalną” i „Polskę solidarną”. Łatwo się domyślić która z tych grup oceniana jest przez autora pozytywnie, a która negatywnie. Powyższe nie oznacza, że rezygnuje on z wyodrębniania różnych odcieni tych dwóch nurtów. Dość charakterystyczne jest natomiast budowanie negatywnych konotacji z sarmatyzmem wyłącznie w stosunku do jednego z dwóch głównych obozów politycznych. Rozmija się to z rzeczywistością o tyle, że mimo wielu lat pozostawania w klinczu i całej otoczki ideologicznej jaka temu towarzyszy, pod wieloma względami politycy i działacze obu tych grup aż tak bardzo się między sobą nie różnią, a kto ma jeszcze w pamięci twór o nazwie PO-PiS, wie, że przyczyny rozejścia się niedoszłych sojuszników były raczej pragmatyczne, a uzasadnienia ideologiczne dobudowywano później. Starając się naszkicować współczesny portret psychologiczny Polaków i odnosząc go do spuścizny sarmatyzmu, pośród wielu różnych tematów poruszył autor bardzo czułą strunę. Rzecz dotyczy stosunków pańszczyźnianych i relacji panujących przez wieki między chłopami a szlachtą. Jego zdaniem, obecnie w buty tej ostatniej wchodzą mentalnie potomkowie dawnych chłopów pańszczyźnianych, czyli większość społeczeństwa. Szkoda, że podejmując ten temat skupił się autor wyłącznie na aspekcie społeczno-politycznym. Dużo ciekawsza, bliższa życiu i znacznie bardziej neutralna politycznie byłaby tutaj zwłaszcza analiza na ile i w jaki sposób spuścizna sarmatyzmu oddziałuje na współczesne relacje pracodawca-pracownik czy przełożony-podwładny oraz postrzeganie swojej pozycji przez osoby na kierowniczych stanowiskach.

Niektóre teksty odznaczają się stylem charakterystycznym dla redaktorów czytywanego przeze mnie przed laty tygodnika „Polityka” (jak już wspominałem, było to pierwotne miejsce publikacji części z nich, co zapewne miało jakiś wpływ). Piszący stara się sprawiać wrażenie jakby obserwował to co dzieje się w Polsce z zamkniętej, sterylnej kapsuły, umieszczonej gdzieś na orbicie okołoziemskiej. Odseparowany od tego co na dole, niemający nic wspólnego z wydarzeniami i zjawiskami, które opisuje, niczym uczony z oddali bada przez teleskop małe ludziki zamieszkujące planetę Ziemia i ich osobliwe zachowania. Tym samym kreuje się na obiektywnego, bezstronnego i pozbawionego uprzedzeń. To bardzo atrakcyjne dla pewnej grupy czytelników, tyle że taka kreacja to rzecz jasna fikcja, bo w rzeczywistości autor pozostaje częścią społeczeństwa, które opisuje, ze wszystkimi tego stanu rzeczy ułomnościami. W przywoływanym już szkicu O lukrowaniu narodowej historii, zawartym w części czwartej, chyba jednym z ważniejszych w całym zbiorze, przeczytamy o zniekształceniach poznawczych i ich kilku różnych odmianach. Temat to niezwykle ciekawy. Szkoda, że autorowi udziela się opisana wyżej choroba redaktorów „Polityki” i nie potrafi dostrzec własnych zniekształceń poznawczych, starając się przynajmniej ograniczyć ich wpływ na stawiane przez siebie tezy, zwłaszcza tam, gdzie nie wydaje się to takie trudne. Niektóre twierdzenia, takie jak zawarta w szkicu Pod presją pamięci zbiorowej bezwzględnie pozytywna ocena znaczenia Okrągłego Stołu i będącego jego owocem dorobku początkowego okresu III Rzeczypospolitej, uznawane są więc przez Macieja Dymkowskiego za historyczne aksjomaty, a stanowiska nie tyle nawet przeciwne co w jakiś sposób je kontestujące poprzez to, że zwracają uwagę na inne, niekorzystne aspekty tego wydarzenia, traktuje on jako sprzeczne z racją stanu naruszanie obiektywnej prawdy i od razu skłonny jest uruchamiać cały znany mu aparat psychologiczny by zdiagnozować pacjenta, który śmiałby mieć inne zdanie. Tymczasem pacjent niekoniecznie musi być przesiąknięty nacjonalizmem i tkwić w mentalnej spuściźnie, jaką pozostawił po sobie sarmatyzm, ale z innych powodów mieć odmienny pogląd na ten temat.

Artykuły znajdujące się w kolejnych częściach książki wypadają lepiej dzięki temu, że są bardziej wyważone. Poza sarmatyzmem, który wyraźnie dominuje w rozdziale drugim i nad całokształtem dzieła, pojawia się szereg innych wątków. Więcej tekstów ma charakter analizy zjawisk historycznych i na tym się skupia. Treści będące projekcją poglądów politycznych autora zanikają albo schodzą na dalszy plan. Szczególnie interesujące były dla mnie artykuły przybliżające najnowsze interpretacje słynnych eksperymentów psychologicznych, nieraz prowadzące do zupełnie różnych wniosków od tych, jakie do tej pory z nich wyciągano. Rzecz dotyczy przede wszystkim słynnego stanfordzkiego eksperymentu więziennego, przeprowadzonego w 1971 r. przez Philipa Zimbardo, oraz równie sławnego eksperymentu Stanleya Milgrama z 1963 r., badającego posłuszeństwo wobec autorytetów. W tle przewija się Ucieczka od wolności Ericha Fromma. Pojawiają się także odniesienia do stworzonej przez Zygmunta Freuda psychoanalizy, Theodora Adorno i jego badań nad autorytaryzmem oraz Hannah Arendt i jej teorii totalitaryzmu. Dużo miejsca poświęcono również zjawisku paranoi politycznej. Autor prezentuje bardzo racjonalne stanowisko, odrzucające teorie usiłujące przypisać tę przypadłość postaciom takim jak Hitler i Stalin, a następnie formułowaniu w oparciu o to łatwych wyjaśnień okropieństw stworzonych przez nich systemów totalitarnych. Wreszcie, wracając do przywoływanego już Okrągłego Stołu, ukazuje jak iluzje i złudzenia poznawcze towarzyszące jego uczestnikom przyczyniły się do ostatecznego sukcesu w postaci upadku systemu komunistycznego w Polsce.

W ostatniej części książka porusza szereg tematów interesujących z punktu widzenia metodologii badań historycznych, a także, ujmując to możliwie najszerzej, rozumienia historii. Pierwszy z nich to kolejna odsłona złudzeń poznawczych związanych z ideologiami, dotykająca wszystkich tych, którzy usiłują wytworzyć sobie spójny obraz przebiegu procesu dziejowego. W szkicu Blaski złudzeń, czyli dziejowa doniosłość wdzięków Kleopatry mowa jest o skłonności do retrospektywnego przeceniania prawdopodobieństwa zajścia zdarzeń, które rzeczywiście zaszły, do spostrzegania ich jako nieuniknionych i „wmontowywaniu” w sposób konieczny w łańcuchy przyczynowo-skutkowe. Autor pisze też o szeroko rozumianych ograniczeniach natury ideologicznej, z którymi nieraz przychodzi mierzyć się historykom. Wiążą się z tym dalsze zagadnienia, o których nie miejsce szczegółowo się rozwodzić. Inną odsłonę problemów z rozumieniem naszych przodków stanowią zniekształcenia w budowaniu obrazu minionych epok. Zachodzą one nie tylko podczas wytwarzania się w umyśle historyka wizji wydarzeń z przeszłości, ale także dużo wcześniej – już na etapie powstawania źródła. Tym samym zniekształcenie może wystąpić na kilku poziomach. Autor rozpatruje te zagadnienia w rozdziale Pod presją pamięci zbiorowej, którego tytuł sugeruje główny nurt rozważań i zarazem obszar odpowiedzialny za zniekształcenia. Przewija się tam wspominany już wcześniej wątek polityki historycznej. Wydaje się, że rozpatrując ten temat należy rozróżniać co najmniej dwa poziomy transmisji treści historycznych. Czym innym jest przekaz adresowany do masowego odbiorcy, siłą rzeczy uproszczony i bardziej koncentrujący się na treściach pożądanych z punktu widzenia polityki historycznej, a czym innym przekaz „profesjonalny”, adresowany do odbiorcy bardziej zaawansowanego, wszechstronnie ukazujący różne aspekty naszych dziejów. Taka dystynkcja zakłada współistnienie w przestrzeni publicznej obu tych przekazów, przy założeniu, że każdy z nich ma inną rolę do spełnienia.

Pora na parę słów o stronie wydawniczej. Książka napisana została piękną polszczyzną. Jako że poszczególne teksty stanowiły początkowo artykuły, które ukazywały się w czasopismach, dominuje styl publicystyczny. Literówki w tekście zdarzają się wyjątkowo rzadko. Fakt występowania powtórzeń w moim odczuciu nie daje się aż tak bardzo we znaki. Na plus należy zaliczyć bibliografię. Powinna być użyteczna, szczególnie dla osób chcących zagłębić się w tę dziedzinę wiedzy.

Podsumowując, mimo wielu zastrzeżeń interesująca publikacja, proponująca spojrzenie na historię od mało znanej strony. Autor pisze z pozycji liberalnych, co w niektórych artykułach daje o sobie znać. Czytelnicy podzielający te poglądy znajdą więc w niej budujące potwierdzenie swojej wizji świata. Dla tych, którzy nie podzielają tych zapatrywań, ma szansę stać się intelektualnym wyzwaniem. Najwartościowsze są jednak w moim odczuciu te szkice, gdzie autor nie wikła się nadmiernie w analizowanie współczesnej sytuacji społeczno-politycznej Polski przez pryzmat psychologizujących interpretacji historii i występuje bardziej jako naukowiec niż jako publicysta. Książka godna polecenia przede wszystkim osobom zainteresowanym interdyscyplinarnym spojrzeniem na historię.

Autor: Raleen

Opublikowano 10.04.2021 r.