Od muszkietu do karabinu powtarzalnego – historia pierwszej gwałtownej rewolucji w uzbrojeniu

  • PDF
  • Drukuj
  • Email

Historia wojskowości zna wiele przykładów, kiedy nowa broń zapewniła przewagę jednej z walczących stron i zmieniła stosowaną taktykę. Rydwany wprowadziły na pola bitew konie (nie znano jeszcze siodeł i strzemion), grecki hoplita i macedoński falangita z łatwością zwyciężał nad innymi rodzajami piechoty, aż sam uległ rzymskiemu legioniście. Łuk refleksyjny dał wielkie znaczenie walce dystansowej i konnym strzelcom, strzemiona i odpowiednie siodła pozwoliły rycerstwu szarżować na piechotę, a kusza i wozy taborowe sprawiły, że piechota mogła z nimi skutecznie walczyć, nie potrzebując do tego wielu lat szkolenia. Broń palna utrwaliła supremację piechoty na polach bitew zachodniej Europy, w pewnym momencie stając się nawet zbyt skuteczną dla najlepszych rodzajów jazdy, jak na przykład dla husarii. Podobne rewolucje wprowadziło pojawienie się CKM-ów, lotnictwa, czołgów, okrętów podwodnych, lotniskowców, naprowadzanych rakiet czy dronów. Zjawisko to występuje cały czas, gdyż rywalizujące państwa chcą osiągnąć w ten sposób przewagę nad potencjalnym przeciwnikiem. Czy są to właściwości stealth samolotów, czy okrętów, broni energetycznej i hipersonicznej, czy militarne wykorzystanie kosmosu – dominacja w każdym z tych obszarów może przynieść zwycięstwo w ewentualnym konflikcie.

Podstawową różnicą między tymi wynalazkami jest jednak czas, jaki mijał pomiędzy ich wprowadzaniem. Do rewolucji przemysłowej konkretne rodzaje broni były używane i dominowały przez co najmniej 100 lat, albo i dłużej. Tak było w przypadku muszkietu skałkowego, a wcześniej kołowego i lontowego. Drewniany, żaglowy okręt liniowy dominował na morzach przez prawie 200 lat, będąc tylko udoskonaleniem wcześniejszych galeonów, które również przez ponad 100 lat stanowiły podstawę najważniejszych flot w Europie. Podobnie było w przypadku bombard i pierwszych armat, kuszy i innych wynalazków.

Rewolucja przemysłowa skróciła ten okres do 10, maksymalnie 20 lat, niesamowicie przyspieszając wyścig zbrojeń. Stanowiło to wielkie wyzwanie dla ludzi i ich mentalności, a także inercji, jaka występuje w dużych, sformalizowanych strukturach, które trudno przyswajają sobie nowinki techniczne. Wcześniej generałowie po nauczeniu się swojego fachu mogli przez całą swoją karierę postępować w taki sam sposób, wiedząc, że zmiany w taktyce i uzbrojeniu będą bardzo niewielkie. Od czasów rewolucji przemysłowej każdy oficer musiał na bieżąco śledzić technologiczne nowinki i być gotów do zmiany swojego myślenia (co wymaga wysiłku i nie przychodzi łatwo, gdyż musimy zapomnieć o tym, czego się dotychczas nauczyliśmy). Jeśli tego nie uczynił, rezultaty mogły być zatrważające, czego świetnym przykładem jest I wojna światowa, do której walczące strony przystępowały opierając się na doświadczeniach wojny francusko-pruskiej z lat 1870-1871, ewentualnie na wojnach kolonialnych. Jak bardzo stały się one nieadekwatne do realiów wojny z użyciem CKM-ów, ciężkiej artylerii, lotnictwa i czołgów, pokazały milionowe straty, jakie poniosły walczące strony. Dopiero okupione horrendalnymi stratami niepowodzenia nauczyły dowódców zmiany taktyki i odejścia od starych schematów. Pierwsza wojna światowa jest doskonałym potwierdzeniem przysłowia, mówiącego że generałowie przygotowują się zawsze na poprzednią wojnę. Strona, która nie popełni tego błędu, zdobywa kolosalną przewagę.

Po raz pierwszy tego rodzaju rewolucja dokonała się w dwóch dziedzinach: pojawieniu się okrętów pancernych, które w ciągu mniej niż dekady wyeliminowały całkowicie drewniane okręty (poza napędem parowym nieróżniące się znacząco od tych z epoki Nelsona, a nawet de Ruytera) oraz w karabinach. W niniejszym artykule zajmę się tym drugim rodzajem broni.

Od drugiej połowy XVII wieku, aż do połowy wieku XIX dominującym rodzajem ręcznej broni palnej był karabin skałkowy. Zamocowany w szczękach kurka krzemień, po naciśnięciu spustu uderzał o krzesiwo, a spowodowane tym iskry spadały na posypaną prochem panewkę i doprowadzały do wystrzelenia pocisku (kuli). Muszkiety tego rodzaju były bronią gładkolufową, do której wkładano ładunek prochowy i kulę o średnicy około 17 mm. Ich efektywny zasięg wynosił 100 metrów, choć nawet na tym dystansie celność była bardzo słaba. Między innymi dlatego piechota walczyła w linii – im więcej muszkietów wypaliło w salwie w kierunku przeciwnika, tym większe były szanse, że któraś kula go trafi. Podczas wojny secesyjnej, gdy używano celniejszej broni gwintowanej, przyjmowano że każda salwa jednego regimentu, czyli około 600 ludzi, przynosi średnio 2 trafienia, przy czym nie każde z nich oznaczało wyeliminowanie przeciwnika z walki. Dobrze wyszkolony żołnierz mógł wystrzelić 2 pociski w ciągu minuty, chociaż w trakcie bitwy, na skutek stresu czy zmęczenia, tempo to znacznie spadało. Na celność wpływało też duże zadymienie pola bitwy oraz teren, w którym walczono. Kula wystrzeliwana z karabinu skałkowego miała średnicę nieco mniejszą od lufy – w ten sposób można ją było łatwo wepchnąć do środka. Oznaczało to jednak, że w momencie wystrzelenia już w lufie nabierała niestabilnego toru lotu. Rozwiązaniem tego problemu było wprowadzenie gwintu, czyli specjalnych wypustów, które dociskały kulę w lufie, nadając jej ruch obrotowy, co stabilizowało jej lot i zwiększało celność. Niestety gwint sprawiał, że załadowanie kuli i wciśnięcie jej do końca zajmowało wiele minut zamiast kilku sekund, sprawiając że żołnierze byli bezbronni, np. wobec ataku kawalerii. Dlatego w karabiny gwintowane były uzbrojone tylko niewielkie, wyspecjalizowane oddziały, z reguły będące dodatkiem do głównych mas piechoty, wyposażonych w gładkolufowe muszkiety skałkowe.

 

Schemat zamka karabinu skałkowego. Źródło: Wikipedia, domena publiczna.

 

Żołnierz, aby załadować taki karabin, musiał stać (ładowanie w pozycji leżącej było teoretycznie możliwe, ale bardzo trudne), wykonywać wcześniej wyćwiczone i powtarzane czynności, takie jak wyjęcie ładunku, dociśnięcie go za pomocą wyciora w lufie, podsypanie panewki itd. Oznaczało to, że był wystawiony na strzał zarówno broni ręcznej, jak i artylerii, gdyż poruszał się w zwartej formacji.

 

Piechota w XVIII wieku i w czasie wojen napoleońskich poruszała się w gęstych formacjach i ładowała muszkiety w pozycji stojącej. Źródło: Materiały własne autora.

 

Na podstawie doświadczeń wyniesionych z wojen napoleońskich prace poszły w dwóch kierunkach. Zwiększenia celności broni, a także jej szybkostrzelności. Rozwiązaniem drugiej kwestii było wprowadzenie kapiszona. Była to niewielka, miedziana miseczka, zawierająca piorunian rtęci. Nakładano go na kominek – niewielką rurkę, która prowadziła do ładunku prochowego w lufie. Po naciśnięciu spustu, napięty kurek opadał na kapiszon, powodując niewielki wybuch, którego płomienie przez kominek zapalały ładunek prochowy w lufie i doprowadzały do wystrzału pocisku. Sprawiło to, że broń stała się mniej wrażliwa na warunki pogodowe oraz bardziej niezawodna. Nie rozwiązało jednak problemu celności.

 

Zamek kapiszonowy. Źródło: Wikipedia, domena publiczna.

 

Największe sukcesy w tej dziedzinie odnieśli Francuzi, których armia do czasu klęski z Prusami w 1870 roku była wzorem dla dużej części świata. W trakcie walki z plemionami w Algierii, które często były uzbrojone w myśliwskie karabiny gwintowane, francuscy żołnierze zauważyli, że ich gładkolufowe muszkiety nie stanowią zagrożenia dla strzelających z daleka przeciwników, którzy często poruszali się też konno i mogli uniknąć w ten sposób ataku francuskiej jazdy. Francuzi zaczęli zatem eksperymenty z uzbrajaniem piechoty w karabiny gwintowane. Henri-Gustave Delvigne rozwiązał problem z ładowaniem kuli do środka gwintowanej lufy. Była ona nadal nieco węższa od lufy, ale Delvigne zmniejszył średnicę komory prochowej – mieściła ona ładunek, ale była zbyt wąska, żeby weszła tam kula. Poprzez kilka uderzeń wyciora żołnierz mógł zdeformować kulę tak, aby miała ona taką szerokość jak lufa, dzięki czemu wchodziła ona w gwint i miała o wiele większą celność, jak i zasięg. Później Delvigne zaczął prace nad zastąpieniem kul przez cylindryczne pociski, choć sama metoda była podobna – uderzeniami wyciora „rozpłaszczano” nieco pocisk, aby dostosować go do gwintu w lufie. Metoda była dosyć prymitywna, ale skuteczna.

 

Schemat zamka karabinu systemu Delvigne. Źródło: Wikipedia, domena publiczna.

 

Jej udoskonaleniem zajął się Claude-Étienne Minié i w 1846 roku wynalazł on pocisk nazwany jego nazwiskiem. Cylindryczny w kształcie, nieco węższy niż lufa, miał pustą przestrzeń z tyłu, która pod wpływem ciśnienia wytworzonego przez wybuchający w komorze proch, rozszerzała się i dzięki temu doskonale pasowała do gwintu. Skuteczny zasięg takiej broni wynosił kilkaset metrów, wytrenowany żołnierz mógł trafić przeciwnika z odległości nawet pół kilometra (choć w warunkach bitwy zazwyczaj o wiele mniej), przy czym utrzymano szybkostrzelność wynoszącą 2-3 pociski na minutę. Wykorzystujący te pociski pierwszy karabin Minié pojawił się w 1849 roku i w ten sposób rozpoczęła się pierwsza, tak szybka rewolucja w technice wojskowej, której zwieńczenie przyszło w okolicach 1870 roku. W ciągu nieco ponad 20 lat taktyka piechoty przeszła ogromne przeobrażenia, wpływając także na stosunki polityczne między wieloma krajami i wyniki wojen.

Warto przy tym odnotować, że pojawiły się też projekty udoskonalenia celności karabinów gładkolufowych, które stanowiły przeważającą część wyposażenia piechoty w większości armii. Jednym ze sposobów były tzw. pociski Nesslera, które opierały się na podobnej zasadzie co Minié – rozszerzały się w lufie pod wpływem wybuchu ładunku prochu. Choć znacznie skuteczniejsze od kul, to jednak nie miały aż takiej skuteczności jak pociski Minié i były typowym wynalazkiem przejściowym, pozwalającym na zwiększenie skuteczności piechoty do czasu jej całkowitego przezbrojenia w karabiny gwintowane.

 

Pociski systemu Minié. Źródło: Wikipedia, domena publiczna.

 

Wynalazek Claude-Étienne Minié bardzo szybko przyjęli Brytyjczycy. Ich karabin Enfield wz. 1853 był w momencie wprowadzenia najdoskonalszą bronią strzelecką piechoty. Swoje przewagi pokazał już rok później, w czasie wojny krymskiej. Rosyjska piechota wyposażona głównie w karabiny gładkolufowe i polegająca na atakach na bagnety (zgodnie ze stara maksymą Suworowa „kula głupia, bagnet zuch”), była dziesiątkowana przez celny, dalekodystansowy ogień karabinów gwintowanych. W bitwie pod Bałakławą (utrwaloną w pamięci na skutek szalonej szarży lekkiej brygady) regiment szkockiej piechoty został zaskoczony przez atakujących rosyjskich huzarów. Dotychczas standardową taktyką piechoty przeciwko jeździe było sformowanie czworoboku, dzięki czemu jazda nie mogła uderzyć na flanki. Czworobok czekał aż jazda podjedzie dosyć blisko i salwami karabinów odpierał próbę ataku. Tym razem jednak Szkoci nie mieli czasu na sformowanie czworoboku, więc dowódca zdecydował się przyjąć atak w linii – teoretycznie najgorszej formacji do odparcia ataku jazdy. Tyle, że Szkoci byli wyposażeni w karabiny Enfielda i zaczęli strzelać z bardzo daleka, zadając zaskoczonym Rosjanom spore straty. Kilka salw sprawiło, że dobrze wyszkoleni huzarzy podali tyły – szarża została odparta. W ten sposób karabiny Minié zakończyły znaczącą rolę kawalerii na polach bitew. Przestała ona mieć funkcje uderzeniowe, a zaczęła głównie służyć do zwiadu. Inercja rozbudowanych instytucji i przyzwyczajenia generałów, którzy uczyli się taktyki na podstawie wojen napoleońskich sprawiły, że w wielu przypadkach dalej wierzono w skuteczność ataków jazdy. Najlepszym tego przykładem jest zachowanie formacji kirasjerów aż do I wojny światowej (sic!). W rzeczywistości to nie CKM i drut kolczasty wyeliminował rolę jazdy jako formacji uderzeniowej, ale już karabin Minié. Potrzeba było jednak dużo czasu i krwawych ofiar, aby ostatecznie przekonać o tym „przygotowanych na poprzednią wojnę” generałów.

 

„Cienka czerwona linia odpiera atak rosyjskiej kawalerii”. Dla większego dramatyzmu na obrazie pokazano huzarów w odległości kilku metrów od Szkotów. W rzeczywistości ich atak zakończył się w znacznie większej odległości. Źródło: Wikipedia, domena publiczna.

 

Nowa broń wymagała oczywiście zmian w szkoleniu żołnierzy, taktyce, a przede wszystkim – we wspomnianej już mentalności dowódców. Bez tego jej efekty nie były aż tak dalekosiężne, co dobrze unaoczniła amerykańska wojna secesyjna. Stworzone w pośpiechu ogromne armie były dowodzone przez oficerów, których największe doświadczenie polegało na dowodzeniu kompanią wojska w walkach z Indianami, ewentualnie niewielkim oddziałem w wojnie meksykańskiej. Teraz mieli dowodzić całymi dywizjami, korpusami i armiami. Obu stronom udało się stopniowo wyposażyć większość swoich żołnierzy w karabiny gwintowane, jednakże z uwagi na pośpieszny proces rekrutacji i konieczność oszczędzania amunicji, żołnierzy nie wytrenowano w celowaniu do przeciwnika. Musieli nauczyć się ładować karabin i skierować lufę ogólnie w kierunku wroga, ale nie wytłumaczono im jak mają oceniać odległość i podnieść odpowiednio lufę karabinu. Strzelanie bowiem na odległość np. 500 metrów nie przebiega po linii prostej, ale po paraboli. Jeśli żołnierz nie potrafił ocenić odległości do przeciwnika, to jego ogień na dalszym dystansie był nieskuteczny. W rezultacie starcia oddziałów piechoty rozgrywały się na odległościach nie większych, niż w trakcie wojen napoleońskich – stu kilkudziesięciu, a nawet kilkudziesięciu metrów. Przy takim dystansie wystarczyło wycelować na wprost – pocisk miał wystarczająco energii, żeby dolecieć po linii prostej do celu. Oczywiście powodowało to, że bitwy były bardzo krwawe.

W międzyczasie, będące pod wrażeniem doświadczeń wojny krymskiej, europejskie armie zawodowe nauczyły swoich żołnierzy prowadzenia ognia na większą odległość. Powoli zaczęły zmieniać się też regulaminy walki, kładąc większy nacisk na indywidualne działanie żołnierzy w szyku rozproszonym, inicjatywę, czy prowadzenie ognia z daleka. Nie stało się to szybko powszechną regułą. Francuzi, których armia była wzorem dla wielu innych, choć doceniali ogień prowadzony na odległościach i szkolili do tego swoich żołnierzy (strzelcy piesi, żuawi), to jeszcze w 1859 roku ciągle stawiali na szybkie ataki żołnierzy skupionych w kolumnach. Ofensywny duch i atak na bagnety miał wygrywać z ogniem karabinowym przeciwnika. O błędności tej doktryny przekonali się Austriacy w 1866 roku.

 

Wraz ze wzrostem siły ognia piechoty, żołnierze byli coraz częściej ćwiczeni do walki w szyku rozproszonym. Źródło: Materiały własne autora.

 

Problemem ówczesnych karabinów była jednak szybkostrzelność, nadal niewiele odbiegająca od tej sprzed 100 lat. Nadal też proces ładowania odbywał się w większości przypadków na stojąco, narażając żołnierzy na duże straty. Rozwiązaniem tego problemu miała stać się broń odtylcowa.

Eksperymenty nad bronią ładowaną odtylcowo były prowadzone właściwie od samego początku istnienia broni palnej. Ładowanie pocisków od tyłu było znacznie wygodniejsze niż od lufy i pozwalało strzelcowi, czy obsłudze armaty na zajęcie pozycji, która mniej narażała ich na ogień przeciwnika. Niestety największym problemem była szczelność zamka, który ryglował komorę. W trakcie ostrzału powodowała ona wydostawanie się na zewnątrz płomieni, co mogło być groźne dla żołnierza oraz zmniejszało ciśnienie wypychające pocisk, a co za tym idzie redukowało jego prędkość i zasięg. Dlatego też armaty i karabiny ładowane odprzodowo dominowały aż do połowy XIX wieku.

Nie zaprzestano jednak różnych eksperymentów. W drugiej połowie XVIII wieku Brytyjczycy wprowadzili na wyposażenie niektórych jednostek karabin Fergusona, którego niewielkie ilości użyto w trakcie wojny o niepodległość USA. Amerykanie z kolei na początku XIX wieku skonstruowali karabin Halla. Obie bronie były jednak bardzo skomplikowane i drogie. Brytyjczycy oceniali, że jeden karabin Fergusona kosztował tyle co 4 standardowe karabiny, zaprzestano więc jego rozwoju.

Zmiana w tej kwestii nie wyszła tym razem z Francji czy Wielkiej Brytanii, ale z Prus. Zaliczające się do „mocarstw II kategorii” Prusy chciały dokonać zjednoczenia całych Niemiec, ale w tym celu musiały wygrać rywalizację z Austrią i Francją, znacznie silniejszymi przeciwnikami. Zwycięstwo było możliwe dzięki dobrym układom dyplomatycznym, a także przewadze pruskiej armii. Oprócz usprawnień w szkoleniu i systemie mobilizacji żołnierzy, postawiono na przewagę jakościową – od wprowadzenia pierwszego na świecie stałego sztabu generalnego (pruski schemat kopiowały później wszystkie pozostałe państwa), przez wykorzystanie kolei do przerzutu wojska, aż po karabiny odtylcowe. Co ciekawe pruski karabin odtylcowy Dreysego, będąc prawdziwą rewolucją został wprowadzony już na początku lat 40-tych XIX wieku, jeszcze przed karabinem Minié. Jednakże – podobnie jak w przypadku karabinu Fergusona czy Halla, jego wytwarzanie było drogie i jeszcze w połowie lat 50-tych większość pruskiej piechoty używała karabinów ładowanych odprzodowo. Unowocześnienie metod produkcji, przede wszystkim odlewanego, stalowego zamka, umożliwiło do 1864 roku wyposażenie większości piechoty w udoskonalony model tego karabinu, któremu Prusy zawdzięczały miażdżące zwycięstwa w wojnie przeciwko Duńczykom oraz przede wszystkim austriacko-pruskiej 1866 roku.

 

Rekonstruktorzy historyczni odtwarzają pruskich żołnierzy, uzbrojonych w karabiny Dreysego. Źródło: Materiały własne autora.

 

Ładowany odtylcowo karabin Dreysego pozwalał żołnierzowi na oddanie do 6 strzałów na minutę (w porównaniu do 2-3 przy karabinach Minié), co więcej, możliwe było także ładowanie z pozycji leżącej, co pozwalało żołnierzom na lepsze wykorzystanie osłon terenowych i prowadzenie skutecznego ognia. Wojna 1866 roku jest najlepszym przykładem zderzenia dwóch rodzajów broni i taktyk z nią związanych. Wyposażeni w klasyczne, ładowane odprzodowo karabiny Lorenza Austriacy opierali swoją doktrynę na ataku w kolumnach i ewentualnym prowadzeniu ognia przez wyspecjalizowane jednostki lekkiej piechoty – jegrów. Taktyka ta mogła przynieść jeszcze rezultaty przy przeciwniku, który miał tego samego typu karabiny, czego Austriacy nauczyli się zresztą od Francuzów w 1859 roku, kiedy to żołnierze Napoleona III, nie lekceważąc walki ogniowej, często atakowali w kolumnach i mimo dużych strat, potrafili zwyciężyć. Jednakże wobec pruskiej siły ognia, kiedy austriackie kolumny były zasypywane gradem pocisków, taktyka ta przyniosła horrendalne straty i całkowitą klęskę Austriaków.

 

Zbliżenie na zamek karabinu Dreysego. Źródło: Materiały własne autora.

 

Francuski obserwator wojskowy sugerował, aby Francja absolutnie nie przystępowała do tej wojny po stronie Austrii, bo jej wojska zostaną zdziesiątkowane, podobnie jak stało się z oddziałami austriackimi. Po raz kolejny generałowie otrzymali bolesną lekcję, i po raz kolejny należało całkowicie przedefiniować taktykę, gdyż dalsze trwanie przy starych przyzwyczajeniach mogło przynieść tylko horrendalne straty. Francuzi rozpoczęli zatem pracę nad własnym karabinem tego typu, który miał mieć jeszcze lepsze parametry. W ich wyniku powstał słynny Chassepot – mający szybkostrzelność lepszą od pruskich karabinów oraz posiadający o wiele większy zasięg ognia. Wytrenowany strzelec mógł trafić przeciwnika z odległości 1200 metrów! Jeszcze kilkanaście lat wcześniej był to zasięg dostępny jedynie dla artylerii.

Karabin Dreysego, Chassepot, porównywalny z nimi amerykański Springfield Trapdoor czy Snider-Enfield, dały piechocie siłę ognia, o jakiej mogła tylko marzyć dwie dekady wcześniej. Wymusiły też zmiany w taktyce. Prusacy i Francuzi w 1870 roku rozpraszali piechotę i nakazywali jak najczęściej wykorzystywać przeszkody terenowe do prowadzenia ognia.

Zasięg strzału Chassepota w zasadzie wyczerpał możliwości dalszego rozwoju – strzał na większe odległości jest do dziś możliwy tylko z użyciem karabinów wyborowych, nawet współczesna doktryna zakłada prowadzenie ognia na odległości kilkuset metrów – na tyle pozwala zazwyczaj ukształtowanie terenu. Prace mogły pójść zatem w kierunku zwiększenia niezawodności broni, jej celności i szybkostrzelności. Zwłaszcza ten ostatni element był bardzo atrakcyjny. Zarówno Chassepot, jak i karabin Dreysego po wystrzeleniu musiał być ponownie załadowany. Proch, czyli ładunek, umieszczano w papierowej otulinie, nie stosowano jeszcze nabojów zespolonych czyli metalowej łuski i pocisku, które występują do dzisiaj. A to właśnie ten wynalazek był potrzebny, aby zwiększyć szybkostrzelność. Było to bowiem możliwe, jeśli uniknięto by konieczności ładowania po każdym wystrzale. To oznaczało pojawienie się magazynków.

Jak już zdążyliśmy zauważyć, eksperymenty tego rodzaju prowadzono znacznie wcześniej, ale niedoskonałe fabryki nie były w stanie wytworzyć wystarczająco niezawodnych mechanizmów. Zmieniło się to w drugiej połowie lat 50-tych i na początku 60-tych kiedy powstały takie karabiny jak Henry, Spencer, czy nieco późniejszy Winchester. Co ciekawe nie zdobyły one szybko powszechnego uznania w wielu armiach, gdyż uważano, że żołnierze w nie wyposażeni będą zużywać za dużo amunicji i dostarczenie jej odpowiedniej ilości stanie się logistycznym koszmarem. Stąd też największe armie przez pewien czas opierały się przed wprowadzeniem ich w większej ilości, co prowadziło do kuriozalnych sytuacji, gdy np. Siuksowie Lakota wyposażeni w Winchestery mieli większą siłę ognia niż żołnierze uzbrojeni w jednostrzałowe karabiny Springfielda. Ostatecznie jednak karabiny powtarzalne wprowadzono na uzbrojenie większości armii.

 

Powtarzalny karabin Martini-Henry, wyposażony w zamek dwutaktowy. Źródło: Wikipedia, domena publiczna.

 

Wyobraźmy sobie oficera, który ukończył akademię wojskową pod koniec lat 40-tych XIX wieku, gdzie nauczył się ściśle napoleońskiej taktyki piechoty, opierającej się na ruchu i ataku w kolumnach, formowaniu linii do ostrzału przeciwnika i czworoboków przeciwko atakom kawalerii. W ciągu dwudziestu kilku lat oficer ten musiał zapomnieć prawie wszystko, czego nauczono go o taktyce piechoty. Karabiny gwintowane systemu Minié zwiększyły kilkukrotnie zasięg prowadzenia walki ogniowej i utrudniły ataki na bagnety, sprawiły też, że czworoboki stały się niepotrzebne, a szarże kawalerii bardzo niebezpieczne. Wkrótce musiał nauczyć się, że jego piechota powinna zrezygnować całkowicie z walczenia w sztywnej linii, zacząć wykorzystywać nierówności terenu i przyjąć szyk bardziej rozproszony, aby ograniczyć swoje straty od ognia karabinów ładowanych odtylcowo. Jednocześnie jego żołnierze nie musieli stać, aby załadować broń, lecz mogli to robić leżąc, prowadząc też ogień z pozycji leżącej – co w epoce napoleońskiej byłoby odczytane jako przejaw tchórzostwa. Oficer ten powinien zachęcać swoich żołnierzy do kopania fortyfikacji, a ataki na bagnety w otwartym polu traktować jako pewne samobójstwo. Uzbrojenie piechura z lat 70-tych XIX wieku przypominało już w dużej mierze to z początku I wojny światowej. Nie każdy oficer mógł poradzić sobie z tak gwałtownymi zmianami, czego ofiarami stawali się żołnierze, a czasem i sami oficerowie.

Państwo, które nie nadążało za tymi szybkimi zmianami, przegrywało wojny, jak Rosjanie wojnę krymską czy Austriacy wojnę 1866 roku. To samo dotyczyło Francuzów w 1870 roku, tylko że w tym przypadku decydujące znaczenie okazała się mieć najlepsza na świecie pruska artyleria – kolejna zapowiedź wzrostu znaczenia tej broni podczas I wojny światowej i później.

W tym samym czasie podobna rewolucja dotknęła okręty wojenne na skutek wprowadzenia okrętów pancernych, które całkowicie wyparły drewniane. Rozwój technologiczny nie zwalniał także na lądzie, pojawienie się karabinów maszynowych już w latach 60-tych (Gatlingi) i ich udoskonalenie chociażby przez Hirama Maxima, ponownie zmultiplikowało siłę ognia piechoty. Odegrało to olbrzymią rolę w wojnach kolonialnych, np. w bitwie z plemieniem Ndebele w Afryce, 700 Brytyjczyków mających na wyposażeniu 5 karabinów maszynowych Maxima pokonało siły przeciwników liczące 5000 wojowników, zabijając 1500 z nich, a samemu tracąc zaledwie 4 ludzi.

 

Bitwa pod Shangani, podczas Pierwszej wojny z Matabele. Potężna siła ognia piechoty wyposażonej w karabiny powtarzalne i wczesne karabiny maszynowe umożliwiała łatwe zwycięstwa nad przeciwnikiem, nawet jeśli miał on ogromną przewagę liczebną, ale był pozbawiony tego rodzaju broni. Źródło: Wikipedia, domena publiczna.

 

Rewolucja przemysłowa zmieniła całkowicie zasady gry. Dowódcy, ale przede wszystkim całe armie i państwa musiały wykazać się o wiele większą innowacyjnością, otwartością na zmiany, zarówno w wyposażeniu, jak i związanej z nim taktyce. Kto nie był w stanie tego dokonać, był karany olbrzymimi stratami i porażkami. Jest to aktualne do dziś. Warto również zauważyć, że współcześnie proces wprowadzania i doskonalenia nowej broni trwa mniej więcej tyle samo czasu, co w przypadku opisanych tutaj karabinów. Dobrym przykładem mogą być drony – technologia, która była znana już od dawna i stosowano ją jeszcze w epoce zimnej wojny, swoją dojrzałość osiągnęła jednak dopiero w latach 90-tych wraz z wprowadzeniem MQ 1 Predator. Od tej pory minęło nieco ponad 20 lat, a drony odmieniły sposób prowadzenia walki, czego dobrym przykładem są ostatnie starcia w Górskim Karabachu, Syrii czy w Libii.

Wynik konfliktu jest bowiem najbardziej łaskawy dla tych, którzy najszybciej zrozumieją, że muszą przygotować się do następnej wojny, a nie do tej, która już była.

Wybrana literatura
Paddy Griffith, Battle Tactics of the Civil War, The Crowood Press UK, 2004
Christopher Perello, Quest For Annihilation: The Role & Mechanics of Battle in the American Civil War, Decision Games, 2009
Geoffrey Wawro, Wojna austriacko-pruska, Napoleon V, Oświęcim 2019
Geoffrey Wawro, Wojna francusko-pruska, Napoleon V, Oświęcim 2019
James M. Historia wojny secesyjnej, Napoleon V, Oświęcim 2017
Orlando Figes, Wojna krymska 1853-1856. Ostatnia krucjata, Napoleon V, Oświęcim 2018
Brenda Buchanan, Gunpowder, Explosives and the State: A Technological History, Aldershot, 2006
Jarosław Wojtczak, Wojna meksykańska 1861-1867, Warszawa 2009
Grzegorz Swoboda, Little Big Horn 1876, Warszawa 1998
Marcin Suchacki, Magenta-Cuztoza-Mentana 1859-1867, Zabrze – Tarnowskie Góry 2018
George Nafziger, Cesarskie bagnety, Oświęcim 2012
Piers Platt, From the Arquebus to the Breechloader: How Firearms Transformed Early Infantry Tactics, 2015
Henri Jomini, Zarys sztuki wojennej, wyd. MON, Warszawa 1966
Ardant du Picq, Studium nad bitwą, Oświęcim 2012
David Westwood, Rifles: An Illustrated History Of Their Impact, ABC-CLIO, 2005

Dyskusja o artykule na FORUM STRATEGIE

Autor: Maciej Molczyk
Zdjęcia: Wikipedia i materiały własne autora

Opublikowano 25.10.2020 r.

Poprawiony: niedziela, 25 października 2020 09:48