Polacy z Mandżurii. Dzieje polskiej kolonii w Harbinie w latach 1895-1966

  • PDF
  • Drukuj
  • Email

Informacje o książce
Autor: Andrzej Giza
Wydawca: Avalon
Rok wydania: 2019
Stron: 248
Wymiary: 23,3 x 16,5 x 2,2 cm
Oprawa: twarda
ISBN: 978-83-7730-408-2

Recenzja
Pozytywistyczne hasło pracy organicznej nie kojarzy się dziś z niczym porywającym. Jest jednak przynajmniej jedno miejsce na świecie, gdzie realizacja owej przyziemnej, minimalistycznej koncepcji przyniosła Polakom wspaniałe rezultaty.

Rozwój świata w drugiej połowie XIX wieku odbywał się wzdłuż linii kolejowych. Wszystkie państwa europejskie budowały sieci torów mające ułatwić komunikację między odległymi często terytoriami. Istnienie kolei warunkowało postęp cywilizacyjny. Zapewniała szybki i tani transport surowców oraz towarów, zwiększała wymianę handlową i pozwalała na rozwój przemysłu. Procesy te nie ominęły także Rosji, włączającej się do tego międzynarodowego wyścigu z pewnym opóźnieniem. Jednym z obszarów rywalizacji potęg kolonialnych, które w owym czasie podzieliły świat na swoje strefy wpływów, były Chiny. To wielkie, zacofane wówczas państwo stało się przedmiotem rozgrywki między mocarstwami europejskimi, Stanami Zjednoczonymi i Japonią. Chiny oferowały niewyczerpane zasoby taniej siły roboczej, bogate złoża surowców i ogromny rynek zbytu. Państwa kolonialne starały się przejąć kontrolę nad poszczególnymi miastami i zapewnić sobie wyłączność na eksploatację gospodarczą wybranych terenów. Europejczycy i przedstawiciele dwóch pozostałych potęg kolonialnych wymusili na władzach chińskich zgodę na stworzenie eksterytorialnych dzielnic w miastach portowych i zwolnienia podatkowe dla własnego handlu. Walcząc o wpływy, budowano linie kolejowe, które podobnie jak dzielnice miast starano się wyłączyć spod władzy państwa chińskiego.

Jednym z takich przedsięwzięć, podjętych przez Rosję w ostatnim dziesięcioleciu XIX wieku, była Kolej Wschodniochińska. Stanowiła ona przedłużenie zbudowanej w tamtych czasach Kolei Transsyberyjskiej, największej, epokowej inwestycji państwa carów, która scaliła jego rozległe terytoria. Kolej Wschodniochińską stworzono by połączyć znajdujące się we wschodniej Syberii miasto Czyta z Władywostokiem (z odnogą biegnącą do miasta Dalnyj i Port Artur). Najkrótsza droga do niego biegła przez chińską prowincję Mandżuria. Rosjanie, wykorzystując swoją pozycję polityczną, wymogli na Chińczykach zgodę na budowę eksterytorialnej linii kolejowej. Ceną były gwarancje militarne dla Chin oraz pokrycie przez Rosję kontrybucji wojennej jaką miały one zapłacić Japonii po przegranej wojnie z nią, zakończonej w 1895 r. Już wówczas, jeszcze na rok przed uzyskaniem oficjalnej zgody Chin, Rosjanie przystąpili do wytyczania trasy przyszłej kolei.

Jaką rolę odegrali w tym wszystkim Polacy? Okazuje się, że wśród konstruktorów i kierujących budową Kolei Wschodniochińskiej 1/3 mówiła po polsku. Szacuje się też, że 7 tys. robotników pracujących przy tej inwestycji pochodziło z Kraju Priwiślańskiego. Z kolei wśród budowniczych Kolei Transsyberyjskiej Polacy stanowili 20 procent. Zajmowali tam w większości stanowiska inżynierskie i wymagające wysokich kwalifikacji. Odpowiedzialnym za ten stan rzeczy był polski inżynier Stanisław Kierbedź, bratanek słynnego twórcy mostu w Warszawie, piastujący w Rosji pod koniec XIX wieku wysokie stanowiska związane z budową kolei i transportem i mający dzięki temu wpływy w rosyjskich sferach rządowych. W 1896 r. został on wiceprezesem Towarzystwa Kolei Wschodniochińskiej, czyli jego faktycznym kierownikiem (prezes towarzystwa, wskazywany przez stronę chińską, był tylko figurantem). Na stanowisku tym Kierbedź pozostał do 1903 r. Do tego czasu ukończono budowę linii, łącznie z odnogą do miasta Dalnyj i Port Artur. Całość trasy liczyła 2420 km. Zbudowano na niej 1464 mosty i 9 tuneli. Najbardziej imponujący był most na Amurze pod Chabarowskiem, konstrukcji Polaka, inż. Michała Hieropolitańskiego, posiadający 20 przęseł i 2598 metrów długości, będący wówczas najdłuższym mostem w Euroazji. W środku Mandżurii, gdzie Kolej Wschodniochińska rozdziela się na dwie odnogi, powstało miasto Harbin, będące centrum administracyjnym całego projektu, a później prowincji, budowane wraz z Koleją. Jego projektantem był kolejny Polak, inż. Adam Szydłowski. Stało się ono głównym ośrodkiem polskiej społeczności w Mandżurii. W szczytowym okresie liczyła ona 20 tysięcy.

Książka poświęcona jest dziejom polskiej kolonii w Harbinie w latach 1895-1966. Autor rozpoczyna od przedstawienia pokrótce historii Chin w XIX wieku. Kolejna część omawia budowę Kolei Wschodniochińskiej i miasta Harbin. Dalsze rozdziały skupiają się już na losach polskiej społeczności w Harbinie na tle zmieniających się okoliczności zewnętrznych, w jakich przyszło jej funkcjonować aż do ostatecznego unicestwienia w wyniku rewolucji kulturalnej za czasów Mao Zedonga. W książce ukazano wszystkie aspekty życia Polaków w Mandżurii: ich wkład w budowę Harbinu, ekonomiczną, społeczną i polityczną rolę Kościoła Katolickiego i polskiego duchowieństwa, życie gospodarcze i kulturalno-oświatowe, polską prasę wydawaną na Dalekim Wschodzie, działalność polskiego konsulatu w Harbinie, organizacje społeczno-polityczne powstałe w okresie odzyskania przez Polskę niepodległości i tuż po nim, kwestie repatriacji do kraju w roku 1920 i w okresie międzywojennym, sytuację kolonii podczas II wojny światowej i po niej, wreszcie jej likwidację przez Chińczyków w porozumieniu z władzami PRL i kolejną dużą repatriację do kraju w roku 1949. Znajdziemy również wzmianki o współistnieniu Polaków z Chińczykami i przedstawicielami innych narodów, przede wszystkim Rosjanami, choć są one fragmentaryczne.

Wielka polityka, która doprowadziła w końcu XIX wieku do tego, że Polacy pojawili się w tym odległym zakątku świata, i że stał się on dla nich na pewien czas ziemią obiecaną, sprawiła, że musieli zniknąć z Harbinu. Autor pokazuje dzieje kolonii na tle szybko zmieniających się okoliczności zewnętrznych. Kolejne przełomowe wydarzenia to klęska Rosji w wojnie z Japonią (1905), rewolucja październikowa (1917) i odzyskanie przez Polskę niepodległości (1918), następnie II wojna światowa (1939-1945) i tocząca się równolegle chińska wojna domowa (1927-1937 i 1946-1949). W tym okresie, w latach 1931-1945, Mandżuria była okupowana przez Japończyków. Decydujące okazało się jednak zdobycie władzy w Chinach przez komunistów i zainicjowana później przez Mao Zedonga rewolucja kulturalna. Ostatecznie doprowadziła one do tego, że Polacy opuścili tamte strony. Większość społeczności, która pozostała w Harbinie po II wojnie światowej, powróciła do kraju w 1949 r. Władze ChRLD i PRL współpracowały w tym zakresie. W obu przypadkach, choć z różnych powodów, były zainteresowane zakończeniem działalności polskich organizacji w Chinach. Jak podaje autor, po 1949 r. w Harbinie pozostali już bardzo nieliczni Polacy, których w 1966 r., kiedy to rewolucja kulturalna ostatecznie zniszczyła większość pozostałości po polskiej kolonii, było zaledwie kilkunastu. Stąd wydaje się, że w praktyce koniec polskiej społeczności należałoby wiązać z rokiem 1949. Autor, chyba po części z szacunku dla tych, którzy pozostali tam do lat 60-tych, przyjął datę późniejszą.

Sięgając do lat świetności kolonii, fantastycznie czyta się o polskich markach wódki wytwarzanych w Mandżurii na początku XX wieku w oparciu o rodzime receptury (były dwie: „Krakowska” i „Lubelska”) czy reklamę „Pierwszorzędnej Warszawskiej Fryzjerni” znajdującej się w Harbinie przy ulicy Jamajskiej. Spośród wspominanych w książce epizodów, dużym przedsięwzięciem gospodarczym polskiej społeczności było zainicjowanie uprawy buraka cukrowego, nieznanego wcześniej w Chinach, i założenie pierwszych cukrowni. Autor pisze, że Polacy byli również aktywni w innych gałęziach miejscowego przemysłu, zwłaszcza drzewnym, meblarskim, mięsnym i mleczarskim (wyroby mleczarskie pojawiły się w Mandżurii dopiero wraz z Europejczykami). Nasi rodacy założyli też pierwsze w tym regionie młyny parowe.

Książka napisana została jako wspomnienie o polskiej społeczności w Harbinie i podczas lektury robi wrażenie pozycji popularnonaukowej. Jednocześnie posiada liczne przypisy, przeniesione przez autora na koniec, co w tym przypadku sprawia, że lepiej się ją czyta. Właściwa treść to 145 stron (na 248 ogółem), reszta to przypisy, bibliografia, spisy ilustracji, map i tabel oraz indeks osobowy. W rzeczywistości tekstu jest jeszcze mniej niż sugeruje to liczba stron, ponieważ dużo miejsca zajmują różnego rodzaju ilustracje (nie ma ich jednak tyle, by zakwalifikować tę książkę jako album). Generalnie autor pisze prostym, przystępnym językiem, natomiast zwraca u niego uwagę tendencja do powtarzania od czasu do czasu w różnych formach gramatycznych słowa „przedmiotowy”, typowego dla języka urzędniczego, co nie do końca koresponduje z popularyzatorskim charakterem książki. W kilku miejscach znajdziemy dość obszerne odwołania do badań innych historyków, które autor przytacza i stosunkowo szeroko omawia. Książka jest więc raczej przystępną, atrakcyjną dla współczesnego czytelnika kompilacją dotychczasowej wiedzy o działalności Polaków w Harbinie niż wynikiem dogłębnych badań prowadzonych samodzielnie przez autora.

Od strony merytorycznej, jeśli miałbym doszukiwać się jakichś słabości, niewiele jest o relacjach Polaków z innymi narodowościami zamieszkującymi Harbin. Na tylnej okładce książki możemy przeczytać o wielokulturowym pejzażu dalekowschodnich prowincji, jaki współtworzyli Polacy. W rozdziałach poświęconych samej społeczności polskiej znajdziemy jednak tylko okruchy tego pejzażu. Zapewne po części wynika to z koncepcji książki – chęci skupienia się na Polakach i ich losach, a po części z tego, że każda ze społeczności narodowych w Harbinie żyła odrębnie od pozostałych. Być może ograniczeniem była także ilość źródeł, których wiele uległo zniszczeniu w wyniku rewolucji kulturalnej, i nie dało się na ten temat zbyt dużo powiedzieć. Od strony redakcyjno-technicznej słabym punktem jest niestety korekta, która pozostawia do życzenia.

Największą zaletą książki jest duża liczba zdjęć i innych materiałów ilustracyjnych. Wszystko to w kolorze i na dobrym papierze. Rzecz jasna zdjęcia w tamtym okresie były wyłącznie czarno-białe, ale nawet one zamieszczone są w książce w kolorze – na niektórych mamy brązowawe tło albo plamy, jakby po ketchupie, na pocztówkach i dokumentach napisy niebieskim długopisem, czerwone pieczątki itp. Bardzo efektownie wygląda też okładka (pozłacane litery z przodu i z tyłu, sztywna, bardzo solidna oprawa), w realu prezentuje się dużo lepiej niż na zdjęciach. Zaryzykowałbym nawet, że pod tym względem to najlepsza pozycja jaka ukazała się do tej pory w wydawnictwie Avalon i jedna z najlepszych, z jakimi miałem do czynienia. Warstwa ilustracyjna, zawierająca mnóstwo historycznych zdjęć, stanowi sama w sobie o wartości tej książki. Pozwala wręcz dotknąć życia Polaków w Harbinie.

Podsumowując, lektura książki była dla mnie niezwykłą podróżą w nieznany mi wcześniej świat. Myślę, że niewielu ma dziś jakiekolwiek pojęcie o dziejach i dokonaniach naszych rodaków w Mandżurii i na Dalekim Wschodzie. Tym bardziej potrzebne są takie publikacje jak książka Andrzeja Gizy. Stanowi ona nie tylko opowieść o historii, ale i swoistą lekcję nowoczesnego patriotyzmu, pokazującą jak odnaleźć się w zupełnie obcym środowisku i jednocześnie nie zatracić polskości. Takich miejsc na świecie, gdzie Polacy osiedlali się by szukać lepszej przyszłości w czasach, gdy państwa polskiego nie było na mapie, jest więcej. Książka „Polacy z Mandżurii” może być dla innych autorów wskazówką jak w ciekawy i atrakcyjny sposób przybliżać ich losy współczesnemu czytelnikowi.

Autor: Raleen

Opublikowano 04.05.2020 r.

Poprawiony: wtorek, 05 maja 2020 09:29