Żołnierz imperialny II/1

  • PDF
  • Drukuj
  • Email

Informacje o książce
Autor: Jean Morvan
Tłumaczenie: Malwina Małecka
Wydawca: Napoleon V
Rok wydania: 2015
Stron: 248
Wymiary: 24,1 x 17 x 2 cm
Oprawa: twarda
ISBN: 978-83-7889-263-2

Recenzja
Pierwszy tom części drugiej (wydawnictwo najpierw wydało pierwsze części obu tomów; dla potrzeb recenzji będę nazywał je według kolejności wydania przez polskiego wydawcę tomem pierwszym i drugim albo według numeracji zastosowanej na okładce: I/1, II/1) Żołnierza imperialnego ukazuje przebieg kampanii wojennych z punktu widzenia prostego żołnierza, a dokładniej rzecz biorąc Życie w czasie kampanii. Nie ukrywam, że z uwagi na tematykę, gdy po niego sięgałem, budził u mnie większe zainteresowanie niż poprzedni. W tomie pierwszym mieliśmy bowiem głównie opis zaplecza armii: powoływania żołnierzy, systemu ich zaopatrywania w broń, umundurowania i oporządzenia, w tym także zakupu koni itp. Już poprzednio można się było ogólnie zorientować z jakiego typu literaturą mamy do czynienia i jakie są poglądy autora na epokę napoleońską. Nie chciałbym powtarzać tego, o czym już wcześniej pisałem, więc zainteresowanych odsyłam w tym względzie do recenzji tomu pierwszego.

Co przynosi tom II/1 i jak przedstawiona została w nim armia imperialna? Generalnie w podobnym duchu, jak w tomie I/1, z tym że na ogół w jeszcze ciemniejszych barwach. Autor chronologicznie omawia poszczególne kampanie wojen napoleońskich, poczynając od objęcia władzy przez Napoleona w wyniku zamachu stanu 18 brumaire’a. Jako odrębna całość potraktowana została wojna w Hiszpanii (rozdział II). Rozdział ten jest najbardziej szczegółowy i napisany został z największą pasją. Poza tym kampanie napoleońskie podzielono na dwie grupy, ujęte rozdziałach „Zwycięskie wojny” (rozdział I) i „Zgubne wojny” (rozdział III).

Autor ukazuje nam napoleońskiego żołnierza przede wszystkim jako grabieżcę, którego ówczesny system funkcjonowania armii i prowadzenia przez nią działań wojennych zmuszał do łupienia okolicy, w której aktualnie przebywał, bądź przez którą się przemieszczał. Żołnierz był złodziejem, zabierał wszystko na czym zawiesił oko, ryzykował życiem dla posiadania, aby na końcu wyrzec się wszystkiego i pozbyć (s. 245). Książka wypełniona jest opisami kradzieży, grabieży i innych ekscesów, jakich dopuszczali się napoleońscy żołnierze podczas kampanii. W ujęciu autora żołnierz imperialny, choć prowadzony przez oparte na nowoczesnych zasadach dowództwo i będący elementem zorganizowanych sił zbrojnych, pod pewnymi względami nie różnił się wiele od średniowiecznego rycerza, czasem szlachetnego, ale co do zasady łupiącego wszystko i wszystkich, których napotkał na swojej drodze. Ten sam żołnierz, który odmówił 20 franków wynagrodzenia za wielogodzinną opiekę nad swym rannym generałem, ten sam żołnierz, który na rozkaz Fezensaca czy Pelleporta skrupulatnie wywiózł z Rosji napoleony wykradzione ze skrzyni należącej do pułku, ograbiał swych towarzyszy konających na drodze. A jeśli tylko potrzebował złota, nie szczędził okrucieństwa mieszkańcom, by znaleźć się w jego posiadaniu (s. 247). Na pierwszy plan opowieści wysuwają się często maruderzy. Pogardzani przez autorów skupiających się na opisie działań stricte militarnych i traktowani jako swego rodzaju „odpady” w procesie jakim była wojna, dla Jeana Morvana stanowią nieraz ważny element składowy obrazujący sposób działania wojska.

Całą książkę można by potraktować jako obszerną, ubarwioną wieloma detalami ilustrację tego jak w praktyce wyglądała realizacja znanego powiedzenia Napoleona, że wojna musi żywić się sama. Ograniczając tabory i stawiając w większej mierze na zdobywanie przez oddziały zaopatrzenia kosztem okolicy (co nie oznacza, że z taborów całkowicie zrezygnowano) zwiększono ruchliwość armii. Pozostawiony samemu sobie żołnierz ratował swe życie tym co nosił w tornistrze lub podejmował własne kroki. Ze względu na to, że jego życie było dla niego najwyższą świętością, napadał kraj by przeżyć (s. 247). Jednocześnie posunięcie to miało ważkie konsekwencje. W pierwszej kolejności dla tych, których kosztem armia się żywiła, ale nie tylko dla nich. Autor przekonuje nas, że oddziaływało to także na żołnierzy i ich przyzwyczajenia. Podczas marszu żołnierze przybyli jako pierwsi na biwak rozpraszali się w poszukiwaniu jedzenia, wody i drewna: widziano jak zrywali dachy z pobliskich domów, rozbierali drzwi i okna, zabierali łóżka, kołdry, wytaczali wszystkie beczki, brali wszystko co mogło napełnić żołądki lub służyć im za schronienie nocą. Wszystko to powtarzało się aż do chwili upadku wroga. Można tylko sobie wyobrazić, jaką lekcję pogardy dla własności wyciągnął z tego żołnierz (s. 248). Problem wpływu psychologicznego uczestnictwa w działaniach wojennych na żołnierza i jego ponownego przystosowywania się do warunków życia pokojowego stanowi poważne wyzwanie także dziś, gdy metody prowadzenia walki i zaopatrywania w stosunku do czasów napoleońskich całkowicie się zmieniły.

Przyjęty przez Napoleona system prowadzenia wojny był po części produktem rewolucji. Czasy, gdy masowo tworzono oddziały oparte na ochotnikach i wprowadzonym zaraz po tym jak opadł pierwszy zapał masowym poborze, odcisnęły trwałe piętno na armii francuskiej. Tym bardziej, że okres po upadku dyktatury jakobinów nie przyniósł wojsku stabilizacji. Utrzymanie relatywnie dużych sił zbrojnych, prowadzenie w oparciu o nie działań przez państwo, w którym wskutek zamętu rewolucyjnego wszystkiego brakowało, wymusiło również na polu zaopatrywania odejście od metod znanych z czasów monarchii absolutnej. W późniejszym okresie następował dalszy wyraźny rozrost ilościowy armii, co tylko potęgowało problemy. Apogeum stanowiła wyprawa na Rosję w 1812 r., gdzie mimo uciekania się do konwojów i tworzenia systemu magazynów, armia musiała szybko zacząć stosować rekwizycje.

Wywody autora nie ograniczają się jednak do kwestii logistycznych. Znajdziemy w książce choćby sporo opisów pojedynków, zarówno pomiędzy pojedynczymi żołnierzami i ich grupami, jak i całymi oddziałami. Zdarzało się, że oddziały podczas zajmowania kwater staczały między sobą boje nie tylko z tego powodu, że w jakimś miasteczku brakowało miejsca dla jednych i drugich, ale dlatego, że po prostu niezbyt lubiły swoje towarzystwo. Wielokrotnie zetkniemy się z różnego rodzaju aktami brutalności w stosunku do ludności cywilnej i kolegów z szeregów oraz zachowaniami daleko odbiegającymi od wymogów dyscypliny wojskowej, przy czym w ocenie autora nie były to wyjątki, ale norma. Osobny wątek to dowódcy i ich działania, które często stanowiły dla żołnierza zły przykład i jeśli wcześniej miał jeszcze jakieś opory, to nieraz obserwując przełożonych całkowicie je tracił. Znajdziemy też w książce, bardzo nieliczne, pojedyncze wzmianki o zachowaniach, które na tle reszty śmiało można określić jako szlachetne. Wszystko to i wiele więcej składało się na codzienny żywot żołnierza podczas kampanii.

Szczególne miejsce wśród licznych wojen napoleońskich zajmują działania w Hiszpanii i wyprawa na Rosję. Niezapomnianym wrażeniem był dla mnie opis sytuacji jak to królowi Józefowi Bonaparte ukradziono w obozie muły, oznaczone (napiętnowane) królewskim herbem, po czym, po skrupulatnym śledztwie okazało się, że znalazły się one u jednego z francuskich generałów, którego nie spotkała w związku z tym jakaś poważniejsza kara. Takich wzmianek i krótkich historyjek znajdziemy w książce więcej. Inną poczytną może być ta o grenadierach niosących podczas odwrotu kochankę marszałka Masseny. Analizując wojnę na Półwyspie Iberyjskim autor stara się przede wszystkim pokazać jak stosunek ludności cywilnej do zachowania wojsk francuskich (które przecież zachowywały się tak samo jak w innych krajach) spowodował, że wojna ta przybrała zupełnie niespotykany obrót. Z czasem relacje z miejscowymi doprowadziły, przynajmniej w niektórych rejonach, do zmiany sposobu postępowania oddziałów francuskich i kontrolowanych przez nie władz, co wyrażało się tak naprawdę w porzuceniu typowych dla armii napoleońskiej metod.

Lektura książki miejscami nie jest łatwa. Liczne opisy łajdactw i wszelkiego rodzaju awanturnictwa prowadzą w pewnym momencie do przesytu. W trakcie czytania wydawało mi się, że rozdział o Hiszpanii to ekstremum, ale opis kampanii rosyjskiej ze zrozumiałych względów musiał przebić wszystko inne. Niemal od początku regularnie trafiamy na wzmianki o żołnierzach francuskich popełniających samobójstwa, o ciągłych problemach, masowej dezercji itp. tak że ogólne wrażenie jest takie, że czytelnik zastanawia się jak i czy w ogóle ktoś dotrze do Moskwy, nie mówiąc już o późniejszym odwrocie stamtąd. Kontrastuje z tym opis sytuacji po zajęciu Moskwy, gdzie hulankom i swawoli (jednym z jej objawów była nieskrępowana grabież) długo nie było końca. Po takim „wprowadzeniu” sposób przedstawienia odwrotu Wielkiej Armii niewiele mnie już zaskoczył.

Polskie wydanie obfituje w liczne przypisy odredakcyjne, które stały się, nie po raz pierwszy, przedmiotem dyskusji, na ile jest to posunięcie słuszne, a na ile mieszanie się w pierwotne dzieło autora i wprowadzanie do niego „równoległej” narracji. Po uważnej lekturze, wraz z przypisami, które w wielu miejscach odkrywają różne błędy i przeinaczenia autora, pokazując, że tu i ówdzie do prawdy podchodził dość swobodnie, uważam, iż dobrze się stało, że książka została zaopatrzona w tak obszerne przypisy. Bądźmy szczerzy, większość z czytelników nie ma i nie będzie miała możliwości zweryfikowania różnych szczegółów podawanych przez autora, bo często wynikają one z niedostępnych ogółowi materiałów, które również w samym tekście są trudno uchwytne. Gdy oceniamy czy i na ile dodawanie przypisów jest słuszne, trzeba również brać pod uwagę kiedy książka powstała (w tym przypadku ponad sto lat temu). Od tego czasu nauka poszła do przodu, a wiedza historyczna o opisywanych wydarzeniach uległa poszerzeniu. Pewne twierdzenia i opinie przyjmowane przez Morvana jako oczywiste, dziś już takimi nie są. Przykładem może być negatywny sposób przedstawiania oddziałów cudzoziemskich walczących w szeregach Wielkiej Armii i zwalanie na nie winy za klęski Napoleona, zwłaszcza w 1812 i 1813 r. Stąd, o ile w przypadku innych książek można dyskutować nad słusznością dodawania obszernych przypisów, to w przypadku tej uważam, że są one potrzebne.

Drugi tom książki Morvana, tak jak i pierwszy, zawiera w sobie tezę, do której, nieraz krętymi drogami, zmierza autor. W ogóle w całym jego dziele warto zwrócić uwagę na niezbyt długie, a jednocześnie głęboko przemyślane podsumowania, znajdujące się na końcu rozdziałów, a czasem także w ich obrębie, po omówieniu jakiegoś zagadnienia. Jak można czasem przeczytać, dla historyków i pasjonatów epoki w książce tej wartościowe jest, czy miało być, nagromadzenie różnego rodzaju mniej znanych faktów, w części trudnych do zweryfikowania, liczne cytaty z pamiętników, ogólnie rzecz biorąc – szczegóły. Nie kwestionując tego, moim zdaniem największą wartość stanowią te fragmenty podsumowujące. Z tego punktu widzenia nie jest dla mnie aż tak bardzo istotny np. rezultat jakiejś potyczki pojedynczego batalionu czy grupki żołnierzy, który potem w wyniku wytężonej pracy redaktora okaże się, że wcale nie miał miejsca. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że dobór materiału źródłowego przez autora nie był przypadkowy.

Podobnie jak Ardantowi du Picqowi udało się dostrzec pewną sferę prowadzenia wojny, wcześniej pomijaną lub ignorowaną, i wyprowadzić z tego daleko idące wnioski, z którymi nawet w jakiejś mierze możemy się nie zgadzać, tak Jean Morvan potrafił jasno pokazać coś co choć uświadamiane przez historyków i pisarzy, także zwykle znajdowało się na marginesie rozważań. Uwzględnienie tego czynnika ma wpływ na sposób patrzenia na przebieg działań wojennych w epoce napoleońskiej. Sądzę, że nie trzeba nikogo przekonywać, że obraz Wielkiej Armii jaki znajduje się w Żołnierzu imperialnym jest przesadzony, ale nawet jeśli tylko w części uznamy go za oddający rzeczywistość, to i tak ukazuje on wojnę daleko inaczej niż to się na ogół spotyka.

Parę słów o stronie edytorskiej, tłumaczeniu i sprawach z tym związanych. Zacznę od drobnej uwagi do okładki: szkoda, że na ilustracji obcięto grenadierowi kitę na bermycy. Obrazek znajdujący się w Internecie pokazuje ją w całości, ale w rzeczywistości książka wygląda nieco inaczej. Sama ilustracja w duchu tej z poprzedniego tomu. Jednak teraz żołnierz jest mniej wymuskany i ze swoim groźnym, nieogolonym obliczem wygląda jak zawodowy łupieżca, przez co lepiej koresponduje z tematyką książki. Tłumaczenie wypada bardzo dobrze, nie mam uwag krytycznych. Jak już wcześniej wspominałem, ogólnie pozytywnie oceniam obszerne przypisy redakcyjne. Co do korekty, tak jak w przypadku tomu pierwszego, jest dużo lepiej niż standardowo, choć nadal zdarzają się literówki.

Podsumowując, po raz kolejny słowa uznania dla wydawnictwa Napoleon V, a także dla tłumaczki Malwiny Małeckiej oraz redaktora Mariusza Promisa, za podjęcie się niełatwego zadania. Tom II/1 Żołnierza imperialnego jest podobny do poprzedniego, ale nieco trudniejszy w odbiorze, co może wynikać z silnego epatowania przez autora opisami grabieży, kradzieży i innych ekscesów popełnianych przez żołnierzy Wielkiej Armii podczas działań wojennych, które choć zawierają w sobie sporą dawkę wiedzy historycznej, w pewnym momencie mogą zacząć czytelnika nużyć. Napoleońska wojna, zgodnie z ogólnym duchem dzieła, została przedstawiona „od dołu”, z punktu widzenia prostego żołnierza, którego interesował w pierwszej kolejności jego (najczęściej) pusty żołądek i możliwość zmiany tego stanu rzeczy, marsz i warunki w jakich będzie się on odbywał oraz miejsce na nocny spoczynek i podobne przyziemne sprawy. Książka w wielu miejscach kontrowersyjna, bardzo naturalistyczna i z przesłaniem, które łatwo zagubić pośród masy zawartych w niej faktów.

Autor: Raleen

Opublikowano 28.11.2016 r.

Poprawiony: środa, 30 listopada 2016 20:31