VII Podwawelskie Spotkanie z Grą Historyczną i Strategiczną

  • PDF
  • Drukuj
  • Email

Zwięzła i treściwa relacya z VII Podwawelskiego Spotkania z Grą Historyczną i Strategiczną zwanego w skrócie Konwentem Krakowskim, które odbyły się w Krakowie w dniach 4 do 6 marca Roku Pańskiego 2016, w materyał ilustracyyny bogato zaopatrzona

 

Jak to już zwyczajem się stało, tegoroczne manewry rozpoczęły się niepozornie – o godzinie 16.00 byliśmy na miejscu tylko ja i pierwszy Gość, imć Leliwa z Fajsławic. Wkrótce dołączył do nas Islam Gerej III (wbrew nickowi nie z Bakczysaraju, lecz rodzimej produkcji), który niestety mógł pozostać tylko na część pierwszego dnia konwentu, a następnie Dajmiech i kolejny Gość spoza Krakowa, Namek z Pszczyny od Kajzera. Rozgrywki zainaugurowane zostały więc w dwu zespołach. Ja, Islam Gerej III i Namek rozegraliśmy partię „Kacpra Ryksa i Króla Żebraków”, znakomitej gry o wojnie wczesnonowożytnych gangów w XVI-wiecznym Krakowie. Na pewno znacząco ułatwiał rozgrywkę fakt, że prowadził ją sam Autor, mam jednak nadzieję, że ta ciekawa, szybka, a jednocześnie pełna niuansów gra historyczna sprawdzi się też samodzielnie i trwale zagości na naszych spotkaniach. Leliwa wraz z Dajmiechem rozstawili jedną z antycznych bitew w wersji „Command & Colors” a następnie zorientowali się, że niezbędne do gry elementy przyjadą dopiero wraz z ekipą warszawską i rozpoczęli cierpliwe i długotrwałe oczekiwanie. W międzyczasie pojawili się dwaj kolejni Goście, Herman z Warszawy i Clown ze Szczecina i rozłożyli dawno umówione „Ścieżki Chwały”. Leliwa i Dajmiech nadal czekali.


„Hałaśliwa i wulgarna ekipa warszawska”, jak raczył ją określić jeden z jej Członków czy raczej Współtwórców, pojawiła się dopiero ok. 19.00. W skład jej wchodzili Konrad znany na Forum pod nazwą własnego przedsiębiorstwa (FortGier), Kapitan Bomba, Raubritter, Leo i Mały Brzydki Pędrak. W owym mniej więcej czasie przybył też JB z Rzeszowa i tyle by było piątkowych Gości, co odnotowuję z kronikarskiego obowiązku. Zgodnie z przedkonwentowymi uzgodnieniami Raubritter z Kapitanem Bombą rozłożyli „Pursuit of Glory” i odcięli się od świata. Wieczór upływał zdecydowanie pod znakiem rozgrywek dwuosobowych, oprócz wymienionych wyżej „Thirty Years War” (Leo versus Konrad) „Sekigahara” (JB versus Pędrak), „The Gothic Invasion” (Samuel versus Islam Gerej), „1989” (Samuel versus Namek), po raz pierwszy pojawiły się też na stole przywiezione przez Leliwę „Cuda Świata” w dwuosobowej wersji „Pojedynek”, strzał w dziesiątkę jeśli chodzi o ten konwent – znakomity przerywnik dla zmęczonych weteranów i odpowiednia propozycja dla najmłodszych gości.

Nie da się ukryć, że frekwencja w piątek była umiarkowana – imponująca liczba lat doświadczenia bojowego, ale podzielona na zbyt mało osób. Sobota zmieniła to radykalnie – wedle moich notatek źródłowych pojawiło się aż 21 kolejnych, jednodniowych niestety Gości. Spośród przyjezdnych od rana był z nami Khamul, po południu dołączył kolejny przedstawiciel Zagłębia, Saw11. Wraz z weteranem krakowskim RyTo, Konradem i Leliwą stworzyli oni, że tak się wyrażę, podstolik tradycyjnych, taktycznych heksówek i chyba, jak wynika z relacji Khamula i zdjęć RyTo, rozegrano sporą ich liczbę – poczynając od średniowiecza („Blood & Roses”) poprzez epokę brązu („Chariots of Fire”) po nowożytność („Musket & Pike”) i wreszcie II wojnę św. („Fighting Formations”). Jeśli idzie o ilość rozgrywek, najbardziej zaimponował mi jednak Herman, który podczas konwentu zaliczył dwie pełne partie „Ścieżek Chwały” (drugą z Pędrakiem) i poprowadził aż trzy „Quatermaster General” (ściśle rzecz biorąc, jedna odbyła się już po powrocie do hotelu, w nocy z soboty na niedzielę). „Quatermaster” to kolejna gra, która okazała się przebojem i pozytywnym zaskoczeniem tego konwentu.

Kolejni trzej krakowscy stratedzy, Arshenik, MP-Stilgar i Magnum zasiedli wraz z Namkiem do „Napoleonic Wars”, które zakończyły się po dwu etapach desantem rosyjskim we Francji i zajęciem Paryża. Z kolejnych umawianych wieloosobowych rozgrywek w tym gronie niewiele wyszło i towarzystwo przeszło do gier prostszych, być może także „Kacpra Ryksa”, który niewątpliwie został przynajmniej ponownie rozłożony na stole. Nie obserwowałem tego jednak bliżej, gdyż zgodnie austriackim obyczajem zająłem się w piwnicach budynku młodszą młodzieżą przybyłą w celu przetestowania moich „Krecich Wojen”. Dwie testowe partie rozegrali: przed południem harcerze Filip, Hugo, Jaś i Grześ, wieczór licealiści Tomek, Jan, Przemek i Hugo (alter). W czasie pomiędzy Filip i Hugo wypróbowali jeszcze prototyp karcianki własnej produkcji, a Jaś i Grześ wraz ze student(k)ami Karoliną, Justyną i Bartkiem – partię „Axis & Allies”. W tej chwili przerwy od pilotowania własnej gry wraz z bratem Mikołajem rozegrałem „Wyścig do Berlina” – był to mój debiut w tej interesującej grze, przy czym nie zdradzę chyba tajemnicy, że Autor przygotowuje już sequel o niecodziennej tematyce, mianowicie Wojnach Bałkańskich. Autorowi winien jestem wdzięczne wspomnienie, gdyż – nie tylko przy tej jednej partii – gotów był zawsze oderwać się od własnych rozgrywek w celu sprawnego wytłumaczenia niuansów tej gry. Niezwykle pozytywną, pełną poświęcenia rolę spełniał także Herman, wtajemniczający kolejnych graczy w „Quatermastera” i inne proste, przywiezione przez siebie tytuły. Szczególne podziękowania winien jestem RyTo i Leliwie, którzy poświęcili czas jednej z młodszych uczestniczek konwentu, harcerce Asi. Najmłodszą obserwatorką była córka Krzysztofa, który wziął udział w pierwszej partii „Quatermastera”, Gościem dwudziestym pierwszym zaś Oktawian, który wpadł na chwilę poszukując raczej partnerów na rozgrywki w innym terminie.

„Thirty Years War” i „Pursuit of Glory” szły nieco żmudniej niż dwie wspomniane partie „Ścieżek Chwały”, ostatecznie po zakończeniu pierwszej i przerwaniu drugiej rozgrywki Weterani zasiedli do HISa. Skład, jak można odczytać ze zdjęć, był następujący – Sulejman (zwany też z nieznanych mi bliżej powodów Sulejmanem Bez Floty) Raubritter, Karol Leo, Henryk Namek, Franciszek Kapitan Bomba, Jego Świątobliwość Clown i Jego Heretyckość JB. Gra była dość wyrównana i złożona została bez rozstrzygnięcia przed północą bodaj w szóstym etapie, najbliżej zwycięstwa byli Francuzi Kapitana Bomby. I to pomimo dość spektakularnej porażki w jednej z bitew z Anglikami (3 trafienia na 23 przeciw 8 na 11, zdaniem uczestników wynik rekordowy podczas ich doświadczeń z tym tytułem).

Niedziela zapowiadała się dniem dogorywania konwentu choć, rzecz jasna, piękna miała być to śmierć. Rozgrywane były dwie partie wieloosobowe – wspomniana już trzecia „Quatermastera” i „Pan Lodowego Ogrodu”, przywieziony przez Leo. Tę schyłkową atmosferę przerwało przybycie energicznej, hałaśliwej niczym bywalcy berlińskich piwiarni i do tego umundurowanej grupy „Feldgrau”, która rozstawiła imponującego „Memoira” własnej produkcji (niestety, był to już moment, gdy wszystkie aparaty fotograficzne opuściły spotkanie). Na mojej liście zapisało się pięciu uczestników tej trwającej niemal do zakończenia konwentu spektakularnej rozgrywki, jednak (na oko) przewinęło się przez salę może i dwukrotnie więcej jej uczestników, w wieku (na oko) od wczesnoszkolnego po wczesnoemerytalny. Pojawiło się też dalszych czterech Gości: Rafał z Niepołomic, jeden z organizatorów „Pól Chwały”, który zdążył wziąć udział w ostatniej partii „Quatermastera”, Zuzanna i Błażej, a na koniec studentka i mistrzyni szermierki staropolskiej Marta, którzy zostali zaangażowani przez nieocenionego Leliwę do gier krótkich: wspomnianych „Siedmiu Cudów” i „Patchworku”. Krótko przed 16.00 konwent został zatem zamknięty zasadniczo w tym samym składzie, jaki go otworzył, jeśli nie liczyć Pani Marty, która gościnnie podjęła się wskazania drogi Leliwie w kierunku najbardziej godnego polecenia lokalu gastronomicznego (obawiam się, że był to bar sałatkowy „Chimera”).

Trudno mi w paru zdaniach podsumować ten kolejny krakowski konwent, który stał się na swój skromny sposób jednym ze stałych punktów w kalendarzu wydarzeń planszówkowo-strategicznych, z drugiej strony miał jednak pod paroma względami nieco odmienny od standardowego przebieg. Jedną z takich godnych odnotowania anomalii była frekwencja gości spoza ścisłego grona weteranów. Przy czym o ile na pierwszych konwentach była to grupa studentów o dość ulotnych, jak się okazało, zainteresowaniach wargamingiem, to teraz pojawiło się niezależnie od siebie kilka grup gości, w tym nowi krakowscy Forumowicze, na których bardzo liczę nie tylko w kontekście konwentów, ale w ogóle wskrzeszenia rozgrywek w naszym zacnym królewsko-stołecznym mieście. Pojawiła się także inicjatywa nawiązania częstszych kontaktów na linii śląsko-zagłębiowsko-krakowskiej, której na pewno nie dam łatwo odejść do świata niespełnionych obietnic. Wreszcie warto odnotować propozycję Gospodarza lokalu przeniesienia konwentu (bądź jednej z jego dwu dorocznych edycji) do nowo budowanej sali gimnastycznej, czemu oczywiście towarzyszyć powinno rozszerzenie growego „menu” tak, by uczynić konwent przyjaznym większej ilości przybyłych. Propozycja kontrowersyjna, do przedyskutowania, ale nie tu miejsce na jej rozważenie – w końcu jest to relacja z konwentu zakończonego a nie spekulacja dotycząca tych, które mają dopiero nadejść.

W kwestii gier też, ośmielę się wyrazić pogląd, konwent miał nieco inną niż standardowa specyfikę. Z jednej strony dla części graczy upłynął on pod znakiem trudnych, czasowo i intelektualnie wymagających dwuosobówek, które zazwyczaj nie są pierwszym wyborem na takich spotkaniach. Z drugiej, szereg gier szybkich, prostych, o zgrabnej mechanice, a jednocześnie niepozbawionych chromu i pewnej strategicznej głębi. Skrajnym, ale raczej pozytywnym przypadkiem jest tu dwudziestominutowa bitwa pod Waterloo („W1815”), którą solennie przerżnąłem w starciu z JB na samo pożegnanie konwentu. Myślę, że dla każdego było tu coś interesującego – od „Cudów Świata” (które warto jednak w kontekście takich spotkań o szerszej formule traktować jako grę przynajmniej z nutą historyczną) po wymagające gry „ścieżkopodobne”. Nie bez znaczenia dla mojego dobrego nastroju są rzecz jasna dwie udane rozgrywki testujące moje własne „Krecie Wojny”, jak też zdobycie kontaktów mogących się przysłużyć ubogaceniu tegorocznej imprezy w Niepołomicach. Mimo więc wrodzonego pesymizmu gotów jestem przyznać na koniec, że ta szklanka nie jest aż tak do połowy pusta, jak mi się w trakcie przygotowań do spotkania wydawało.

 

Początek konwentu: Namek i Islam Gerej III nad „Kacprem Ryksem i Królem Żebraków” (fot. Michał Stachura, sprzęt Cezary Domalski)

 

Raubritter i Kapitan Bomba rozbawieni położeniem Turcji w I wojnie światowej („Pursuit of Glory”) (fot. Michał Stachura, sprzęt Cezary Domalski)

 

Leo, Konrad i „Thirty Years War” (fot. Wojciech Hausner)

 

JB, Mały Brzydki Pędrak i „Sekigahara” (fot. Michał Stachura, sprzęt Cezary Domalski)

 

Poglądowy rzut oka na salę (fot. Wojciech Hausner)

 

„Kącik taktyczny” – Saw11, Khamul, Konrad „Fort Gier” i RyTo (fot. Michał Stachura, sprzęt Cezary Domalski)

 

Khamul dopatruje się głębszego sensu w grach taktycznych… (fot. Ryszard Tokarczuk)

 

…i, jak widać, w końcu go znalazł (fot. Ryszard Tokarczuk)

 

Pierwsza z partii „Quatermastera”: Krzysztof, Leliwa, Clown, Herman, JB, Pędrak (fot. Ryszard Tokarczuk)

 

„The Napoleonic Wars”, uczestnicy: Namek, Arshenik, MP-Stilgar i Magnum (fot. Ryszard Tokarczuk)

 

Krótka partia, ale jak widać dawała dużo radości (fot. Wojciech Hausner)

 

Grześ, Filip, Hugo i Jaś rozpoczynają partię testową „Krecich Wojen” (fot. Michał Stachura, sprzęt Cezary Domalski)

 

Jaś i Grześ angażują studentki (Karolina i Justyna) do rozgrywki w „Axis & Allies” (fot. Michał Stachura, sprzęt Cezary Domalski)

 

Pędrak wtajemnicza Leliwę w swój nowy projekt („Bałkany 1812”), w tle JB i „Agenci”, jedna z tegorocznych rozrywek konwentowych (fot. Michał Stachura, sprzęt Cezary Domalski)

 

Tak skończyła się bitwa pod Bosworth… (fot. Ryszard Tokarczuk)

 

Leliwa z Asią nad „Cudami Świata”, Jaś czeka na swoją kolej (fot. Ryszard Tokarczuk)

 

Zespół HISa: Kpt. Bomba, Clown, JB, Raubritter, Leo, Namek (fot. Ryszard Tokarczuk)

 

…i ostatnia partia „Quatermastera”, żeby organizator też był na jakimś zdjęciu – ten w dresiku obok Namka (fot. Wojciech Hausner)

 

Dyskusja o imprezie na FORUM STRATEGIE

Autor: Michał Stachura
Zdjęcia: Michał Stachura, Ryszard Tokarczuk, Wojciech Hausner

Opublikowano 10.03.2016 r.

Poprawiony: poniedziałek, 18 lipca 2016 09:58