Tczew 1627

  • PDF
  • Drukuj
  • Email

Informacje o książce
Autor: Kuba Pokojski
Wydawca: Instytut Wydawniczy Erica
Seria: Husaria – chwała polskiego oręża
Rok wydania: 2015
Stron: 217
Wymiary: 23 x 16 x 1,8 cm
Oprawa: twarda
ISBN: 978-83-64185-79-3

Recenzja
Bitwa pod Tczewem z 1627 roku nie doczekała się do tej pory monografii. To oblicze zmienia książka Kuby Pokojskiego, wydana przez Instytut Wydawniczy Erica. Autor nie skupił się jednak na opisie samej bitwy, lecz prezentuje czytelnikowi okoliczności wcześniejszych zmagań wojennych ze Szwedami, poczynając od 1600 roku. Również wszyscy zainteresowani dalszymi wydarzeniami po omawianej bitwie nie będą zawiedzeni, gdyż twórca nie kończy swego dzieła samą bitwą, lecz opisuje dalsze perypetie wojenne Polaków i Szwedów.

Autor jest absolwentem historii, a opisywana praca to jego debiut literacki. Co więcej, książka jest wynikiem czy też może bardziej rozwinięciem pracy magisterskiej dotyczącej właśnie bitwy pod Tczewem. Tutaj jednak muszę zwrócić uwagę, że sam autor lub redaktor miał problem z zatytułowaniem dzieła. Mianowicie na okładce (i boku książki) widnieje napis Tczew 1627, natomiast na stronie tytułowej (w środku) Bitwa pod Tczewem 17-18 sierpnia 1627 roku. Ponadto na okładce dodano opis, że wstęp jest autorstwa Radosława Sikory. Jednak gdy zajrzymy do środka, okazuje się że nie chodzi o wstęp, a o przedmowę. Są to szczegóły, ale już „na dzień dobry” delikatnie psują obraz pozycji. Wróćmy do osoby autora. Z opisu na tylnej okładce możemy się dowiedzieć, że pasjonuje się on historią Polski XVI i XVII wieku i obecnie jest doktorantem na Uniwersytecie Śląskim.

Jak już wspomniałem powyżej, przedmowa do recenzowanej pozycji została popełniona przez Radosława Sikorę. Fakt ten nie dziwi, tym bardziej, że publikacja dotyczy bitwy XVII-wiecznej, w której brała udział husaria, a Radosław Sikora dał się już poznać jako jeden z autorów pasjonujących się tą formacją. Przedmowa jest dość rozbudowana, liczy 11 stron, i opisuje wydarzenia z wojny o ujście Wisły, a także w skrócie bitwę pod Tczewem z 1627 roku oraz sytuację po niej. Autor przedmowy skupił się na dwóch najważniejszych postaciach tamtych zmagań – królu szwedzkim Gustawie Adolfie oraz hetmanie wielkim koronnym Stanisławie Koniecpolskim. Takie ujęcie bardzo mi się spodobało. Jednak nie do końca jestem przekonany czy powinien tam się znaleźć skrócony do 2 stron opis samej bitwy. Lekko zmniejszyło mi to przyjemność z dalszej lektury. Powiedziałbym, że przez to publikacja straciła element zaskoczenia.

Treść główna zajmuje mniej niż 200 stron i klasycznie została ona podzielona na kilka rozdziałów. Pierwszy z nich dotyczy omówienia opracowań i źródeł. Dla mnie jest to klasyczny pierwszy rozdział pracy akademickiej. Kolejny jest dobrym wprowadzeniem do dalszej części lektury, gdyż opisuje wydarzenia z wojny polsko-szwedzkiej 1600-1629. Kuba Pokojski pominął tutaj jednak z premedytacją opis działań z 1626 i 1627 roku (aż do samej bitwy). Te opisał dopiero w rozdziale czwartym. Wcześniej jednak (w trzecim rozdziale) skupił się na opisie stron konfliktu od strony militarnej. Piąty rozdział dotyczy już samej bitwy pod Tczewem. Jednak oprócz dwudniowej batalii autor opisuje tutaj także okoliczności poprzedzające starcie, a także wydarzenia tuż po nim, składy armii itd. W całej pracy zajmuje on ponad połowę książki. Ostatni rozdział jest kontynuacją opisu wojny polsko-szwedzkiej 1600-1629 z rozdziałów nr 2 i 4, ale tym razem poświęcony został działaniom po tczewskiej batalii. Autor opisał także pokrótce rozejm w Altmarku kończący jak się okazało tę wojnę oraz późniejszy (1635 r.) rozejm w Sztumskiej Wsi. Publikację zwieńcza krótkie zakończenie oraz spis bibliograficzny.

Układ książki oraz narracja prowadzona przez autora do mnie przemawiają. Czytelnik nie otrzymuje jedynie opisu samej bitwy, ale także całą jej niezbędną otoczkę. Warstwa tekstowa została optymalnie dobrana. Pozycję czyta się bardzo dobrze. Kuba Pokojski postarał się, aby w jego dziele opisy były poparte wywodami źródłowymi. Nawet jeżeli w pewnych miejscach opisywanej historii brakowało informacji co do jej przebiegu, to autor stara się w zasadny sposób zaprezentować co się mogło wydarzyć. Wszelkie tego typu próby są przemyślane.

W publikacji natrafiłem na kilka literówek. Każdemu się zdarza. Muszę się jednak przyczepić do pewnej niekonsekwencji autora odnośnie nazewnictwa opisywanych miejscowości. Najczęściej badacze przyjmują dawne nazewnictwo, tzn. dotyczące opisywanych historycznych wydarzeń albo używają terminologii teraźniejszej. Taki wybór nie przeszkadza w podawaniu także innych nazw, czy to współczesnych czy też historycznych. Taka informacja powinna się ukazać chociaż raz (przy pierwszym użyciu danego terminu), chociażby w nawiasie. Przykładem niech będzie staropolska miejscowość Kieś, dla której zostały podane także jej inne nazwy: niem. Wenden oraz łot. Cēsis. Bazując na tamtym przykładzie niezrozumiałe jest dla mnie posługiwanie się przez autora nazwą Kokenhausen (s. 36, 40) czy też Kokenhauzen (s. 39). Chodzi o obecną miejscowość Koknese, która jest znana w źródłach jako staropolska Kokenhuza. Te dwie ostatnie nazwy jednak w ogóle w książce się nie pojawiają. Kuba Pokojski trochę żongluje więc nazwami, co nie do końca mi się podoba, miast przyjąć tutaj jeden jakiś model. Jeśli chodzi o zauważone przeze mnie nieścisłości odnośnie miejscowości, to muszę jeszcze wspomnieć o przykładzie ze s. 41, gdzie raz autor mówi o „Baldenmojzie” by za chwilę nazywać ją już „Balden Mojzą”. Z tych nielicznych błędów muszę jeszcze podzielić się jednym, który bardzo mnie rozbawił, a jego bohaterami zostali „żołnierze szwedcy” ze s. 68.

Książka ukazała się w twardej oprawie i jej wydanie jest na dobrym poziomie. Jedną z największych jej zalet są zamieszczone w środku mapki autorstwa Kuby Pokojskiego. Jest ich kilkanaście i pokazują różne fazy dwudniowej batalii. Taką „wkładkę” powinny zawierać wszystkie monografie dotyczące bitew, jak w praktyce to wygląda każdy jednak doskonale wie.

Jeśli chodzi o błędy merytoryczne, to takich w omawianej publikacji nie ma. Natomiast jest jedna kwestia poruszona przez autora, która jednak wybiega poza tczewską batalię i dotyczy opisu rozejmu w Sztumskiej Wsi, ale wydaje mi się dyskusyjna. Dotyczy jej zaledwie jeden akapit, jednak wniosek końcowy twórcy dzieła o tym, że „Rzeczpospolita triumfowała” odzyskując bez jednego wystrzału swoje ziemie w Prusach i przedłużając rozejm ze Szwecją na kolejne 26 lat mogą trochę wprowadzić czytelnika w błąd. Ważny jest szerszy kontekst sytuacji w tamtym czasie, o którym zresztą autor wspomina. Mianowicie król Władysław IV był gotowy do wznowienia wojny ze Szwecją, miał już nawet zgromadzoną armię. To nasz przeciwnik był w zdecydowanie gorszej sytuacji. Po stracie Gustawa II Adolfa oraz po klęsce pod Nördlingen w 1634 roku Szwedzi przechodzili kryzys. Odzyskanie zajmowanych przez nich posiadłości w Prusach byłoby zapewne kwestią czasu. Tym razem polska armia była lepiej przygotowana do działań oblężniczych i skuteczniejszego wykorzystania piechoty, zwłaszcza po sukcesach pod Smoleńskiem. Być może król Polski zaatakowałby także Inflanty, które wedle traktatu zatrzymywali przeciwnicy. Ponadto Władysław IV zawieszał swoje prawa do korony szwedzkiej na czas nieokreślony. Nasz król czuł się silny i z premedytacją dążył do wojny. Do końca próbował zerwać umowy. Opór szlachty spowodował jednak, że rokowania zostały sfinalizowane dalszym rozejmem. W kwestii omawianego traktatu można wiele dyskutować i gdybać, jednak w tym wypadku to Polacy byli stroną silniejszą. Chyba nie tylko w mojej ocenie mimo wszystko był on jednak bardziej korzystny dla Szwedów.

Przy pisaniu swojej pracy autor skorzystał z kilkunastu cennych źródeł z epoki, a ponadto wykorzystał ponad 150 innych pozycji – książek i artykułów. Przypisów jest bardzo dużo, widać ogromną pracę włożoną w stworzenie tego dzieła. Co chyba najważniejsze dla omawianej w niniejszej pozycji bitwy, Kuba Pokojski korzystał zarówno ze źródeł polskich, jak i szwedzkich. W ten sposób udało mu się skonfrontować ze sobą różne relacje i wyjaśnić skąd wzięły się w nich różnice. Jednocześnie spróbował na ich podstawie w przekonujący sposób odtworzyć najprawdopodobniejszy przebieg wspomnianej batalii.

Polecam Tczew 1627 wszystkim miłośnikom dziejów I Rzeczypospolitej, a także zainteresowanych już ściślej dziejami wojen ze Szwecją. Książkę czyta się bardzo dobrze i szybko. Została napisana przystępnym językiem, jednocześnie z zachowaniem aparatu naukowego. Należy wspomnieć, że jest to pierwsza monografia wspomnianej bitwy. Pozycję oceniam bardzo dobrze.

Autor: Andrzej Zyśko

Opublikowano 28.02.2016 r.

Poprawiony: piątek, 13 grudnia 2019 10:18