Stres pola bitwy od starożytności do dziś

  • PDF
  • Drukuj
  • Email

Informacje o książce
Autor: Michał Stachura (red.)
Wydawca: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
Seria: Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego (ZNUJ)
Rok wydania: 2014
Stron: 156
Wymiary: 23,5 x 16,5 x 0,9 cm
Oprawa: miękka
ISSN: 0083-4351 (wersja papierowa)
ISSN: 2084-4069 (wersja elektroniczna)
ISBN: 978-83-233-3880-2

Recenzja
Wydana w ramach serii „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego” publikacja „Stres pola bitwy od starożytności do dziś” (dokładny adres wydawniczy: ZNUJ MCCCXXXVIII, Prace Historyczne 141, zeszyt 4, 2014) to zbiór artykułów z interdyscyplinarnej konferencji naukowej, która odbyła się w 2014 r. na zamku w Niepołomicach, w związku z imprezą Pola Chwały. Celem konferencji było spojrzenie na dawne i współczesne konflikty przez pryzmat psychologicznych uwarunkowań pola walki. Zaletą konferencji była jej, wspomniana już, interdyscyplinarność, a więc różnorodność i wszechstronność. Referaty podczas poszczególnych paneli wygłosili historycy zajmujący się różnymi okresami, od epoki brązu do czasów współczesnych, a także psychologowie, wojskowi i lekarze (w tym głównie psychiatrzy). Istotna część wystąpień poświęcona była współczesnym badaniom nad zjawiskiem stresu bojowego i jego konsekwencji w postaci jednostki chorobowej określanej jako zespół stresu pourazowego (Post-Traumatic Stress Disorder, czyli PTSD) i jej historycznych poprzedników (w szczególności znanemu od czasów I wojny światowej pojęciu shell shock). W dalszej części pozwolę sobie pokrótce przedstawić poszczególne artykuły (referaty), które znalazły się w recenzowanej publikacji.

Bronisław Szubelak, Wódz w opresji, czyli Ramzes II pod Kadesz
Artykuł stanowi analizę działań faraona Ramzesa II podczas kampanii, która doprowadziła do bitwy pod Kadesz (zwykle jako jej datę podaje się 1276 r. p.n.e.). Autor stara się po części zestawić i porównać Ramzesa z jego przeciwnikiem – władcą Hetytów Muwatallisem II. Zgodnie z założeniami konferencji, autor dążył do wydobycia ze źródeł aspektów psychologicznych przedstawianej bitwy i całości operacji, która do niej doprowadziła. W końcowej części tekstu polemizuje z badaczami negatywnie oceniającymi osobę i poziom dowodzenia Ramzesa II. Dowodzi, że w porównaniu z królem Hetytów faraon na polu bitwy wykazał się hartem ducha i kunsztem dowódczym. Wskazuje, że przyczyną tarapatów, w jakie wpadła armia egipska, było słabe rozpoznanie i wywiad, które z początku uśpiły czujność Egipcjan i wpędziły ich w pułapkę. Faraon, zręcznie dowodząc na polu bitwy, mimo paniki jaka ogarnęła część jego armii, potrafił uratować sytuację. W tekście znalazły się też wzmianki o taktyce tamtej epoki, w tym dotyczące użycia rydwanów. Autor pisze, powołując się na innych badaczy tego okresu, m.in. o skuteczności strzału z łuku żołnierza walczącego z rydwanu, że przy dużej prędkości była ona stosunkowo niska (ostrzał był prowadzony na dystansie 20 m), jednak dobrze wyszkoleni łucznicy trafiali dziewięć z dziesięciu celów w półtorej minuty na dystansie do 180 m. Cytowane stwierdzenie, a konkretnie podane w nim parametry (ostrzał na tak dużą odległość, aż 9 trafień na 10) wydaje mi się bardzo kontrowersyjne. Zwłaszcza jak porównać to z celnością łuczników w późniejszych epokach historycznych (np. w średniowieczu), gdy strzelali oni najczęściej stojąc w miejscu (łatwiej trafić) i mieli lepsze łuki (w szczególności angielskie długie łuki). W powyższym tkwi oczywiście wytrych, który pozwala z powodzeniem się bronić – chodzi o trafianie do celu (s. 804). Jeśli zdefiniujemy cel jako oddział (w dawnych epokach historycznych często strzelano nie do pojedynczych, konkretnych żołnierzy, ale do oddziału jako całości) i trafienie w określony prostokąt okupowany przez oddział, nawet jeśli strzała upadnie gdzieś między żołnierzami, uznamy jako trafienie w cel, to rzeczywiście, powyższe stwierdzenie będzie zgodne z prawdą.

Daniel Budacz, Drabiny jako urządzenia oblężnicze w kontekście starożytnej techniki walki i morale żołnierzy
Artykuł poświęcony jest tak naprawdę technice szturmowania umocnień z użyciem drabin. W ujęciu autora aspekt psychologiczny użycia tego środka walki wiąże się z trudnościami w jego zastosowaniu. Daniel Budacz wskazuje m.in. że starożytne traktaty poświęcone sztuce wojennej na ogół nie zalecały posługiwania się podczas szturmu drabinami, chyba że istniała możliwość zaskoczenia przeciwnika bądź nie stawiał on żadnego widocznego oporu. Ciekawe są np. informacje o przygotowywaniu drabin do szturmowania konkretnych umocnień. Okazuje się, że nieraz problemy sprawiało sporządzenie ich tak by miały odpowiednią długość. Nie mogły być zbyt krótkie – tak żeby żołnierze byli w stanie wspiąć się na mury i żeby nie trzeba było ich ustawiać zbyt stromo. Jednocześnie nie mogły być zbyt długie – wtedy wystawały ponad mur i obrońcom łatwo było je odepchnąć, a wraz z nimi szturmujących. W artykule znaleźć można m.in. wzmiankę o oblężeniu Melitei przez wojska macedońskiego króla Filipa V w 217 r. p.n.e. (autor opiera się na relacji Polibiusza), kiedy to szturmujący przygotowali zbyt krótkie drabiny, o czym niestety przekonali się dopiero w chwili, gdy podeszli pod mury, przez co nie pozostało im nic innego jak wycofać się ze stratami. Autor dowodzi, że w czasach antycznych szturmowanie umocnień z użyciem drabin było trudne, opierając się na wzmiankach o nagrodach dla żołnierzy, którzy pierwsi wedrą się na mury. Wodzowie nieraz uciekali się do takich środków, gdyż była to jedyna metoda by skłonić żołnierzy do podjęcia ryzyka, jakie wiązało się z atakiem z wykorzystaniem drabin. Często źródła przytaczają imiona tych żołnierzy, co podkreśla wyjątkowość takich sytuacji, fakt, że wiązały się one z dużym ryzykiem i stresem bitewnym. Poza powyższymi aspektami, artykuł stara się scharakteryzować sytuacje, w których użycie drabin było możliwe i korzystne, a także wyodrębnić czynniki, które sprzyjały tej formie walki. Ostatecznie autor dochodzi do wniosku, że drabiny nie stanowiły podstawowego czy głównego środka walki przy oblężeniach, wbrew popularnym wyobrażeniom, jakie ma wiele osób zajmujących się historią, w tym zawodowych historyków.

Michał Stachura, Psychologiczne motywacje żołnierskiej brawury w świetle badań nad antyczną inwektywą
W artykule można wyodrębnić część wstępną, ogólną, nawiązującą do założeń programowych konferencji. Autor stara się scharakteryzować zalety metody interdyscyplinarnej badania historii, wywodzącej się od Johna Keegana (jego główna praca: The Face of Battle) i Jeana Jacquesa Ardanta du Picq’a (jego główne dzieło: Etudes sur Combat), a zarazem podjąć dyskusję nad jej ograniczeniami i wadami. Jako historyk zajmujący się okresem schyłku starożytności i początków średniowiecza zgłasza swoje uwagi i zastrzeżenia do wspomnianej wyżej metody. Wiążą się one m.in. z szeroko rozumianym kontekstem kulturowym, oddziałującym na źródła, z których czerpiemy informacje na temat dawnych konfliktów i ich uczestników. Jak można sądzić, w zamierzeniu autora jego uwagi mają na celu umożliwienie efektywnego stosowania metody interdyscyplinarnej i uniknięcia pułapek, które ona z sobą niesie. Po tych ogólniejszych rozważaniach autor płynnie przechodzi do właściwego tematu. Przyznam, że odwołanie w tytule artykułu do inwektywy wydaje mi się trochę mylące, bo co prawda niektórym analizowanym łacińskim określeniom można przydać taki charakter, ale znaczna część wywodów wydaje się koncentrować na poszukiwaniu odpowiedzi na istotne dla okresu późnej starożytności pytanie: kiedy indywidualna sprawność bojowa, męstwo, siła, zuchwałość zaczęły mieć większe znaczenie niż takie cechy żołnierza jak dyscyplina, karność, zespołowa walka w szyku. Oczywiście wygląda to dużo bardziej skomplikowanie i zdaję sobie sprawę, że pisząc tak upraszczam, tym niemniej na pierwszy rzut oka dla części odbiorców (zwłaszcza tych zainteresowanych historią wojskowości) ten wątek będzie wybijał się na plan pierwszy. Jak to nieraz bywa w przypadku tekstów poświęconych czasom antycznym, autor odnalazł kilka okruchów, z których – jak się okazuje – jest w stanie wydobyć zaskakująco wiele. Tekst stanowi analizę od strony lingwistycznej pojęć łacińskich używanych na określenie dwóch ważnych, zbliżonych znaczeniowo cech żołnierskich: męstwa i brawury, występujących w różnych odcieniach i łączonych czasem z innymi cechami (określeniami). Męstwo uważane było zawsze za zaletę walczących, brawura jako przesadne, niepotrzebne męstwo – za wadę. Autor analizuje jak zmieniał się stosunek do szeroko rozumianego męstwa, odwagi, jakich określeń używano do jego opisania i czy miały one wydźwięk pozytywny czy negatywny oraz jak to ewoluowało. Uzyskany w ten sposób obraz może w jakiejś mierze stanowić odbicie zmian, jakie zachodziły w armii rzymskiej w postrzeganiu tego co jest istotne dla żołnierza i co stanowi o jego wartości. Patrząc na całokształt artykułu, wydaje się, że obok wspomnianych ustaleń dla autora istotne było także zaprezentowanie w działaniu samej metody analizy – w nawiązaniu do pierwszej części artykułu.

Adrian Szopa, Jednostka na polu bitwy w źródłach późnoantycznych – wybrane przykłady
Artykuł zawiera zbiór różnorodnych przykładów zachowania żołnierzy na polu bitwy – jak zresztą wskazuje na to jego tytuł. Dla wielu czytelników może być on interesujący o tyle, że w stosunkowo niewielkiej objętości tekście znalazło się takich przykładów całkiem dużo. Wiążą się one z aspektami psychologicznymi. Autor unika analizowania postawy wodzów i kwestii dowodzenia, stara się natomiast zejść na niższe szczeble drabiny dowodzenia. Zasygnalizowane w tytule dążenie do tego by pokazać pojedynczych żołnierzy i ich zachowania stanowi jedną z cech całości rozważań. Panuje powszechne przekonanie, że starożytni historycy przedstawiali działania wojenne w ten sposób, że niewiele znajdziemy w nich informacji o tym jak one wyglądały z perspektywy jednostki. Omówione w artykule sytuacje starają się pokazać, że nie do końca jest to zgodne z prawdą, choć w tego rodzaju krótkim tekście raczej ciężko to udowodnić. Innym celem, jaki postawił sobie autor, jest przeanalizowanie na kilku przykładach na ile opisy, których dostarczają nam źródła, starają się przedstawiać fakty rzeczywiście mające miejsce, a na ile są figurami stylistycznymi. Wśród antycznych dziejopisów tego typu zabiegi były znane i po wielokroć stosowane, stanowiły sposób przekazywania określonych idei, myśli, wiecznych prawd, niekiedy pełniły jeszcze inne funkcje. Bywało, że miały nauczać, wychowywać, innym zaś razem podnosić walory estetyczne przekazu. Przedstawione w tekście przykłady indywidualnych zachowań na polu bitwy z okresu późnego antyku kreują pewien obraz armii cesarskiej. Miały pobudzać męstwo i stanowić przykład godny naśladowania, podkreślać wpływ żołnierza na losy bitwy i kształtować właściwe postawy. Z tekstów autorów starożytnych przebija duma z osiągnięć armii i swoisty patriotyzm. Na koniec autor pisze, że źródła dają wiele przykładów indywidualnych działań, ale trzeba do nich podchodzić ostrożnie. Powstaje w związku z tym pytanie, czy analizując poszczególne przypadki indywidualnych zachowań historyk tego okresu nie jest w pewnym sensie skazany na te bardziej wyjątkowe, niespotykane zdarzenia, jak np. wspominany w artykule obraz Saracena, wysysającego w czasie walki krew z żyły zabitego (czy może raczej zabijanego…) żołnierza rzymskiego (przykład pochodzi z dzieła Ammiana Marcellinusa)? Bo o ile brak innych danych np. możliwości porównania z innym źródłem, tylko w odniesieniu do takich opisów historyk może być pewien, że ten kto o tym pisał sam tego nie wymyślił na potrzeby jakiejś figury stylistycznej.

Marek Wilczyński, Oddziaływania psychologiczne i dyscyplinujące w armiach późnego antyku
Artykuł podobny do poprzedniego pod tym względem, że bogaty treściowo, mniej koncentrujący się na analizie przedstawianych zjawisk i wyciąganiu dogłębnych czy bardziej złożonych wniosków. Autor wyodrębnił szereg działań stosowanych przez wodzów w celu zapewnienia dyscypliny i zwartości jednostek. Nie będę ich przytaczał, gdyż w artykule są wypunktowane w końcowej części. Niektóre z nich występowały już wcześniej, inne pojawiają się dopiero w okresie późnoantycznym, co związane jest ze zmianą stosunków społecznych i struktury oraz sposobu działania armii. I tak np. o ile dla wodzów rzymskich w okresie wczesnego cesarstwa i republiki pochlebianie barbarzyńcom, goszczenie ich na ucztach i zabieganie o ich lojalność przez wodza było nie do pomyślenia, to dla żyjącego w VI w. wodza rzymskiego Belizariusza nie było to działanie nieakceptowalne. Osobnym tematem jest sposób postrzegania dyscypliny. Z jednej strony – jak pisze autor – w późnoantycznej armii rzymskiej egzekwowano ją brutalnymi metodami. Z drugiej strony, na wyższym szczeblu, gdy w grę wchodziły stosunki z całymi plemionami czy większymi grupami barbarzyńców, władza cesarska bywała ostrożna i zdarzało się, że sankcjonowała złamanie układu późniejszą jego zmianą bądź zawarciem nowego przymierza. Osobną uwagę poświęcono też zdradzie i grabieżom, te ostatnie traktując jako przejaw niesubordynacji. Wreszcie interesujące jest w tekście wyliczenie niezwykłych wydarzeń, których przedstawianie wojsku miało wywrzeć nań określony wpływ psychologiczny. Autor wymienia w punktach sześć takich przypadków, w większości wiążących się ze snami i wizjami, w określony sposób „sprzedawanymi” wojsku, by pobudzić je do działania.

Łukasz Różycki, Strach – elementy słowiańskiej „wojny psychologicznej” w świetle Strategikonu
Autor podzielił swoje wywody na dwie części. Na początku pisze ogólnie o interdyscyplinarnych metodach badania historii, o roli strachu i psychologii na polu bitwy od czasów najdawniejszych aż po dzień dzisiejszy. Pojawiły się tu odniesienia zarówno do czasów najdawniejszych, jak i do XX-wiecznych regulaminów walki bagnetem. W przypisach można znaleźć interesujące szczegóły i informacje o ciekawych publikacjach. Z całego tego wstępu warto przytoczyć krótki fragment poświęcony walce wręcz (nawiązujący po części do znanych twierdzeń A. du Picq’a):
W czasie wojny secesyjnej większość starć na bagnety kończyła się szybkim odwrotem strony mniej zdeterminowanej, która wybierała ucieczkę w obliczu przeciwnika. Należy dodać, że strona nacierająca starała się spotęgować uczucie strachu w obrońcach za pomocą okrzyków, muzyki oraz niezłomnej postawy prowadzących oddział dowódców. Określenie tych elementów mianem teatru pola bitwy byłoby niestosowne, ponieważ niezwykle często to właśnie okrzyki lub groźna postawa sprawiały, że jedna ze stron rejterowała bez walki. Warto również zaznaczyć, że sama walka nie pochłaniała tak wielu ofiar śmiertelnych – to dopiero w ostatniej fazie bitwy (ucieczce) dochodziło do masakry (s. 855).
Druga część to właściwy już opis „wojny psychologicznej” jaką Słowianie mieli stosować wobec żołnierzy rzymskich w późnym antyku, opartej na pochodzącym z tamtych czasów dziele „Strategikon”, uchodzącym w tej materii za wysoce wiarygodne. Wywody autora poświęcone Słowianom mają około 2 stron i jak sam przyznaje w zakończeniu – jedynie charakter przyczynkarski. Spośród przedstawionych metod żadna nie wydaje się wyjątkowa. Jeśli coś można za takie uznać, to bardziej informacje o ich stosowaniu przez Słowian i zwrócenie przez autora uwagi na samoświadomość tych ostatnich. Autor stara się przekonać nas, że Słowianie będąc słabsi, zdawali sobie sprawę, że Rzymianie się ich boją i byli świadomi elementów swojego zachowania, które potrafią wywoływać strach.

Tadeusz Czekalski, Trwoga na polu bitwy – wybrane aspekty dziewiętnastowiecznych dyskusji o żołnierskim strachu
Artykuł poświęcony jest postrzeganiu strachu, w tym głównie strachu na polu bitwy, w XIX-wiecznej literaturze. Autor skupia się na tym jak strach widzieli ci, którzy się nim zajmowali – w pierwszej kolejności żyjący w tamtej epoce twórcy teorii dotyczących tego zjawiska, regulaminodawcy wojskowi, oficerowie i żołnierze spisujący pamiętniki z wydarzeń, w których sami uczestniczyli. Przedstawiany problem osadzony zostaje w określonym środowisku historycznym i kulturowym, od czego rozpoczyna się cały tekst. Autor zwraca uwagę, że otoczenie wpływa na sposób odczuwania i postrzegania strachu. Element obiektywny (określone reakcje fizjologiczne typowe dla ludzi wszystkich czasów) naznaczone są jednocześnie elementem subiektywnym, będącym wytworem epoki historycznej. Pojawia się oczywiście pod koniec, bo musiał się pojawić, pułkownik A. du Picq, ale do niego bynajmniej nie sprowadza się cała zawartość artykułu. Jednym ze szczególnie interesujących wątków było wskazanie na romantyczne wyobrażenia na temat cech charakterystycznych poszczególnych narodów, a więc na to, że żołnierze rosyjscy to zawsze byli tępi, ale zarazem w obronie twardzi jak skała, z kolei Francuzi odznaczali się wielką werwą, zapalczywością i inicjatywą w ataku, ale gdy przychodziło im się bronić, albo gdy ponosili porażki, jakby powietrze z nich uchodziło. Tego rodzaju poglądy są dość powszechnie przyjmowane i otwartym pozostaje pytanie, na ile to rzeczywiście mit i stereotyp, wytwór ówczesnej kultury, a na ile odzwierciedlają one jednak w jakiejś mierze prawdę. Tym bardziej, że trwały one przez cały XIX wiek, a także później, przynajmniej jeszcze w okresie I wojny światowej przez te okulary postrzegano walczące armie. Sądzę, że ten komu udałoby się przeprowadzić skuteczną konfrontację między tymi wyobrażeniami a rzeczywistością (na ile w oparciu o źródła byłaby ona możliwa), mógłby bardzo wiele wnieść do rozumienia XIX-wiecznych wojen. Artykuł jako całość przedstawia ewolucję wizji postrzegania strachu, od spojrzenia nań typowo romantycznego, gdzie w zasadzie nie było dla niego miejsca, a dominował element konstruktywny – żołnierska odwaga, do okresu poprzedzającego I wojnę światową, gdy pojawiły się teorie bardziej realistyczne.

Łukasz Niewiński, Problem dezercji w polityce władz Skonfederowanych Stanów Ameryki (1861-1865)
Autor podejmuje interesujący problem dezercji w armii Skonfederowanych Stanów Ameryki (1861-1865) i stosunku do niej oraz sposobów jej zwalczania przez władze. Dlaczego interesujący? Przede wszystkim z uwagi na „wolnościowy” charakter państwa, które prowadziło wojnę i jego armii, opartej na ochotnikach. Okazuje się, że także tej armii zjawisko dezercji było nieobce i dość szybko rozwinęło się do znacznych rozmiarów. I tak np. jeszcze we wrześniu 1862 r. gen. Lee pisał do prezydenta Daviesa o tym, że ubytki z powodu dezercji w szeregach jego armii wynoszą około 20 tys. co wg autora stanowiło między 1/3 a 1/2 stanu armii. Nietrudno sobie wyobrazić co działo się później, zwłaszcza od 1863 r. kiedy to Południe zaczęło ponosić poważniejsze klęski. W artykule scharakteryzowano kolejne sposoby, jakimi władze usiłowały opanować to zjawisko, od początkowego braku reakcji w 1861, kiedy to ochotników było tylu, że nawet nie posiadano dla wszystkich broni, do wprowadzonych pod sam koniec kar śmierci, konfiskaty mienia i kar finansowych. Ciekawe jest, że bardzo długo w oficjalnych komunikatach władz Południa unikano jak ognia słowa „dezercja”. Innym zabiegiem było apelowanie do kobiet o dopilnowanie swoich mężów i synów by ci nie uchylali się od służby wojskowej. Patrząc na całokształt można odnieść wrażenie, że próba pośredniego oddziaływania poprzez tworzenie swego rodzaju presji społecznej to jeden z głównych pomysłów władz. Ostatecznie, jak konkluduje autor, żaden z tych sposobów nie okazał się skuteczny. Metody bardziej drastyczne wprowadzono zbyt późno, by mogły zadziałać. W sumie oficjalnie z armii Południa w czasie wojny miało zdezerterować bądź oddalić się od oddziałów co najmniej 120 tys. żołnierzy, z czego do szeregów, m.in. za sprawą licznych amnestii, wróciło od 33 do 56 tys. osób.

Michał Leśniewski, Słów kilka o morale i dyscyplinie w komandach w czasie wojny burskiej, październik 1899 – maj 1902
Analiza w jakiejś mierze podobna do poprzedniej o tyle, że również mamy do czynienia z państwem, którego siły zbrojne opierały się na zaangażowaniu walczących, ich dobrej woli i zrozumieniu wspólnego interesu. Dyscyplina w komandach burskich była oczywiście jeszcze luźniejsza niż w armii skonfederowanego Południa, ponadto ponieważ stanowiły one pospolite ruszenie, trudno ich określić jako armię regularną. W przypadku dowódców, pochodzili oni z wyboru, co oczywiście osłabiało ich pozycję. Autor stara się pokrótce przybliżyć jak w tych realiach wyglądało morale żołnierzy i dyscyplina w oddziałach. Oddzielnie omówione zostały obie fazy wojny. Tym, co zwraca uwagę, zwłaszcza w pierwszej fazie, jest duża chwiejność ducha bojowego komand, uleganie zbiorowej panice pod wpływem ogólnego upadku morale spowodowanego niepowodzeniami czy pogłoskami o działaniach przeciwnika (nie zawsze wiarygodnymi). W odniesieniu do dalszej, partyzanckiej fazy wojny, podkreślono rolę brytyjskiej polityki wobec Burów (taktyka spalonej ziemi, obozy koncentracyjne, faktyczny brak amnestii), która zwiększyła determinację walczących. Czynnik ten wyzwolił zjawisko swego rodzaju samodyscypliny, przy braku lub iluzorycznych możliwościach egzekwowania dyscypliny standardowymi metodami przez przełożonych. Tekst może stanowić punkt odniesienia przy dyskusjach o morale oddziałów partyzanckich różnych epok historycznych, a także morale armii powoływanych na zasadzie pospolitego ruszenia, gdzie dowództwo nie posiada silnego umocowania, pozwalającego mu egzekwować dyscyplinę wśród podległych żołnierzy.

Ryszard W. Gryglewski, Krótki rys psychiatrii wojennej
W artykule tym autor stara się przybliżyć historię i kształtowanie się podstawowych pojęć opisujących zjawisko stresu pola bitwy, będącego tytułowym przedmiotem konferencji. Powstał on przede wszystkim na potrzeby historyków, jako swego rodzaju wprowadzenie do części psychologiczno-psychiatrycznej. Najciekawsze wydają mi się najdawniejsze dzieje tego zjawiska i sposób jego postrzegania. Okazuje się, że już w XVI-XVII wieku znano stan określany jako nostalgia albo choroba szwajcarska. Wiązano go wtedy m.in. z oddaleniem żołnierzy od stron rodzinnych. Cierpieli na niego często szwajcarscy najemnicy, stąd wzięła się nazwa. Opisy zjawiska przypominają schorzenia z tego zakresu znane w dzisiejszych czasach. Następnie autor kolejno przedstawia poszczególne etapy rozwoju wiedzy medycznej w zakresie stresu bojowego, od końca XVIII wieku do czasów współczesnych. Postęp w pewnym sensie wyznaczały nowe pojęcia przyjmowane na opisanie problemów (schorzeń) z tej dziedziny, związane ze zmianami postrzegania ich źródeł. Finalnym etapem jest wyodrębnienie pojęcia Post-Traumatic Stres Disorder (zespół stresu pourazowego). W zakończeniu autor wskazuje jednak, że pojawiają się obecnie jeszcze dalsze próby klasyfikacji różnych jednostek chorobowych charakterystycznych dla poszczególnych konfliktów, np. Gulf War Syndrome (GWS), związany z wojną w Zatoce Perskiej. Tekst stanowi dobre wprowadzenie do tematyki PTSD dla osób niezwiązanych zawodowo z omawianą problematyką.

Jolanta Walczewska, Piotr Słowik, Czy czas zawsze leczy rany? Objawy, konsekwencje i odległe następstwa zespołu stresu pourazowego
Artykuł o tematyce typowo lekarskiej, bardzo konkretny i rozbudowany, nawet jak na skromne ramy wystąpień konferencyjnych recenzowanej publikacji. W tekście opisano zespół stresu pourazowego (Post-Traumatic Stress Disorder – PTSD), a więc od strony medycznej to co stanowiło tytułowy przedmiot konferencji. W kolejnych rozdziałach autorzy podjęli problematykę kryteriów rozpoznania PTSD, jego rozpowszechnienia, czynników predysponujących do rozwoju PTSD, mechanizmów neurobiologicznych w PTSD, zaburzeń psychicznych towarzyszących PTSD, zaburzeń funkcji poznawczych i ich związku z PTSD, schorzeń sercowo-naczyniowych i ich związku z PTSD, wreszcie leczenia PTSD. Najciekawsze dla mnie w całym tekście były próby wyodrębnienia kryteriów wskazujących na predyspozycje konkretnych żołnierzy do rozwoju u nich PTSD. Autorzy podjęli temat także od strony historycznej – prób poszukiwania takich kryteriów. Z artykułu wynika, że tak naprawdę nie ma żadnych reguł. Oczywiście trudno nie zainteresować się danymi mówiącymi o tym, ilu żołnierzy współczesnych konfliktów zbrojnych statystycznie cierpi na to schorzenie. Tym samym, patrząc na współczesne wojny od tej strony, nabierają ona obecnie nowego wymiaru. Spośród szczegółowych informacji, zwróciły moją uwagę wzmianki o badaniach nad objawami PTSD u osób poddanych represjom stalinowskim – odsetek osób mających to schorzenie wśród tej grupy jest wyraźnie wyższy niż w przypadku żołnierzy w regularnych konfliktach. Artykuł jako całość może stanowić poręczne źródło wiedzy na temat PTSD dla osób niezwiązanych zawodowo z omawianą tematyką.

Bartosz Kruszyński, Stres bojowy w kontekście działań kontrrebelianckich sił zbrojnych USA w operacji Enduring Freedom w Afganistanie
Artykuł prezentuje ten sam temat, czyli zjawisko PTSD, ale od nieco innej strony i na tle konkretnej operacji wojskowej – w tym przypadku jest to współczesna operacja „Enduring Freedom” w Afganistanie. Problem ukazany został przez pryzmat współczesnych regulaminów wojskowych, zaleceń, materiałów szkoleniowych dla wojska, a także w oparciu o analizę jednego z przypadków otrzymania najwyższego amerykańskiego odznaczenia (Medal of Honor) i opisów działań, za które żołnierz je otrzymał (omawianym oficerem jest kpt. Swenson). Autor zwraca uwagę na nowe podejście do dowodzenia, które we wspomnianych publikacjach określane jest jako zarządzanie stresem bojowym i operacyjnym – Combat and Operational Stress Control (COSC). Dobry dowódca to taki, który potrafi owym stresem dobrze „zarządzać”. Oprócz tego pojęcia, w tekście wspomniane zostały inne, z nim związane, a więc COS (Combat and Operational Stress), COSR (Combat and Operational Stress Reactions) itp. wzięte z amerykańskiego podręcznika polowego FM 6-22-5 z 2009 r. (podręcznik ma znamienny tytuł Combat and Operational Stress Control Manual for Leaders and Soldiers). Artykuł zawiera również pewne elementy skupiające się na wskazaniu odrębności konfliktu w Afganistanie i szerzej działań kontrrebelianckich (COIN) w stosunku do innych konfliktów. Z pewnością daje do myślenia podany przez autora fakt, że w sumie w wyniku konfliktów toczonych przez Stany Zjednoczone w latach 2001-2007 około 1/3 biorących w nich udział żołnierzy cierpiała na różnego rodzaju zaburzenia łączone z PTSD.

Waldemar Kwiatkowski, Jak żołnierz radzi sobie ze stresem bojowym w strefie działań wojennych
Artykuły poświęcone PTSD zamyka tekst praktyka – oficera zawodowego, weterana misji zagranicznych. Autor przedstawia czynniki stresogenne w codziennej służbie wojskowej podczas misji i sposoby ich przezwyciężania. Duży nacisk kładzie na przygotowanie i zgranie zespołu, zarówno przed rozpoczęciem misji, jak i w trakcie działań. Innym ważnym czynnikiem, będącym elementem przygotowań, jest dokładne opanowanie procedur i ścisłe ich przestrzeganie w trakcie misji. Podkreślona została rola dowódcy oraz zespołowość działania, w tym troska o innych członków zespołu, wzajemna samokontrola. Wśród sposobów radzenia sobie z czynnikami stresogennymi wspominana jest rotacja żołnierzy między różnymi stanowiskami – tymi mniej i tymi bardziej niebezpiecznymi. Sporo uwagi poświęcone zostało procesowi adaptacji do nowego środowiska i adaptacji żołnierza powracającego z misji do życia w kraju. Wreszcie autor pisze o planowaniu działań, w tym kontrolowaniu oddalenia patrolu od bazy, dzieląc się tutaj własnymi doświadczeniami z misji. Parę słów zostało także poświęconych przezwyciężaniu skutków PTSD po powrocie żołnierzy do kraju.

Biorąc pod uwagę zawartość artykułów, nie sposób nie dostrzec rozpiętości i różnorodności, a co za tym idzie wszechstronności ujęć omawianej problematyki – zwłaszcza gdy porównamy artykuły historyków starożytności z zamykającymi tom artykułami autorów będących lekarzami, psychologami czy oficerami zawodowymi. Dzięki temu konferencja ta była z pewnością interesującym spotkaniem o nowatorskim charakterze. Warto podkreślić przystępność poszczególnych tekstów dla czytelnika niebędącego zawodowym historykiem czy osobą zajmującą się jedną ze wspomnianych wyżej dziedzin, a interesującego się historią wojskowości i militariami. Niekiedy, w przypadku niektórych tekstów, żałować można jedynie, że autor nie miał szans rozwinąć tematu, ale taka już zwykle bywa natura i wymogi objętościowe artykułów konferencyjnych.

Autor: Raleen

Opublikowano 25.11.2015 r.

Poprawiony: środa, 25 listopada 2015 14:27