Wrzesień 1939 – nr 13 (model FT-17)

  • PDF
  • Drukuj
  • Email

Na początku tego tygodnia w sklepach pojawił się trzynasty już numer serii Wrzesień 1939, a wraz z nim model jednego z najważniejszych czołgów w historii – francuskiego Renault FT. Był to pierwszy produkowany seryjnie czołg z uzbrojeniem w obrotowej wieży, którego używało 25 różnych państw i który został wykorzystany podczas obu wojen światowych, a także w trakcie innych konfliktów, m.in. w Rosji, Hiszpanii czy Chinach. W związku z tym zestaw powinien wzbudzić zainteresowanie szerokiej grupy odbiorców – lecz czy warto po niego sięgnąć?

Nim przejdziemy do właściwej recenzji, tradycyjnie przyjrzyjmy się gazetce. Dwie pierwsze strony zawierają kontynuację opisu jednostek obrony wybrzeża, który w tym numerze składa się przede wszystkim z ordre de bataille wspomnianych sił. Na dwóch środkowych stronach znajdziemy rysunki pojazdu wraz z opisami malowania (polskimi od 1918 do 1939 i niemieckimi 1939-45), a pozostałe cztery poświęcono opisowi czołgów FT (głównie ich historii, wariantom i użytkownikom – materiały na temat wykorzystania bojowego pojawią się „w jednym z kolejnych zeszytów”). Na marginesach jak zwykle pojawiają się sylwetki postaci biorących udział w walkach w 1939: płk. Stanisława Dąbka, ppłk. Kazimierza Pruszkowskiego, ppłk. Stanisława Szpunara, kadm. Włodzimierza Steyera oraz kmdr. Stefana de Waldena.

Podczas lektury w oczy rzuciło mi się kilka drobnych błędów (naprawdę niewiele, ale z drugiej strony mamy do czynienia z kilkustronicową publikacją). Ponadto w całej książeczce, jak i na pudełku, czołg określany jest przede wszystkim mianem FT-17, choć nazwa ta nie jest oficjalna i pojawiła się dopiero po I wojnie światowej.

Jeszcze przed otwarciem pudełka rzuciłem okiem na umieszczone na nim obcojęzyczne napisy – niestety, te nadal są pisane bardzo prostym językiem (także polska wersja) i zawierają błędy („gained tanks” zamiast „captured tanks”).

Ale dajmy sobie spokój z dodatkami i weźmy się za model. Po otwarciu pudełka znajdziemy w nim zapakowane w folię wypraski, wykałaczkę i klej – czyli standard. Jak w przypadku poprzednich zestawów z polskimi pojazdami, kalkomanii nie uświadczymy.

Na pierwszy rzut oka wypraski są trzy, jednak wystarczy się przyjrzeć, by zauważyć, że tak naprawdę dostaliśmy jedną – na dodatek z wyciętym fragmentem. Brakujące elementy pozwoliłyby stworzyć czołg FT z okrągłą, odlewaną wieżą Girod i działem 37 mm. Z tego zestawu złożymy jedynie nitowaną wieżę Berliet z karabinem maszynowym Hotchkiss wz. 25 (warto napomknąć, że uzbrojenie nie było „przypisane” do wież, więc dla urozmaicenia można budować pojazdy ze wszystkimi czterema możliwymi kombinacjami).

Jak zwykle, pomimo uproszczenia modelu, elementy są wykonane całkiem szczegółowo. Na uwagę zasługuje układ jezdny, który pomimo odlania w jednej części prezentuje się bardzo ładnie.

Łączna liczba części wynosi 20, a więc dość niedużo – jak to w modelach „łatwego montażu”. Pośród nich jest jednak kilka drobnych i cienkich elementów, których wycięcie i obrobienie może przysporzyć kłopotu (szczytem jest część mocowania „ogona” czołgu będąca pręcikiem o długości niecałych 4 mm). Co więcej, podczas wycinania spodniej części kadłuba należy uważać, by nie przekrzywić „ogona” – powód znajduje się poniżej.

Oprócz usuwania śladów połączeń części z ramką, większość części nie potrzebowała dodatkowej obróbki. Dodatkowo z gąsienic, lufy i wsporników przytrzymujących „ogon” należało usunąć linie podziału form. Na jednej z gąsienic linie te były bardziej widoczne niż na drugiej (czyżby jakieś problemy ze spasowaniem form?). Oprócz tego tradycyjnie te dwie części były zbyt dobrze przyczepione do ramki, co tym razem jest nieuzasadnione, bo grube układy jezdne są wyjątkowo trudne do uszkodzenia.

Podczas obróbki wyszła na jaw wada materiału – w kilku miejscach plastik błyszczał się nieco bardziej niż na reszcie modelu, a podczas obróbki cały wyróżniający się fragment odłaził jedną warstwą. Zaowocowało to m.in. uszczerbkiem we włazie na wieży, widocznym na zdjęciu poniżej. Tak powstałe ubytki nie powinny być bardzo trudne do zaszpachlowania, ale jednak nie powinny się zdarzać (możliwe, że problem dotyczy jedynie niewielkiej liczby egzemplarzy).

Montaż na początku szedł bardzo przyjemnie. Większe części kadłuba oraz elementy wieży były bardzo dobrze spasowane. W przypadku dodatków do kadłuba otwory, w które należy je zamontować, okazały się nieco za małe, ale po rozwierceniu wiertłem 1 mm części weszły na miejsce z łatwością.

Problem zaczął się przy gąsienicach. Każda z nich wchodzi w dwa bolce, z czego tylny jest stałą częścią kadłuba, a przedni należy zamontować samemu. Pomysł ten jest raczej chybiony, bo tak zamontowane zawieszenie będzie bardzo delikatne i na miniaturowym polu bitwy czy w transporcie może zaowocować uszkodzeniami.

Ponadto okazało się, że doklejane, przednie bolce są dłuższe od tylnych, w związku z czym gąsienice nie były prostopadłe do kadłuba. Dało się na to zaradzić przycinając mocowanie z przodu, choć odbiło się to nieco na estetyce modelu.

Drugim kłopotliwym etapem był montaż prętów trzymających „ogon”. Części były wyjątkowo małe (przynajmniej dla osoby składającej modele do wargamingu), konstrukcja chwiała się, a odgięty podczas wycinania z ramki „ogon” dodatkowo utrudnił montaż.

Jednak kiedy już uporałem się z montażem, otrzymałem bardzo ładny i całkiem szczegółowy model. Tradycyjnie pewną obawę wywołują u mnie drobne detale, które mogą zniknąć pod farbą. Mimo to do wyglądu modelu nie mam zarzutów.

Porównując zbudowany czołg z ilustracjami w gazetce nie dostrzegłem żadnych poważnych różnic (choć nie wszędzie zgadzała się ilość nitów – ale to drobnostka). Dla pewności zajrzałem też do książki „Wrzesień 1939. Pojazdy wojska polskiego” Jońcy, Szubańskiego i Tarczyńskiego. Okazało się, że twórcy modelu popełnili błąd kierując wylot rury wydechowej do tyłu czołgu – taka konfiguracja jest właściwa dla pojazdów francuskich, lecz w polskich element ten był skierowany do przodu (po przyklejeniu części odwrotnie wydech będzie skierowany ku górze, a powinien być ku dołowi). Druga, mniejsza rozbieżność dotyczy owalnej „tabliczki” po bokach, pomiędzy gąsienicami, która zazwyczaj była montowana tylko z jednej strony (zawsze można ją zeszlifować).

Podsumowując, dołączony do gazetki miniaturowy czołg FT jest całkiem dobrym modelem o czterech minusach. Pierwszym jest uciążliwa konstrukcja stelaża przy „ogonie”, którą trzeba niestety przeboleć (przeraża mnie nieco myśl składania go jeszcze 4 razy, choć może nabiorę wtedy większej wprawy). Drugą wadą są drobne rozbieżności z oryginalnymi polskimi pojazdami, które wymagają drobnych konwersji. Równie  łatwo powinno dać się skorygować różnicę w długości bolców na gąsienice. Najgorzej może być z delikatnym połączeniem między gąsienicami a kadłubem – w trakcie pakowania i grania trzeba będzie poświęcić pojazdowi więcej uwagi.

Jednak w ogólnym rozrachunku jestem zadowolony z tego modelu i polecam jego zakup, tak do grania, jak i na półkę (choć ze względu na zawieszenie może przede wszystkim na półkę).

Dyskusja o modelu na FORUM STRATEGIE

Autor: Sarmor
Zdjęcia: Sarmor

Opublikowano 21.07.2014 r.

Poprawiony: poniedziałek, 21 lipca 2014 21:03