[Crown of Roses] Rozgrywka na trzech, 10.02.2014

  • PDF
  • Drukuj
  • Email

„Crown of Roses” to gra o wojnie Dwóch Róż w Anglii wyd. GMT Games. Jej zaletą wydaje się być przede wszystkim to, że daje możliwość gry na więcej niż 2 graczy. W rozgrywce może wziąć udział 3 albo 4 graczy i poza dwoma głównymi stronnictwami: Lancasterów i Yorków, pojawiają się dwa kolejne: Buckinghama i Warwicka. Mają one podobne możliwości co dwa główne rody, tak że rozgrywka jest dość wyrównana (przyznam, że początkowo miałem co do tego spore obawy, uwarunkowane także realiami historycznymi). Gra jest pod wieloma względami ciekawa, jako że stanowi osobliwe połączenie gry bloczkowej i card driven, co do tej pory można uznać za rzadko spotykane zjawisko.

Od dłuższego czasu szykowaliśmy się do rozgrywki wieloosobowej, bo do tej pory udawało się tylko pograć na dwóch, a w tym wariancie gra nie odsłania jednak wszystkich swoich możliwości (tak przynajmniej uważałem). Ostatecznie zagraliśmy we trzech, choć przez pewien czas zanosiło się na rozgrywkę w pełnym, czteroosobowym składzie. Jednak, patrząc już z perspektywy rozegranej partii, uważam, że dobrze się stało iż zaczęliśmy od gry na trzech (samej w sobie też ciekawej). Poszczególnymi stronnictwami kierowali:
Lancasterowie – Radek
Yorkowie – Czmielon
Buckingham – Raleen

Będzie to relacja z punktu widzenia Buckinghama, ponieważ tą frakcją przyszło mi kierować, ale jako że znajdował się on niejako pomiędzy dwoma głównymi antagonistami, myślę, że daje to najlepszy punkt obserwacyjny.

Początek rozgrywki. Ustawione w lewą stronę bloczki Lancastera, ustawione w prawą bloczki Yorka, widoczne (ustawione do dołu) bloczki Buckinghama

Od początku była to „dziwna wojna”. Yorkowie, mający wydawać by się mogło najlepsze jednostki, bardzo starali się unikać walk, by się nie wykrwawić. Armie napotykające na siebie częściej się rozchodziły (za obopólną zgodą) niż dochodziło między nimi do poważniejszych starć. Pierwsza tura nie trwała długo i wkrótce strony skupiły się na działaniach zmierzających do obsadzenia hrabstw dających zasoby punktów, by jak najwięcej zyskać ich na koniec tury. Buckingham, początkowo posiadający najskromniejsze poparcie wśród lordów, skupił się na przeciąganiu niezdecydowanych do swojego stronnictwa.

„Dziwna wojna” wokół hrabstwa Buckingham. Za obopólną zgodą York wycofał swoje siły

Tylko koło Londynu dochodziło do drobnych niesnasek między Yorkiem a Buckinghamem w związku z zajmowaniem przez tego pierwszego hrabstw Buckinghama. Ostatecznie hrabiemu Oxford udało się opanować opuszczony przez Yorków Londyn. Koniec pierwszej tury przyniósł dominację Lancastera. Buckingham zdecydował się go poprzeć w wyborach na króla, za co miał otrzymać urząd kanclerza. Jednak York bardzo mocno zalicytował i ostatecznie urząd ten wpadł w jego ręce. Pozostałe urzędy stronnictwa rozdzieliły w miarę równo między siebie.

Sytuacja w drugiej turze

W drugiej turze siły Yorków skupione były w większości w hrabstwach wokół Londynu i w Shropshire. Lancasterowie zgrupowali się na północy i w Somerset oraz Kornwalii. Pomiędzy nimi, rozdzielone, znalazły się dwa zgrupowania Buckinghama, którego siły wyraźnie się rozrosły w porównaniu z pierwszą turą. Również druga tura nie przyniosła większych bitew. York usiłował skłonić Bukcinghama do współpracy, jednocześnie intratne propozycje składał mu Lancaster. York ponownie bardzo nie chciał się wykrwawić w walkach z jednym z przeciwników, gdyż to oznaczałoby oddanie później pola drugiemu. Na koniec drugiej tury znowu korzystniejsza okazała się oferta Lancastera, który ponownie zaoferował Buckinghamowi poparcie w objęciu urzędu kanclerza, który tym razem udało mu się uzyskać.

Zaraza rozprzestrzenia się z hrabstwa Chester

Smutnym wydarzeniem tej tury, o którym warto wspomnieć, była zaraza, która dwukrotnie wybuchła w Chester, doprowadzając jeden ze stojących w okolicy bloczków Buckinghama do eliminacji. Jako że ucierpiały główne siły Yorka i Buckinghama, przesądziło to ostatecznie o braku ich aktywności w tej turze. Żaden nie chciał ryzykować wdawania się w starcia, zwłaszcza zapobiegliwy York.

Trzecia tura rozgrywki. York przystępuje do aktywniejszych działań

W trzeciej turze York, nie mogąc przełamać impasu, postanowił podjąć bardziej zdecydowane działania przeciwko Lancasterom, tym bardziej, że potęga tych ostatnich rosła (przynajmniej w jego odczuciu). Ruszył w związku z tym ze Shropshire wzdłuż północno-zachodniego wybrzeża, przez hrabstwa Chester i Lancaster ku Północnym Marchiom, gdzie doszło do walk z jednostkami Lancasterów. Równocześnie druga grupa oddziałów Yorka, z hrabią Warwickiem, ruszyła w kierunku hrabstwa Somerset i Kornwalii. Buckinghamowie nie przeszkadzali w tych działaniach, zdawali się wręcz sprzyjać Yorkom. Sami skwapliwie zajęli jedynie niektóre opuszczone przez nich ziemie.

Działania wojenne na północy

Pokonani na północy lordowie Lancasterów w większości uciekli, niewielu poległo, a sam, nadal miłościwie nam panujący król Henryk VI okazał się przebywać w innej części swojego królestwa. Z kolei na południu ataki Yorka omal nie zakończyły się dla niego katastrofą. Co prawda miał nadzieję, że uda mu się przyprzeć przeciwników do muru w górskiej Kornwalii, ale niewiele z tego wyszło. Ostatecznie na koniec trzeciej tury, wobec potężniejącego Yorka, Lancaster ponownie porozumiał się z Buckinghamem, tyle że tym razem ceną był urząd króla, zbyt długo już piastowany przez Lancasterów, by Buckinghamowie przystali na inny układ.

W turze czwartej York kontynuował agresywne działania. Początkowo zwalczał Lancastera, ale wkrótce postanowił zająć się jednym z Bukcinghamowych stronników, który został dopiero co Lordem Skarbnikiem i zajął ziemie północnej Walii. Udało mu się go dopaść i posłać na lepszy świat. Buckinghamowie uzyskali natomiast w międzyczasie inny sukces – przeciągnęli na koniec 3 tury na swoją stronę Warwicka, którego następnie w 4 turze York usiłował ponownie skaptować w swoje szeregi, ale bez powodzenia. Ostatecznie tura ta nie potrwała zbyt długo wskutek zagrania karty „Affairs of State” („Sprawy Państwa”). Wymusiła ona przyspieszone zakończenie tury i nie pozwoliła graczom zebrać punktów wpływu z kontrolowanych przez nich hrabstw. W tych warunkach nieoczekiwanie dominację zyskał York. Buckingham i Lancaster nie porozumieli się tym razem co do wspólnego głosowania w wyborach na króla, tak że każde ze stronnictw zagłosowało na siebie. Dzięki temu York, który miał najwięcej głosów, zwyciężył, zdobywając w końcu upragniony urząd. Na tym nie koniec, bowiem wkrótce okazało się, że dzięki zachomikowanym punktom wpływu (IP – Influence Points) York miał największe zasoby przy licytacji urzędów. Wszystkie urzędy, z wyjątkiem trzech, wpadły w jego ręce. Pozostałymi podzielili się Buckingham i Lancaster. W tych warunkach nie ulegało wątpliwości, że Lancaster i Buckingham podczas 5 tury stawali się naturalnymi sojusznikami. Niestety, z braku czasu rozgrywkę zakończyliśmy w trakcie 5 tury (scenariusz skrócony przewiduje rozgrywkę na 5 tur, więc można by ją tak potraktować, chociaż przed grą nie umówiliśmy się co do tego). Siły, jeśli chodzi o kontrolowanych przez stronnictwa lordów, były bardzo wyrównane. Przewaga (trzeba przyznać, że imponująca), jaką uzyskał York, płynęła ze zdobycia korony i wielu urzędów.

Końcówka rozgrywki

Na początku napisałem, że przez długi czas była to „dziwna wojna”. Dla moich współgraczy była to pierwsza rozgrywka, więc do pewnego stopnia naturalne jest, że starali się grać ostrożnie. Przyglądałem się jednak w trakcie gry ich kalkulacjom oraz dokonywanym wyborom (bycie „trzecim” temu sprzyjało), i nie da się zaprzeczyć, że w wielu momentach mieli rację, że nie parli do angażowania się w walki, gdyż zgodnie ze starym polskim powiedzeniem „gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta”. I takie myślenie zdominowało tę rozgrywkę. Po drugie, pewne znaczenie odgrywała niechęć do utraty kontrolowanych przez siebie hrabstw, z korzyściami w postaci punktów wpływu, które przynoszą na koniec tury, a koncentracja wojsk do ataku wiązała się z opuszczeniem części hrabstw. Po trzecie, z początku wszystkie stronnictwa bardzo dużą uwagę przykładały do dyplomacji, miały też licznych sojuszników, których karty warto było wyłożyć, by później zyskać wsparcie w trudnej sytuacji i zaskoczyć przeciwnika w najmniej oczekiwanym momencie. Najwięcej inicjatywy militarnej powinien wykazywać York, jednak rozgrywka pokazała, że nie do końca leżało to w jego naturze i raczej starał się uzyskać przewagę innymi środkami. Po rozgrywce mieliśmy wrażenie, że dla stworzenia lepszego układu sił brakowało czwartego gracza (Warwicka). Mam nadzieję, że kolejne nasze rozgrywki w pełnym składzie zweryfikują te opinie.

Dyskusja o grze na FORUM STRATEGIE

Autor: Raleen
Zdjęcia: Raleen

Opublikowano 18.02.2014 r.

Poprawiony: wtorek, 18 lutego 2014 11:25