Wojny średniowiecznego świata. Techniki walki

  • PDF
  • Drukuj
  • Email

Informacje o książce
Autor: Brian Todd Carey, Joshua B. Allfree, John Cairns
Tłumaczenie: Jan Jackowicz
Wydawca: Bellona
Rok wydania: 2008
Stron: 352
Wymiary: 23,3 x 16,4 x 2,3 cm
Oprawa: miękka
ISBN: 978-83-11-11158-5

Recenzja
Wojny średniowiecznego świata. Techniki walki Briana Todda Carreya oraz Joshuy B. Allfree i Johna Cairnsa to drugi tom cyklu rozpoczętego przez Wojny starożytnego świata. Techniki walki. Tym razem przedmiotem zainteresowania autorów jest epoka średniowiecza, przy czym dość specyficznie rozumiana, gdyż zaliczono do niej także bitwy XVII-wieczne z okresu wojny trzydziestoletniej (1618-1648), jak bitwa pod Breitenfeld (1631) czy bitwa pod Lutzen (1632). To pierwsza z niespodzianek, których wiele czeka nas na kartach tej książki.

Obie części, zarówno starożytna, jak i średniowieczna, starają się możliwie całościowo przedstawić każdą z epok. Na dwustu kilkudziesięciu czy, jak to ma miejsce w przypadku recenzowanej pozycji, trzystu kilkudziesięciu stronach, nie da się rzecz jasna dokonać tego w sposób wyczerpujący. Opisy muszą więc być, przynajmniej po części, skrótowe. Z drugiej strony, taka formuła pozwala powiedzieć więcej, wyjść poza formę zbliżoną do encyklopedii, w rodzaju książki Ernesta Dupuy i Trevora N. Dupuy Historia wojskowości. Starożytność – średniowiecze. Zarys encyklopedyczny. Jednocześnie pewną, dodatkową wartością może być łączne ukazanie wielu bitew, uwypuklenie podobieństw i różnic między nimi, przedstawienie ewolucji sztuki wojennej na tle całej epoki. Te założenia książka w większości realizuje.

Da się też wskazać jej myśl przewodnią, z tym, że autorzy, jak się zdaje, nie byli tutaj zupełnie oryginalni. Sprowadza się ona do ukazania relacji pomiędzy różnymi rodzajami broni i ich współdziałania w ramach średniowiecznych armii. To dość specyficzne podejście, gdyż pojęcie współdziałania broni wiąże się na ogół z późniejszymi czasami. Szczegółowe analizy współpracy różnych rodzajów piechoty i kawalerii, zwrócenie uwagi na ich cechy charakterystyczne, związane choćby z organizacją poszczególnych typów jednostek, warunkującą z kolei m.in. zdolności ofensywne bądź ich brak, wszystko to wydaje się jedną z mocniejszych stron książki. Te właśnie wątki stanowiły dla mnie główny bodziec do jej nabycia.

Książka prezentuje kolejno wybrane ważniejsze bitwy. Do każdej z nich dołączono czaro-białą mapkę (mogłyby być kolorowe). Do tego nieco czarno-białych zdjęć i ilustracji, w większości powszechnie znanych. Mapki są cenne, gdy chcemy szybko uzyskać informacje o danej bitwie. Szkoda, że zawarte pod nimi skrócone opisy jedynie powielają tekst książki. Dobrym pomysłem jest wyraźny podział bitew na fazy, zarówno w ramach opisu, jak i na ilustrującej go mapce. Pomiędzy opisami bitew znajdziemy też nieco o występujących w danym okresie tendencjach w sztuce wojennej. Dowiedzieć się więc można ciekawych rzeczy np. o realiach hodowli koni bojowych.

Niestety, poza wskazanymi zaletami Wojny średniowiecznego świata. Techniki walki posiadają też szereg wad, które sprowadzić możnaby do jednego mianownika: „amerykański” styl pisania o historii (autorzy rzeczywiście są Amerykanami). W połączeniu z bardzo kiepskim tłumaczeniem przynosi to skutki wręcz fatalne. By nie być gołosłownym, posłużę się cytatami. Przy okazji będzie także o innych, bardziej pospolitych błędach:
- Na stronie 14 pomylono datę bitwy na Lechowym Polu. Podano rok 995, a w rzeczywistości bitwa miała miejsce w roku 955 (w dalszej części książki jest prawidłowo). Mowa tam także o „germańskim królu Ottonie I”. Otton I był królem Niemiec, nie zaś jakichś bliżej nieokreślonych Germanów (np. Szwedzi czy Norwegowie to także Germanie, a nimi Otto I jako żywo nie władał).
- Na stronie 29 i 30, w opisie bitwy pod Darras z roku 530, między Persami a Bizantyjczykami, dowódca prawego skrzydła bizantyjskiej armii tytułowany jest „hrabią Janem”, tymczasem ten tytuł, wydaje się, wiązał się głównie z państwem Franków i wraz z nim powstał. Zresztą ten błąd powtarza się w całej książce – wszędzie, gdzie autor miał problem z przypisaniem jednemu z wyższych dowódców jakiegoś tytułu, nazywa go „hrabią”.
- Ze strony 60 dowiadujemy się, że w wyniku IV wyprawy krzyżowej „powstało łacińskie królestwo Konstantynopola, które rozciągało się od Grecji do Azji Mniejszej”. W rzeczywistości państwo to nazywało się „Cesarstwo Łacińskie”, zaś jemu dopiero podlegały mniejsze państwa krzyżowców, powstałe wówczas na terenie Grecji, w randze księstw i królestw.
- Ze strony 77: „W latach 898-955 Węgrzy urządzili około trzydziestu niszczących wypadów ze swoich baz w Hungarii w kierunku zachodnim, do Niemiec, Francji i Italii”. Tutaj niewątpliwie zwraca uwagę owa „Hungaria”. Nie jest to najczęściej spotykane w języku polskim określenie państwa węgierskiego.
- Ze strony 78: „Węgierskie hordy wróciły do Hungarii i przezimowały na własnym terenie”. Znów nieszczęsna „Hungaria”, być może jednak w oryginalnej wersji chodziło o Panonię.
- Na stronie 81 pojawia nam się „dolina Lechfeld”, a na stronie 85 „równina Lechfeld”. Chodzi oczywiście o bitwę nad rzeką Lech z 955 roku, w której Otto I pokonał Węgrów. Rzeka nazywa się Lech, zaś „(das) Feld” to po niemiecku „pole”. W polskiej historiografii określa się tę bitwę jako bitwę „nad rzeką Lech” (bądź krócej „nad Lechem”) albo bitwę „na Lechowym Polu” (ze względu na otwarty teren, który umożliwił Ottonowi wykorzystanie ciężkiej jazdy, co przyniosło mu zwycięstwo).
- Na stronach 85-86 czytamy: „Otton I odniósł na równinie Lechfeld miażdżące zwycięstwo nad Węgrami i dzięki niemu zdobył tytuł świętego cesarza rzymskiego”, co jest błędne o tyle, że Otton I otrzymał tytuł cesarski za to, że wspomógł papieża w walce z możnowładcami włoskimi, którzy zagrażali jego pozycji i w ogóle egzystencji papiestwa, natomiast samo zwycięstwo nad Węgrami owszem stanowić mogło istotny argument, ale na pewno nie decydujący.
- Strona 96 przynosi nam ciekawe sformułowania dotyczące feudalizmu: „Odpowiedzią zachodniej Europy na tę drugą falę najazdów było powstanie wyrafinowanego ustroju, który zapisał się w historii pod nazwą feudalizmu (od łacińskiego słowa feudum oznaczającego „lenno”). Cóż, określanie feudalizmu jako ustroju „wyrafinowanego” nie świadczy o wyrafinowaniu autora (albo tłumacza).
- Strony 96-97 to ciąg dalszy charakterystyki feudalizmu: „Feudalizm obejmował dwie sfery – sferę osobistych zależności, zwaną wasalstwem i sferę własności obejmującą beneficja. Praktyka zależności wasalnych została przejęte ze społeczeństwa germańskiego i opierała się na wojowniczym wodzu, który przyciągał do siebie zwolenników na określonych warunkach głównie wojskowych. Jej podstawą był comitatus, orszak wielkiego wodza, opisany przez rzymskiego historyka Tacyta w dziele Germania. Zgodnie z obyczajami Germanów relacje między wodzem i jego zwolennikami zakładały ich społeczną równość”. Wydaje się, że to dość oryginalna koncepcja, ziarnka prawdy zostały tu tak wplecione w stwierdzenia zupełnie bezsensowne, że całość tworzy niestrawny befsztyk. Przede wszystkim geneza zależności feudalnych tkwi raczej w instytucjach cesarstwa rzymskiego, tak samo kwestia społecznej równości między Germanami oczywiście nie miała wiele wspólnego z systemem feudalnym.

Przyznam, że w omawianej tutaj materii dobił mnie jednak dopiero opis bitwy pod Legnicą (1241). I tak we wprowadzającej części przeczytałem między innymi: „Przez ponad stulecie niemieccy katolicy parli na północ i wschód z terenu cesarstwa niemieckiego, często kosztem słowiańskich książąt. Niemiecki „Drang nach Osten” nie cieszył się politycznym wsparciem królów ani papiestwa, ale był raczej ruchem organizowanym przez miejscową szlachtę. Wojenne zdobycze Niemców umacniała masywna migracja na wschód niemieckich chłopów, którzy osiedlali się w licznych rolniczych wsiach. W rezultacie regiony wschodnich Niemiec były nie tylko podbijane, ale także wciągane w orbitę katolicyzmu. Czołową rolę w tych kampaniach odgrywały zakony, kierowane przez osiadłych w Prusach Krzyżaków” (s. 174-175). W zasadzie można to zostawić bez komentarza.

O samej bitwie czytamy: „Ominąwszy Wrocław, Mongołowie skierowali się do Legnicy, gdzie śląski książę Henryk Pobożny zgromadził potężną armię, złożoną z militia Christi (rycerzy zakonów krzyżackiego, templariuszy i joannitów) oraz polskich i niemieckich książąt lennych i rycerstwa, aby zagrodzić im drogę do Świętego Cesarstwa Rzymskiego” (s. 174). Generalnie Henryk Pobożny występuje w najlepszym razie jako „śląski książę”, częściej jako „chrześcijański książę”, nie dowiadujemy się zaś, że był on księciem polskim. Reszta opisu również wskazuje jakoby dominującą rolę w bitwie odgrywały elitarne oddziały zakonów rycerskich, które wcale elitarne nie były i stanowiły zaledwie garstkę w stosunku do oddziałów książąt śląskich. Oczywiście książę Henryk bronił przede wszystkim swoich włości, a nie drogi do Świętego Cesarstwa Rzymskiego, zaś owi książęta polscy i niemieccy (?!), którzy z nim walczyli, nie byli na ogół jego lennikami.

Dalej w opisie bitwy mamy kolejne rewelacje. Okazuje się, że mongolska ciężka jazda walczyła kopiami. Wojska księcia Henryka składały się zaś w większości z piechoty. Tylko pierwszy rzut stanowiła elitarna ciężka jazda zakonów rycerskich. Sam przebieg bitwy, jak przekonują nas autorzy, miał charakter linearny, nie uwzględniono znanych z historiografii polskiej świadectw źródłowych, mówiących o podziale obu armii na cztery hufce, co w znacznej mierze zdeterminowało przebieg bitwy i miało istotny wpływ na taktykę stron, ale w tak subtelne niuanse autorzy zapewne się nie wdawali.

Na bitwie pod Legnicą zakończyłem wynotowywanie błędów (to wszystko i tak tylko najjaskrawsze z nich). Jeśli chodzi o dalsze bitwy, ogólnie rzecz biorąc, w miarę dobrze zrobione są te bliższe anglosaskiej kulturze, czyli toczące się z udziałem Anglików. Nienajgorzej wypadają też krucjaty i bitwy Szwajcarów. Zwłaszcza te ostatnie stanowią dla autorów istotny zwornik ich teorii dotyczących współdziałania broni i jego ewolucji w czasach średniowiecza. W związku z tym, nie poczytamy sobie także o bliskiej naszym sercom bitwie pod Grunwaldem (jej miejsce zajmuje wojna stuletnia i właśnie Szwajcarzy), chociaż po wrażeniach jakie dostarcza lektura opisu bitwy pod Legnicą należałoby może powiedzieć: na szczęście.

Idąc dalej, wzorem mojego poprzednika, recenzującego swego czasu część poświęconą starożytności, sięgnąłem do zamieszczonego na końcu słownika terminów wojskowych użytych w książce. Pierwsza rzecz, która daje się zauważyć, to swego rodzaju gadżeciarskie posługiwanie się pewnymi obcymi słowami (na tej zasadzie, jak w niektórych reklamach, gdzie mówią nam pewne rzeczy po angielsku, by wydały się bardziej poważne, wiarygodne, przekonywujące). Tak i tutaj, autor, a za nim tłumacz wprowadza obce słowa, jakby chciał sprawić wrażenie większej naukowości swego dzieła. Przykładem mogą być pojęcia Dar al-Harb (w j. arabskim „Dom wojny”), jak podaje autor, „Według tradycyjnego islamu obszar świata, w którym żyją niewierni”, oraz Dar al-Islam (w j. arabskim „Dom Islamu”) – „Według tradycyjnego islamu obszar świata, w którym żyją muzułmanie i ludy znajdujące się pod ich ochroną.”

Druga rzecz związana ze słownikiem. Czy to ze względu na tłumaczenie (najbardziej prawdopodobne) czy jest to oryginalny wytwór autora (mniej prawdopodobne), nie poradzono sobie z podstawowymi kwestiami, jak poprawne zdefiniowanie, co to jest „kopia”. Według tego co podano, w znaczeniu podstawowym jest to „Broń drzewcowa opatrzona w grot, używana przez jazdę w natarciu, zwykle w połączeniu z wysokim siodłem i strzemionami”. Nietrudno zauważyć, że powyższe nie pozwala na odróżnienie kopii od innych podobnych jej broni drzewcowych, jak włócznia, pika czy oszczep. Inny przykład to definicja terminu „limitanei”: „W cesarstwie rzymskim wojska składające się z milicji, wycofanych ze służby legionistów, których powoływano pod broń do obrony kraju. W czasach zagrożenia limitanei mogli zostać promowani do statusu armii polowej i wówczas nazywano ich pseudocomitatenses. Liczebność tych nowych jednostek wynosiła około jednej trzeciej legionu z I wieku n.e.”. Tymczasem najważniejsze wydaje się w tym przypadku wskazanie, że nazwa ta pochodzi od słowa „limes”, czyli po łacinie „granica”. Jednostki limitanei były, najkrócej mówiąc, wojskami obrony granic, na stałe wzdłuż nich rozciągniętymi i do nich „przywiązanymi”, w przeciwieństwie do comitatenses (nazwa pochodzi od słowa „comitatus”, oznaczającego orszak cesarski), które miały charakter ruchomych armii polowych i działały bardziej w głąb terytorium państwa rzymskiego, nie były też raczej ugrupowywane linearnie.

Podsumowując, niestety mam wrażenie, że w porównaniu z częścią o starożytności, tom o średniowieczu okazał się jej „gorszym bratem”. Być może lepsza znajomość tej epoki sprawia, że moja ocena jest tutaj surowsza. Pisząc tą recenzję zastanawiałem się nad tym, starając się wyważyć swoje opinie w stosunku do obu pozycji i mimo wszystko nie są one dla mnie pod względem jakości równorzędne. Mimo to książka ma co najmniej dwie zalety, które sprawiają, że może być użyteczna. Przede wszystkim wiążą się one ze wspomnianym systemem współdziałania broni (nie jest on, nawiasem mówiąc, wytworem autorów), jak również faktem, że książka prezentuje kilka bitew, o których nic albo niemal konkretnego nie można znaleźć w polskiej literaturze, jak bitwa pod Ajn Dżalut (1260). Również z pozostałych opisów, jeśli odsiać pewne treści, można niekiedy sporo dla siebie wyciągnąć. Dla osób, które dopiero zaczynają swoją przygodę z historią, może to być dobra książka, o ile potem sięgną po inne pozycje, np. monografie wydawnictwa Inforteditions czy Bellony (w tym ostatnim przypadku z jakością też bywa niestety różnie). Kończąc, jak wielu czytelników pozwolę sobie wyrazić nadzieję, że w Bellonie wzrośnie jakość tłumaczeń, gdyż wydaje się, że to przede wszystkim na tym etapie następuje obniżenie wartości ciekawych nieraz pozycji, których sporo się w tym wydawnictwie ukazuje.

Tutaj można znaleźć spis treści Wojen średniowiecznego świata. Technik walki: http://ksiegarnia.bellona.pl/pliki/62.pdf

Nakładem wydawnictwa Bellona ukazała się także poprzedniczka omawianej książki: Wojny starożytnego świata. Techniki walki.

Autor: Raleen

Opublikowano 15.06.2009 r.

Poprawiony: piątek, 31 grudnia 2010 16:51